naskrobałam...? (I)

- Cześć, skarbie! Jak ja Cię dawno widziałam. Minęło z dziesięć lat. Szkoda, że matka nie mogła przyjechać. Wejdź do środka- niska blondynka przepuściła mnie w drzwiach niedużego domu.

- Dzień dobry- odpowiedziałam. Znaleźliśmy się w niedługim korytarzu z dwoma drzwiami po bokach i wejściem prawdopodobnie do salonu lub kuchni.

- Pewnie pamiętasz Liam'a?- zapytała Karen- mama chłopaka, przyjaciółka mojej mamy z lat młodości. Jedynie pokiwałam głową, niemając siły się odezwać. Byłam zmęczona po długiej podróży samolotem. Na końcu korytarza, po lewej stronie były schody prowadzące na górę mieszkania. Gdy wnosiliśmy moje walizki na górę, ciocia odezwała się kolejny raz.

- Na kilkanaście dni będziesz musiała zająć pokój mojego syna, ponieważ remontujemy pokój gościnny.

Gdy to usłyszałam, mało co nie upuściłam tej cholernie ciężkiej torby. Przystanęłam w szoku, gdy kobieta pokierowała się do wspomnianego pokoju. Muszę spać w jednym pokoju z chłopakiem, którego ostatnio widziałam w dzieciństwie. Jeżeli zastanie noc odrazu skieruje się na kanapę w salonie.

- Możesz rozpakować trochę swoich rzeczy do tej komody. Na razie nie mam dla ciebie szafy, ale postaram się z Ben'em żebyś jak najszybciej się tutaj zadomowiła. Jeżeli byłabyś głodna to możesz zjeść co chcesz, lodówka czynna dwadzieścia cztery na dobę- zaśmiała się Karen.- Łazienka jest po twojej lewej, gdy wyjdziesz z pokoju. Naprzeciwko łazienki nasza sypialnia, a obok twój przyszły pokój. Liam'a dziś nie ma w domu, więc się nie przejmuj. Śniadanie o ósmej!- wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.

Byłam na tyle zmęczona, że nie poszłam się wykąpać.

Przejechałam wzrokiem po pokoju, nie był wielki. Na przeciw drzwi łóżko dwuosobowe, szafka nocna, po prawej stronie spora szafa, a obok komoda. Z drugiej strony moja komoda, która różniła się od pozostałych mebli, a koło tego biurko i tablica korkowa. Położyłam się na łóżku, patrząc w sufit.

Czemu tu trafiłam? Trochę naskrobałam...

kilka dni wcześniej...

Siedziałam przed szkołą na murku, czekając na matkę pod bacznym okiem policjanta wraz z dyrektorem. Światła karetki, policji i wozów strażacki niesamowicie raziły moje zmęczone oczy. Zbliżał się zachód słońca, niebo zabłysło prześlicznym, różowym kolorem, który wpadał w pomarańcz. Wiatr stawał się coraz to chłodniejszy, przez ostatnie anomalie pogodowe. Czerwcowe burze z piorunami w Nowym Jorku? Zdarza się.

Po drugiej stronie ulicy, na parkingu małego sklepu zauważyłam auto mojej mamy. Gdy policja przyjechała odczuwałam stres przed spotkaniem z matką, ale teraz to uczucie zmieniło się w starch. Bałam się co ze mną zrobi albo co gorsza mi. Z przestraszoną miną weszła na teren placówki i zaczęła rozmawiać z mężczyznami przede mną.

Dyrektor oskarżył mnie o podpalenie sali gimnastycznej. To nie moja wina, że kable od prądu nigdy nie były wymieniane, od zbudowania tego budynku.

Wuefista po treningu powiedział, żebym zgasiła światło i zamknęła drzwi, a potem oddać klucze do woźnych. Tak zrobiłam. I co teraz? Strażacy ogarniają cały bałagan, który wcześniej gasili przez trzy godziny. Cała szkołą się zaczadziła, a to wszystko "przeze mnie". Po tym jak wyszliśmy z szatni poczuliśmy zapach spalonej gumy i wydawało się o wiele cieplej, a chwilę potem w całej szkole zaczęła się lać woda z sufitu.

Moje myśli przerwał głos mamy.

- Aurora! Co żeś narobiła! Wiesz, ile ludzi mogłoby ucierpieć. Czemu podpaliłaś hale?- zapytała wściekła, na razie kończąc wykład.

- Mamo to nie moja wina. Pan Singh powiedział, żebym zgasiła światło i zamknęła drzwi, a później bym odniosła klucze do woźnej. Tak zrobiłam, oprócz oddania kluczy, bo pani wicedyrektor wyrwała mi je z ręki- wytłumaczyłam się tej trójce stojącej przede mną.

- Jeżeli strażacy potwierdzą, to co Pani córka powiedziała nie będziecie mieli żadnych problemów z policją. Jedynie dyrektor może zadać karę uczennicy szkoły lub ją wydalić. Zaczekamy tutaj wszyscy do poznania prawdy.

Uhh... wydalić? Aż taka zła nie jestem. Ten wypadek to nie z mojej winy.

Moja opiekunka już nic nie odpowiedziała tylko usiadła na ławce dalej i zaczęła rozmowę z matką, którejś z uczennic.

°°°

Przez kolejne dni nie odbywały się lekcje, a ja zostałam "wydalona" ze szkoły. Złość matki była nie do opisania. Po powrocie do domu z spotkania z dyrektorem, mało co nie pękły mi uszy. Zwyzywała mnie od najgłupszych i najgorszych. Z pokoju nie wychodziłam przez dobre dwa dni. Jedynie do toalety i do kuchni, gdy ona była w pracy.

Zakończenie roku odbyło się na boisku. Wreszcie spokój od ciągłego braku czasu. Dużo spania...

Po powrocie mamy do domu, odbyła się wielka awantura. Jaka to ja jestem a nie jestem, że nic nie robie, są ze mną same problemy. Lecz w pewnym momencie spoczęły słowa:

Natychmiast się pakuj! Lecisz do Johnson, do Australii. Może tam zmądrzejesz.

Do Australii? Przecież to ponad szesnaście tysięcy kilometrów od Nowego Jorku. Nie mogę wyjechać na dwa miesiące na inny kontynent, zostawiając przyjaciół.

Lecisz do Johnson.

Te słowa obijały mi się o uszy nie dając przetworzyć sytuacji. A samą myśl o wszystkim, zrobiło mi się nie dobrze.

Może tam zmądrzejesz.

O, mamo...

°°°

Jak powiedziała, tak zrobiłam. Tata powiedział, że nowe otoczenie dobrze mi zrobi. Nie tylko przyrody, ale też ludzi. Po kłóciłam się z matką, tylko tata odwiózł mnie na lotnisko. Po długim czekaniu na lot, weszłam na pokład, znalazłam swoje miejsce i próbowałam zasnąć.

Po niecałych dwudziestu dwóch godzinach, albo trochę ponad. Wylądowałam w mieście Melbourne.

- Hej, Aurora! To ja, wujek Ben- facet przytulił mnie na przywitanie. Zapakował moje walizki do odkrytego bagażnika*, po czym wsiedliśmy do auto. Zajęłam tylnie miejsce, tak z przyzwyczajenia.- Możesz się zdrzemnąć, bo będziemy trochę jechać.

- A to nie tak, że jesteśmy blisko centrum?- zapytałam zdziwiona. Mieszkają gdzieś dalej? Czuje, że wakacje zmarnowane.

- Mieszkamy ponad sto kilometrów od centrum Melbourne.

Zawiedziona ułożyłam się wygodniej i zasnęłam.

°°°

Ustawiłam budzik w telefonie na godzinę siódmą, podłączyłam telefon do kontaktu. Ułożyłam się w wygodnej pozycji do spania.

Trochę naskrobałam. Co nie?

*samochód podobny do modelu
ssangyong musso

°°°

Cześć, pierwszy raz pisze opowiadanie, które sama wymyśliłam, bez nawiązywania do bohaterów filmowych czy książkowych.

Mam nadzieję, że przyjmiecie to- co pisze- dosyć dobrze.

Rozdziały będą wrzucane rzadko, ale myślę, że raz na tydzień- dwa tygodnie się wyrobię.
\(^o^)/

Proszę i gwiazdki, ponieważ motywują do dalszego pisania(^з^)-☆

Szczególne propozycję i błędy piszcie w komentarzach. Możecie zadecydować, co będzie w kolejnym rozdziale.

18-19.08.23r.
godz. 02:09

♡♡♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top