5.
Rano budzi mnie dzwoniący telefon. Od razu łapię swój fonik, ale to nie mój dzwoni. Odwracam się i zamieram na chwilę.
-A już myślałem, że będę musiał cię budzić-mówi chłopak leżący na łóżku obok.
-ZBOCZENIEC-krzyczę wybiegając z pokoju. Zbiegam po schodach na bosaka i podbiegam do pokoju organizatora. Pukam do niego tak mocno, że aż ręka zaczyna mnie boleć.
-Dzień dobry. W czym moge pomóc? Rozpiska jest w holu-mówi spokojnie, przecierając oczy.
-W moim pokoju śpi, jakiś chłopak-mówię lekko zdenerwowana. Jeszcze chwila a zaczne krzyczeć.
-A jaki numer pokoju-pyta spokojnie. Ten jego spokój mnie nie uspokaja.
-37-mówię i zaczynam tupać nogą, bo krzyczeć nie chce, bo to niegrzecznie.
-A pan Adam. Niestety jego pokój nie został skończony przed obozem, więc dopieliśmy go do twojego pokoju-mówi spokojnie.
-Czyli on powinien tam być. A ja tu się wystraszyłam, że to jakiś zbok w pokoju leży-mówię, po czym żegnam się z nim i wracam do pokoju.
Dzieciaki, które po drodze spotkałam dziwnie się na mnie patrzą, jak by nigdy nie widziały kogoś w piżamie pikachu. Kiedy wchodzę do pokoju, Adam jest już ubrany. Podchodzę do swojej walizki i wymuje ubrania na dzisiaj (zdj niżej)
Szybko idę do łazienki, biorę szybki prysznic, po czym ubieram się. Myje jeszcze zęby, po czym wychodzę z łazienki. Odkładam piżamę na szafeczkę, po czym szukam gumki. Kiedy już ją mam, robię wysokiego kucyka.
-Masz klucze-pytam, łapiąc swój klucz.
-No mam-mówi, pokazując swoje klucze.
-No to zamkniesz drzwi, bo ja się śpiesze do dziewczyn-mówię i nie czekając na jego odpowiedź łapie fona i wychodzę.
Chowam klucz do tylnej kieszeni spodni, po czym powoli schodzę na dół. Przy recepcji czekają na mnie dziewczyny. Widząc ich miny, mało nie wybucham ze śmiechu. Są zaspane. Jestem ciekawa co tak długo robiły w nocy. Nic nie mówiąc idziemy na stołówkę. Na śniadanie robimy se wszystkie to samo. Niestety kiedy robię sobie kanapkę, nie ma już pomidorów. Dzieczyny zdjadły dwa talerze pomidorów. Nawet ogórków już nie ma. Postanawiam podejść do jakiegoś stołu i poprosić o pomidory.
-Przepraszam. Dalibyście pomidory, bo u mnie dziewczyny wszytko zjadły-mówię wstydliwie. Nie lubię rozmawiać z obcymi.
-Tobie chyba nie. Chcesz być jeszcze grubsza świnio-pyta blondynka z zielonymi pasemkami i mocnym makijażem. Ma około czternaście lat.
Z moich oczu zaczynają wypływać łzy. Szybko wybiegam ze stołówki. Na schodach się wywaliłam, ale to mnie nie zatrzymało w powrocie do mojego pokoju. Teraz już mogę to zrobić. Otwieram szybko drzwi i biegnę do walizki. Wyjmuje z niej małą kosmetyczkę i szukam tego małego plastikowego pudełeczka. Kiedy je znajduję idę do łazienki. Zamykam za sobą drzwi i otwieram małe pudełeczko. Wyjmuje żyletkę i przechodzę do dzieła. Mówią, że to złe. Ale ja się nie słucham nikogo. Robię kilka kresek po czym odkładam żyletkę do pudełeczka, które zamykam i chowam do tylnej kieszeni. Obmywam ręke i wracam do pokoju. Ściagam bluzki i nakładam swoją czarną bluzę z napisem Life is brutal. Kładę się na łóżko i nie ruszam się, tylko płaczę. Nagle do pokoju wbiegają dziewczyny.
-Boże Kamila-mówi Emilia podchodząc do mnie.
-Dziewczyny dajcie mi chwilę. Wyjdźcie-mówi Dominika.
-Ale...-mówi Kasia, ale Domi jej przerywa.
-Wyjdźcie-mówi juz trochę głośniej.
-Okej. Masz pięć minut-mówi Kornelia, po czym wyciąga resztę dziewczyn z pokoju.
-Powiedz, że tego nie zrobiłaś-mówi Dominika siadając na moim łóżku.
-Nie mogę powiedzieć, że tego nie zrobiłam-mówię wycierając przy tym łzy.
-Kamiś...-mówi, po czym wzdycha.
-No co? Słyszałaś co ona do mnie powiedziała-pytam, po czym z moich oczu mimowolnie wylewają się łzy.
-Wiem i nie odpuszczę jej tego. Słuchaj mnie. Zemścimy się na niej. Obiecuję, że zapłaci za to co ci zrobiła-mówi, po czym mocno mnie przytula.
-Dzięki-mówię odwzajemniając gest.
-Dobra. To teraz oddaj mi to pudełeczko i idź umyj twarz-mówi, wyciągając dłoń i czekając na przedmiot.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale-mówi, przerywając mi tym samym.
Oddaje jej pudełko, po czym idę do łazienki umyć twarz. Po wykonaniu tej czynności wychodzę i siadam do siebie na łóżko. Nie mam ochoty wychodzić z pokoju. Jest mi tak cholernie smutno. Dziewczyny siedzą na łóżku moim i Adama.
-Robimy miśka-krzyczy Kornelia.
Wszystkie do mnie podchodzą i mocno przytulają. Poprawił mi się w ten sposób humor. Już nie jestem takim smutaskiem. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Kasia mam dla ciebie info-mówię, a ona dziwnie się na mnie patrzy.
-O co chodzi-pyta zaciekawiona tym co mam jej do powiedzenia.
-To łóżko jest tego twojego ulubionego youtubera, Naruciaka-mówię, a dziewczyna nagle, jak popażona zeskakuj z łóżka na którym siedziała.
-Nie! Powiedz, że to nie jest jego łóżko-krzyczy cała czerwona. Chyba nie myślała, że jej przyjaciółka będzie spać z youtuberem (wiem jak to brzmi-autorka)
-Słuchaj. Ani ja, ani chyba on nie cieszymy się, że mamy razem pokój, więc zluzuj-mówię, ściagając przy tym gumkę z włosów i roszczesując je palcami.
-Ale, jak? Czemu-pyta siadając na krześle obok mojego krzesła.
-Jego pokój nie jest skończony, czy coś takiego i przydzielili mi go-mówię spokojnie. No ej to przecież nie moja wina, że go do mnie przydzilili.
-Okej-mówi i zaczyna dziwnie bawić się włosami.
-Obiecuję, że jak będę musiała z nim rozmawiać, to wspomnę o tobie-mówię podchodząc do niej.
-N... Naprawdę-pyta, jak by zaskoczona.
-Nie na żelki-mówię i wszystkie zaczynamy się śmiać.-A i z Mulciakiem też porozmawiam, jeśli się nie pożygam na jego widok-mówię i wszystkie zaczynamy się śmiać.
Po chwili postanawiamy wyjść, bo zaraz mają być zajęcia z youtuberami. Zamykam drzwi na klucz, po czym idziemy schodami na sam dół, a następnie w lewo do wielkiej sali, gdzie nie ma ani krzeseł, ani materaców. Przy ścianie stoi kilka stołów, więc na nie siadamy. Po chwili sala się zapełnia, a na środek, to znaczy przy ścianie przeciwnej do nas siadają na przyniesionych przez siebie krzesłach youtuberzy. Nagle przed nich wychodzi organizator i zaczyna swoją przemowę.
-Tak, więc teraz będziecie mogli porozmawiać z youtuberami, a o godzinie dwunastej obiad, następnie o trzynastej podzielimy was i pójdziecie pojeździć na koniach. Tak więc miłej zabawy i dozobaczenia-mówi i wychodzi z sali.
Na samo słowo konie od razu się przeraziłam. Boję się jeździć na koniach. Oby nie dali mi jakiegoś wielkiego konia, bo nie będę jechać. Patrze się przed siebie. Chłopacy siedzą i rozmawiają z wszystkimi. Nagle odzywa się Blow.
-To teraz zabawa w głuchy telefon. Macie sie usadowić tak by powstały rzędy i wtedy zaczniemy-mówi, po czym wszyscy zaczynają się przesadzać.
Słowo wymyślił Blow i chyba na mnie się to wszystko kończy. Tak więc słowo przebiega szybko z ucha, do ucha. Zabawa ponoć ma nas zbliżyć i rozluźnić. Tak więc słowo dotarło do Martyny. Ona przekazała je Emili, a ta Korneli. Nareszcie słowo dotarło do Kasi i ta ma mi je przekazać.
-Biała małpa zjadła rudego wieloryba-szepcze mi do ucha, na co ja robię się automatycznie zielona.
-Wtf? Ja tego nie powiem...-mówię, przez co dostaje z łokcia od Kasi.-No dobra tylko już nie bij-szepczę do niej, po czym dodaje głośno-Biała małpa zjadła rudego wiwloryba.
Cała sala wybucha śmiechem. Youtuberzy też się śmieją. Słowo, aż tak się zmianiło, czy jak?
-Zaczeło się od słów Dziś na obiad jest schabowy-mówi Karol, na co sama zaczynam się śmiać, jak reszta.
Rozmawiamy jeszcze o innych rzeczach, a raczej reszta obozowiczy, bo mnie oni nie interesują. Kiedy już pora na obiad wszystkie idziemy na stołówkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top