Rozdział 19

<Lucy>

Obejrzałam się i zobaczyłam człowieka, którego szczerzę nienawidzę.

-Endo. -wycedziłam przez zęby.

-Cześć kochanie. Długo musiałaś czekać? -spytał z "miłym" uśmiechem. Miałam ochotę się na nim wyżyć i dać mu w mordę.

-Nie. -wysyczałam. Musiałam grać, bo ten barman zaczynał mnie poważnie wkurwiać, jeszcze trochę, a by musieli karetkę wzywać.

-To chodźmy. Jedziemy do DOMU. -dokładnie podkreślił ostatni wyraz. Przestraszyłam się. Zaczęłam dyskretnie grzebać w torebce. Kurwa! Akurat dziś nie wzięłam broni, ani nawet telefonu!

-Idziemy? -spytał z kpiącym uśmiechem.

-Tak. -wycedziłam niechętnie. Jak tylko wyjdziemy to ucieknę.

Brunet podał mi rękę, którą z obrzydzeniem przyjęłam. Będę musiała ją wyczyścić papierem ściernym jak wrócę. Bleee...

Wyszliśmy z klubu. Ten przygłup cały czas się uśmiechał. O co mu kurwa chodzi?! I tak mu ucieknę!

Chciałam zacząć biec, ale nagle moje nogi dały mi znać o jednym bardzo istotnym elemencie, który mi to uniemożliwiał. A konkretnie: miałam na sobie szpilki.

<Natsu>

Po tym jak nakrzyczałem na Lucy, siedziałem na kanapie i patrzyłem się tępo w telewizor. Zastanawiałem się czy nie pójść i nie przeprosić. Miałem poczucie winy. Przecież widziałem jej rany, a co jeśli coś sobie zrobi? No, ale z drugiej strony... to ona przecież powinna to zrobić! One jest wścibska, ja nigdy... czekaj... Nie! Musze przeprosić! Nie chcę jej stracić! Choć nie powiem jej nic o mojej pracy, albo jak kto woli byłej pracy. Już niedługo stamtąd odejdę. Tylko będę musiał jakoś ubłagać wujka. Ona pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć gdzie pracuję. Znienawidzi mnie. Ruszyłem do jej pokoju i lekko zapukałem.

Nikt nie odpowiedział.

-Lucy! -zawołałem. Odpowiedziała mi cisza. -Lucy otwórz! -krzyknąłem. Znowu cisza.

Dobra. Zaczynam się poważnie martwić. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do pokoju. Był pusty... Dobra. Mogę zacząć panikować.

-Lucy! -wydarłem się na cały dom.

Chwyciłem za telefon i zacząłem do niej dzwonić. Po chwili usłyszałem jej dzwonek w pokoju. Spojrzałem na łóżko, skąd pochodził dźwięk. Podszedłem tam i chwyciłem go. Miała mnie zapisanego jako łosoś. Ta... bardzo oryginalne. To pewnie przez moje włosy. Dobrze,że już nie nazywa mnie malinka. Wziąłem broń z jej pokoju na wszelki wypadek.

Poszedłem szybko na dół, po czym się ubrałem i wyszedłem z domu. Musiałem ją znaleźć. Nieważne jak, byle ją znaleźć.

Nogi same mnie prowadziły. I zaprowadziły do jakiegoś klubu. Chciałem wejść, ale zza budynku usłyszałem cichy krzyk. Rozpoznałem go. To była Lucy!

Natychmiast pobiegłem tam i co zobaczyłem? Jak ten przyjeb, co ją całował w szpitalu znowu to robi! Do tego ją do ściany przyciska! Ona próbuje się wydostać, ale coś jej nie idzie. Wrr... Zabiję go!

Wyciągnąłem broń z kieszeni bluzy i strzeliłem do niego. Nikt nie będzie jej dotykał, bez jej zgody!

Nabój trafił prosto w głowę. Odetchnąłem z ulgą, widząc, ze jego ciało spada na ziemię, a krew rozbryzguje się na około.

Spojrzałem na Lucy. Ona patrzyła na mnie, jakby widziała ducha. Po chwili dopiero zorientowałem się co zrobiłem, na jej oczach. Przecież nie wiedziała skąd umiem strzelać, że jestem w stanie zabić człowieka, no tak. Będziemy musieli porozmawiać w domu. Tylko tym razem nie będę mógł przed nią niczego ukryć...

Boję się, że mnie znienawidzi, ale muszę jej powiedzieć. Nie mogę jej dłużej okłamywać.

-Natsu? -usłyszałem jej szept.

-Lucy... chodź do domu. Porozmawiajmy. -powiedziałem łagodnie. Dziewczyna niepewnie przytaknęła.

Podszedłem do niej i chwyciłem za rękę. Potem pociągnąłem ją w stronę domu.

Szliśmy w ciszy. Byłą ona cholernie denerwująca, ale co poradzić? Na razie boję się odezwać.

Doszliśmy tam po jakiś dziesięciu minutach. Okazało się, że ten klub wcale nie był daleko.

Weszliśmy, po czym zdjęliśmy buty i skierowaliśmy się do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Przez chwilę między nami panowała cisza.

-Lucy... -zacząłem. -Przepraszam... za to, że się wtedy tak wydarłem. -powiedziałem.

-Nic się nie stało. To moja wina. -odpowiedziała cicho.

-Nie. -pokręciłem głową. -Moja. Nie powinienem był na ciebie krzyczeć. Chcę żebyś wiedziała czym się zajmuję, ale zgaduję, że mnie znienawidzisz, albo zabijesz. -rzekłem.

-Czemu miałabym cię znienawidzić?

-Ja... jestem... -przełknąłem głośno ślinę, po czym kontynuowałem. -B-bossem w mafi... -patrzyłem na twarz Lucy, która wyrażała szok, złość, smutek, no i jeszcze wiele innych emocji. -Ale niedługo odejdę! Musze tylko ubłagać jakoś wujka. -dodałem szybko.

-C-co? Czekaj, czekaj... TY jesteś bossem mafii? -spytała niepewnie.

-Tak trochę bardziej jego zastępcą. Mój wujek ogólnie rządzi. -wyjaśniłem.

-W-wujek? Czekaj. Kto jest z twojej rodziny jeszcze zaangażowany?

-Nikt, przynajmniej nie teraz. Mój ojciec był, ale to zanim zginął.

-Ah...

-Czy... nienawidzisz mnie? -spytałem niepewnie, bojąc się odpowiedzi. Chwilę milczała, jakby się zastanawiała.

<Lucy>

Milczałam. Właśnie się dowiedziałam, że mój przyjaciel jest zastępcą bossa mafii. Byłam rozdarta. Z jednej strony chciałam go zabić za to, że mnie okłamywał, a z drugiej byłam mu wdzięczna, że powiedział to wprost, a nie przeciągał.

-Ja... nie nienawidzę cię Natsu. -powiedziałam, lekko się uśmiechając. To była prawda. Jego twarz miała wyraz szoku.

-Serio? -spytał po chwili.

-Tak serio.

-Uff... to dobrze. -powiedział, po czym mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Chwilę tak trwaliśmy, ale przerwał nam dzwonek do drzwi. Popatrzeliśmy na siebie zdziwieni.

-Zapraszałeś kogoś? -spytałam się.

-Nie, a ty?

-Nie.

Natsu wstał, po czym podszedł do drzwi. Zrobiłam to samo. Gdy otworzył, zobaczyłam jakąś białowłosą dziewczynę z niebieskimi oczami. Jej mina na początku wyrażała szczęście, ale gdy mnie zobaczyła, zmieniła się na wściekłość.

-Kto to jest?!- wrzasnęła.

-Eh... Lisanna? -różowo włosy podrapał się po głowie.

-Tak, a teraz odpowiedz co to jest?!

-Raczej kto. -poprawiłam ją zła. Nikt nie będzie nazywał mnie rzeczą!

-Zamknij się suko. Nie ciebie się pytałam. -syknęła do mnie. Prychnęłam.

-Mogę być suką, ale przynajmniej nie jestem dziwką. -stwierdziłam, patrząc na jej ubiór. Krótka czarna spódniczka, która ledwo zasłaniała majtki, niebieska prześwitująca bluzka, pod nią bardzo skąpy stanik.

-Ty...!

-Lisanna dość! -przerwał jej Natsu. -Czego chcesz? -spytał.

-No jak to? -jęknęła. -Przecież mieliśmy dzisiaj spędzić razem noc... -powiedziała, jej zdaniem uwodzicielsko, po czym rzuciła mu się na szyję i go pocałowała.

Natsu stał tam zmrożony. Spodziewałam się, że ją odepchnie. A on? Nic. Zrobiło mi się smutno. Nie chciałam im przeszkadzać, więc poszłam do swojego pokoju.

Szybko zamknęłam drzwi na klucz, po czym padłam na podłogę. Zaczęłam płakać. Dlaczego Natsu mi nie powiedział, że ma dziewczynę? Nie ufa mi? Może powinnam się wyprowadzić, żeby im nie przeszkadzać?

Szlochałam chyba godzinę. Potem byłam zmęczona, więc się przebrałam i poszłam spać. 

-----------------------------------------------------------

Witajcieee~! ^^

Co tam u was? Cieszycie się, że koniec wakacji? Ja nie :( Najchętniej siedziałabym w domu cąły rok szkolny. Ale niestety tak nie można >.< 

Podobał wam się rozdział?Następny jest w ponad połowie napisany! Chciałam go wcześniej napisać, ale ostatnio mam braki weny. Przychodzi a po po 5 minutach idzie se w siną dal :/ 

No ,ale trudno. Właśnie! Jak myślicie:

Co się stanie w następnym rozdziale?

Co Natsu powie Lisannie? 

Kogo spotka Nastu? 

Hehehe... Miłych resztek wakacji, pozdrawiam~! ^-^ 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top