~ Święta w wężowisku ~
Na święta w Hogwarcie zostało niewiele osób. A dokładniej ja, Tom, dwaj Puchoni oraz czwórka rudych Gryfonów.
Ucztę Świąteczną jedliśmy przy jednym stole z nauczycielami. Profesor Dumbledore i profesor Slughorn zaczęli śpiewać różne kolędy i było ogólnie bardzo przyjemnie.
Po uczcie Tom zaproponował, żebym przyszła do niego, do Slytherinu. Oczywiście zgodziłam się.
Szybko pobiegłam do swojego pokoju przebrać się w bladoróżowy sweter i czarną spódnicę, która była łatana na wysokości kolan, zgarnęłam zegarek dla Toma i ruszyłam do lochów.
Przed schodami, oparty o ścianę czekał na mnie brat. Odruchowo schowałam paczkę za plecy.
- Co tam masz? - zapytał.
- Prezent dla ciebie - odparłam nonszalancko, ruszając w dół schodów.
Tom zaintrygowany poszedł za mną. Pomiędzy nami panowała komfortowa cisza.
- Duch świąt - powiedział Ślizgon, kiedy doszliśmy do pustej ściany.
Ciemne cegły rozstąpiły się i ujrzałam Pokój Wspólny Slytherinu. Oniemiałam. Tu było cudownie: ciemne ściany, brązowe stoły z rzeźbionymi wężami, zielono-czarne meble i duży kominek w centrum pokoju.
- Wow - wydusiłam.
Tom uśmiechnął się i opadł na jeden z foteli. Usiadłam po turecku na drugim.
- Chcesz swój prezent? - zapytałam.
- Dorzuć go tam - wskazał jedne z drzwi.
Jego mina sugerowała, że to nic wielkiego, ale on się tylko ze mną droczył. Wybuchłam śmiechem.
- Masz. - Podałam mu paczkę.
Chłopak najpierw badawczo przyjrzał się mi, potem spojrzał niepewnie na paczkę i zaczął ją rozpakowywać. Szczerze, to trochę bałam się jego reakcji.
A co jak mu się nie spodoba?
Na szczęście było to zbędne, bo Tomowi podobał się prezent. Zanim go założył, obejrzał go ostrożnie, jakby to był cenny skarb. Prawie roześmiałam się na widok jego fascynacji.
- ,,Od Rozet dla Toma" - Ślizgon przeczytał na głos dedykację na tylnej części zegarka. - ,,Bo czas zawsze dopnie swego." Dziękuję, Rozi. Też coś dla ciebie mam. Poczekaj.
Tom wyszedł z Pokoju Wspólnego, a zaraz potem wrócił z ładnie zapakowanym, srebrnym pudełkiem.
- Proszę, to dla ciebie.
- Dorzuć go tam - poleciłam leniwie, czerpiąc zbyt dużą radość z powtarzania słów Toma.
- Nie to nie. - Chłopak odwrócił się i zrobił parę kroków w stronę swojego dormitorium.
Szybko skoczyłam na nogi i uwiesiłam się na szyi brata.
- Ja tylko żartowałam! - załkałam, wtulając się w niego.
- Przecież wiem - zaśmiał się. - Masz.
Znowu usiedliśmy na naszych miejscach i powoli otworzyłam paczkę. Mimowolnie zauważając, że są w niej porobione dziury.
- O Roveno, jaki słodki! - W pudełku pomiędzy zielonym kocykiem leżał mały kotek.
Zwierzątko było całe szare z czarnymi pasami na grzbiecie. Miał słodkie, żółte oczy i obecnie wpatrywał się we mnie z ogromnym zainteresowaniem. Był bardzo malutki.
- Tom, dziękuję! - zawołałam, a moje oczy błyszczały.
Przytuliłabym go, ale bałam się uszkodzić kociaka.
- Jest taki uroczy.
- Prawie tak samo, jak ty. - skomentował.
- Tom, czy ty mnie podrywasz? - zapytałam bardzo poważnym tonem. - Własną siostrę? Wstydziłbyś się. - Pokręciłam głową.
Tom wyglądał teraz na całkowicie niewinnego, jakbym trafiła w sedno, co oczywiście jest niemożliwe. W końcu nie wytrzymałam i roześmiałam się melodyjnym śmiechem, a Tom przyłączył się do mnie.
- Jak go nazwiesz? - Zmienił temat.
Zmarszczyłam brwi.
- Zakochany w sobie palant... na twoją cześć!
- Nie... za długie - odparł Tom, wcale nieurażony moim poprzednim stwierdzeniem.
- To może... Ukupela? W skrucie Pela? - zaproponowałam.
- Zulu, jak sądzę? - zapytał Tom. - Myślę, że Ukupela to dobre imię.
- A ty jak myślisz, kociaku?
Kotek ziewnął i kontynuował drzemkę. Uznałam to za tak.
Potem jeszcze długo rozmawialiśmy i pamiętam, że parę razy nawet nocowałam w Slytherinie. Te święta był cudowne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top