~ Cztery dni ~

Święta.

Cudowny czas.

No... a przynajmniej dla większości. Z nieznanych mi powodów Tom nie lubi świąt, więc na początku myślałam, że nic mu nie dam, ale potem dowiedziałam się, że brat ma dla mnie jakiś prezent i teraz wystąpił ogromny problem. Mam cztery dni na wykombinowanie czegoś, co mu się spodoba. A uwierzcie mi - jest to bardzo trudne zadanie, ponieważ Tom świetnie sam potrafi sobie zdobyć to, co pragnie, więc jest to niesprawiedliwe, że Boże Narodzenie i urodziny Toma dzieli zaledwie sześć dni...

Dzień pierwszy:
Siedziałam zamknięta w pokoju, przeszukując najróżniejsze katalogi z prezentami świątecznymi lub gazetki ze sklepów magicznych, gdzie można kupować prezenty przez sowią pocztę. Wszystko na nic.

Dzień drugi:
Ogarnęłam bardzo smutną prawdę, że nawet jeśli bym coś znalazła, to nie mam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby za to zapłacić. Wtedy Marta zadeklarowała, że mi pożyczy.

Dzień trzeci:
Przejrzałam już wszystkie gazetki oraz katalogi i nic nie znalazłam, więc postanowiłam pójść do biblioteki - tam na pewno coś znajdę. Guzik prawda.

Dzień czwarty:
Postanowiłam zrobić rozeznanie i sprawdzić, co kupują mu inni - może to mnie jakoś zainspiruje? Lub, jeżeli to nie podziała, to po prostu zapytam się go wprost, co chce. Tak, tak zrobię.

Szłam pustym korytarzem w stronę klasy od transmutacji, gdzie Tom i inni trzecioroczni Ślizgoni mieli mieć lekcję.

- Ugh... - Usłyszałam warkot brata. - Abraxas, która godzina?

Blondyn spojrzał na swój złoty zegarek i odpowiedział. No i wtedy mnie olśniło. Wszyscy mieli na nadgarstkach drogie zegarki. Wszyscy, oprócz Toma.

Zawróciłam i pobiegłam do mojego dormitorium. Jeszcze raz przejrzałam ulotki i znalazłam w miarę dobry zegarek z paroma magicznymi bajerami. Pisnęłam zadowolona i zamówiłam go.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top