Akcja Ratownicza
Jake przedstawił nam swój pomysł. Okazało się, że jako przywódca stada Forks ma mnóstwo znajomości. Zadzwonił w dwa miejsca i stado z tutejszych terenów zaoferowało pomoc. Kiedy szykowaliśmy się do wyjścia Alice dostała wizję. Jasper przytrzymał ją za rękę, bo właśnie w tym momencie schodziła po schodach. Nie mogłem uwierzyć w to co sam także ujrzałem. Kiedy wizja minęła Alice spojrzała na mnie przerażona.- Ale jak to?!-krzyknąłem sfrustrowany.- Co się dzieje dzieci?-zapytała wciąż pogrążona w poczuciu winy Esme.
Spojrzałem na nią i spuściłem wzrok. Nie umiałem jej tego powiedzieć. Alice także się nie odważyła.- Nic się nie dzieje, obrał inną drogę niż myślałem- skłamałem. Jak miałem powiedzieć jej, że Carlisle chce prosić Aro o swoją śmierć? Czemu Carlisle chciał zrobić coś,aż tak strasznego? Był dla mnie i dla reszty bardzo bliski. Nie wybaczę sobie, jeśli coś mu się stanie. Telefon Jackoba rozbrzmiał w głos. Aż podskoczyliśmy. Odebrał szybko i powtarzał- Tak, tak, dobrze, dzięki, zaczekajcie zaraz tam będziemy- odparł i się rozłączył.- Złapali Carlisla. Jednak trzeba się spieszyć, bo on strasznie się awanturuje i rzuca- uprzedził. Emmett wyjechał z garażu czarnym porsche i zaprosił do niego Jaspera, Alice i Rose. Esme, Nessie i Jackob jechali ze mną w ciemno niebieskim nissanie skyline należącym do Carlisla.
Dotarliśmy pod las w najdalej oddalone miejsce zamieszkane w Cincinatti. Tam z tego co się okazało mieszkały wilki z miejscowego stada. -Leone, brachu kope lat- odparł Jake przebijając piątkę z wysokim i wielkim jak Emmett indianinem. Był nieco starszy niż Jake, ale gdy się uśmiechnął mógł uchodzić za jego rówieśnika. -Gdzie on jest?-zapytał ściszonym głosem.- Chodźcie- odparł zachęcając byśmy za nim poszli. -Swoją drogą to dziwne jest to, że trzymasz z pijawkami- odparł cicho. Wszyscy spletliśmy dłonie na piersiach. Renesmee podeszła do Leone i szturchnęła go lekko- Tak?-zapytał spoglądając na nią z wyższością i powagą- Czy ja się przesłyszałam czy masz coś do mojej rodziny?- moja krew, no nie ma co. Waleczna i szczera dk bólu. To chyba po matce.
Jake uśmiechem chciał załagodzić sytuację.- Uspokój się kochanie, Leone ma wyszukane poczucie humoru- odparł, a indianin uśmiechnął się lekko. - Mam nadzieję- odparła z ostrzeżeniem. - Bojowa ta twoja żona- stwierdził Leone patrząc na Jackoba z uznaniem.- Nie da się ukryć- zaśmiał się Jake. Szliśmy szybkim krokiem i po chwili wpuszczono nas do piwnicy. Oświetlenie było znikome. Wszędzie paliły się tylko pochodnie. Szliśmy ciemnym korytarzem przez dłuższy moment. Wreszcie dotarliśmy do wielkiego pomieszczenia, gdzie wielkie kraty więziły Carlisla. -Jakim cudem wam nie uciekł, to raczej marna pułapka- odparł Em oczywiście wyciągając rękę do metalowych prętów.
Z podłogi pod nimi buchnął ogień. Em w ostatniej chwili cofnął dłoń. -Carlisle?!-krzyknęła przerażona Esme nie wahając się, by wskoczyć do niego.-Esme nie zbliżaj się do krat!- krzyknął nagle ojciec. Kobieta w ostatniej chwili cofnęła ręce. - Wypuśćcie go- odparł spokojnie Jake. Leone skinął głową i pociągnął za wajchę na ścianie. Pręty zniknęły pod posadzką. Esme rzuciła się obejmując Carlisla za szyję. - Nie odchodź, kocham Cię, tak bardzo Cię kocham- mówiła takim głosem jakby właśnie płakała. Pewnie właśnie tak było. -Nie możesz mnie zostawić, naszej rodziny, jesteś dla nas wszystkich bardzo ważny, dla mnie...- mówiła. -Esme...proszę nie próbuj mnie zatrzymać, widzę co się dzieje- odparł spokojnym, choć pełnym bólu głosem.- Kocham Cię Carlisle, zawsze byłeś tylko ty, nigdy Cię nie zdradziłam - wyszeptała.- Tak będzie dla nas lepiej- odparł. Esme spojrzała na niego z rozpaczą. Nagle pomyślała o czymś strasznym i odepchnęła Carlisla.- Mamo nie!!-wrzasnąłem. Carlisle spróbował do niej doskoczyć, ale nie zdążył. Pociągnęła za inną wajchę. Musiała zauważyć ją tuląc się do Carlisla. Wokół niej wybuchła ściana ognia.
Carlisle próbował do niej dotrzeć, ale ogień pozbawiał go szans. -Esme nie rób głupstw- odparł ze strachem. -Nie chcesz mnie, a ja nie chcę bez ciebie żyć!-krzyknęła z rozpaczą.- Nie widzisz tego jak bardzo jesteś dla mnie ważny?-zapytała- Esme wiesz, że Cię kocham, wyłącz to zanim coś ci się stanie- Nie! Wcale nie kochasz, widzę, że już mnie nie chcesz, zawiodłam Cię, wszystkich Was zawiodłam- upadła na kolana coraz bardziej zbliżając się do ognia. Wszyscy szukaliśmy nerwowo ratunku dla niej.- Ja Cię nie kocham? -szepnął zaskoczony jej słowami Carlisle. Rozpędzony wskoczył w ogień znajdując się przy niej. Płonął.- Nie!!!!-krzyknąłem wraz z innymi.- Tato!!!- Esme natychmiast pociągnęła za wajchę i ogień zniknął. Leone w tej samej chwili włączył zraszacze pożarowe i Carlisle poparzony upadł u stóp Esme. -Carlisle kochanie- z czułością dotykała jego policzków. W końcu pochyliła się i pocałowała go namiętnie.
Carlisle jednym ruchem ręki przerzucił ją sobie przez ramię i teraz to on ją całował. Kiedy odsunęli się od siebie Esme wtuliła się w jego ramiona i pisnęła z żalem- Przepraszam- odparła, a on mocniej ją do siebie przytulił
- Tyś dla mych myśli, czym pokarm dla ciała,
Lub deszcze słodkie dla łaknącej ziemi;
Taka się walka we mnie rozpętała,
Jak między skąpcem i skarby wszystkiemi- zaczął cicho mówić do Esme. Bella stanęła obok mnie. Złapała za rękę i spojrzała mi w oczy. Po chwili owionęła mnie jej tarcza i pozwoliła mi odczytać swe myśli. ,, Też będziesz mnie tak kochać?" Jej pytanie zaskoczyło mnie. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją czule w czoło.- Zawsze- Szepnąłem jej na ucho- To co powiedział Carlisle to Szekspira prawda?-zapytała cicho na głos. Skinąłem głową.- Sonet siedemdziesiąty piąty- odparłem, a ona skinęła głową.
Esme patrząc teraz w oczy męża z tęsknotą i radością zarazem odparła- Wracajmy do domu- poprosiła, a Carlisle całując ją w czoło skinął głową. Nie wytrzymaliśmy. Wszyscy ruszyliśmy, by ich przytulić. Wspólnie wróciliśmy do domu. Carlisle ponownie rozpalił ognisko, choć z moją pomocą. Wolałem dmuchać na zimne i nie dać mu zbliżyć więcej do ognia. Wystarczy nam przedstawienia. Esme siedziała teraz wtulona w niego z radością. Bella poprosiła mnie w swych myślach o coś ważnego, gdy byliśmy jeszcze w piwnicy wilków. - Carlisle mamy z Bellą pytanie- zacząłem, a żona usiadła obok mnie.- Jakie?-zapytał obejmując ramieniem Esme.- Czy możemy na powrót z wami zamieszkać?-zapytała Bella.- Dzieci, jeśli chcecie tego, by nas pilnować to...- zaczęła Esme, a wtedy odezwała się Rose.- Właściwie to ja z Emmettem też tęsknimy za wspólnymi wieczorami w naszym dużym gronie- odparła- Co chcecie powiedzieć?-zapytał Carlisle. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie.- Zamieszkajmy znowu całą rodziną, razem- odparła Alice rozanielona tym nagłym pomysłem- Będziecie musieli znowu chodzić do szkoły, będziemy się przeprowadzać-odparł- Znowu w szkole?-zapytała Bella i spojrzała na mnie z uśmiechem. Szkolne lata świetnie wspominaliśmy.- Ja przepraszam- odparła nagle Ness- Ale ja zamierzam zostać z Jackiem-odparła- Ale...co ze studiami?-zapytałem słysząc jej myśli.- Będę je kontynuować w Seattle, w ten sposób będę blisko męża-odparła i wtuliła w jego ramiona.- Jesteś dorosła, najważniejsze, żebyś była szczęśliwa- odparła Bella.
Wszyscy ucieszyli się z pomysłu i zaczęli zawzięcie rozmawiać o tym. Nagle Al przestała się śmiać i posmutniała- Alice co jest?-zapytałem i wszyscy spojrzeliśmy na nią z zainteresowaniem- Skoro mamy razem zamieszkać, to co z czatem?-zapytała.-Niech zostanie, będzie zabawnie siedzieć obok siebie i pisać na nim- odparłem.- To bez sensu-odparła.- Czyli co usuniesz go?-zapytała Rose.- Chyba tak- powiedziała.- Dzieci, mam lepszy pomysł. Co tydzień będziecie do nas przyjeżdżać. W ten sposób czat zostanie, a my będziemy się spotykać- odparł Carlisle i w tym momencie najba najbardziej się zgodziliśmy. Mogliśmy spokojnie wracać do domu, bo w piątek mieliśmy zjawić się u rodziców. Najwyraźniej oni potrzebowali odrobiny prywatności. To było zrozumiałe. Pożegnaliśmy się i czas było wracać. Byłem spokojny o rodziców. Wiedziałem, że nie będą szaleć.
# Od Autorki
Kolejny rozdział. Myślę, że super.
Mam nadzieję
Jak się podoba?
Dawajcie gwiazdki i komentarze jak możecie😅😅😄😄
Pozdrawiam
Roxi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top