3.

Kiedy jestem już przy recepcji, dziewczyny już tam na mnie czekają. Cała czwórka. Ej ej ej brakuje jednej. Nie znalazłam jej wcześniej, ale gdzieś musi być. Rozglądam się po całym holu. Nagle ktoś zasłania moje oczy, a jedyne co słyszę to śmiech reszty.

-Emilia moje oczy-mówię i ściągam jej dłonie z twarzy.

-Ej no jesteś zbyt spostrzegawcza-odzywa się Emi, po czym przytula mnie.

-Też cie kocham-mówię i zaczynam się śmiać.

Całą szóstką idziemy do stołówki. Znajduje się tam masa stolików. Wszystkie okrągłe, jak w amerykańskich stołówkach. Siadamy, przy stoliku blisko ściany, akurat jest sześć krzeseł. Zaczynamy już rozmawiać, ale wszystko przerywa organizator.

-Dzisiaj po obiedzie ubieżcie się wygodnie, bo jedziemy do parku linowego-mówi do miktofonu, po czym na całej sali słychać wiwaty uczestników.-Tak więc teraz życzę smacznego-daje, po czym schodzi z podestu.

Nagle do naszego stolika podjeżdża pani z wózkiem, na którym są wazy z zupą. Kładzie nam jedną na stole i życzy smacznego, a następnie odchodzi. Dziewczyny od razu zabierają się za nakładanie zupy.

-Kamila-odzywa się Dominika.

-Tak-pytam, po czym patrzę na nią.

-To jest jarzynowa...

-A to cała waza jest moja-mówię, a dziewczyny zaczynaja się śmiać.

Każda z nas nakłada se zupę. Zostawiamy pustą wazę. Kiedy jemy rozmawiamy. Ciii... Wiem, że to niegrzecznie, ale fajnie. Kiedy już kończymy zupę, podjeżdża do nas pani z wózkiem na którym znajduje się drugie danie. Kobieta podaje nam talerze, po czym odchodzi. Sama pychota, oby tak dalej. Na drugie danie jest kurczak z ziemniakami i mizerią. Zabieram się za jedzenie. Skończyłam, jako ostatnia, o dziwo.

-Ale ty wolni jesz-mówi Martyna, wypijając już chyba piąty kubek kompotu.

-Uważaj, bo się osikasz, tyle wypiłaś-mówię lekko zdenerwowana.

-Dobra. To teraz przebieramy się i idziemy przed ośrodek. To za pietnaście minut na dole. Pasi-pyta Emilia, przyglądając się przy tym wszystkim pokolei.

-Spoko-mówi Dominika, po czym zostawiamy wszystko na stole i odchodzimy.

Wchodzimy po schodach na góre. Na pierwszym pietrze żegnamy się z Kasią i Martyną, a na moim piętrze, żegnam sie z Kornelią, Dominiką i Emilią. Jak się okazuje, one mają trzyososbowy pokój. Otwieram drzwi, ale w moim pokoju dalej nikogo nie ma. Trochę dziwne, ale co tam. Otwieram walizkę i wyjmuję (zdj niżej)

Szybko to ubieram, po czym łapie jeszcze swój telefon i wychodzę. Zamykam jeszcze dokładnie drzwi, po czym wchodzę do windy i zjeżdżam na dół. Wychodzę powoli, po czym siadam na ławce przed budynkiem. Po chwili siada obok Kasia i Dominika. Nie długo czekamy na reszte, bo po pięciu, może dziesięciu minutach dochodzi Emilia, Kornelia i Martyna. Wszystkie jakoś mieścimy się na ławce i czekamy, aż reszta ludzi przyjdzie. Kiedy już wszyscy są wsiadamy do autokaru, a raczej dwóch. Razem z dziewczynami zajmujemy tyły. W połowie drogi cały autokar zaczyna śpiewać piosenkę Margaret - Smak Radości. Wszyscy świetnie się bawią drząc się na całe gardło. Nie ważne czy ktoś fałszuje, czy nie, każdy się swietnie bawi. Nawet nie zauważamy, jak jesteśmy już na miejscu. Wszyscy wysiadamy i stajemy przed autokarem. Czuję się jak w podstawówce. Ta potrzeba nas policzenia. Kiedy wszystko gra idziemy po uprzęże. Stoję chyba trzecia w kolejce, a za mną dziewczyny. Po chwili jest moja kolej iść nałożyć uprząż. Wskauje szybko na kamień i czekam. Nagle podchodzi do mnie młody chłopak. Nakłada mi wszystko, po czym pomaga zejść. Nakłada jeszcze mi kask.

-Teraz idź do tego rudego pana na szkolenie. Jak je zdasz to wejdziesz do parku-mówi zapinając mi kask.

-Okej-mówię i odchodzę na bok, by poczekać na dziewczyny.

Po około dzwudziestu minutach wszytkie jesteśmy już gotowe. Jako jedyna mam czarny kask, bo reszta ma albo zielony, albo niebieski, albo czerwony. Krótkie szkolenie co i jak używać i test, czy pamietamy. Zdaje to szybko i idę na pierwszy tor. Nosi nazwę zielony, czyli jest łatwy. Wchodzę po ściance spinaczkowej i oto znajduje się trzy, albo cztery metry nad ziemią. Przechodzę przeszkody dosyć szybko. Nagle na mojej drodze znajduje się wielki pająk.

-Pająk-krzyczę na całe gardło, przez co osoby na dole się zatrzymują i przypatrują mi się dokładnie. Szybko podbiega chłopak, który nakładał mi uprząż.

-Spokojnie-krzyczy, ale mnie to nie uspakaja, pająków się boję najbardziej na świecie.-Obejdź drzewo z drugiej strony-dodaje po chwili.

Macham tylko głową na znak, że rozumiem i idę dalej. Akurat została mi tylko siatka. Przechodzę ją szybko i idę usiąść na jakąś ławkę. Muszę się odstresować. Ten pająk był wielki! Normalnie, jak moja pięść.

-Nic ci nie jest-pyta podbiegająca do mnie Dominika.

-Żyje-mówię krótko i patrzę się w swoje stopy.

-No mówiłaś, że boisz się pająków, ale nie, że aż tak-mówi siadając obok.

-Ten pająk był wielki-mówię patrząc na jej reakcje.

-Kamiś on był wielkości zwykłego domowego pająka-mówi i kładzie mi swoją dłoń na ramieniu.

-Idziemy dalej-pytam, bo wiem, że mi odwaliło. Pająki są dla mnie obrzydliwie straszne.

-To teraz różowa trasa?

-Ta zjazdowa-mówię, po czym wstajemy i idziemy na trase.

Zjeżdżanie to chyba najlepsze w tym parku. Jest mega. To uczucie, jak bym latała jest nieziemskie. Dominika chyba też się cieszy. Bo krzyczy na całe gardło z każdym zjadem. Został mi ostatni zjazd, ten najdłuższy i koniec. Przypinam wszystko, tak jak się nauczyłam i zjeżdżam. Widzę wiele osób, które już wracają. W połowie zjazdu ktoś do mnie krzyczy, przez co nie zauważam końca. Z całej siły wjeżdżam w poduszkę na drzewie i walę głową. Przez chwilę mnie przyćmiło, ale szybko odpinam się i po schodkach schodzę na dół.

-Nic ci nie jest-pyta, chłopak, który jakoś dziwnie przy mnie jest.

-Chyba nie-mówię, po czym dotykam czoła, a kiedy zauważam krew, patrzę na niego z przerażeniem.

-Chodź. Załoźe ci jakiś plaster-mówi, po czym łapie mnie w stylu panny młodej i niesie do budki na samym początku parku.

*Chwilę później*

Siedzę na jakimś fotelu. Chłopak poszedł po jakieś plastry. Mam nadzieje, że nie wyglądam najgorzej z raną na czole.

-Chcesz takie pod kolor skóry, czy z Myszki Miki-pyta, przenosząc swój wzrok na mnie.

-Myszka Miki zapowiada się ciekawie-mówię, po czym oboje zaczynamy się śmiać.

Chłopak podchodzi z kolorowym plastrem, po czym delikatnie nakleja mi go na czoło. Patrzy na mnie chwilę, robi się niezręcznie. Na szczęście chłopak w pore zaczyna coś mówić, bo już prawie zwariowałam.

-To ja ci może ściągne uprząż, bo nie będziesz już jeździć-mówi, a ja tylko macham głową. -A tak wogle Dominik jestem-mówi i lekko się uśmiecha.

-Kamila-mówię po czym wstaję i podchodzę do chłopaka.

Dominik ściaga mi tą cieżką uprząż, a następnie kask. Powoli odpinał wszystko, jak by chciał przedłużyć moment. Dziwnie się czuję. On się mną zainteresował? No chyba nie. Nie jest w moim typie, a poza tym nie przyjechałam tu szukać miłości, tylko spotkać przyjaciółki.

-Dzięki Dominik, ja już pójdę na dwór. Cześć-mówię, kiedy wszystko już ze mnie zdjęto.

-Nie ma sprawy Kamila-mówi, czochrając swoje brąz włosy.

Wychodzę i idę na wolną ławkę. Siadam ze skrzyżowanymi nogami i czekając na resztę zaczynam opalać twarz, bo mogę. Niestety opalanie przerywa Martyna.

-Fajny plaster-komplementuje mój plaster, po czym dodaje.-Opalasz se twarz?

-Wolny kraj-mówię żucając na nią przelotnie wzrok i wracając do mojej czynności.

-To ja się dołączam-mówi, po czym opiera się o oparcie i zaczyna to co ja.

Nie jest nam jednak dane długo cieszyć się słońcem, bo nasz organizator krzyczy, że już wracamy. Szybko wstajemy i idziemy do autokaru. Zgubiłam z wzroku reszte dziewczyn, ale kiedy wchodzę do bus, już wiem gdzie są. Zajeły nam tył autokaru. Szybko do nich dołączamy i po chwili ruszamy. Nie wiem czemu, ale chyba zasnełam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top