february '22 | Jun. 20, 2022
TRIGGER WARNING - SA
Czy kiedykolwiek czułeś, że umarłeś w środku? Ja na chwilę umarłam w lutym 2022 roku.
Z czasem pojawiła się ta potrzeba — a może raczej motywacja, tak czy inaczej, dokładnie 1 maja podjęłam decyzję, że nie mogę tak dłużej. Po raz pierwszy zapragnęłam skierować swoje życie w lepszą stronę, a nie tylko reflektować się nad tym, jak bardzo jest źle, i odreagować to alkoholem. Może to ten pijany facet na ławce o 6 rano, który bez przerwy marudził o swoim życiu, sprawił, że uświadomiłam sobie, iż być może dla niego nie ma już nadziei, ale dla mnie nie jest jeszcze za późno.
Staram się. Problem w tym, że „leczenie" nie przynosi jedynie poczucia spokoju i ulgi, ale też włącza jakąś głupią część świadomości na pełnych obrotach. Wtedy do mnie dotarło, co tak naprawdę wydarzyło się w lutym, i zaczęły się łączyć fakty w konsekwencje.
Owszem, to, co się wydarzyło, było okropne. Trudno jest spojrzeć w duże lustro, nie przypominając sobie tamtego wieczoru. Ciężko zapomnieć widok własnej twarzy w lustrze nad brudną umywalką. Trudno zapomnieć, jak wyglądają twoje oczy w odbiciu – jak mięsiście, jak przyżółkłe i przekrwione, od patrzenia w ekran, gdy kłamiesz następnej osobie, że kurier nie doręczył paczki. Widzisz, jak kawałek kreski wymazał się w kąciku oka, od panicznych łez sprzed chwilki. To dziwne, jak szybko potrafisz się wyłączyć, jak mechanizm obronny, kiedy czujesz, że coś idzie nie tak. Patrzysz i widzisz, jak makijaż się ściera, jak odchodzi bez pudru. Widzisz wszystkie pory, każdą rzęsę sklejoną tuszem i pojedyncze włoski przyklejone potem do czoła i skroni. Patrzysz i widzisz rękę, która trzyma ci usta, czujesz, jak zęby obijają się od środka o wargę. Mimo to nie czujesz tej ręki – patrzysz na drobne włoski, które biegną od nadgarstka po palce, czujesz, jak łaskoczą cię tuż pod nosem. Zbyt blisko, myślisz – czy przypadkiem cię udusi? Oby. Ramiona bolą lekko, uwierające nadgarstki dają o sobie znać, ale zaczynasz to odczuwać dopiero wtedy, gdy drętwieją. Ile czasu minęło? Nawet nie zastanawiasz się, jak długo to trwa – to nie ma znaczenia. Nie wydaje mi się, żebym miała jakikolwiek wpływ na to, skoro moja wcześniejsza decyzja została zignorowana. Po co w ogóle trzymał te ręce za plecami? Nie ruszyłaś nawet palcem, odkąd twoje majtki leżały gdzieś przy kostkach na brudnej podłodze, z odciskami podeszwy butów. Chciałabym powiedzieć, że czułam obrzydzenie i strach, ale wtedy nie czułam nic. Z dziwną dysocjacją patrzyłam na swoje odbicie jak na kawałek mięsa w witrynie. Nie potrafiłam postrzegać swojego ciała jako siebie, tylko jako masę kości, mięśni i żył. Panika była wcześniej. Byłam nietrzeźwa, ale nie byłam poza kontrolą, że nie wiedziałam, co robię. Mieliśmy tylko porozmawiać, pośmiało się i może alkohol trochę namącił, kiedy jego usta znalazły się na mojej szyi, bo nie chciałam go pocałować — nie namącił mi na tyle, że nie byłabym w stanie jasno powiedzieć "przestań". Ale to nie miało znaczenia. Jest mi nieco wstyd, że mu nie dałam w mordę, nie kopnęłam w jaja albo się nie wydarłam — nie wiem czemu, ale nie mogłam. Panika, cicha panika przez chwilę mnie chyba sprowadziła na zawał. Ponieważ z czołem przyciśniętym do tego lustra prawie nie słyszałam okropnych dźwięków, jakie wydawał przez bicie własnego serca w uszach. Prawie. Jestem pewna, że wyszarpał mi garść włosów, powiedział, że były ładne. Ścięłam je w kwietniu. Dał sobie spokój z tą ręką i moja nadzieja, że umrę w tym kiblu szybko zgasła. Skończył na ziemi i myślałam, że po wszystkim, nie. Chciałam tam zdechnąć. Nic nie powiedział po tym wszystkim, wyszedł z kibla i więcej go nie widziałam. Zastanawiam się czasami, czy dotarło do niego, co zrobił i czy było mu wstyd, wątpię.
Parę dni później dotarło do mnie, że w fakcie to typ mnie wepchnął do kibla i zgwałcił, popłakałam się i poszłam do szkoły, tyle. Przyszedł czerwiec, a ja zaczęłam myśleć. Patrzyłam na wartości, którymi kieruję się w życiu, i doszłam do wniosków dotyczących relacji. Zawsze byłam w tych kwestiach emocjonalnie skrajną osobą, ale zawsze wiedziałam, czego, a raczej kogo chcę lub nie. Nigdy nie czułam potrzeby „mieć kogoś" – lubię spędzać czas sama i wystarcza mi kilka bliskich osób, które mogę policzyć na jednej ręce. Dlatego pomiędzy związkami, w których byłam, zdarzały się pojedyncze, luźne spotkania, ale przed lutym mogłam je dosłownie policzyć na jednej ręce. Dlatego zastanowiło mnie, skąd nagle ta liczba tak urosła w tak krótkim czasie – nigdy nie byłam fanką „hookup culture", bo seks bez emocjonalnego pociągu do drugiej osoby był dla mnie pusty. Przez dwa miesiące pozostał mi ten stan z tego pieprzonego kibla, nie czułam nic – wobec siebie. Nie mogłam poczuć swojego ciała jako mojego, wydawało się być tą cholerną masą kości, mięsa i żył. Chciałam coś poczuć, do cholery. A może po prostu chciałam odpychać to, co się stało, jak najdalej, zastępując to innymi sprawami. Nie byłam trzeźwa przez ponad trzy tygodnie pod rząd. Nie powiem, że żałuję spotkań z tymi osobami. Nie zrobiłabym tego znowu, ale może, jak głupia, miałam szczęście, że nie natrafiłam na kogoś o tym samym usposobieniu co on. Dało mi to pierdolone poczucie, że jednak mam jakąś kontrolę i wybór – w jakiś chory sposób to zakleiło ten lęk, że to, czego nie chcę, się nie liczy. Zghostowałam ich wszystkich i zablokowałam, nie życzę im źle, ale nie chcę ich więcej widzieć.
Może sytuację pogorszyły reakcje dwóch osób, którym o tym powiedziałam. On dowiedział się kilka dni po fakcie, ona miesiąc później. Jedno „to nie twoja wina, jestem, jeśli chcesz o tym porozmawiać" mogło naprawdę dużo zmienić, ale nie obwiniam nikogo. To były moje decyzje, ale dopiero teraz, po otrzymaniu normalnej reakcji, dotarło do mnie, że mam jeszcze mniej przyjaciół.
Nie jestem szmatą, nie jest normalne, że coś takiego się stało i "nie byłam po prostu pijana i jak otrzeźwiałam, bo pożałowałam, że dałam dupy". Ani w jednym momencie tego nie chciałam i go do tego nie sprowokowałam. Ale winię się, bo mogłam mu zajebać z całej siły, napluć mu na ryj albo udusić gołymi rękami. Mogłam mu rozjebać głowę o tę skurwioną umywalkę, która mi najebała siniaki na biodrach. Ale tego nie zrobiłam.
Od prawie dwóch miesięcy uczę się żyć na nowo. Dbam o siebie i o swoje ciało, bo to ono przeżyło ze mną wszystko od 2003 roku. Daję mu zdrowe jedzenie, chodzę na siłownię i pozwalam odpoczywać. Nie katuję go alkoholem ani papierosami. Staram się być dla siebie cierpliwa. Uczę się wyznaczać granice, usuwać z życia to, co bez powodu mnie stresuje, przytłacza lub dołuje. Może straciłam wielu ludzi albo się od siebie oddalili, ale teraz dopuszczam do siebie tylko tych, którym „zaufałabym, dając im swoje drinka i psa".
Boję się, że przesadzam. Boję się, że to moja wina i że tylko się nad sobą użalam. Boję się, że nikt mi naprawdę nie uwierzy i że wszyscy, którzy wiedzą lub by się dowiedzieli, pomyśleliby to samo i czuliby odrazę do tego, co się stało. Boję się, że pewnego dnia spojrzę w lustro i zamiast zobaczyć siebie, zobaczę tylko masę kości, mięsa i żył. Boję się, że znowu przestanę czuć cokolwiek.
---
Have you ever felt like you died inside? I died for a moment in February 2022.
Over time, this need arose — or rather, motivation. Either way, exactly on May 1st, I made the decision that I couldn't go on like this anymore. For the first time, I wanted to steer my life in a better direction, not just reflect on how bad things were and cope with it through alcohol. Maybe it was that drunk guy on the bench at 6 a.m., who kept complaining about his life, that made me realize that maybe there was no hope for him anymore, but it wasn't too late for me.
I'm trying. The problem is that "healing" doesn't just bring a sense of peace and relief, but also switches on some stupid part of my consciousness at full throttle. That's when it hit me what really happened in February, and the facts started connecting into consequences.
Yes, what happened was terrible. It's hard to look into a large mirror without recalling that evening. It's hard to forget the sight of your own face in the mirror above the dirty sink. It's hard to forget what your eyes look like in the reflection – how swollen, how yellowed and bloodshot, from staring at the screen while you lie to the next person that the courier didn't deliver the package. You see how a little eyeliner wing has smudged in the corner of your eye from the frantic tears just moments ago. It's strange how quickly you can shut yourself off, like a defense mechanism, when you feel that something is going wrong. You look and see how your makeup is wearing off, how it fades without powder. You see every pore, each eyelash clumped together with mascara, and single hairs stuck to your forehead and temples with sweat. You look and see the hand that is holding your mouth covered tight, feel your teeth bumping against your lip from the inside. Still, you don't feel the hand – you look at the fine hairs running from the wrist to the fingers, feel them tickling you just below the nose. Too close, you think – will he choke you by accident? I hoped so. Your shoulders ache lightly, the tight wrists make their presence known, but you only start to feel it when they go numb. How much time has passed? You don't even wonder how long it's been – it doesn't matter. I don't think I had any control over this, since my previous decision was ignored. Why was he even holding my hands behind my own back? I haven't moved a finger since my underwear landed at my ankles, on the filthy floor with shoe prints. I would like to say that I felt disgust or fear, but the truth is, that in the moment I felt truly nothing. With strange dissociation I just kept on starring at my own reflection, like a piece of meat in a display window. I was drunk, but I was not blackout or out of control, I was aware of my surroundings. We were supposed to just talk, laugh and maybe alcohol fogged things a little bit when he started giving me singular kisses - but it didn't fog my mind enough, for me to not be able to say "stop". It didn't matter. I am ashamed. I could have punched him, kick him hardest I can or I could have screamed my head off, but I couldn't. Panic, the silent panic nearly made my heart stop. With forehead pressed against the mirror I was nearly spared of hearing disgusting grunts and moans he made, muted by the deafening sound of my own pounding heart. I am sure he ripped a handful of my hair, he said my hair was pretty. I decided to cut it short in April. He finally took his hand of my mouth, and my hope that I will die there died too. He finished on the floor, and I thought that was the end of it - it was just a beginning of the rest of my life of dealing with this memory. He didn't say anything, he just left and I haven't seen him since. Sometimes I wonder if he realizes what he did to me or if he is ashamed, and I doubt it.
Few days later I realized that in fact he pushed me into the toiled and raped me there, I cried and I went to school. June came, and I started thinking. I looked at the values that guide me in life, and I came to conclusions about relationships. I have always been an emotionally extreme person in these matters, but I always knew what – or rather who – I wanted or didn't want. I never felt the need to 'have someone' – I enjoy spending time alone and I'm fine with having a few close people I can count on one hand. That's why, between the relationships I was in, there were occasional, casual encounters, but before February, I could literally count them on one hand. That's why I wondered where suddenly this number had grown so much in such a short time – I was never a fan of the 'hookup culture,' because sex without an emotional pull towards the other person felt empty to me. For two months, I was left in the state from that fucking bathroom, feeling nothing – towards myself. I couldn't feel my body as mine, it felt like that damned mass of bones, flesh, and veins. I wanted to feel something, damn it. Or maybe I just wanted to push away what had happened as far as possible, replacing it with other things. I wasn't sober for more than three weeks in a row. I won't say I regret meeting these people. I wouldn't do it again, but maybe, like a fool, I was lucky I didn't encounter someone with the same disposition as him. It could have happened again. It gave me that fucking sense that I still have some control and choice – in some sick way, it patched up that fear that what I don't want doesn't matter. I ghosted them all and blocked them. I don't wish them bad, but I don't want to see them again.
Maybe the situation was made worse by the reactions of the two people I told about it. He found out a few days later, and she a month after. One "it's not your fault, I'm here if you want to talk about it" could have really made a difference, but I don't blame anyone. Those were my decisions, but only now, after receiving a normal reaction, it hit me that I have even fewer friends.
I am not a slut, it's not normal that it happened and "I wasn't just drunk, and after sobering up I was ashamed, that I let him hit". I didn't want it at any point and I didn't ask for it. I still blame myself, I could have fought - crack his head open on that fucking sink, which gave me bruises on my hips for days. But I didn't.
For almost two months, I've been learning to live anew. I take care of myself and my body, because it has been with me through everything since 2003. I give it healthy food, go to the gym, and allow it to rest. I don't torture it with alcohol or cigarettes. I try to be patient with myself. I'm learning to set boundaries, to remove from my life what stresses, overwhelms, or depresses me without reason. Maybe I've lost many people or they've distanced themselves from me, but now I only allow those into my life whom I would "trust enough to give them my drink and my dog."
I am afraid that I am being dramatic, that it's my fault and I am drowning in self pity. I am afraid, that no one believes me, and that everyone who knows or would find out, would think the same or they would be disgusted by me. I am afraid, that one day I will look into mirror again and instead of myself, I will see that sack of flesh and bones. I am afraid, that I will feel so empty like I did on that day again.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top