coffee machine confessions | Jan. 24, 2025

Stojąc w biurowej kuchni o wdzięcznej nazwie Latte, czekając, aż maszyna skończy wyciskać płynną energię, zastanawiałam się ostatnio, skąd właściwie wzięła się ta wszechobecna demonizacja pracy biurowej — 9-5, korpo. Nie będę wnikać głębiej w temat, bo od tego mamy niezliczone artykuły w internecie i na papierze. Oczywiście, doświadczenia zależą od firmy, którą wybierzemy, stanowiska, na którym przyszło nam pracować, i wielu innych czynników. Ale mam wrażenie, że moja generacja podchodzi do tego wszystkiego z pewną dozą niewdzięczności.

Pewnie wiele osób z mojej pracy by się ze mną nie zgodziło, ale firma, w której obecnie pracuję, to bez wątpienia jedna z lepszych korporacji. Nikt nie odmierza nam przerw co do minuty, przełożeni są naprawdę wyrozumiali, a dwóch, z którymi miałam bezpośrednią styczność, zawsze starało się iść na rękę, jak tylko mogli. Płacą nam dobrze, roczny bonus jest przyzwoity, mamy solidne benefity, a zespoły, które senioruję, są naprawdę kochane. Rynki, na które sama pracuję, też są całkiem w porządku, a klienci w większości są uprzejmi i doceniają naszą pracę. Może myślę tak dlatego, że moja poprzednia praca, choć w tym samym dziale, ale w innej firmie, wyglądała zupełnie inaczej — jak dzień i noc. Jeśli spóźniłeś się tam choćby o minutę, musiałeś tłumaczyć się trzem głównym przełożonym zmiany. Klienci wyzywali nas od najgorszych, grozili, na co drugim telefonie, benefity nie istniały, a płaca była wręcz skandalicznie bliska minimalnej krajowej, biorąc pod uwagę wymagany poziom angielskiego, godziny pracy i jej trudność. Dlatego miejsce, w którym teraz pracuję — doceniam.

Pomimo wszystkich superlatywów, jakie wymieniłam i mogłabym wymienić o moim obecnym miejscu pracy, zawsze jest niemała grupa ludzi, która narzeka i pewnie powiedziałaby ci przeciwną opinię. "Mogliby płacić więcej", "Nienawidzę tej pracy, jest cholernie trudna" i tak dalej. Człowiek stara się z czystej ciekawości zrozumieć ich punkt widzenia, ale przychodzi to dosyć trudno. Kiedy tu zostałam zatrudniona, miałam 19 lat — znałam dobrze trzy języki i miałam jedynie półtora roku doświadczenia z pracą biurową, dostałam awans, nie mając skończonej edukacji, matury. Nie chcę tym powiedzieć, że to ja jestem jakaś ekstremalnie wyjątkowa i nadziemsko utalentowana, ale chcę tym powiedzieć, że to miejsce daje równe szanse moim zdaniem. Tak, musisz znać te języki — na tym urok naszej pracy, ale reszta zależy kompletnie od ciebie, od tego jak pracujesz, jak się przyłożysz. Więc tak naprawdę każdy może dostać szansę, jeśli się wystarczająco postara — ale czy każdy na nią zasługuje?

Ktoś może powiedzieć, że mam żelazne, wschodnioeuropejskie podejście, ale wierzę, że jeśli nam płacą, to mają prawo wymagać. Płacą nam za to, że coś robimy, a praca biurowa naprawdę nie jest taka zła. Oczywiście, zdarzają się gorsze dni. Są takie, kiedy kończysz zmianę i nie masz nawet ochoty wypuścić z ust kolejnego słowa. Są też dni, kiedy od patrzenia w te cholerne trzy ekrany i od ilości rzeczy do zrobienia człowiek prawie dostaje zeza, a w głowie rośnie mały stosik spraw do załatwienia. Ale, przepraszam bardzo, zabrzmię pewnie jak 'boomer', ale czym jest praca biurowa w porównaniu na przykład do chirurgów, górników, wojska i tak dalej? Kiedy byłam mała, mój tata prowadził własny biznes przez prawie 20 lat, a moja mama również w nim pracowała. Dorastałam, widząc, jak ciężko oboje pracowali. Moja mama była zawsze cudowna dla klientów, a tata jeździł do Polski po towar i był sprawiedliwym szefem dla swoich pracowników. Pomimo całego tego stresu, wysiłku i zmęczenia, jedno szczególnie zapadło mi w pamięć: zawsze byli mili, do wszystkich. Nigdy nie czułam się zaniedbana przez ich pracowitość. Wręcz przeciwnie, miałam cudowne, kochające dzieciństwo – do momentu przeprowadzki do Polski, ale to już inny temat. Myślę, że jeśli moja etyka pracy ma w sobie coś pozytywnego, to właśnie dzięki nim. Lubię też pracować. Tak, firma i ludzie odgrywają w tym rolę, ale posiadanie struktury i rutyny jest równie ważne. Jest w tym również jakaś satysfakcja, kiedy wracasz do domu z czystym sumieniem, wiedząc, że zrobiłaś to, co do ciebie należało, i że zrobiłaś to dobrze.

Dlatego trudno mi zrozumieć, kiedy widzę w pracy ludzi, którzy po prostu się opierdalają lub robią coś na odpierdol — mówiąc poetycznie. Pracujemy w zespołach, więc nawet jeśli zespół składa się z dwóch osób, konsekwencje naszych działań odbijają się przynajmniej na jednej osobie, a często na całej grupie. Jest jedna rzecz, której nie mogę znieść, mimo że staram się to zrozumieć — to po-covidowy trend 'zdrowie psychiczne ponad wszystko'. Nie zrozumcie mnie źle, zdrowie psychiczne jest równie ważne jak fizyczne — jak to się mówi, zdrowie jest najważniejsze, nie kupisz go za żadne pieniądze. Jednak wydaje mi się, że staliśmy się zbyt miękcy. Budzimy się smutni i bierzemy L4 lub urlop na żądanie. Nie mówię, że nigdy nie można tego zrobić — ale kiedy zaczyna to być rutyną, niemal jak zaplanowany urlop, to jednak brew mi idzie w górę. Kiedyś nie było takiej opcji — albo idziesz do pracy i dostajesz zapłatę, albo siedzisz smutny w domu bez grosza. Cieszę się, że teraz mamy opcję wzięcia dnia wolnego, kiedy naprawdę mamy zły dzień, ale myślę, że część ludzi z mojej generacji niestety nadużywa tej opcji.

---

Standing in the office kitchen charmingly named Latte, waiting for the machine to finish extracting liquid energy, I found myself wondering recently: where did this widespread demonization of office work — the 9-to-5, the corporate life — even come from? I won't dive too deep into the topic, as there are countless articles online and in print for that. Naturally, the experience depends on the company you choose, the position you hold, and a myriad of other factors. But I can't help feeling that my generation approaches all of this with a certain sense of ingratitude.

I'm sure many people at my workplace would disagree with me, but the company I currently work for is without a doubt one of the better corporations. No one times our breaks down to the minute, the managers are genuinely understanding, and the two I've worked with directly have always tried to be as accommodating as possible. We're paid well, the annual bonus is decent, the benefits are solid, and the teams I senior for are truly lovely. The markets I work on are also pretty good, and most clients are polite and appreciative of our work. Maybe I feel this way because my previous job, though in the same department but at a different company, was a completely different story — like night and day. If you were even a minute late there, you had to explain yourself to three senior managers. Clients would hurl insults at us, calling us the worst names and making threats on every other call. Benefits? None. And the pay? Shockingly close to minimum wage, considering the required level of English, the working hours, and the overall difficulty of the job. That's why I truly appreciate the place I work at now.

Despite all the positives I've mentioned (and could still mention many more) about my current workplace, there's always a sizable group of people who complain and would probably have a completely different opinion. 'They could pay us more,' 'I hate this job, it's ridiculously hard,' and so on. Out of curiosity, I sometimes try to understand their point of view, but I find it quite difficult. When I was hired here, I was 19 years old — I knew three languages well, had only a year and a half of office experience, and hadn't even finished high school. And yet, I got promoted. I'm not saying this to imply that I'm some kind of exceptionally talented or extraordinary individual. What I want to highlight is that, in my opinion, this place truly offers equal opportunities. Yes, you need to know the languages — that's the nature of the job — but everything else depends entirely on you: your effort and your attitude. So really, anyone can get a chance here if they try hard enough. But the real question is: does everyone deserve it?

Some might say I have a rigid, Eastern European mindset, but I believe that if we're getting paid, the employer has every right to expect something in return. We're paid to do a job, and honestly, office work isn't that bad. Of course, there are tougher days. Days when you finish your shift and don't even feel like uttering another word. Days when staring at those damn three screens and the endless list of tasks almost makes your eyes go cross-eyed, while a mental stack of unfinished tasks builds up in the back of your head. But, excuse me for saying this — and I might sound like a 'boomer' — what is office work compared to, say, surgeons, miners, or the military? When I was little, my dad ran his own business for nearly 20 years, and my mom worked there too. I grew up watching how hard they both worked. My mom was always amazing with customers, and my dad would travel back and forth to Poland for supplies while being a fair  boss to his employees. Despite all the stress, effort, and exhaustion, one thing stood out to me above everything else: they were always kind — to everyone. I never felt neglected because of their hard work. On the contrary, I had a wonderful, loving childhood — up until we moved to Poland, but that's another story and not my parents fault. I think if there's anything positive about my work ethic, it's thanks to them. I also enjoy working. Yes, the company and the people you work with play a part in that, but having structure and routine is just as important. There's also a certain satisfaction in going home with a clear conscience, knowing you've done what you were supposed to do and that you've done it well.

That's why I find it hard to understand when I see people at work who just slack off or do things half-heartedly — to put it poetically. We work in teams, and even if a team is just two people, the consequences of our actions always impact at least one other person, if not a larger group. One thing I can't stand, no matter how much I try, is this post-COVID trend of 'mental health above all.' Don't get me wrong, mental health is just as important as physical health — as the saying goes, health is the most important thing, and you can't buy it. But I feel like we've become too soft. We wake up sad and take sick leave or a last-minute day off. I'm not saying you should never do that — but when it starts becoming a routine, almost like a pre-planned vacation, my eyebrows raise. There was a time when that wasn't even an option. You either went to work and got paid, or you stayed home sad with no money. It's great that we now have the option to 'check out' from work when we're having a really bad day, but I think some people in my generation tend to abuse it.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top