"Zgoda„
-Co się z tobą dzieję?-zapytałem, kiedy skończyłem ją karmić.
-Nic-odparła.
-Przecież widzę, przechodzisz okres buntu czy jak?-zapytałem, a ona zaprzeczyła ruchem głowy.
-Dobra, to co chcesz robić przez resztę dnia?-zapytałem, nie mając pomysłu jak mogę jej zająć czas.
-Bransoletki-odpowiedziała, wstając z krzesła i idąc w stronę szafki, z której wyciągnęła pudełko gdzie trzymała jakieś koraliki i włóczki do bransoletek.
-Nie zapomniałaś czegoś?-zapytałem, kiedy Zephyr już chciała zacząć pleść ozdobę.
-Muszę?-zapytała, kiedy podałem jej smoczek.
-Do końca dnia, i tak za każdym razem jak przyłapie cię na ssaniu kciuka-odpowiedziałem, i trochę na siłę włożyłem jej do buzi smoczek.
-Jeśli nie zamierzasz przestać ssać kciuka do lepiej zacznij się do tego przyzwyczajać-dopowiedziałem, kładąc się na kanapie.
-Będziesz spać?-zapytała, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy.
-Nie, ja sobie poleżę i będę pilnować, żeby małe dziecko nie wyciągało sobie smoczka z buzi-powiedziałem, żeby specjalnie ją trochę wkurzyć.
-Nie jestem dzieckiem-powiedziała, trochę oburzona.
-Dorosła też nie jesteś, a dla mnie zawsze będziesz dzieckiem-odpowiedziałem, a ona bez odpowiedzi skupiła całą swoją uwagę na robieniu ozdoby przez co nie przeszkadzał jej nawet smoczek.
2 godziny później.
-Skończyłam!-powiedziała, trochę sepleniąc przez smoczek, którego wogule nie wyjmowała.
-Prosze-powiedziała, podchodząc do mnie i dając mi bransoletkę z w pół przedzielonym sercem, taką samą zrobiła też dla siebie dzięki czemu obie połówki serca można było złączyć.
-Zgoda?-zapytała, chyba rozumiąc swój błąd.
-Zgoda-odpowiedziałem, a ona przytuliła się do mnie.
-Możesz już odłożyć smoczek, zrozumiałaś swój błąd-powiedziałem, kiedy po chwili leżenia na mnie, Zephyr postanowiła znowu włożyć sobie smoczek do buzi.
-Nie chcę-odparła, a ja trochę na siłę wyciągnąłem jej ten smoczek.
-To miała być kara, a nie nagroda-powiedziałem, lekko rzucając smoczkiem na stół.
-Ale miało być do końca dnia-odpowiedziała, zła.
-Akachan-powiedziałem.
-Nie! Ale sam mówiłeś, że ssanie kciuka mi szkodzi-odpowiedziała.
-Ale to nie znaczy, że...a wsumie możesz-powiedziałem, zrezygnowany.
-Dzięki!-krzykneła, szczęśliwa po czym pobiegła po smoczka i uradowana wróciła do mnie. Mimo iż wyglądała nawet słodko ze smoczkiem w buzi to i tak mi to trochę nie pasuje...
Akachan-dzidziuś
Roździał pisany na rybach :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top