krew na płytkach i umywalce (blood on tiles and sink) | Apr. 03, 2020
Tematem, który chciałabym poruszyć, jest samookaleczanie. Myślę, że niestety wiele osób w dzisiejszym społeczeństwie zna ten problem. Może słyszeliście o nim od kogoś z bliskiego otoczenia, zauważyliście blizny na rękach nieznajomej osoby, widzieliście depresyjne posty na Tumblrze, albo, co gorsza, sami macie z tym doświadczenie. Może odwiedzaliście Rossmanna, wydając kilka złotych na żyletki. Może zdarzyło się wam opatrzyć rany kogoś, dla kogo perspektywa infekcji była najmniejszym problemem. A może nie macie pojęcia, o czym mówię. A ty, wiesz, o czym mówię?
Dla niektórych zabrzmi to absurdalnie, ale pierwszą styczność z samookaleczaniem miałam już w szóstej klasie. Po czwartej klasie przeprowadziłam się do Polski. Przeżywałam to bardzo ciężko. Zostawiłam za sobą wszystko, co dla mnie ważne, a ludzie — dzieci — byli nastawieni bardzo wrogo. No i tak to się zaczęło i trwało do prawie końca trzeciej klasy gimnazjum. Bywały tygodnie, kiedy liczyłam, ile tego zrobiłam. Bywały dni, kiedy tych ran było dziesiątki. Były wszędzie: na nogach, od nadgarstka po obojczyk, na żebrach. Brakowało miejsca. Dziś mam na ciele setki białych kresek, których już się nie wstydzę. Lubię krótki rękaw i spódnice, ale nie lubię, jak ludzie się gapią i zadają głupie pytania. Czasem nie ma odpowiedzi. A też jest to konsekwencja własnych czynów.
Bywały dni, w których waliłam w ścianę gołymi rękami tak, że miałam zdarte pięści. Bywały dni, w których łamałam paznokcie, zdrapując skórę z grzbietów dłoni. I tak wszystko to nadal widać. Pamiętajcie, to nigdy całkowicie nie znika, tak tylko przypominam.
Każdy z nas ma jakieś zachowania autodestrukcyjne, nawet jeśli sobie tego nie uświadamia. Nie zawsze jest to surowe niszczenie swojego ciała. Niektórzy z nas palą, piją, jarają albo ćpają. Ktoś powie, że to dobra zabawa, taki chillout, wiecie. Ale jeśli robisz to, bo nie dajesz rady, albo tylko to sprawia ci przyjemność, to jest to niezdrowe. A może wracasz do byłych, tkwisz w toksycznych relacjach i odpierdalasz jakieś akcje. No ręka na sercu, powiedz mi, to zdrowe?
W widoku własnej krwi jest coś równie uspokajającego, co w ostatnim bucha papierosa. Wszystkie emocje nagle z ciebie zlatują. No, w trochę gorszy sposób. Z czucia wszystkiego naraz przechodzisz do tego, że nie czujesz nic. Kompletnie nic. W jednej chwili chcesz płakać, krzyczeć, rzucać wszystkim, co masz pod ręką, rozerwać kogoś na strzępy. Ale nie jesteś w stanie tego zrobić, więc obracasz to przeciwko sobie. Ból po prostu odwraca uwagę, bo coś fizycznego prawie zawsze da się ogarnąć. Jebniesz Octeniseptem, nakleisz plaster i git. A jeśli źle się czujesz? Pójdziesz, kurwa, na spacer?
Proszę was, jeśli ktoś w waszym otoczeniu się tnie, nigdy, kurwa, nie sugerujcie na starcie, że to dla atencji. Albo, że to modne. Kurwa, po prostu żadnego innego gówna wyjętego z ust pięćdziesięcioletniego psychologa z czasów PRL-u, uważającego, że problemy nie istnieją, bo chleb można normalnie kupić w sklepie. Nie oceniajcie. Każdy ma swoje własne gówno na głowie.
---
The topic I want to tackle is self-harm. Unfortunately, I think it's a subject many people in today's society are familiar with. Maybe you've heard about it from someone in your circle. Maybe you've seen scars on a stranger's arms or come across depressing posts on Tumblr. Or maybe, unfortunately, you know exactly what I'm talking about from personal experience. Maybe you've blown five bucks on razor blades at Rossmann. Maybe you've bandaged someone's wounds because they didn't give a damn about an infection setting in. Or maybe you have no idea what I'm on about. Do you?
This might sound absurd to some, but my first encounter with self-harm was in sixth grade. After fourth grade, I moved to Poland—and no, I'm not Ukrainian, in case anyone's guessing. The move hit me hard. I left behind everything that mattered to me, and people—kids—were hostile. That's how it started, and it went on until almost the end of middle school. There were weeks when I counted my cuts. There were days when there were dozens. They were everywhere: my legs, from my wrists to my collarbone, my ribs. I ran out of space. Today, I've got hundreds of little white scars all over my body. I'm not ashamed of them anymore. I like short sleeves and skirts, but I hate it when people stare and ask stupid questions. Sometimes, there's no answer. But this is also a consequence of my own actions.
There were days I'd punch walls barehanded until the skin was scraped off my fists. Other times, I'd break my nails scratching the skin off the backs of my hands. And yes, you can still see it all. Just a reminder: this stuff never fully goes away.
We all have self-destructive behaviors, even if we don't realize it. It's not always about physically wrecking your body. Some of us smoke, drink or do drugs. Someone might call it a good time—a chill vibe, you know? But when you're doing it because you can't cope or because it's the only thing that brings you any joy, it's not healthy. Or maybe you're crawling back to exes, stuck in toxic relationships, doing all kinds of crazy shit. Be honest with me—isn't that unhealthy too?
There's something as soothing about seeing your own blood as there is about the last puff of a cigarette. All your emotions suddenly drain out. Just... in a worse way. You go from feeling everything at once to feeling absolutely nothing. And that's terrifying. One moment, you want to cry, scream, throw things, rip someone apart. But you can't do any of that, so you turn it on yourself. The pain just distracts you because physical pain is almost always manageable. You slap on some Octenisept, maybe a band-aid, and you're good. But when you're emotionally wrecked? What, are you supposed to just... go for a walk?
And please, if someone around you self-harms, don't even think about suggesting they're doing it for attention. Or because it's "trendy." Or spouting some other nonsense that sounds like it came out of the mouth of a 50-year-old psychologist stuck in the Communist era, thinking no one has problems because bread is available in stores now. Don't judge. Everyone's carrying their own shit.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top