Rozdział 04

Domek Eryka usytuowany był na skraju wioski pod rozłożystym drzewem. Nie zbyt duży, z czerwonej cegły, podobny do innych domków w okolicy, ale jako jeden z nielicznych posiadał dwa piętra.

Na dole znajdował się duży salon z jadalnią, kuchnia i łazienka. Na górze były zaś cztery sypialnie. Cały budynek utrzymany był w jasnych barwach, dominował ciepły szary przeplatany żółtym a to wszystko wykończone czerwonymi akcentami. Całość prezentowała się ładnie i przytulnie.

Eryk wprowadził Wiktorię do swojego domu i już na wejściu przywitał ich krzyk ciemnookiej, wysokiej brunetki

- Gdzieś ty był?! Wiesz jak ja się martwiłam?! Mogłeś chociaż zostawić głupią kartkę albo zadzwonić! Mamy przecież XXI wiek, istnieje coś takiego jak telefon! - Wzrok szatynki spoczął na ramieniu Eryka i złość w jej oczach natychmiastowo przerodziła się w strach.

- Eryk! Twoja ręka! Ty krwawisz! Już mi pędem do salonu, zaraz przyniosę apteczkę i to opatrzę. - Dziewczyna odbiegła od zdezorientowanej Wiki i zmęczonego Eryka. Chłopak niebezpiecznie zachwiał się na nogach i pewnie by upadł gdyby nie szybka reakcja jego towarzyszki.

Dziewczyna złapała chłopaka w pasie, a jego zdrową rękę zarzuciła sobie na ramiona i w ten sposób zaciągnęła chłopaka do centralnej części domu. Na szczęście znalezienie salonu i kanapy o których mówiła brunetka było dość proste i już po chwili Eryk pół siedział pół leżał wygodnie na miękkim posłaniu, a Wiki uważnie przyglądała się jego stanowi przytomności.

Dopiero teraz ruda zauważyła jak źle wygląda brunet. Jego twarz była blada jak ściana, do tego czoło zrosił mu pot. Wiki przyłożyła rękę do czoła Eryka, na szczęście chłopak raczej nie miał gorączki ale jego oddech był płytki i nierówny. Duża utrata krwi wywołała silne osłabienie i brązowooki był o krok od utraty przytomności. Prowizoryczny bandaż wytrzymał krócej niż można było przypuszczać i teraz sącząca się z rany krew brudziła ubrania chłopaka.

Obserwacje Wiki przerwało nagłe wtargnięcie brunetki do salonu. Dziewczyna sprawnie otworzyła apteczkę, zdezynfekowała ręce i zdjęła bandaż wydając z siebie cichy syk niezadowolenia.

- Teraz może zaboleć - wyszeptała i zabrała się do czyszczenia rany z drobnych kamyczków i skrawków materiału. Po skończeniu tego zabiegu dziewczyna zdezynfekowała ranę i ręce po czym zabrała się za szycie.

Po skończonym zabiegu zabezpieczyła szwy opatrunkiem i położyła bruneta na kanapie. Chłopak prawie natychmiastowo odpłynął do krainy Morfeusza. Tymczasem ciemnooka wbiła lodowate spojrzenie w Wiki

- Kim jesteś? Co tu robisz? I dla czego mój brat ma rozoraną rękę?- zapytała głosem tak zimnym, że był on w stanie zamrozić Morze Północne

- Mam na imię Wiktoria, w sumie nie wiem co tu robię, Eryk mnie tu przyciągnął...- zaczęła nie pewnie ruda ale nie było jej dane skończyć

- Phi! Uważaj bo ci uwierzę! Mój brat jest niemądry ale nie aż tak by przyprowadzić do obozu pierwszą lepszą panienkę. - w głosie dziewczyny było tyle jadu, że mogłaby konkurować z najbardziej jadowitą żmiją pełzającą po tej ziemi - A teraz gadaj prawdę! Co mu zrobiłaś? - lodowaty ton głosu i nienawiść w oczach przeraziły Wiki ale chyba jednak wygrało w niej uczucie wściekłości na brunetkę.

- To teraz pomyśl logicznie - zaczęła tym razem pewniej ruda, całą swoją postawą wykazując dezaprobatę dla zachowania jej rozmówczyni - gdybym to ja tak załatwiła rękę Eryka, to po co bym go tu przywlokła? A w ogóle czym niby miałam to zrobić!? Rana była tak szeroka, że chyba musiałabym to robić jakimś specjalnym nożem, a i tak rany cięte nożami zazwyczaj są gładkie a nie poszarpane tak jak ta. Takie rany zostawiają pazury! - W Wiktorii gotowało się ze złości. Nie dość, że uratowała obcemu facetowi życie i to ryzykując swoim, to jeszcze ten babsztyl się jej czepia i rzuca jakieś bezpodstawne oskarżenia!

- A wracając do tego co tu robię, to lepiej spytaj jego - dziewczyna demonstracyjnie wskazała ręką na śpiącego chłopaka - przywlókł mnie tu. Ja mu mówiłam "zaprowadzę cię do siebie, szybko opatrzę i będziesz mógł iść skąd przyszedłeś." Ale on swoje! Stał tam w tym lesie i mi się wykrwawiał, ale nie chciał iść nigdzie indziej tylko tu. To co miałam zrobić?! Zostawić go na śmierć? Zrobiłam mu prowizoryczny bandaż z mojej ulubionej koszuli nocnej i dałam się tu przyprowadzić. Czy teraz już jaśnie panna wierzy moim intencjom? - dodała ruda na koniec swojego monologu z wyczuwalną nutką kpiny

- Przypuśćmy że ci wierzę, ale w takim razie co mu się stało? - zapytała brunetka, tym razem trochę cieplej, ale nadal z dużą dozą nieufności

- Uznasz mnie za wariatkę, ale ja sama zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno mi nie odbiło - Wiki, zrobiła krótką pauzę i zaczęła opowiadać o walce Eryka z skorpiono-lwem, pomijając ingerencję swojej siostry. Nie była do końca pewna czy może zaufać siostrze bruneta ale prawdopodobnie na ten moment była to jedyna osoba, która mogła znać odpowiedzi na miliony pytań w głowie Wiktorii

*

Około 15.30 Eryk zaczął się budzić. Wiktoria cierpliwie czekała razem z Rosalin - bo tak miała na imię szatynka - na ten moment. W między czasie ruda zdążyła zadzwonić do swojej mamy, aby ta się o nią nie martwiła. Do tego Rosa objaśniła jej czym była istota, która prawie zabiła Eryka. Hybryda - to była właściwa nazwa stworzenia z lasu, nadal niewiele to mówiło Wiki ale zawsze był to jakiś krok na przód.

- Musimy ją zaprowadzić do Prekursora, Rosi - odezwał się słabym i schrypniętym głosem Eryk, który nadal jeszcze bardzo osłabiony, w końcu się obudził

- Wiem, Prekursor zaraz tu będzie, żeby zobaczyć jak się masz i poznać Wiktorię.- odpowiedziała spokojnie Rosalin

- To dobrze - wychrypiał brunet i na nowo zapadł w sen.


Morze Północne ze względu na swoją gęstość, zasolenie i temp. wody nie zamarza w warunkach naturalnych

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top