~ Halloweenowe debaty o buncie ~

Halloween.

Cudowny czas.

Byłam pozytywnie nastawiona na ucztę, która miała odbyć się dzisiejszego wieczoru. Moje kontakty z dziewczynami polepszyły się, ale i tak każdą wolną chwilę spędzam ze Ślizgonami. Wszyscy są dla mnie wyjątkowo mili.

Schodziłam razem z Martą i Serbią. Reszta dziewczyn siedziała jeszcze w bibliotece, dopisując ostatnie zdania w swoich wypracowaniach.

- Jak myślicie - zaczęła Serbia - podadzą dyniową galaretkę?

Zachichotałam:

- Kto wie? Ja tam bym chciała spróbować sorbetu owocowego...

- Och! Ja też! - zawołała z entuzjazmem Marta.

Chichocząc, weszłyśmy do Wielkiej Sali. Kiedy tylko przekroczyłam próg, oniemiałam. Wszystko tu wyglądało tak cudownie. Nad sufitem latała masa nietoperzy, a na ścianach i pomiędzy kolumnami zostały zawieszone pajęczyny, które formowały słowa ,,Wesołego Halloween", ,,Dzień Zmarłych" lub ,,Święto Duchów".

Usiadłyśmy z dziewczynami przy stole Krukonów. Rozmowa standardowo z nauki przeszła na przechwalanie Toma. I mnie przy okazji. Mimochodem dowiedziałam się, że ludzie tutaj nie tylko podziwiają, ale i boją się starszego Ślizgona.

- Czemu nie zrobicie buntu? - wymsknęło mi się.

Ludzie dookoła mnie gwałtownie wciągnęli powietrze. Spojrzałam na nich zdziwiona. Nie, żebym nastawiała innych przeciw Tomowi, co to, to nie, ale...

- Przecież wszyscy na jednego byście wygrali...

- Rozi - mruknęła cicho Serbia. - Była już walka wszyscy na jednego...

- I co...? - Pochyliłam się w jej stronę.

- I wszyscy przegrali...

Patrzyłam z niedowierzaniem na moją współlokatorkę.

- Ty powinnaś już to wiedzieć... - powiedział jakiś inny Kruk. - W końcu jesteś jego siostrą...

- Ugh... - zawyłam cicho, uderzając głową o stół.

Reszta uczty minęła spokojniej. Inni odpuścili już sobie temat ,,Cudowny Tom Riddle" i zaczęli żartować oraz debatować. Wymieniali się ciekawostkami i ugh... To miała być zabawa, a ja nauczyłam się tu więcej niż czasem nawet na lekcji. Jednak nie narzekam.

Po skończonej uczcie natknęłam się na mojego brata.

- Cześć, Tom - przywitałam się. - Co tu robisz? - Zmarszczyłam brwi. - Lochy są w drugą stronę...

Przerwałam, kiedy usłyszałam jego śmiech.

- Co jest w tym... aaa... - zrozumiałam, jak dwuznacznie to zdanie zabrzmiało. - Wiesz dobrze, że nie o to chodzi. Miałam na myśli twój Pokój Wspólny.

- Wiem - odparł chłopak. - Po prostu to było zabawne. Jesteś urocza, wiesz? A poza tym muszę coś jeszcze sprawdzić.

- A co?

- Nie ważne. Wracaj na wieżę - polecił.

- Ale ja nie chcę. - Tupnęłam nogą.

Znowu śmiech.

- To nie jest zabawne! - oburzyłam się.

- Ale nadal jesteś urocza...

Tom dostał kuksańca w bok.

- Ej! - zawołał. - To bolało... - zaszlochał dramatycznie.

Byłam pewna, że gdyby korytarz nie był pusty, Ślizgon by się tak nie zachowywał. Cieszyłam się, że jest bardziej otwarty w moim towarzystwie.

- I jak ty to teraz przeżyjesz? - zapytałam z lekkim uśmiechem na ustach.

- Nie przeżyję... Umrę... - szepnął dramatycznie.

- Taak... - przyznałam. - Jestem pewna, że jeżeli ktoś z nas zapędzi drugiego do grobu, to będziesz to ty.

- Bez przesady. Ja nie zabijam.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz. - Wyszczerzyłam się drapieżnie.

Tom też się uśmiechnął.

- A teraz wracaj na wieżę.

No i każdy poszedł w swoją stronę. Dopiero później, kiedy już leżałam w łóżku, zdałam sobie sprawę, że Tom uniknął odpowiedzi na moje pytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top