"Ząb„
Pół godziny później.
-Zephyr, pójdziesz obudzić Sophie?-zapytałem, kończąc śniadanie, z którym się meczyłem.
-Tak, mam jej powiedzieć, żeby się przebrała?-zapytała, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy.
-Nie rozpakowałam jej jeszcze, nie miałem czasu. Później się przebierze-powiedziałem, a w odpowiedzi usłyszałem odgłos kroków na schodach.
-Zephyr?-zapytałem, kiedy ktoś pociągnął mnie za koszulkę. Ale patrząc w dół zobaczyłem Sophie.
-Tak?-zapytałem, ale patrząc po jej wyrazie twarzy mogłem się domyśleć.
-Zapomniałem-powiedziałem, sam do siebie i podszedłem do dwóch torb, w których były rzeczy Sophie.
-Zephyr, pójdziesz po wasze smoczki do góry?-zapytałem, chcąc ją na chwilę spławić.
-Tak-odpowiedziała, i pobiegła schodami na górę.
-Sophie, potrafisz sama?-zapytałem, podając jej czyste ciuchy.
-Tak, nie powiesz nic Zephyr?-zapytała, a ja zaprzeczyłem.
-Przecież ona sama nosi pieluchy i uwierz mi. Znam ją i wiem, że nie było tygodnia, aby się nie zmoczyła podczas snu-powiedziałem cicho, ostatnie zdanie powiedziałem ledwo słyszalnie.
-To dlaczego dopiero teraz musi nosić pieluchy?-zapytała.
-Sophia, kiedyś ci może wyjaśnię, okej? Ale jak by Zephyr nawet w złości cię wyrwała lub coś podobnego powiedz mi odrazu, dobrze?-zapytałem, a ona pokiwała głową.
-Sophia, raczej nie jest ci wygodnie więc może pójdziesz się przebrać?-zapytałem, a ona pośpiesznie udała się do łazienki.
-Gdzie jest Sophia?-zapytała, kiedy zszedła na dół Zephyr.
-Mineliście się, jest w toalecie. Choć zadam ci pytanie-odpowiedziałem, a ona podszedła do mnie i wyczekiwała pytania.
-Tak?
-Nie posikałaś się w nocy?-zapytałem, a ona się zamyśliła.
-N...nie-powiedziała, i lekko się zająkała.
-Serio? Bo z czego pamiętam to miałaś na sobie pieluchę-powiedziałem, zakładając ręce na brzuchu.
-Nie chciałam ci zajmować czasu-odpowiedziała, i założyła ręce za plecami.
-Pamietasz zasady? Mówiłaś wcześniej, że będziesz grzeczna, a tym czasem nic mi o tym nie powiedziałaś.
-Wstydziłam się-powiedziała, tym razem prawdę.
-Mała, do góry. Przebiorę cię-powiedziałem, a ona pokiwała głową i posłusznie poszedła na górę.
-Sophia, zostaniesz? Muszę przebrać Zephyr-powiedziałem, szukając w paczce prezent od matki Sophi.
-Tak, ale Zephyr się posikała?-zapytała, ciekawa.
-Tak, ale nie teraz. W nocy i dodatkowo przebrała się nic mi o tym nie mówiąc.
-Potrafisz ubrać pieluchę? Mogę pomóc-odpowiedziała, z dobrymi chęciami na myśli.
-Zephyr by mi nie wybaczyła, gdybyś mi pomagała. Ale bardzo dziękuję za propozycje-podziękowałem, i bez słowa odszedłem do Zephyr, która czekała na mnie na górze.
-Zephyr, bawisz się w chowanego?-zapytałem, kiedy na górze nie zastałem nikogo.
-Okej, to ja zawołam Sophie, aby mi pomogła w twoim przebieraniu-powiedziałem, i usłyszałem, że ktoś jest pod łóżkiem. Poczekam aż sama wyjdzie z kryjówki.
-A może nawet poproszę ją, żeby to ona cię przebrała?-zapytałem, po raz kolejny, a w odpowiedzi usłyszałem kolejny dźwięk z pod łóżka.
-Okej, a może zapytam się czy Astrid chce mi pomóc na przykład w karmieniu?-zapytałem, a ona wyszła pośpiesznie z pod łóżka.
-Nie!-pisneła.
-Połóż się, przecież bym o to nie poprosił Astrid, ani Sophie-powiedziałem, a ona wykonała moje polecenie.
-Teraz się nie wstydzisz?-zapytałem.
-Wstydzę, ale mniej-odpowiedziała.
-A wcześniej więcej się wstydziłaś?-zapytałem, ździwiony.
-Tak, bo myślałam, że zrobisz to tutaj nawet jak Sophia będzie spać i bałam się, że się obudzi-wytłumaczyła, a ja mruknąłem.
-Już się tak nie wstydzisz?-zapytałem, i lekko zacząłem ją łaskotać.
-Nie!
-Wogule?
-Wogule! Nie wstydzę się!
-Czyli moge zaprosić Sophie?-zapytałem, a ona pokręciła głową i spróbowała mnie kopnąć.
-Ej, co to miało być?-zapytałem, i już bez słowa przebrałem ją.
-Przepraszam-powiedziała, i czule mnie objęła.
-Nie masz za co. To idziemy na dół?-zapytałem, i skierowałem się w stronę schodów.
-Wiesz, że pasują ci body?-zapytałem.
-Nie pasują! Tylko dzieci je noszą-odpowiedziała.
-Więc zacznę ci je częściej zakładać-powiedziałem, wcale nie kłamiąc.
-Kłamiesz?-zapytała, niepewnie.
-Nie, po co mam kłamać? Tobie w nich wygodnie i ładnie w nich wyglądasz.
-Serio?-zapytała, niedowierzając.
-Tak, a teraz smacznego-powiedziałem, sadzając ją na krześle przy stole.
-Ałć-powiedziała Zephyr, zasłaniając ręką buzie.
-Co się stało?-zapytałem, podchodząc do niej.
-Ząb-powiedziała, cicho tak jakby się czegoś wstydziła.
-Zaczełaś dopiero tracić mleczki czy już kiedyś ci wypadały?-zapytałem.
-Dopiero teraz-powiedziała.
-Sophia traciłaś już mleczaki?-zapytałem, Sophi, która powoli kończyła posiłek.
-Nie.
-Mówiłem ci Zephyr co robi się z mleczakami, które wypadły?-zapytałem się.
-Nie.
-*Rzuca się je na dach*-powiedziałem.
-Ty rzucałeś na dach?-zapytała.
-Nie, ja nie miałem tej przyjemności. Bo to tradycja kontynentu-odpowiedziałem, przypominając sobie o kontynencie. Chciałbym tam wrócić...
*Rzucanie mleczaków na dach jest japońską tradycją, nie jest jakoś bardzo przestrzegana. Dlatego większość osób zatrzymuje żeby swoich dzieci w pudełeczkach*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top