Rozdział 6
<Lucy>
Rano obudziłam się w złym humorze. Czemu? W nocy obudziłam się i spać nie mogłam przez tego jebanego debila, a do tego rano moje „kochane koleżaneczki" postanowiły o mnie zadbać i zmusić do pójścia do szkoły. Nie miałam wyboru, bo powiedziały, że jak nie pójdę, to w nocy wyrzucą mi całą czekoladę, a tego bym nie zniosła. Czekolada to ma jedyna prawdziwa miłość, która nigdy mnie nie zostawi. Jest ona dla mnie świętością. Dodatkowo nie wiem, co bym im za to zrobiła, a nie widzi mi się pójście za morderstwo. Nie sądzę, żeby trafił mi się sędzia lubiący czekoladę na tyle, by mnie zrozumieć.
Otrząsnęłam się z zamyślenia i spojrzałam zirytowana na dyskutujące dziewczyny. Nie chciało mi się ruszać, ale wieczorem miałam iść do klubu, więc może na dobre mi to wyjdzie. Rzadko choruję, ale mam wrażenie, że niedługo dostanę grypy lub innego paskudztwa.
Weszłam do szkoły i włączyłam telefon. Na ekranie wyświetliło mi się od razu pięć nieprzeczytanych wiadomości. Westchnęłam ciężko. Chwilę odczekałam przed otworzeniem pierwszej, bo musiałam się przygotować mentalnie. Nie chciałam zaraz po wejściu komuś przypadkiem rozwalić nosa i wylądować u dyrektora. Co prawda miły, ale nie mam ochoty spędzać tam kolejnych godzin. Po chwili, będąc przygotowaną, otworzyłam pierwszą.
Nieznany:
Co robisz?
Nieznany:
Czemu nie odpisujesz? Coś się stało?
Nieznany:
Halo!
Nieznany:
Ziemia do Lucy!
Nieznany:
Dobra pewnie poszłaś spać, więc do zobaczenia jutro w szkole.
Przez niego byłam w jeszcze gorszym humorze i mogę dać słowo, że przypierdolę każdemu, kto się do mnie odezwie. Podeszłam pod klasę i weszłam spokojnie. Momentalnie wszystkie rozmowy ucichły, a pary oczu były zwrócone w moją stronę. Ja to zignorowałam i poszłam do swojej ławki. Szłam z podniesioną głową, nie chcąc sprawiać wrażenie zażenowanej, tym co wczoraj zrobiłam. Choć trochę byłam, to nie miałam zamiaru tego okazywać.
Wyjęłam zeszyt i zaczęłam rysować. W moim zeszycie rysowałam zwykle sceny z mojego życia. Dlatego też każdy, kto, chociaż próbował go dotknąć, mógł liczyć na to, że skończy bez ręki albo chociaż palca.
— Hej. — Czyiś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam w górę i zobaczyłam szkarłatnowłosą dziewczynę o brązowych oczach.
— Czego chcesz? — spytałam od niechcenia, a dziewczyna wyglądała na zdziwioną.
— Jestem Erza Scarlet — przedstawiła się.
— Aha — mruknęłam znudzona i trochę zirytowana. — Powiesz mi w końcu, po co do mnie przylazłaś? — spytałam. Szkarłatnowłosa wyglądała na zakłopotaną po tym pytaniu.
— No bo ja... Em... Chciałam... — Podrapała się po karku i uśmiechnęła nerwowo. — Przedstawić ci resztę klasy i poznać cię.
— Po co? — spytałam. Nie obchodziło mnie, to jak inni się nazywają, a poza tym nie miałam zamiaru opowiadać nikomu niczego o sobie. Zresztą sądziłam, że zrażą się do mnie po wczorajszym. Czyżby byli na tyle cierpliwi? Albo może myślą, że mnie zmienić? Lub to normalne? Nie wiem.
— No... Fajnie by było, gdybyś z nami też trochę pogadała — powiedziała zmieszana.
— Nie chce — powiedziałam beznamiętnie.
— Proszę! — krzyknęła, składając ręce jak do modlitwy. Zignorowałam ją i zaczęłam dalej rysować, ale ona się nie poddawała. Klęknęła na kolana, czym mnie zdziwiła i zakłopotała. Może i byłam lekką sadystką, ale nie lubiłam, gdy ktoś robił coś takiego z zaskoczenia.
Jednak ja dalej uparcie ją ignorowałam, udając, że mnie to nie rusza. Dopiero po paru minutach naprawdę zaczęło mnie to irytować. No ile można?! Spojrzałam na nią zirytowana i westchnęłam z rezygnacją. Byłam uparta, ale nie miałam ochoty się kłócić, akurat dziś. W każdy inny dzień nie odpuściłabym.
— Dobra — burknęłam. Skrzywiłam się, gdy jej oczy rozbłysły radością.
— No to chodź. — Pociągnęła mnie za ramię. — Tam jest Jellal Fernandes. — Wskazała na niebieskowłosego chłopka z tatuażem na twarzy. Dlaczego do diabła ma go akurat tam? — Tamten to Gray Fullbuster, Gajeel Redfox, Levy McGarden, Juvia Lockster, Lisanna Strauss, Elfman Strauss, Mira Staruss, Laxus Drayer, Fred, Bixclow, Evergreen, Jet, Droy, Loki Regulus, a i jest jeszcze Natsu Drageneel, ale jego pewnie znasz. — Pokiwałam twierdząco głową. — I to wszyscy. A teraz opowiesz mi coś o sobie? — spytała z nadzieją. Aż mi się rzygać chciało, ale odpowiedziałam.
— Moje imię znasz, co niby chcesz jeszcze o mnie wiedzieć? — spytałam, czując coraz większe zirytowanie i złość.
— Na przykład. Czym się interesujesz? Co lubisz robić? Twój ulubiony kolor? Jedzenie?
— Motocykle. Czytać książki. Czarny. Czekolada.
— Okej.
— Coś jeszcze?
— Tak.
------
Rozdział poprawiony
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top