Rozdział 8

<Lucy>

Rano, choć nie wiem, czy godzinę trzynastą można tak nazwać, obudziłam się i wykonałam rutynowe czynności. Jako że była sobota to postanowiłam wyjść na miasto i spotkać się z Ay. Znaczy... Chyba sobota. Nie sprawdziłam, bo chciałam się jak najszybciej z nim spotkać i jakoś tak wyszło. Jeśli był środek tygodnia to trudno. Dla mnie była sobota i koniec.
Czułam się dziwnie. Ubrałam się w jasne kolory, kiedy zwykle chodzę w czarnych. Ay prawdopodobnie zawału by dostał, gdybym ubrała się cała na biało.


Ciekawi mnie jego mina, kiedy mnie zobaczy, heh.


W sumie to nawet nie wiem, skąd miałam w szafie jasne ubrania, ale miałam to gdzieś. Wyszłam i ruszyłam w stronę baru, w którym mieliśmy się spotkać. Nagle usłyszałam dźwięk sms'a. Spojrzałam na komórkę i wyświetliła mi się wiadomość.


Nieznany: Hejka


Ja: Spierdalaj


Zmieniłam mu nazwę.


Jakiś psychol: Łamiesz mi serce :'(


Ja: Bardzo się z tego cieszę.


Jakiś psychol: Dlaczego jesteś dla mnie taka...


Ja: niemiła, chamska, wredna?


Jakiś psychol: Tak


Ja: Bo cię nie znam?


Jakiś psychol: A chcesz mnie poznać? :D


Ja: Nope :P


Jakiś psychol: Niszczysz nadzieję :'(


Ja: Gdybyś miał odwagę się pokazać to, co innego zostałoby zniszczone.


Jakiś psychol: co takiego?


Ja: Twoja twarz


Jakiś psychol: Gdzie idziesz?


Ja: Skąd wiesz, że gdzieś idę?


Jakiś psychol: Być może wiem wszystko, a może po prostu cię teraz widzę :)


Ja: Druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.


Jakiś psychol: Czy ty coś sugerujesz???


Ja: Tak


Jakiś psychol: Jesteś wredna :(


Ja: powinieneś mnie zostawić w spokoju, zanim stanie ci się krzywda.


Jakiś psychol: ...


Jakiś psychol: Nie musisz być taka agresywna!


Ja: Muszę.


Jakiś psychol: Nie dla mnie. Cr?


Ja: Zastanawiam się, dlaczego ci w ogóle odpisuje.


Jakiś psychol: Bo jestem zajebisty. Powiesz mi, gdzie idziesz?


Ja: Nie i nie pisz do mnie.


Po tej wiadomości wyłączyłam telefon. Doszłam już do baru, więc weszłam i podeszłam do stolika, przy którym siedział mój przyjaciel. Nie zmienił się, odkąd ostatni raz go widziałam. Cały czas miał te swoje czerwone rozczochrane włosy i zielone oczy, które przypominały mi świeżą trawę. Podeszłam do niego z uśmiechem.


— Cześć marchewko! — przywitałam się i przytuliłam go.


— Cześć gwiazdeczko! — Również się przywitał. Gdy się od siebie odkleiliśmy, to usiedliśmy i zaczęliśmy rozmowę.


— Wiesz już coś? — spytałam poważnie, od razu przechodząc do rzeczy.


— Niestety — westchnął. — Jednak powinni coś wiedzieć za mniej więcej dwa dni, więc cierpliwie czekaj — powiedział, po czym zaśmiał się cicho.


— I z czego rżysz? — spytałam zirytowana.


— No bo... — Dalej się śmiał, ale widać było, że próbuje się opanować. — Ty masz tyle cierpliwości ile ja miłości do dzieci. — Przestał się śmiać, gdy zdzieliłam go zła po głowie z torebki.


— No wiesz co — burknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi. Potem odwróciłam głowę „obrażona".


— No ej... Przepraszam — powiedział z udawanym smutkiem.


— Wybaczę, jeśli... Ubierzesz się w strój pokojówki, pójdziesz w nim do mojej szkoły, staniesz na środku holu i krzykniesz, że jesteś kobietą z innej planety — powiedziałam, chichocząc. Ay spadł z krzesła. To musiało boleć.


— No ty chyba sobie jaja robisz! — wrzasnął.


— Nie — powiedziałam, opanowując śmiech. Rzecz jasna żartowałam, ale nie zaszkodzi odrobinę go podręczyć, prawda?


— No weź! — powiedział, będąc na kolanach i wyciągając ręce ku niebiosom.


— Co ci szkodzi? Przecież już to robiłeś — powiedziałam obojętnie.


— Byłem pijany! — krzyknął. — Poza tym Yu mnie o to poprosiła — burknął zawstydzony. Znowu zaczęłam się śmiać, a on wraz ze mną.


— Tak w ogóle to, co u Lily? — spytałam po chwili.


— Weź, lepiej nie wspominaj — westchnął ciężko, przecierając twarz dłońmi.


— Jest aż tak źle? — spytałam zmartwiona.


— No... Robi się coraz bardziej natrętna. Ostatnio wlazła mi do domu przez okno! — krzyknął, a ja się zaśmiałam.


— Ja też tak robiłam i jakoś ci to nie przeszkadzało.


— No, ale... Ty to ty! A ona to ona! — Wywróciłam oczami. — Wczoraj śledziłam mnie i jakaś laska do mnie podeszła, bo chciała się zapytać o drogę, a ona wyskoczyła zza krzaków i ją prawie zabiła — wyżalił się. — Dziwię się, że nikt na policję nie zadzwonił!


Lily jest jego prześladowczynią od najmłodszych lat. Zawsze była o niego zazdrosna. Jak przechodziłeś koło niego, to dostawałeś groźby, rozmowa z nim to było równoznaczne z pobytem w szpitalu, a dotknięcie to skandal! A tak na serio to za dotknięcie go, chociażby na ulicy przez przypadek było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Ona była serio straszna. Jednak ja, Yuki, Aki i Hiro nie zraziliśmy się, bo Ay jest dobrym przyjacielem. Jednak to robi się uciążliwe i niedługo będzie trzeba coś z nią zrobić.


— Dasz sobie radę — spróbowałam go jakoś podnieść na duchu.


— Nie dam — jęknął.


— Dasz!


— Nie.


— Tak!


— Nie!


— Tak i powiedz jeszcze raz, że nie to cię powieszę za jaja w środku miasta i rozbiorę! — powiedziałam. — A wiesz, że jestem do tego zdolna — dodałam. On zasłonił swoje krocze i spojrzał na mnie z wyrzutem.


— Zmieniając temat, co oni ci zrobili?! — wrzasnął nagle.


— O co ci chodzi? — spytałam zdziwiona.


— Czemu chodzisz w białym?! — krzyknął, a ja strzeliłam sobie faceplam'a.


— Dopiero teraz to kurwa zauważyłeś?! — krzyknęłam zaskoczona. Chłopak lekko skulony i przestraszony pokiwał głową na znak „Tak". — Ty jesteś głupi czy głupi? — spytałam i założyłam ręce na klatkę piersiową.


— Huh?


— Dobra nie mów.


— Okej, a jak tam w szkole?


— Dobrze.


— Nie pobiłaś znowu nauczyciela?


— Nie.


— Nie przejechałaś nikogo?


— Nie.


— Nie piłaś co nie? — spytał przestraszony.


— Nie! — krzyknęłam cała czerwona. Po kiego on mi to ciągle wypomina?!


— To dobrze. Nie chciałbym znowu cię gonić po mieście — powiedział, patrząc na sufit.


— Ja do dziś nie pamiętam, jak to się stało, że wylądowałam na tym komisariacie... W bieliźnie — powiedziałam zawstydzona.


Dwa lata temu, gdy byliśmy na imprezie, za dużo wypiłam i z tego, co mi mówili, to rozebrałam się i zaczęłam tańczyć na rurze, a potem uciekać przed nimi po mieście krzycząc, że goni minie miś jogi. Policjant podobno dostał ode mnie w twarz. Starsze panie goniły mnie i próbowały bić parasolką, ale byłam za szybka. To bolało.... Serio. Na końcu zostałam przewieziona na komisariat. Było jeszcze kilka akcji... Innych, ale jeszcze bardziej dobijających. Dlatego też mam zakaz zbliżania się do alkoholu. Jeżeli go, chociaż powącham, to trafię do kicia. A tego nie chce. No w sumie to wystarczy, że policja o niczym się nie dowie.


— Dobra, dobra — powiedział radośnie.


— Naprawdę!


— No przecież ci wierzę...! — Uniósł ręce do góry w geście obrony.


— Ta.


Rozmawialiśmy jeszcze parę godzin, a potem poszłam do domu.
Było ciemno. Za ciemno. Bałam się. Boję się ciemności. Zawsze kojarzy mi się ze śmiercią Aki'ego. Nie chcę teraz o tym myśleć. Powinnam się skupić na drodze. Weszłam na chodnik. Przede mną były pasy, weszłam na nie, mając nadzieje, że szybko dotrę do domu. Jednak nim to zrobiłam, postanowiłam trochę się zabawić i wyjęłam telefon z kieszeni.



<Natsu>


Od wczoraj Luce nie odpisuje na moje SMS-y. Martwię się. Do tego nie ma jej dziś w szkole. A co jak coś jej się stało?! Nie... Nie mogę panikować. Muszę się uspokoić. Wdech i wydech.
Siedziałem na ławce i bezskutecznie próbowałem się dodzwonić do Luce. Na serio się o nią martwię. Znowu wybieram jej numer, ale utrudnia mi to jakaś... Dziewczyna uwieszona na moim ramieniu.


— Zostaw mnie kurwa! — Odepchnąłem ją od siebie i poszedłem w stronę klasy. Może to nie było miłe, ale jestem zły!


Na serio mam tego dość! Czy oni nie mogą mi dać spokoju na jeden dzień?! Jak Lu zostanie moją dziewczyną, to nie pozwolę im na takie coś. No, bo zostanie. Choćbym miał starać się o nią całe życie.
Nagle usłyszałem mój dzwonek. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem numer Lu! Bez wahania odebrałem. Później się jej jakoś wytłumaczę, czemu do niej pisałem.


— Lucy! — powiedziałem szczęśliwy do słuchawki. — Czemu cię nie ma w szkole? Chora jesteś? Co się dzieje? Czemu nie odpisujesz? — zasypałem ją pytaniami. To, co usłyszałem po drugiej stronie, sprawiło, że nogi zrobiły mi się jak z waty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top