Rozdział 06
- Mamo, uspokój się. Przecież mówiłam, że jestem u Gaby. Musiałam przemyśleć kilka rzeczy, a później poszłam do Gabrysi i jakoś tak wyszło, że zostałam na noc. Już wracam do domu. Zaraz będę. Pa - Wiki rozłączyła się, zanim jej matka zdążyła wygłosić kolejną mowę moralizatorską na temat odpowiedzialnego zachowania i jego braku.
Problem w tym, że pani Andrusiewicz miała rację. Wiktoria wymknęła się z domu o czwartej nad ranem i przepadła jak kamień w wodę. Owszem, wysłała rodzicom SMSa o tym, że jest u przyjaciółki i zostaje tam na noc, a Gaba na pewno potwierdziła jej wersję wydarzeń. W końcu nie po to opracowały system pomocy przyjacielskiej, żeby nie działał w takiej sytuacji.
Gabrysia i Wiki przyjaźniły się od przedszkola. Gabi była typem zwariowanego roztrzepańca i duszy towarzystwa. Nic więc dziwnego w tym, że z początkiem gimnazjum zaczął się początek różnych imprez i wypadów na własną rękę. Zazwyczaj bez wiedzy ojca.
Matka Gabrysi zginęła w wypadku samochodowym, gdy dziewczyna była jeszcze mała. Tata Gabi ból po śmierci żony ukoił pracą. Wieczne przesiadywanie w biurze od bladego rana do późnej nocy nie sprzyjało rozwojowi relacji z córką.
Przyjaciółka Wiki zaczęła brak ojca zastępować znajomymi, a ból po stracie matki koić dzikimi imprezami i samotnymi wyjazdami.
Jednakże, każdy ojciec, nawet pracoholik, prędzej czy później zauważy brak swojego dziecka w domu. Właśnie na takie sytuacje przyjaciółki opracowały specjalny kod.
Zbudowany był z dwóch wiadomości. Jedna wyglądała na pozór normalnie i zawierała wersję oficjalną, jednak druga zawierała ciąg cyfr, który pozwalał rozszyfrować czy przyjaciółka potrzebowała pomocy ("szukaj") czy była bezpieczna i potrzebowała tylko krycia przed rodziną ("kryj")
Wczoraj Wiki napisała do Gaby: "Hej! Dziękuję, że pozwoliłaś mi spać u siebie. Potrzebowałam przemyśleć parę rzeczy." Następna wyglądała tak: "8 40 83 10". Oznaczała ona, że oficjalna wersja brzmi: wczorajszy dzień i noc Wiki spędziła u Gaby. Poza tym dziewczyna jest cała i zdrowa.
Wiktoria powoli podniosła się z łóżka. Noc spędziła w Kolonii u Rosy i Eryka. A teraz trzeba było wracać do domu zanim rodzice jeszcze bardziej się zdenerwują.
Dziewczyna powoli i niepewnie zeszła na dół. W kuchni już urzędowała Rosa, wszędzie unosił się zapach naleśników. Przy wyspie kuchennej siedział Eryk. Jego twarz wyglądała lepiej niż wczoraj, wróciły na nią kolory i delikatny uśmiech.
Teraz, gdy na spokojnie patrzyła na rodzeństwo, dostrzegała podobieństwa. Oboje byli wysocy, mieli ciemne włosy. Eryk utrzymywał je w lekkim nieładzie, za to nienaganny kucyk Rosy nie pozwalał prostym, ciemnym puklom błąkać się po twarzy i przeszkadzać w jakikolwiek sposób. Silne sylwetki, chociaż mięśnie Rosy były znacznie delikatniejsze niż mięśnie jej brata. Oczy mieli oboje takie same - orzechowe, ze złotymi drobinkami.
Obserwacje przerwał głos Eryka
- Wyglądasz koszmarnie, wiesz? - figlarny uśmieszek błąkał się na ustach Eryka przy tych słowach
-Ty też nie jesteś w szczytowej formie - odgryzła się Wiki, a na jej usta wpłynął uśmiech.
***
-Mamo! Tato! Już wróciłam!- zawołała dziewczyna od progu. Na dźwięk jej głosu z salonu wyszła pani Andrusiewicz. Na jej zazwyczaj promiennej twarzy malowała się ulga i zmęczenie. Ojciec dziewczyny zszedł ze swojego pokoju na piętrze i w milczeniu, ze łzami w oczach mocno przytulił swoją córkę. Po tym powitaniu nastąpiły długie godziny tłumaczenia się i okłamywania rodziców (była to czynność, której Wiki nienawidziła robić) o tym co robiła przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny i z kim je spędziła.
Tę noc Wiki spędziła w domu ale nie mogła spać. Dręczyło ją tak wiele pytań związanych z Obrońcami, hybrydami i przede wszystkim nią samą. Jakim cudem udało jej się spalić żywcem tą hybrydę w lesie? W jej głowie panował mętlik a jedyną jasną myślą było wrócenie do miejsca, gdzie mogły czekać na nią jakieś odpowiedzi. W tym całym gąszczu niedopowiedzeń oczywistym wydawał się powrót do Koloni i najlepiej zostanie tam na jakiś czas. Tylko jak przekonać rodziców?
*
Następnego poranka Wiki kierowała swe kroki w kierunku Kolonii z plecakiem wypełnionym ubraniami, kosmetykami i paroma innymi niezbędnymi rzeczami. Dziewczyna wracała do Eryka i Rosy ale mimo to, po jej policzkach ukradkiem spływały łzy. Wyobrażała sobie rodziców, którzy wstaną szczęśliwi, że zjedzą śniadanie z córką ale gdy zejdą na dół do kuchni, zamiast rudowłosej dziewczyny zobaczą kopertę z listem w środku. W duszy widziała jak mama zalewa się łzami a tata popada w apatyczny stan, cierpiąc w milczeniu. Jednak to był jedyny sposób, wolała napisać jedną półprawdę, niż codziennie kłamać rodzicom w żywe oczy.
*
Pani Andrusiewicz zeszła na dół do kuchni, żeby jak co dzień przygotować śniadanie dla swojej córki i męża. Ostatnie dwa dni były dla ich rodziny bardzo ciężkie. Zniknięcie Wiktorii na prawie dwadzieścia cztery godziny było dla małżeństwa Andrusiewiczów bardzo ciężkie. Jednak teraz ich córeczka znowu jest w domu, wszystko się jakoś ułoży, przecież są rodziną i muszą trzymać się razem. Nagle pani Andrusiewicz znalazła na stole kopertę, otworzyła ją i znalazła w środku list:
„Kochani rodzice,
Mam mętlik w głowie, moje życie wywróciło się do góry nogami i teraz muszę je na nowo poukładać. Jednak aby to zrobić muszę poznać odpowiedzi na tak wiele pytań... Ciężko mi to pisać, ale myślę, że to najlepsza decyzja jaką mogę na ten moment podjąć. Czuję, że muszę odnaleźć moją biologiczną rodzinę, SAMA. Potrzebuję teraz czasu i samotności, żeby pozbierać moje myśli i moje życie. Dla tego czuję, że muszę odejść, przynajmniej na jakiś czas. Nie szukajcie mnie, po Prost dajcie mi czas i przestrzeń, obiecuję, że wrócę za jakiś czas, nie wiem tylko kiedy.
Bardzo was kocham, nie zapomnijcie o tym,
Wiktoria"
*
-Wiki, Wiki wstawaj. Obudź się - Eryk po raz kolejny potrząsnął ramieniem rudej i spróbował ją obudzić. W odpowiedzi otrzymał jedynie niezadowolony jęk Wiktorii, która dalej smacznie spała. "Utrapienie z tym rudzielcem" pomyślał chłopak i uśmiechnął się pod nosem. Tak na prawdę wcale nie miał ochoty budzić dziewczyny. Gdy tak spokojnie spała wyglądała czarująco. Rozluźniona twarz, pełna drobnych piegów na policzkach; długie, ciemne rzęsy i pełne malinowe usta rozciągnięte w lekkim uśmiechu. Obraz dopełniały rude loki rozsypane po poduszce niczym ogniste płomienie. Na prawdę hipnotyzujący obraz. Niestety jeśli chciał zabrać dziewczynę na Spotkanie Żywiołów, musiał ją obudzić, dopilnować żeby coś zjadła i dać jej odpowiednie ciuchy. Chłopak skierował swoje myśli na stojącą nie daleko łóżka szklankę z wodą, w myślach uformował z wody mackę i powoli pokierował nią do dziewczyny. Tuż nad rudą, przeformował mackę w kulę wody i puścił ją pozwalając przybrać dowolny kształt i ochlapać Wikę. Zimna woda podziałała natychmiastowo. Rudaska zerwała się do pozycji siedzącej z krótkim okrzykiem na ustach, a następnie skierowała na bruneta karcące spojrzenie. Chłopak roześmiał się z miny rudej
- I co narobiłeś? Przez ciebie mam całe ubrania mokre.- powiedziała rozżalona Wiki. Ale Eryk zaczął w odpowiedzi śmiać się jeszcze głośniej. Dziewczyna złapała poduszkę i rzuciła nią w bruneta, poduszka doleciała do celu i uderzyła chłopaka w twarz. Teraz to Wiktoria zaczęła się śmiać ze zdezorientowanej miny bruneta. Brązowooki odrzucił ze śmiechem poduszkę na miejsce obok dziewczyny
- Dobra, pośmialiśmy się a teraz idź się przebrać, ciuchy masz w łazience, jak już będziesz gotowa to czekam w kuchni. Tylko się pospiesz bo musimy za czterdzieści pięć minut musimy wyjść.- rzucił Eryk hamując śmiech. Dziewczyna tylko przeciągle westchnęła i pokiwała głową. Po piętnastu minutach Eryk i Wiktoria siedzieli w kuchni zajadając się pysznymi naleśnikami z dżemem truskawkowym. Strój Wiki był delikatnie za mały przez co spodnie z czarnego, mocnego materiału opinały się nieco na biodrach, a czarna skórzana ramoneska delikatnie krępowała ruchy ramion. Jedyną pasującą częścią ubioru była biała, lekka bluzka ledwo odsłaniająca obojczyki i idealnie odwracająca uwagę od niewielkich piersi dziewczyny.
- Pasuje ci ten strój, dobrze w nim wyglądasz. - oznajmił z pełnymi ustami Eryk
- Nikt cię nie nauczył, że z pełnymi ustami się nie mówi? - spytała przekornie ruda - a co do tych ciuchów są trochę za małe.
- Nie ma się co dziwić ty i moja siostra macie podobne rozmiary ale Rosi w wieku 16 lat była ciut drobniejsza od ciebie.- stwierdził brunet i zajął się pałaszowaniem naleśników. To samo zrobiła Wiktoria, do której dopiero dotarło to jak strasznie jest głodna.
-Gdzie mnie zabierasz?- zapytała Wiki zajadając się pysznym daniem
- Na Spotkanie Żywiołów. Którą część tej olbrzymiej książki czytałaś?- zapytał Eryk
- Zdążyłam tylko przeczytać "Ogólną historię świata" i "Prawdziwą teorię ewolucji Darwina"- odpowiedziała zgodnie z prawdą dziewczyna
- Dobra, to tak w skrócie ci teraz wytłumaczę o co chodzi z Żywiołami i mocą. Przede wszystkim tym co odróżnia nas od ludzi jest jeden dodatkowy chromosom w 6 parze chromosomów, jest to tak zwany chromosom mocy. Wiesz, jak dziecko ma o jeden chromosom za dużo w 22 parze to ma zespół Downa, a jak ma o jeden za dużo w 6 parze to jest Obrońcą. Chromosom mocy definiuje naszą moc, na przykład ty władasz ogniem, ja wodą, Rosa lodem, i tak dalej. Najważniejsze i najrzadziej spotykane są pełne moce żywiołów, taka jak twoja. Ty możesz sama stworzyć ogień, ja potrzebuje źródła wody. Może to być nawet woda z gleby ale musi być. Rosa ma moc panowania nad lodem. Potrafi go wytworzyć ale tylko gdy ma w pobliżu jakieś jezioro, w przeciwieństwie do mnie nie jest w stanie pomnożyć tego co ma. Czyli jeśli dysponuje 50 litrami wody to wytworzy nie więcej niż 50 decymetrów sześciennych lodu. Rozumiesz? - zapytał szybko Eryk przerywając swój wywód. Gdy dziewczyna skinęła głową, brunet zaczął kontynuować wykład. - główną miarą mocy są stopnie, są one cztery : moc czysta - taka jak twoja; moc niepełna - taka jak moja; moc połowiczna - taka jak Rosy i moc szczątkowa - jest to po prostu skutek związku kogoś o mocy połowicznej z kimś bez mocy lub z kimś ze słabą mocą. Domy Żywiołów to grupy Obrońców o najsilniejszej mocy czystej. Mamy cztery Domy: wody, ognia, ziemi i powietrza. Spotkanie Żywiołów to zgromadzenie, które odbywa się raz na pięć lat, ale w nadzwyczajnych okolicznościach może zwołać je każdy Prekursor. Na Spotkaniu są obecni władcy każdego z Domów, mają oni najpotężniejszą moc wśród Obrońców i sprawują pieczę nad pokojem między galaktykami.
- I dzisiaj jest właśnie spotkanie tych władców Domów? - upewniała się Wiki
- Tak- odparł krótko brunet i wstał od stołu, poczym skierował się do drzwi wyjściowych. Dziewczyna podążała za nim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top