Rozdział 18
<Natsu>
Byłem tak zaskoczony, nie, zaskoczony to złe słowo. Byłem zszokowany, kiedy mnie pocałowała. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek by to zrobiła, nawet po pijanemu. Zabrakło mi na chwilę tchu.
Chciałem oddać pocałunek, ale się opamiętałem. Ona jest pijana. Nie wie, co robi. Jutro niczego nie będzie pamiętać. Odepchnąłem ją lekko. Nie chciałem tego. Chciałem oddać pocałunek i powiedzieć jej, że cholernie ją kocham, ale nie mogłem.
Odepchnięta brązowooka patrzyła na mnie z łzami w oczach, a serce ścisnęło mi się z bólu, gdy ciecz powoli zaczęła skapywać na podłogę.
-L-lucy. N-nie płacz. Już jest dobrze. Ciii... -powiedziałem jej i ją przytuliłem. Od razu oddała uścisk. -Czemu płaczesz? -spytałem z żalem. Nie chciałem by płakała. To nie był przyjemny widok, szczególnie że jestem bądź co bądź zakochany w niej.
-N-no, b-bo ty... N-nie lubisz mnie. Tak samo, jak wszyscy. Najlepiej by było, gdybym wtedy to dokończyła i nie żyła. -wychlipała. Pierwszy raz od upicia się mówiła wyraźnie. Byłem przerażony i zszokowany. O czym ona mówi? Dlaczego myśli, że jej nie lubię? Postanowiłem, że zapytam.
-Lucy. Dlaczego myślisz, że cię nie lubię? -spytałem patrząc poważnie w jej oczy. Milczała. -Lucy... Mów. -rozkazałem poważnie, marszcząc brwi. Nadal milczała. Chyba nie zamierza mi powiedzieć. -Eh... -westchnąłem. -Powiesz mi, chociaż o co ci chodziło z „to dokończyła"? Co chciałaś dokończyć? -spytałem łagodnie.
Blondynka spojrzała na mnie załzawionymi oczami i pokazała mi swoje nadgarstki. Byłem przerażony. Miała tam pełno ran i blizn. Nie wiedziałem co powiedzieć. Z jednej strony byłem wściekły na nią, za to, że zrobiła coś tak głupiego. Z drugiej strony miałem ochotę płakać, bo nie uchroniłem jej przed tym.
-Lucy... Dlaczego to zrobiłaś? -spytałem smutno.
-Newm. -wymamrotała niewyraźnie.
-Lucy...
Przytuliłem ją, najmocniej jak potrafiłem.
-Nie będziesz więcej tego robić. Nie możesz umrzeć. -powiedziałem zdecydowany.
-Cmu? -spytała niewyraźnie.
-Bo cię kocham i zależy mi na tobie. -powiedziałem. Przecież jutro i tak nie będzie tego pamiętać nie?
-Też cię kocham. -wymamrotała o dziwo tym razem wyraźnie, po czym wtuliła się w mój tors jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Po chwili słyszałem jej równy oddech, zasnęła.
Wstałem i wziąłem ją na ręce. Podszedłem do łóżka, powoli położyłem ją na nim i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem w stronę kuchni, ale gdy byłem na dole, nagle usłyszałem huk. Przerażony pobiegłem do góry i wpadłem do pokoju Lucy.
Zdębiałem. Stała tam... naga. Trzymała jakąś bluzkę w ręku, a ja powstrzymywałem się, od rzucenia się na nią. To na serio było cholernie trudne. Moja twarz zrobiła się czerwona. Chwilę przyglądałem się jej ciału, ale musiałem się opamiętać. Przecież na razie jest moją przyjaciółką! Starałem się uspokoić i w końcu się odezwałem.
-C-co -t-ty robisz Lucy? -spytałem, słyszałem, jak mój głos drżał. Blondynka spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Potem wzrok skierowała na bluzkę i znowu na mnie. Wyglądała tak, jakby nie wiedziała co się w ogóle dzieje.
-Nic. -powiedziała, na szczęście, wyraźnie.
-U-ubierz się. -powiedziałem i odwróciłem się.
-Ne. -zaprzeczyła.
-Ubierz się.
-Ne.
-Czemu? -spytałem zirytowany. Jednak nadal byłem odwrócony do niej.
-Ty tz se robierz. -powiedziała niewyraźnie. Czułem jak krew napływa mi do twarzy.
-Co czemu? -spytałem zawstydzony.
-Chce robi se zy tob. -powiedziała, a ja zrozumiałem. Czułem, że jeżeli jeszcze chwilę tak z nią pogadam to krew się poleje.
-Nie Lucy. Jesteś pijana. Nie wiesz, co robisz. Tak, więc ubierz się i idź spać. -powiedziałem stanowczo.
-Ne!
-Tak!
-Ne!
-Tak! I nie dyskutuj ze mną! Lucy dalej. -powiedziałem i odwróciłem się do niej. Myślałem, że zemdleję.Stała raptem dziesięć centymetrów ode mnie, z naburmuszoną miną. Starałem się przybrać karcące spojrzenie, co chyba mi się udało.
-Doba. -powiedziała zrezygnowana. I poszła się ubrać.
Ja poszedłem do kuchni i zacząłem robić naleśniki. Do tego coś na kaca. Współczuję Luce, ale chcę zobaczyć jej minę, jak powiem jej co robiła i mówiła. Ha! To będzie słodka zemsta, za to, że kazała mi lecieć po tę czekoladę!
Usiadłem na krześle w kuchni i napiłem się kawy, którą przed minutą zrobiłem. Gdy zjadłem naleśniki, to poszedłem do salonu i zacząłem oglądać jakiś film. Jednak coś było nie tak. A co? Nie było koło mnie Lucy. Wolałem z nią oglądać film, wtedy jest zawsze raźniej.
Usnąłem na kanapie. Rano obudził mnie dźwięk, czegoś, co spadało po schodach. W panice spojrzałem się tak i zobaczyłem Lucy, która masowała swoją głowę.
-Cześć. -powiedziałem wesoło.
-Cześć. -odpowiedziała mi, jęcząc z bólu. Chciałem już coś powiedzieć, na temat jej wczorajszego zachowania, ale ona mnie uprzedziła. -Spróbuj coś wspominać o tym, co wczoraj mówiłam i robiłam, a przysięgam, że powieszę cię za jaja na maszcie szkoły. Jasne?! -syknęła ostro.
-To ty to pamiętasz? -spytałem zdziwiony.
-No.
-Jakim cudem? Ja za każdym razem jak się schleję ,to nic następnego dnia nie pamiętam. -zrobiłem się lekko czerwony.
-A bo ja wiem? Zrób mi kawę. -rozkazała.
-Niby dlaczego?
-Bo tak mówię.
-A co jeśli nie zrobię? -spytałem z nutką kpiny.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? -spytała się mnie grobowym tonem. Lekko się przestraszyłem, ale z wahaniem pokiwałem głową. -Zamknę cię w pokoju, bez okien, powieszę na łańcuchach i będę torturować, nie karmić, ani nie dawać picia, a sama będę jadła na twoich oczach. Dodatkowo postaram się, żeby był taki efekt jakbyś był w pociągu. -powiedziała, podczas „przemowy" otaczała ją czarna aura gniewu i mordu. Dlatego tez się przestraszyłem jeszcze bardziej.
Poszedłem szybko do kuchni i zacząłem robić jej kawę.
-Jesteś poważnie walnięta! -krzyknąłem do niej z kuchni.
-Zmień płytę! Mówiłeś mi o tym chyba z dziesięć razy! I nie tylko ty! -odkrzyknęła mi rozbawiona.
-A kto jeszcze? -spytałem, niosąc gorącą kawę do salonu.
-Dużo osób. -położyłem kawę na stole.
-To znaczy? -spytałem z podniesioną brwią.
-Moi nauczyciele, bracia, przyjaciele, rodzice, psycholodzy, zwykli obywatele, dzieci, biznesmeni, lekarze, prawnicy, a nawet wariaci. -wymieniła. Zacząłem się śmiać.
-D-dzieci? Serio? -spytałem, śmiejąc się.
-No. Raz se szłam normalnie na ulicy, no i mnie jakiś gościu zaczepił. To go kijem pobiłam, a dziecko akurat przechodziło obok, powiedziało mi: „Pani powinna iść tam, gdzie moja mama."
-A gdzie była jego mama?
-W psychiatryku.
-Czemu?
-A bo ja wiem? Co ja jakiś reporter, żeby pytać się o życie innych ludzi? -spytała zdenerwowana.
-Nie, ale na kata, w średniowieczu byś się nadawała. -powiedziałem, jej mina wyraźnie się na krótki moment zmieniła.
<Lucy>
-Nie, ale na kata, w średniowieczu byś się nadawała. -powiedział, a ja posmutniałam. Chodziło mu o tych ludzi, których zabiłam? A może myśli, że jestem bezlitosną maszyną do zabijania? Że nie mam uczuć? Nie wiem.
Moja mina zmieniła się na chwilę, na pełną bólu, ale tylko na chwilę. Potem znowu była normalna. Nie miałam zamiaru martwić moimi nic niewartymi uczuciami, kogoś, kto i tak mi już za dużo pomaga.
-Coś się stało? -spytał Natsu, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Nie, nic. -odpowiedziałam zwyczajnie.
-Na pewno? -dopytywał się.
-Tak. -odpowiedziałam zmęczona. Głowa mnie nadal bolała.
-Ah, okej.
-Daj mi w końcu tę kawę! -krzyknęłam zbulwersowana, że nie dostałam jeszcze mojej kawusi! No!
-Już, już. -mruknął, dając mi kawę.
Potem zaczęłam się zastanawiać, czy on zauważył, że dzisiaj powinniśmy iść do szkoły. Hehehe... później mu przypomnę.
Wieczorem, gdy oglądaliśmy telewizje, pod kocem, zdecydowałam się, że spytam o kilka rzeczy, które trapią mnie od jakiegoś czasu.
-No, a teraz odpowiesz mi na kilka pytań. -powiedziałam niespodziewanie, mrużąc oczy. Ten spojrzał na mnie pierw zdziwiony, a potem rozbawiony.
-A co my? Na komendzie? -spytał rozbawiony. Zignorowałam to.
-Pracujesz gdzieś? -spytałam, a ten się nagle spiął.
-Czemu się pytasz...?
-Mów! -krzyknęłam, przerywając mu.
-Tak.
-Gdzie? -spytałam znowu, po czym odłożyłam kawę na stół. Nagle był jakiś nerwowy, zestresowany... on coś ukrywa.
-N-nie ważne...
-Mów!
-Nie! -krzyknął na mnie. Byłam zdziwiona. -Nie powiem ci! To nie twoja sprawa! Nie ingeruję w TWOJE życie, więc ty nie wtrącaj się w moje! Najlepiej to idź sobie! I nie interesuj się swoimi sprawami! Rozumiesz?! -wrzasnął.
Spojrzałam na niego zszokowana. Nigdy wcześniej się na mnie nie uniósł, a teraz...
-Rozumiesz? -spytał zimnym tonem.
Wielka gula utworzyła się w moim gardle, przez co nie mogłam nic chwilę wydusić. Miałam ochotę płakać, ale naprawdę. Czuję się zraniona. On mi nie ufa? W sumie... kto by mi ufał? Jestem zwykłą morderczynią, nic niewartą.
Wstałam gwałtownie i nawet nie patrząc na niego, poszłam do swojego pokoju. On się tym nie przejął, bo nie krzyczał za mną. To nawet lepiej.
Ubrałam szybko czarną skórzaną sukienkę do połowy ud, tego samego koloru skórzaną kurtkę, oraz czarne szpilki na nogi. Wzięłam jeszcze małą torebkę, do której schowałam pieniądze i wyszłam. Normalnie biorę z sobą broń, telefon i całą resztę, ale nie dziś. Miałam doła.
Człowiek, którego naprawdę polubiłam, nakrzyczał na mnie, bo spytałam, się gdzie pracuje. Nim się obejrzałam, stałam przed jakimś klubem. Nie wiem jakim. W ogóle to jak się rozejrzałam, to nie wiedziałam, gdzie jestem. W sumie to nieważne.
Weszłam tam i poszłam do baru. Usiadłam na stołku. Zamawiałam drink po drinku. Po godzinie byłam lekko pijana. Chciałam iść do domu i przeprosić Natsu. Nie powinnam pytać o sprawy, które mnie nie dotyczą. Wcale mu się nie dziwie, że na mnie nakrzyczał.
-Co taka ślicznotka jak ty robi tutaj sama? -spytał się zalotnie barman, który od jakiegoś czasu wysyłał mi oczka, niby przypadkiem dotykał mojej twarzy, kiedy dawał mi drinki, dawał mi komplementy, których nie uznawałam.
-Nie jest sama. -odezwał się głos za mną. Natychmiast go rozpoznałam.
----------------------
Czeeeeść! ^-^
Jak tam u was? Podobał się rozdział?
Ta pijana Lucy chyba coś mi nie wyszła -,- No, ale mniejsza!
Jak myślicie:
Kto to powiedział? (podpowiedź: to nie Natsu)
Co się stanie?
Czy Natsu ruszą wyrzuty sumienia?!
Gdzie pracuje?!
Kto zgadnie ostatnie pytanie dostanie dedyka w następnym rozdziale! :D
Pozdrowienia ślę i do zoba! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top