Rozdział dziewiąty- Szaleństwo
Szaleństwo to potwór,
który zasiedla umysł każdego człowieka.
Wije się, podgryza, aż wreszcie atakuje
pochłaniając całe jestestwo.
M.D.
If I told you where I've been
Would you still call me baby?
And if I told you everything
Would you still call me baby?
And if I told you everything
Would you still call me crazy?
James Young „Dark star"
Christopher...
Nie żyje.
Poświęcił się.
Dla niej.
Nie, nie nie...
Głośny krzyk zamarł na jej ustach, zmieniając się w chrapliwy kaszel. Zmysły szalały, niemal całkowicie wyłączając jej wrażliwość na bodźce zewnętrzne. Z ledwością rejestrowała uścisk dłoni na swoim ramieniu. Rozmyty obraz nie pozwalał jej dostrzec twarzy porywacza. Łzy. To one mąciły jej wzrok i myśli. Obraz martwego ciała Christophera raz po raz pojawiał się w jej głowie, wyduszając z piersi głuchy szloch.
Przeżyła wojnę. W swoim niespełna czterdziestoletnim życiu przeżyła i zobaczyła już wiele, jednak poświęcenie nastoletniego dziecka...Dlaczego nie zauważyła, że wstał z łóżka? Jakim cudem nie dostrzegła, że biegnie w jej stronę? Nie mogła zrozumieć jego zachowania. Skąd tak wielki akt bohaterstwa u zaledwie nastoletniego chłopca, kiedy nawet dorośli ludzie nie są zdolni do takich czynów? Co go motywowało?
Już nigdy się nie dowie.
Przystanęła na moment czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Wyrwała rękę z uścisku, pochylając się do przodu. Minął krótki moment nim była wstanie zrobić wdech pełną piersią, jednak serce wciąż pulsowało bólem.
- Granger, idziemy.
Znajomy głos częściowo wyrwał ją z otępienia. Podniosła głowę, z dezorientacją spoglądając w ciemne oczy Blaise'a. Nie zobaczyła w nich zupełnie nic. Były jak dwie ziejące dziury i to przeraziło ją bardziej niż wszystko co się dotychczas wydarzyło. Kim jest ten człowiek?
Nawet nie zareagowała kiedy prychnął i na nowo złapał ją za ramię. Bez większych oporów pozwoliła ciągnąć się do przodu i dopiero po chwili dotarło do niej, że idzie ciemnym korytarzem, oświetlanym jedynie równo porozmieszczanymi pochodniami. Gdzie jest? Co się dzieje?
Odpowiedź nadeszła wraz z minięciem kolejnego zakrętu, gdzie zatrzymała się przed kamiennymi schodami, prowadzącymi... do lochu.
Spojrzała ze zdumieniem na twarz Zabiniego, starając się doszukać jakiegokolwiek wyjaśnienia, dojrzała jednak obojętność. I tylko fakt, że znała go naprawdę dobrze, pozwolił jej wychwycić nerwowe drgnięcie powieki, trwające zaledwie ułamek sekundy. Nasłuchuje. Poczuła jak adrenalina zaczyna wypychać oszołomienie w zawrotnym tempie, a krew głucho pulsuje w jej uszach.
Rozejrzała się dyskretnie, zastanawiając się jakim cudem nie ocknęła się wcześniej. Czyżby aż tak ufała Zabiniemu, żeby nie podejrzewać niczego?
A o co chcesz go podejrzewać?
Uratował cię.
I to nie raz.
Wyciągnął cię z samego środka bitwy. To miejsce wcale nie musi oznaczać, że ma złe zamiary.
Pokręciła głową, tłumiąc podszepty świadomości.Spojrzała na niego jeszcze raz. Dlaczego właściwie się boi? Skąd to uczucie? To jej przyjaciel. Dlaczego nie spróbować...
- Blaise? - wyrwało się z jej ust, zanim zdążyła się powstrzymać.
Podziałało. Odwrócił się powoli w jej stronę, a tłuste włosy opadły mu na czoło.
W tej chwili tak bardzo przypominał starego Snape'a, że gdyby nie okoliczności, z pewnością pozwoliłaby sobie na jakąś niewybredną uwagę.
Zamiast tego objęła się rękami i nie spodziewając się odpowiedzi, odchrząknęła cicho.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś?
Zobaczyła jak jego źrenice rozszerzają się na ułamek sekundy, zupełnie jakby padło na nie ostre światło. Miała wrażenie, że spojrzeniem wyraża całą paletę uczuć, których nie potrafił dłużej ukrywać pod tą ziejącą pustką.
Serce zabiło jej mocniej w piersi, jednak całe wrażenie zniknęło w ułamku sekundy, przywracając na twarz maskę zimnej obojętności.
Zamiast odpowiedzieć, złapał ją za rękę i trochę delikatniej niż przedtem, pociągnął schodami w dół.
*~*~*
Szybkie, nerwowe kroki odbijały się głośnym echem w kamiennych ścianach, raz po raz ubarwiane o dźwięk wyłamywania kości palców. Adrenalina wciąż buzowała w jego żyłach, siejąc spustoszenie, a każda kolejna minuta przynosiła coraz gorsze myśli.Ile czasu minęło od kiedy ten dupek się deportował? Czy dopadł już Granger? A co jak ... jak ona...
Złapał się za głowę, nie mogąc zapanować nad paniką. Nie mógł tak myśleć. Jeżeli ma rację, to...no cóż. Nigdy nie był specjalnie silny pod tym względem. W dzieciństwie zawsze odznaczał się wrażliwością, za którą karcił go ojciec, a uwielbiała matka. Z czasem udało mu się ją zatuszować, może i zminimalizować, jednak nigdy nie zniknęła całkowicie. Pojawiała się zawsze w takich momentach. Nie mógł sobie na to pozwolić, nie teraz.
Po raz tysięczny tego wieczora rzucił się do krat, szarpiąc z całej siły. Po raz setny żałował, że nie ma różdżki. Gdyby tylko się stąd wydostał...
- Możesz przestać tak hałasować? Głowa zaraz mi pęknie...
Niewyraźny głos Potter'a nieco ostudził jego wściekłość i sprowadził do go do wciąż ruchomego, ale zawsze: pionu.
Przeczesał dłonią włosy, odetchnął głęboko i przybrał na twarz uśmieszek, który nie objął jego oczu.
- Dobrze się spało, Potter?
Na widok gniewnego wzroku Wybrańca, stłumił w sobie chęć histerycznego śmiechu. Usiadł, opierając się o kraty, w identycznej pozycji co wcześniej.
W ciszy obserwował jak Harry pociera głowę w miejscu, na które upadł. Nawet w tej ciemności widział rosnącego guza. Oj, będzie bolało.
Cisza przedłużała się coraz bardziej, przywołując z powrotem panikę i niechciane myśli. Może to głupie, ale jedynie odgłos oddechu Potter'a, jego dawnego wroga, a teraz - o ironio!- jednego z niewielu sprzymierzeńców, pozwalał nieco się uspokoić.
- Długo byłem nieprzytomny? - zapytał Harry po kolejnej minucie, czy dwóch. - Co się działo?
- A czy wyglądam jakbym miał zegarek?- warknął nieprzyjemnie. Wspominanie o czasie nie było w tym momencie najlepszym zagraniem. Skąd jednak Potter mógł o tym wiedzieć? Nie słyszał tej części rozmowy... Odetchnął głośno, przywołując z powrotem tę namiastkę spokoju, która mu została.
- Blondwłosy dupek okazał się być drugim, nieznanym i pałającym żądzą zemsty synem Lucjusza...
- Tak myślałem...
- ... i zagroził zabiciem Granger.
- Że co?!
Podniósł głowę, posyłając Potter'owi zdumione spojrzenie. Już zdołał zapomnieć, że tych dwoje, plus Weasley'a sporo łączyło w przeszłości, a kto wie? Być może łączy nadal.
Nagle uleciała z niego cała reszta sił i poczuł jak jego ciało wiotczeje pod ciężarem tej świadomości. Czyżby wcześniej nie zdawał sobie w pełni sprawy co to oznacza? I dlaczego, na Salazara, tak bardzo zależy mu na tej kobiecie?
- To, że chce zabić Hermionę, ma sens. W końcu osobiście wzięła udział w zabiciu Voldemorta... - zaczął Harry, zwężając powieki. Dłonie miał zwinięte w pięści i najwyraźniej całkowicie zapomniał o rosnącym siniaku. - Jednak mnie nie zabili. Dlaczego? I czemu zagroził jej zabiciem, właśnie tobie?
Draco przypomniał sobie cień ciepła w jej spojrzeniu, kiedy zaczęła przekonywać się, że może wcale nie jest taki zły. Reakcję na wiadomość o Astorii. Rozmowy, sprzeczki. Ostatni wspólny wieczór... czyżby po raz drugi miał szansę na głębsze uczucie?
- Malfoy.
Otrząsnął się z myśli, zmuszając do nonszalanckiego wzruszenia ramionami.
- Długa historia...
- Najwyraźniej - skomentował Potter, opierając głowę o kraty i przymykając powieki. Na jego twarzy widać było wszechogarniający ból. Draco domyślił się, że nie obejmował tylko szramy na twarzy i gigantycznego guza na głowie. Sięgał o wiele głębiej.
W ciszy, która ich otuliła, można było wyczuć intensywność myśli, emocji i strachu. Nie trwała jednak na tyle długo, aby te emocje rozwinęły się w rozpacz. Kiedy po raz kolejny tracili poczucie czasu, powietrze rozdarł dźwięk aportacji, a po nim sfrustrowany krzyk, który o dziwo, wzbudził w sercu Dracona iskierkę nadziei.
Zerwał się na równe nogi, a Potter jedynie obrócił głowę w stronę dźwięku.
Zdążył zobaczyć rozwścieczone oczy Joshuy, czubek różdżki wycelowany prosto w jego klatkę piersiową i poczuć ból zatrzymującego się na ułamek sekundy serca.
Kiedy w następnej chwili jego ciało pochłonęły wewnętrzne płomienie, mimo tortury poczuł jak ulatuje z niego większość stresu. Bolało, owszem, i to jak diabli. Carter włożył w tę klątwę całą siedzącą w nim wściekłość. To właśnie ta wściekłość pozwoliła mu na iskrę nadziei.
Kiedy płomienie zniknęły, a pod policzkiem poczuł chłód kamienia, z jego piersi wydarł się śmiech. Głośny, histeryczny i tak szalony, że przez moment sam zwątpił w swoje zdrowie psychiczne.
Czuł na sobie spojrzenia, jednak nie przestawał się śmiać, wyrzucając z siebie jednocześnie cały stres i frustrację.
Wariat, myślicie. Zupełnie zwariował.
A ja mówię: nie.
Nadzieja zauważona we wściekłości Cartera nie wzięła się znikąd. Ta zimna furia mogła oznaczać tylko jedno: Granger żyła i tylko to się w tym momencie liczyło.
*~*~*
Z ręką na ustach obserwowała jak ciało Malfoy'a wygina się w nagłym spazmie bólu. Mimo , że ramię powoli drętwiało jej od stalowego uścisku Blaise'a, w tym momencie była wdzięczna, że ją trzyma. Nie ufała reakcjom swojego ciała, nie wiedziała jak długo będzie w stanie ustać na nogach.
Zawsze była silną kobietą, nie poddawała się emocjom, cechowała ją jasność umysłu. Cóż, każdy w pewnym momencie ociera się o własne granice.
Mogła użyć różdżki? Z pewnością. Zrobiłaby to już dawno, gdyby tylko miała do niej dostęp. Niestety Zabini „rozbroił" ją od razu po aportacji, skazując całkowicie na swoją łaskę.
Mogła jeszcze kopać, gryźć, drapać po twarzy jak rasowa kocica, powstrzymywała ją jednak wrodzona ciekawość. Zabini od jakiegoś czasu był dla niej jedną, wielką zagadką, a wydarzenia z dzisiejszego dnia tylko pomnożyły całą górę pytań.
Po pierwsze- dlaczego tu jest?
Po drugie- dlaczego czekał z zejściem na dół, aż pojawi się ten chory blondyn?
Nagle poczuła jak jej ciało zalewa paląca fala nienawiści, a siły wracają do mięśni. To on zabił Chrisa. Zabił niewinne dziecko, a teraz torturuje Malfoy'a.
Nie wiem co takiego w sobie masz, ale Draco dzięki tobie staje się lepszym człowiekiem.
To zdanie pojawiło się w jej umyśle zupełnie znikąd i rozpaliło w sercu jeszcze większy płomień. Zupełnie zapominając o silnej dłoni trzymającej ją za ramię, ruszyła w przód, jednak mocne szarpnięcie przywróciło ją do poprzedniej pozycji.
Skrzywiła się nieprzyjemnie, posyłając Blaise'owi oburzone spojrzenie. Nie zdziwi was pewnie, że zupełnie na nie nie zareagował...
Nagle dotarł do niej śmiech. Tak głośny i szczery, a jednocześnie tak bardzo szalony, że całkowicie zbił ją z pantałyku. Przez chwilę nie potrafiła zrozumieć skąd dochodzi ten dźwięk, a kiedy zrozumiała, że to Malfoy, poczuła jak jej szczęka zjeżdża kilka centymetrów w dół. Sądząc po minie Zabiniego i postawie stojącego z wciąż uniesioną różdżką Josha, nie była odosobniona w swojej reakcji. Draco... oszalał?
Niestety nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać.
Zanim zdążyła choćby mrugnąć, została wyciągnięta z cienia i postawiona parę metrów od Josha.
- Blaise...!
- Zabini...!
- Ty...
Trzy głosy zlały się w jedno - dwa nienawistne, jeden zdziwiony, stworzyły mieszankę nowego rodzaju. Wrogość Josha była skierowana również w jej stronę, jednak w tym momencie całą swoją uwagę skupiła na ciemnej celi sąsiadującej z Malfoy'em. Czy to możliwe, żeby...
- Harry!
Rzuciła się do biegu tak szybko, że nawet wiecznie czujny Zabini nie zdążył zacieśnić uścisku. Złapała za kraty, sięgając do twarzy Potter'a ze łzami w oczach.
Kiedy nie znalazła go nigdzie tuż po śmierci Rona, obawiała się najgorszego. Bała się, że zostanie pozbawiona ostatniego z przyjaciół.
Harry odwzajemnił jej spojrzenie, krzywiąc się lekko, kiedy przejechała palcem po paskudnej szramie na policzku. Widziała w jego oczach ulgę pomieszaną z przerażeniem.
Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, zupełnie jak kiedyś, gdy cechował ich specjalny rodzaj młodzieńczej niewinności.
Kiedy odwracała się w stronę Malfoy'a, zauważyła w oczach Harry'ego cień zdziwienia, jednak nie dowiedziała się co oznaczało. Nie zdążyła nawet dotrzeć do Dracona, mimo że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Ostatnim co zapamiętała, to strach w jego pięknych, stalowoszarych oczach i ostry ból w krzyżu. Później opanowała ją ciemność.
Jeden z katów wyrwał się z otępienia.
*~*~*
Ręce zawisły w powietrzu w oczekiwaniu na jej nadejście. Dłonie zwinęły się w pięści, w obronie przed piekącym bólem, spowodowanym jej brakiem. Patrzył na bezwładne ciało leżące przed kratami, a w jego oczach zebrały się łzy. Nie mógł i nie chciał nad nimi panować. Czy każda kobieta, z którą miał szansę na jakąkolwiek przyszłość musiała kończyć w taki sposób? Nie widział skąd nadszedł atak, a w tej sytuacji nie ufał Blaise'owi nawet w najmniejszym stopniu.
Jak przez mgłę słyszał wrzaski Potter'a, który z godną podziwu zawziętością szarpał kraty swojej celi. Nie widział w nim takiego zaangażowania, od kiedy zostali przymusowymi sąsiadami. Może on też powinien zareagować?
Podniósł głowę, zmuszając się by oderwać wzrok od nieruchomego ciała Hermiony.
Spojrzenia jego i Blaise'a spotkały się na krótki moment, pozostawiając po sobie zimno i pustkę.
- Nie mów, że zwinąłeś mi ją sprzed nosa, tylko po to, żeby sprzątnąć ją własnoręcznie- powiedział Josh, z cieniem złości, jednak na jego ustach czaił się uśmieszek.
Stał zupełnie rozluźniony, z rękami założonymi na piersi i różdżką zwisającą z lewej dłoni.Blaise uśmiechnął się niewyraźnie, jednak ten uśmiech nie objął jego oczu.
- Coś w tym stylu - odpowiedział. Josh przyglądał mu się jeszcze moment, po czym roześmiał się serdecznie, zagłuszając głuche jęki Potter'a, który starał się dotknąć Hermiony. Draco zwinął dłonie w pięści i postanowił czekać. Nic innego mu nie pozostało...
Nie spuszczał nienawistnego spojrzenia z Blaise'a. Nie mógł zrozumieć jego zachowania. Przyjaźnili się od kiedy tylko pamiętał, zawsze mogli na siebie liczyć. Jeden za drugiego był w stanie oddać nawet życie, a teraz?
Zabini zmienił się od czasu śmierci tej wiewiórki, Weasley. On, Draco, także przeżył tragedię, jednak potrafił się z niej w pewien sposób pozbierać. Blaise'owi niestety się nie udało. Jego długie tłuste włosy, wychudzone ciało, ciemne worki pod oczami i pełna nienawiści postawa, były strasznym efektem tej wciąż wiszącej nad nim tragedii.
Draco wiedział o tym, a jednak nie potrafił zmusić się do patrzenia na byłego przyjaciela z mniejszą nienawiścią.
Nie potrafił albo nie chciał...
- Skoro Granger mamy z głowy, to chyba czas zająć się pozostałymi - odezwał się Josh, podnosząc różdżkę w kierunku celi Harry'ego. Jęki Potter'a zamilkły jak na zawołanie, zastąpione niemal namacalną zawziętością. Był gotowy umrzeć.
Draco poczuł do niego coś na kształt podziwu, jednak ani na moment nie odrywał spojrzenia od Zabiniego, który w ślad za Carterem uniósł swoją różdżkę.Kolejne wydarzenia potoczyły się w ułamku sekundy. W jednej chwili obydwoje celowali różdżkami w Potter'a, a już w następnej Josh leżał na ziemi, wpatrując się z nienawiścią w różdżkę Zabiniego skierowaną w jego głowę. Związał go. Draco poczuł jak jego szczęka zjeżdża w dół. Wymienili z Potter'em szybkie spojrzenia. Co tu się dzieje?
- Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem - powiedział Blaise ochrypłym od emocji głosem. - Nawet nie wiesz ile czasu zajęło mi, żeby wreszcie cię dopaść...
Zaczął krążyć wokół wijącego się w niewidzialnych więzach Josha. Wyglądał jakby zupełnie zapomniał o Malfoy'u i Potterze, obserwujących w ciszy każdy jego ruch.
Emanował nienawiścią tak silną, że zapierała dech w piersiach. Draco znów wymienił spojrzenia z Harry'm. Skąd tych dwoje się znało?
- Odebrałeś mi wszystko, rozumiesz? Wszystko! - W akcie złości machnął różdżką, a ściana tuż za Joshem rozsypała się w pył. Musi być naprawdę wściekły...
Carter zaczął szarpać się coraz mocniej, a jego nienawistne spojrzenie z każdą chwilą pochłaniało przerażenie.
- Przemierzyłem cały świat, żeby dowiedzieć się o was, o tej organizacji. Żeby dowiedzieć się o tobie - zatrzymał się tuż przed swoją ofiarą, obniżając tak, by ich spojrzenia się spotkały. - Niełatwo było cię wytropić, wiesz? A jeszcze trudniej zdobyć twoje zaufanie... ale udało się. Półuśmiech wykrzywił jego usta, jednak oczy wciąż pozostały puste i zimne.
- Nie wiedziałeś, bo nie mogłeś wiedzieć, że nigdy nie byłem po twojej stronie. Nigdy nie pomagałem ci w twojej głupiej zemście na Malfoy'u - wskazał palcem na celę Dracona, spoglądając na niego przez ułamek sekundy. Ta jedna chwila wystarczyła, żeby Draco dojrzał tę jedną iskrę: szaleństwo. - Informowałem go o twoich zamiarach. Gdyby tylko był trochę bystrzejszy...
Malfoy zacisnął dłonie w pięści, jednak starał się tego nie komentować. No bo kto normalny mógł zrozumieć te ogólnikowe liściki? Odpowiedź nadeszła w ułamku sekundy: Granger.
Czy gdyby wtedy jej zaufał, to sprawy wyglądały by inaczej? Czy wtedy wciąż by... przy nim była?Bezwiednie spojrzał na jej wciąż nieruchomą sylwetkę, a jego ciało zalała wściekłość. Miał ochotę zabić Blaise'a, nie ważne, że cały czas był po jego stronie.
- W każdym razie, sabotowałem każdy twój ruch. Byłem o krok przed tobą i pilnowałem, żeby wszystko szło zgodnie z moim planem - zaczął bawić się różdżką, skupiając na niej swoje spojrzenie. - I tak było, oczywiście do czasu, kiedy nie złapaliście Weasley'a i Potter'a, no i kiedy nie postanowiłeś, że zabijesz Granger. - Powrócił spojrzeniem do nieruchomego w tym momencie Josha. Zwęził oczy, a słowa zostały zniekształcone przez syk. - Tego nie obejmował mój plan.
Draco obserwował całą scenę z coraz większym zdziwieniem i przerażeniem. Takie zachowanie zupełnie nie pasowało do starego Blaise'a... ale ustaliliśmy, że przestał nim być już dawno, prawda?
Z otwartą buzią patrzył jak jego były najlepszy przyjaciel cofa się parę kroków w tył i po raz kolejny unosi różdżkę na wysokość głowy Josha.
- Teraz mi za to zapłacisz. Zapłacisz za odebranie mi wszystkiego na czym kiedykolwiek mi zależało. Zapłacisz za próbę zemsty na Malfoy'u.
Powietrze w lochach zrobiło się nagle ciężkie i gęste jak ołów. Każdy, choćby i wbrew sobie, wstrzymał oddech, oczekując na to co będzie dalej.
- Zabini nie rób tego - odezwał się nagle Harry, a zarówno Malfoy jak i Blaise posłali mu zdziwione spojrzenia.
Dłoń Zabiniego zaczęła się trząść, a oczy rozszerzyły się w bliżej nieokreślonych uczuciu.
- Niby dlaczego? Nawet nie wiesz co on zrobił...
Harry pokręcił głową.
- Nie, nie wiem. Wiem za to, że wygląda jak Draco i miał jego różdżkę kiedy robił te wszystkie, złe rzeczy - odetchnął głęboko i podszedł do krat, a Malfoy ze zdziwieniem uświadomił sobie, że Wybraniec stara się zachować j e g o dobre imię.
- Jeśli go zabijesz to jak udowodnimy, że to nie Draco był odpowiedzialny za te wszystkie zbrodnie?
- Bo nie był.
- Ale moja różdżka świadczy inaczej - odezwał się wreszcie Malfoy, podchodząc bliżej krat.
Potter ma rację. Jeżeli Zabini zabije Cartera, nigdy nie udowodnią, że to nie on był odpowiedzialny za tą całą organizację i wszelkie zło. Przecież tylu świadków widziało go w akcji... oczywiście to nie był on, tylko Josh, ale skąd zwykli ludzie mogli o tym wiedzieć?
Blaise zaczął kręcić głową, coraz szybciej i coraz bardziej nerwowo.
- Muszę... - wyszeptał przez zaciśnięte zęby, mocniej ściskając różdżkę. - Wieprzlej już zapłacił za swoje, teraz muszę też jego...
- Wieprzlej? To dlatego został zabity? - Draco podłapał temat, czepiając się go jak ostatniej deski ratunku.
Zabini znów spojrzał w jego stronę, kiwając lekko głową. Jego usta wciąż były zaciśnięte, a w oczach czaił się obłęd.
- Dlaczego? Dlaczego nie zabiłeś też mnie? - zapytał Harry, trzymając się krat, które były jedynym oparciem dla jego chwiejnych nóg.
- Dlaczego? - powtórzył Blaise, przerzucając spojrzenie na Potter'a. - Bo ty, Potter, jako jedyny zainteresowałeś się kiedy przyszliśmy do ciebie po pomoc. Pamiętasz? Pamiętasz jak osiem lat temu zapukaliśmy z Ginny do twoich drzwi, prosząc o pomoc z tą dziwną organizacją na jaką się natknęliśmy? - opuścił nieświadomie różdżkę, zaciskając obie dłonie w pięści. Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Nie znalazłeś nic, owszem, ale przynajmniej się zaangażowałeś. Nie to co Wealsey! - Uderzył pięścią w mur, aż posypały się odłamki. - Był jej bratem, a kiedy przyszła po pomoc, wyśmiał ją prosto w twarz!
Draco odruchowo spojrzał w stronę Potter'a i zauważył, że on także na niego patrzy. Znów wymiana spojrzeń. Czy możliwe, że myśleli o tym samym?
Odwrócił się w stronę Blaise'a.
- Ale dlaczego teraz? Czemu po ośmiu latach od... - nie skończył. Wiedział, że temat Ginny był
i wciąż jest bardzo bolesny dla Zabiniego. Jednak zamiast kolejnego napadu złości, zobaczył czający się w kąciku ust uśmieszek.
- A sądzisz, ze zdobycie tych wszystkich informacji i zaplanowanie konkretnej zemsty było proste?
Nikt nie odpowiedział, bo i nikt nie wiedział co.
Blaise wwiercał się spojrzeniem w ich twarze, a kiedy zrozumiał, że nie będzie reakcji, skupił się znów na Joshu, który nadal próbował się uwolnić. Jestem pewna, że gdyby nie zaklęcie milczenia, z jego ust wydobyła by się przepiękna wiązanka przekleństw...
Ku trwodze Malfoy'a i samego Cartera, Zabini znów uniósł różdżkę, jednak jego zaklęcie zagłuszyło inne:
- Expelliarmus!
Nim ktokolwiek zdążył choćby mrugnąć, różdżka Blaise'a pofrunęła do drzwi, a w następnej chwili dwóch rosłych mężczyzn w czarnych szatach przytrzymywało go za ręce.
Nie trwało długo nim otrząsnął się z oszołomienia i zaczął szarpać w swoim zniewoleniu jak dzikie zwierzę.
- Nie! Nie rozumiesz! - głośny krzyk wyrwał się z jego piersi, kiedy próbował kopać trzymających go mężczyzn. - Ja muszę go zabić! Muszę!
Wyrwał się na krótki moment, dobiegając do wciąż unieruchomionego Josha i łapiąc go za gardło. Szaleństwo dodało mu siły, pozwalając powalić dwóch rosłych mężczyzn. Dłuższą chwilę zajęło im odciągnięcie napastnika od ofiary, jednak kiedy im się udało, z ulgą stwierdzili, że Josh nadal żyje.
Blaise wydał z siebie zwierzęcy ryk i zaczął szarpać się jeszcze bardziej, jednak teraz mężczyźni byli już przygotowani.
Po jego policzkach szerokimi strumieniami spływały łzy, kiedy prowadzili go w stronę wyjścia.
- To on zabił Ginny! - szlochał głośno. - To on odebrał radość mojego życia! Zniszczył wszystko! Jak mogę żyć bez niej? Muszę go zabić! MUSZĘ!
Kiedy wreszcie wyprowadzili go z lochu, krzyki wciąż bębniły w uszach Dracona. Widział w życiu wiele, jednak jeszcze nigdy nie spotkał się z szaleństwem... zwłaszcza bliskiej mu osoby. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że kraty jego celi są otwarte i stoi w nich...
- Pan? Co ty tu robisz?
Kobieta wzruszyła ramionami, przerzucając do tyłu długie włosy i przywołując lekki uśmiech.
- Wiadomość od Granger, ot co. - Widząc jego zdumioną minę, przewróciła oczami. - Naprawdę sądzisz, że po odkryciu tego wszystkiego nie załatwiłaby sobie wsparcia? - Westchnęła głośno, a w jej głosie słychać było wyraźny podziw. - Przyznam, że trochę zajęło mi odnalezienie tego miejsca, ale widzę, że zdążyłam na czas...
W tym momencie Draco obrócił się w stronę ciała Hermiony, a jego twarz wykrzywił spazm bólu. Widząc to, Pansy przerwała i położyła mu dłoń na ramieniu.
Poczuł jak ściska go lekko, a do oczu znów napłynęły mu łzy. Przez zamazany obraz widział, jak Potter podnosi się od Granger i odwraca w jego stronę.
Musiał mrugnąć dwa razy, żeby dotarło do niego to, co widzi: uśmiech.
Potter uśmiecha się od ucha do ucha, wyciągając ręce jakby chciał go objąć.
- Ona żyje!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top