Rozdział 5

  <Lucy>


To pewnie ten gnój Endou. Mam go serdecznie dosyć! Spłaciłam już swój dług, więc powinien mi dać spokój. Niech ja go tylko spotkam, a zabiję.

Ugh... Mam wszystkiego dość! Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Ayamu. On zawsze mi pomagał i nigdy mnie nie zostawił w potrzebie jak ci fałszywi debile. Odkąd pamiętam, miałam tylko Ayamu, Yuki, Hiro i Aki'ego. Jednak ci dwaj ostatni odeszli... Przez mnie. Tylko ja byłam temu winna. Mimo że Ay (tak mówimy na Ayamu) i Yu (Yuki) powinni mnie znienawidzić, to cały czas mnie wspierali i dzięki nim szłam naprzód. Tylko dzięki nim. Gdyby nie oni już dawno mnie by tu nie było.

No, ale mniejsza z tym. Zadzwoniłam do niego i odebrał dopiero po trzech sygnałach. Byłam tym trochę zdziwiona, bo zwykle odbierał dopiero po tym, jak dzwoniłam drugi raz, bo ciągle gubił telefon. Jednak to nie wydawało mi się, aż takie ważne, więc to zignorowałam.

— Halo? — Usłyszałam jego zirytowany głos.

— No cześć tu Lucy — powiedziałam, nie zrażając się.

— No hej. I co masz już coś? — spytał, a jego głos już nie wyrażał zirytowania tylko ciekawość.

— Tak. Yu z tego, co się dowiedziałam, jest na wschód Magnolii w magazynie trzydziestym drugim.

— To pułapka — stwierdził, zwiewając.

— Co masz na myśli? — spytałam, nie wiedząc, o co chodzi.

— Ten magazyn dwa lata temu zajęła szajka bandytów próbująca wyprodukować bombę atomową. Jednak im się nie udało i sami siebie wysadzili, jakąś słabą podróbką bomby domowej. Ci ludzie w ogóle nie mieli pojęcia o tym — parsknął. — Ponadto wojsko przetrzymuje tam rakiety i amunicje, więc to raczej oczywiste — dodał spokojnie.

— A więc ten skurwiel mnie okłamał — warknęłam niby do siebie niby do niego. — Czekaj... Skąd do diabła o tym wiesz? — spytałam zdziwiona.

— Jestem hakerem i na bieżąco śledzę większość portali. O tym wysadzeniu ostatnio zrobili jakieś memy, więc zainteresowałem się tym — wyjaśnił.

— No, ale to nie zmienia faktu, iż dobrze zrobiłam, zabijając go — mruknęłam zła.

— Spokojnie, kocie — powiedział. Dobrze wiedział, że to przezwisko mnie denerwuje.

— To, co teraz robimy? — spytałam po chwili.

— Z moich informacji wynika, że jego wspólnik to ten barman, z którym na początku bajerowałaś. Spróbuj go przycisnąć. — powiedział z powagą.

— Skąd... A zresztą nieważne. Dobra.

— A w ogóle jak tam w szkole? — zmienił temat.

— Nawet spoko.

— Serio? Co oni ci dali?! Boże... Umierasz?! — krzyczał panicznie, a ja zaśmiałam się cicho.

— Zamknij mordę. Nic mi nie dali — warknęłam, starając się udawać zirytowaną.

— To, co ci jest?

— Nic. Dyrek jest spoko. Wczoraj zwolnił mnie z lekcji, zdążyłam sprawić, żeby nauczyciel w szkole mnie nie lubił, pokłócić się z nim i pobić — odpowiedziałam, całkowicie zadowolona z siebie.

— Pobiłaś nauczyciela?! — wrzasnął. — W pierwszy dzień nowej szkoły?!

— No. Czemu? — spytałam znudzona.

— Lu... Ty na serio powinnaś chodzić do psychologa — powiedział z rozbawieniem.

— Co?! Niby czemu?! — krzyknęłam oburzona.

— Hihi... Wiesz co? — spytał, ignorując moje pytanie.

— Nie, nie wiem co, więc mnie oświeć — powiedziałam z ironią.

— Ten nauczyciel się powinien cieszyć.

— Czemu? — spytałam zdziwiona.

— Bo go przynajmniej nie przejechałaś jak tamtego od informatyki — zaczął się śmiać.

— Po pierwsze: to był wypadek, policja to udowodniła, że ten debil sam wlazł mi pod koła. Po drugie: należało mu się, bo gnój postawił mi jedynkę, za to, że jestem od niego mądrzejsza — powiedziałam z oburzeniem.

— Ta... Dobra muszę kończyć.

— Lil? — spytałam.

— Niestety. Pa!

— Nara!

Rozłączył się. Rzuciłam telefon na biurko, a sama poszłam do drugiego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie potrzeba było dużo czasu, bym usnęła.


<Natsu>




Siedziałem sobie w szkole z rozbitym nosem. To była nauczka, że lepiej nie denerwować Lucy. Dziewczyna na serio ma siłę. Pielęgniarka poprzedniego dnia próbowała dopytać, kto to zrobił, ale nic jej nie powiedziałem. Cały czas odpływałem myślami do brązowookiej. Sam nie wiedziałem, czemu cały czas o niej myślę.


Nagle Gray, ten idiota szturchnął mnie w ramię, a ja się „obudziłem".


— Czego? — warknąłem, zirytowany, że przeszkadza mi w myśleniu o niej.


— Niczego. Daj telefon — zażądał.


— Niby czemu mam ci dać mój telefon lodówo? — syknąłem.


— Zobaczysz. — Uśmiechnął się tajemniczo. Dałem mu telefon, zaciekawiony tym, co chce zrobić.


Zobaczyłem, jak wystukuje jakiś numer i piszę do niego sms'a. Jednak nie mogłem dostrzec jego treści. Dostrzegłem, tylko jeszcze jak zapisuje mi jakiś numer w kontaktach. Zamarłem. Ten numer... Ta nazwa... To jest numer Lucy?!


— Czy ty mi zapisujesz numer Lucy? — spytałem niepewnie, a on przytaknął. — Skąd go masz?! — spytałem zdenerwowany. Trochę za głośno, bo kilka osób na mnie spojrzało.


— Uspokój się zapałko. Poszperałem trochę w necie i znalazłem jej koleżankę, to ona mi go dała — powiedział spokojnie. — No, możesz teraz mówić o sobie tajemniczy wielbiciel — zaśmiał się. 


— Czemu? — spytałem zdziwiony, a on pokazał mi sms'a, którego do niej wysłał. Myślałem, że go zabiję. — S-skąd ty...? — spytałem.


— Jesteśmy kumplami. Poza tym można było to zobaczyć na pierwszy rzut oka — powiedział z widocznym rozbawieniem, klepiąc mnie po ramieniu.


— Dzięki, Gołodupcu — powiedziałem szczęśliwy i zmyłem się z lekcji. Miałem zamiar zacząć pisać do Lu od zaraz.


Tak, więc chwyciłem telefon i zacząłem pisać, idąc przez ulice miasta, w stronę domu. 



<Lucy>



Obudził mnie dźwięk dzwonka sms'a. Wstałam i leniwie przetarłam oczy. Chwyciłam telefon i odczytałam wiadomość.


Od nieznany:


Dobrze się czujesz? Czemu nie odpisałaś na mojego poprzedniego sms'a?


Odpisałam niemal natychmiast.


Ja: Endo nie pisz do mnie, bo mnie wkurwiasz. Chcesz, żebym jeszcze raz ci dała w mordę?


Nieznany:
Nie jestem żadne Endo. I kto to w ogóle jest?


Ja: Więc kim jesteś?!


Nieznany: Na razie się nie dowiesz skarbie :*


Ja: To spierdalaj.


Nieznany: Nie


Ja: Czemu?


Nieznany:
A czemu miałbym?


Ja: Bo jak cię znajdę, to dostaniesz w mordę :)


Nieznany: Warto zaryzykować ;)


Ja: Spierdalaj.


Potem wyłączyłam telefon i zaczęłam się zastanawiać, kto byłby na tyle głupi, żeby mnie prześladować. I nie mogłam niczego wymyślić. Nie zdążyłam się tu jeszcze z nikim na tyle zapoznać. Osoby z Crocusa tez odpadały, bo dobrze wiedzieli, do czego jestem zdolna, gdy ktoś mnie zdenerwuje. Nie zdążyłam się zorientować, kiedy znowu usnęłam.  


----------

Rozdział poprawiony

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top