"Złamanie obietnicy„
Godzinę później
-Będziesz coś jadł?-zapytała Zephyr kiedy ubierałam hełm.
-Nie, przez maskę nie da się nic jeść-odpowiedziałem.
-Więc ją ściągnij, może cię nie rozpoznają-powiedziała.
-Zephyr, nie ma dyskusji-zakończyłem temat.
-A jeśli ja powiem kim jesteś?-zapytała.
-To będę musiał dać ci nauczkę-odpowiedziałem, a ona się przestraszyła.
-Uderzysz mnie?-zapytała.
-Nigdy, ale chyba pamiętasz jak stałaś w kącie przy innych dzieciakach?-zapytałem, a ona pokiwała głową jednocześnie się czerwieniąc. Już nawet nie pamiętam czym Zephyr mnie tak bardzo zdenerwowała, że postawiłem ją w kącie przy innych dzieciach.
-Wolałabym tego nie pamiętać-odpowiedziała, a ja wytarmosiłem jej włosy.
-Do dzisiaj mi to wspominają-dopowiedziała.
-Jak usłyszę, że ktoś ci to wypomina to wtedy jego postawię w kącie-zaśmiałem się.
-A mogę?-zapytała, kiedy chciałem wchodzić do chaty.
-Skoro ci się tak bardzo spodobało to możesz mnie tak nazywać-odpowiedziałem, a ona przytuliła się do mnie szczęśliwa.
-Każdego tak często przytulasz czy jestem szczęśliwcem?-zapytałem się.
-Tylko ciebie-odpowiedziała, a ja już bez słowa wszedłem do chaty razem z Zephyr.
-A tym o co poszło?-zapytałem, wodza widząc jak bliźniak bije się z Sączysmarkiem.
-Sam nie wiem, wybacz, ale nie potrafię ich rozdzielić-powiedział.
-Poradze sobie-odpowiedziałem, po czym podszedłem do każdego z obojga i z całej siły kopnąłem ich w brzuchy tak, że ci leżeli zwijając się z bólu.
-Koniec tej zabawy-powiedziałem, i wróciłem do wodza, który zaczął już nakładać na stół jedzenie, więc kiedy mu pomogłem w kilka minut uwineliśmy się ze wszystkim.
-Zephyr, pójdziesz po Astrid?-zapytałalem, kiedy tylko ona nie chciała zejść na dół.
-Okej-odparła, i ruszyła w stronę pokoju Astrid.
Pov. Zephyr
-Astrid wołają cię-powiedziałam, wchodząc do pokoju, który powinien być moim pokojem.
-Czyj był ten pokój?-zapytała.
-Mój, ale ja zawsze spałam i Czkawki-odpowiedziałam, i dopiero po fakcie zrozumiałam co wypaliłam. Muszę to jakoś odkręcić!
-Co?!-zapytała, ździwiona.
-Nie mów innym! Jak się dowie to zrobi mi jeszcze gorsze rzeczy niż to! Powiedział, że ješli komuś wydam jego imię to mnie pobija-skłamałam na szybko, przypominając sobie o nielicznych siniakach, które mi zostały. Ale muszę kłamać, żeby Czkawka nie był na mnie zły i żeby nie oddał mnie do mamy.
-Mała, on nie może cie bić za każde przewinienie-odpowiedziała.
-On mówi, że dzięki temu będę się lepiej zachowywać-odpowiedziałam, mam nadzieję, że kłamstwo się nie wyda, bo gdy tylko oni odpłyną będę mogła znowu mieć chociaż jednego z rodziców.
-Dobra, nikomu nie powiem, ale jagby cię uderzył to masz mi powiedzieć, jasne?-zapytała, a ja pokiwałam głową...
Pov. Czkawka
-Kogo tam obgadaliście?-zapytał, Pyskacz kiedy Zephyr i Astrid zeszli na dół.
-A tym co jest?-zapytała Astrid, widząc jak Sączysmark i Bliźniak nadal nie podnieśli się z ziemi.
-Zapytaj się tego chłopaka!-krzyknął Sączysmark.
-Trzeba było się tutaj nie bić-odpowiedziałem, siadając przy stole, a Zephyr chciała zająć miejsce koło, ale Astrid złapała ją za rękę i posadziła koło siebie w jak najbardziej oddalonym miejscu ode mnie.
-Chłopcze jeśli masz jakąś bliznę albo szkaradną twarz, to musisz wiedzieć, że ma Berk też jest wielu takich ludzi i nikt się tego nie wstydzi, a my nie będziemy cię wytykać palcem-powiedział, Stoick.
-Zakrywam twarz z innego powodu-odpowiedziałem.
-Szkoda, że ją zakrywasz. Może nawet się znamy-zaśmiała się Astrid, a przynajmniej wszyscy oprócz mnie tak to odebrali, ale chyba Zephyr nie zdradziła Astrid mojego imienia.
-Zephyr, jak masz na imię?-zapytałem, podchodząc do niej i łapiąc ją za dłoń tak, że czułem tętno.
-Nie, nie sprawdzaj mnie-odpowiedziała.
-Zephyr, odpowiedz na pytanie-rozkazałem.
-Mam na imię Zephyr-odpowiedziała, zrezygnowana, a ja mogłem poczuć jakie jest jej tętno kiedy mówi prawdę.
-Powiedziałaś komuś moje imię?-zapytałem.
-Nie-odpowiedziała, a ja poczułem jak tętno jej podskoczyło.
-Dobra, czyli na razie nie powiedziałaś nikomu mojego imienia-powiedziałem.
-Gdzie się tego nauczyłeś?-zapytał, Śledzik.
-Sam to wymyśliłem. Wcześniej prawie co tydzień miałem tu gromadkę dzieciaków, dla których dzień bez kłótni był dniem straconym. Dlatego to ja musiałam rozwiązywać spory, takie jak kto zaczął, albo czyja kolej-odpowiedziałem.
-Dzieci bierzesz tylko z jednej wyspy, czy wszystkich twoich sojuszników?-zapytał Stoick.
-Z jednej wyspy, ponieważ reszta wysp jest oddalona o nawet kilka dni lotu smokiem-odpowiedziałem.
-A gdzie leży wyspą, na której się urodziłeś?-zapytała, Astrid.
-Daleko stąd, posługują sie innym językiem-odpowiedziałem wsumie to trochę niejasno.
-A dlaczego tak wsumie nie podałeś nam swojego imienia?-zapytał, Pyskacz.
-Ponieważ go nie posiadam-odpowiedziałem, patrząc na Astrid, którą cicho się zaśmiała. Najgorsze jest to, że gdy wrócę z Zephyr do domu to będę musiał jej coś zrobić do jedzenia, wkońcu przez to, że Zephyr nie siedzi koło mnie nie mogę kontrolować tego, czy Zephyr je czy patrzy w talerz...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top