~{.25.}~

  Czułam się... dziwnie. Naprawdę.

  Myślałam, że po tym wszystkim co wczoraj zaszło coś się w moim życiu zmieni, ale... nic. Nadal ten sam schemat: Marta łazi za mną i coś do mnie mówi, Tom sobie rozkazuje, ja się uczę, a po lekcjach wpadam do lochów odwiedzić Zevi'ego w laboratorium.

  Szczerze to lekko się tym stresowałam, gdyż nie wiedziałam jak Księżniczka na to wszystko zareaguje i czy to coś zmieni, albo czy Tom nie złamał obietnicy i jednak nie nagadał coś Zevi'emu, co swoją drogą jest bardzo w jego stylu.

  Odrzucając ponure myśli weszłam normalnie, na luzie do środka.

  I nie zastałam tam Zevi'ego, a jedynie Alphart'a, co było trochę dziwne, gdyż Tom woli utrzymywać to miejsce w tajemnicy nawet przed swoimi Rycerzami.  

- Cześć, Rozi.

  Spojrzałam się na niego, odchylając lekko głowę w bok. Chłopak bardzo wyluzowany przeglądał nasze księgi z recepturami i... o zgrozo... wszystko nam pomieszał! Czemu Tom bądź Zevi przysłali tu Alphart'a zamiast pofatygować się osobiście? Czy to, aż takie trudne? A nawet jeżeli nie mogli, bo teraz są zajęci to przecież wiedzieli, że się nie pojawią i mogli mi o tym powiedzieć rano np. w Wielkiej Sali. Chyba, że... nie wiedzieli, że tak będzie, bo coś im się stało! O Roveno! Rozszerzyłam w panice oczy.

- Czy... - zaczęłam.

- Nic im nie jest. - odpowiedział szybko Black, wyprzedzając moje pytanie. - Chociaż, jeżeli miałbym być szczery, to oboje są od wczoraj jacyś dziwni...

  Uśmiechnęłam się pod nosem. Ja wiedziałam czemu są tacy "dziwni".

- A co robią takiego ważnego, że przysłali tu ciebie?

- Nie wiem co robi Tom, nikt nigdy nie wie, ale wiem, że Zevi dostał jakieś zadanie od niego.

  Zacisnęłam pięści. Tom zrobił to specjalnie! Powiedziałam mu, że nic się nie zmieni, a on teraz to wykorzystuje przeciwko mnie. Riddle może sobie rozkazywać Zevi'emu ile chce, a on nie może się sprzeciwić, a ja nie mogę nic z tym zrobić, bo wtedy jednak ,,coś by się zmieniło". Ugh. Nienawidzę go. Ale dobra. On chce grać nieczysto? Ja też tak potrafię. Muszę tylko wymyślić na niego jakiś haczyk, coś związanego z naszą wczorajszą kłótnią.

  Znak... Tom mówił coś o nowym znaku Zevi'ego... Wspomniał też, że on mi nie powie, ale jednej rzeczy nie przemyślał - Alphart to papla nie umiejąca kłamać.

- Alphart... - zaczęłam słodko, podchodząc bliżej. - Mogę zadać ci pytanie?

- Chyba... - odpowiedział ostrożnie.

- Ale niech to zostanie między nami, dobrze?

  Black spojrzał na mnie podejrzliwie, ale w końcu przytaknął zagryzając dolną wargę.

- Co wiesz o ,,nowym znaku" Zevi'ego? - zapytałam prosto z mostu.

  Musiałam być bardzo ostrożna i dobrze myśleć nad pytaniami. Jeden niewłaściwy ruch i Alphart ulotni się stąd nie mówiąc mi nic.

  Reakcja chłopaka na zadane pytanie była natychmiastowa: rozszerzył lekko oczy, odwrócił wzrok, a jego dłoń drgnęła w strone jego lewego przedramienia.

  Czy Tom nie wspominał, że właśnie tam był znak Zevi'ego? Czyli Alphart też taki ma. Jak wygodnie.

- Nie wiem nic o ,,nowym znaku" Zevi'ego.

- Oj... Oboje wiemy, że wiesz, więc czemu to ukrywać? - zapytałam retorycznie.

- Er... A Tom nie może ci powiedzieć? - zaproponował z nadzieją na wymiganie się od odpowiedzi. - Ja tu miałem tylko przyjść i przekazać ci, że przez pewien czas wasze spotkania tutaj są zawieszone... Miałem to też powiedzieć delikatnieee... - dodał po cichu do samego siebie, robiąc zabawną minę.

  No i nagle nasza rozmowa o znaku Prince'a przestała być tak istotna.

- Słucham? - zapytałam groźnie, mając nadzieję, że się przesłyszałam.

- Eee... No bo... Zevi teraz nie będzie dawał rady tu przychodzić... - zaczął się tłumaczyć.

- A to niby czemu? - warknęłam. - A nie... Czekaj, wiem... Czyżby Tom nagle z nikąd wymyślił sobie, że Zevi pilnie mu jest potrzebny, akurat w tym samym czasie, co odbywają się nasze spotkania?

- Jeżeli tak to ujełaś, to brzmi naprawdę źle, a to takie nie jest...

- To takie nie jest? A jakie jest?! - wrzasnęłam, wyrywając mu z rąk nasze receptury. - Wszystko tu wymieszałeś! Po co to wogóle ruszałeś?! Głupi Tom, nadęty, zakochany w sobie palant z kompleksem wyższości! Nadal tu jesteś? - zwróciłam się do zszokowanego Alphart'a. - Wynocha!

  Chłopak podskoczył na równe nogi i uciekł z laboratorium.

  Ja za to odłorzyłam wszystkie książki na swoje miejsca i starałam się uspokoić, ale nie mogłam.

  Jak on mógł mi to zrobić? Czemu przez te wszystkie lata tak dobrze się z nim dogadywałam, a teraz co chwila się kłócimy? Oprócz niego nie mam żadnej rodziny, a on zachowuje się jak skończony dupek.

  Muszę go znaleźć.

  Wybiegłam z laboratorium i mrucząc dosyć niemiłe słowa na temat brata ruszyłam w górę schodów.

  Na korytarzu było chłodno i panował półmrok. Nie zważając na nic poszłam szybkim krokiem dalej i to był mój błąd.

  Idąc tak wpadłam na coś miękkiego i zaplątałam się w jakiś materiał.

  Pierwszą moją myślą było, że wpadłam na kotarę, która wisi na ścianie, ale szybko zdałam sobie sprawę, że ściany nie są tak miękkie.

  Szybko wyplątałam się z materiału i spojrzałam w górę, żeby zobaczyć na co wpadłam. Na moje nieszczęście to nie było coś, a ktoś, a konkretniej zastępca dyrektora- Albus Dumbledore.

- Er... Dobry wieczór. - wypaliłam z braku innych opcji, z opóźnieniem zdając sobie sprawę, że powinnam go przeprosić. - Um. Przepraszam, pana.

  Zaczerwieniłam się, podczas gdy profesor wysłał mi miły uśmiech.

- Nic się nie stało, moja droga Rozet, ale co ty tu robisz o tak późnej porze? Wiesz dobrze, że dziedzic Slitherin'a może cię zaatakować.

  Zacianęłam pięści. Niech dziedzic Slitherin'a lepiej uważa, żebym ja go nie zaatakowała.

- No chyba, że jesteś w bliskich kontaktach z dziedzicem?

  Moje całe zażenowanie i wstyd w ułamku sekundy zniknęło. To stwierdzenie było bezczelne, nawet jeżeli prawdziwe.

- Co robiłaś w lochach? - zapytał w końcu, kiedy nie doczekał się odpowiedzi na wcześniejszą sugestie.

- Niestety nic wartego uwagi. -odparłam z żalem.

  Teraz ważyłabym eliksiry z moim nowym chłopakiem, gdyby nie to, że Tom jest skończonym dupkiem. Poczułam dziwne, delikatne mrowienie w głowie i...

- Czy pan czyta mi w myślach? - zapytałam z oburzeniem.

  Tom zawsze mówił mi, że ,,Dumbledore jest manipulującym głupcem, który wkłada swój długi nochal w nieswoje sprawy", ale zignorowałam go wtedy. Profesor wydawał się zawsze taki miły i chciał dla wszystkich jak najlepiej.

- Czy ty podczas rozmowy o dziedzicu Slytherin'a myślisz o Tomie Riddle'u. - zripostował.

- To mój półkrwi brat. - wyjaśniłam. - Mam prawo martwić się o to, że któryś z jego współdomowników jest zdrajcą.

- Rozet, moja droga, chcesz oszukiwać mnie? - zapytał tak, jakby był niewiadomo jak wszechwiedzącym bóstwem. - Oboje wiemy, że to pan Riddle jest dziedzicem Slytherin'a i dlatego nie boisz się chodzić sama po zamku o takich porach. Jeżeli razem pójdziemy i zgłosimy to dyrektorowi nie będzie więcej ofiar, a wiem, że ty nie jesteś taka jak Tom i chcesz pomóc innym, prawda?

  Nie jesteś taka jak Tom...

  Oczywiście, że nie jestem taka jak ten idiotyczny perfekcjonista. Zacisnęłam pięści.

- Bardzo chciałabym pomóc, ale to nie  Tom, profesorze. - odpowiedziałam z żalem w głosie, a potem spuściłam wzrok i wyminęłam Dumbledore'a.

- I minus piętnaście punktów od Ravenclaw'u. - udało mu się jeszcze zawołać za mną.

  Szłam dalej pogrążona w myślach.

  Czy chociaż przez chwilę miałam ochotę powiedzieć o wszystkim Dumbledore'owi? Utrzeć Ślizgonowi nosa i pozbyć się go raz na zawsze, żeby już nigdy nie mógł nic zrobić Zevi'emu?

  Nie.

  Nigdy bym tak nie zrobiłam, nie ważne jak zła byłabym na niego. To mój brat i jedyna rodzina, a do tego jestem pewna, że on zrobiłby to samo.

  Łzy napłynęły mi do oczu.

  Co nie znaczy oczywiście, że mu wybaczyłam. Znajdę jakiś sposób, żeby się mu odpłacić i zobaczymy wtedy, kto na tym wyjdzie lepiej.

  Szykuj się, braciszku.

***
Hejka, Robaki. Powiedzcie mi co sądzicie o tym rozdziale, gdyż nie mam do niego pewności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top