"Yarō„

Późny wieczór
Pov. Czkawka

-Zephyr, nie jesteś głodna? Dość długo trenujemy-zapytałem, a ona zaprzeczyła ruchem głowy.
-Więc jesteś. Wracamy do środka-powiedziałem, do niej.
-Mogę zatrzymać Furię?-zapytała.
-Furię?-zapytałem, nie wiedząc co ma znaczyć ta nazwa.
-No dla ciebie twoje to jest Piekielnik, a moje to Furia-odpowiedziała.
-Jasne, ale pamietaj, żeby na noc rozładować nabój-odpowiedziałem.
-Pobiegnij do domku przebrać się w piżamę, a ja za chwilę do ciebie przyjdę-rozkazałem, a ona pokiwała głową i pobiegła do chaty.
-Wodzu! Koniec na dzisiaj, za chwilę przyniosę wam coś do jedzenia-powiedziałem, podchodząc do niego.
-Zaczekamy, gdy wrócisz to dopiero skończymy-odpowiedział.
-Lepiej abyście już wrócili do chaty, za chwilę smoki nocne wyjdą na żer-powiedziałem, a Wódz zarządził aby wandale zaczęli kończyć dzisiejszą pracę nad łodzią.
-Mogę cię prosić na słówko?-zapytał.
-Może później, nie chcę aby Zephyr czekała na mnie w nieskończoność-odpowiedziałem.
-To naprawdę ważne-odpowiedział, a ja zrezygnowany pokiwałem głową i ruszyliśmy w stronę ich chaty.
-Więc o co chodzi?-zapytałem, kiedy byliśmy na miejscu.
-Chce ci zaproponować sojusz z Berk-odpowiedział.
-Na jakich warunkach?-zapytałem.
-Będziesz siedzieć po mojej prawicy jeśli chodzi o Berk, a ja sam publicznie ci się pokłonie, a ja wymagam jedynie pomocy w odnalezieniu syna-odpowiedział.
-Nie-odpowiedziałem.
-Błagam! Oddam ci tron Berk!-krzyknął, w rozpaczy.
-Nie, o to moje warunki, zaprowadzę na Berk pokój między wami a smokami, a w zamian oczekuje, że go nie zniszczycie. A ty przestaniesz szukać syna, który lata szybciej niż ty jesteś wstanie myśleć-odpowiedziałem, wychodząc z chaty i kierując się w stronę swojego domu, w którym Zephyr i tak się na mnie naczekała.
-Miałaś się przebrać-powiedziałem, wchodząc do domu.
-Nie mogę znaleźć piżamy-odpowiedziała.
-Zephyr, przecież jest na wieszchu-odpowiedziałem, otwierając jej szafkę, w której na wieszchu powinna leżeć piżama, której tam nie było.
-Zaraz wracam-powiedziałem, wychodząc z domu i kierując się do chaty wchodząc do niej i bez słowa kierując się do pokoju, który najpewniej należał do Astrid.
-Gdzie jest piżama Zephyr?-zapytałem.
-Jaka piżama?-zapytała, udając głupią.
-Ta, którą zwinełaś z jej szafki-odpowiedziałem.
-Wpierw mi powiedz skąd jest ten znak na koszulce-rozkazała.
-To znak wyspy Szeptu, wyspy, na której się właśnie znajdujesz-odpowiedziałem.
-Myślałam, że tylko osady mają swoje znaki-powiedziała, oddając mi piżamę Zephyr, na której właśnie taki znak się znajduje.
-Więc źle myślałaś-odpowiedziałem, wychodząc z pokoju i kierując się w stronę drzwi wejściowych i kiedy już wyszedłem, wreszcie mogłem wrócić do domu.
-Proszę teraz możesz się przebrać-powiedziałem, podając jej piżamę.
-Koszulke też muszę?-zapytała, szczerze ździwiło mnie jej pytanie.
-No raczej w długim rękawku nie będziesz spać, ze szczególnością, że jest naprawdę ciepło-odpowiedziałem, a ona zrezygnowana poszła na górę by się przebrać, a ja w tym czasie zacząłem robić kolację. Nie zajęło mi to długo, bo jakieś 15 minut, ale dopiero gdy skończyłem to usłyszałem jak Zephyr schodzi na dół.
-Zephyr koszulkę też-powiedziałem, kiedy ona zeszła prawie całą ubrana w piżamę, jedynie koszulki nie przebrała.
-Moge zostać w tej-odpowiedziała.
-Zephyr co się dzieje?-zapytałem, łapiąc ją za ramię, ale gdy tylko lekko chwyciłem ją za ramię, ta gwałtownie się odsunęła, a jej oczy się zaszkliły.
-Mam siniaka-odparła.
-Podwiń rękaw, mam maść na bazie śliny Szczerbatka do jutra nie będzie śladu-odpowiedziałem, idąc do niewielkiej szafki, w której trzymałem wszelkie lekarstwa i zioła.
-Nie trzeba, to nic wielkiego-odpowiedziała.
-Zephyr, nie jestem głupi. Skoro to nic wielkiego to podwiń rękaw i pokaż siniaka-rozkazałem, ale ona jedynie złapała rękaw tak abym nie mógł go siłą podwinąć.
-Nie mogę pokazać-powiedziała, a jej oczy znowu sie zaszkliły.
-Mi możesz, przecież wiesz, że nic ci nie zrobie Yarō-powiedziałem.
-Nie nazywaj mnie tak. Nie lubię tego-odpowiedziała.
-Przecież zawsze lubiłaś jak cię tak nazywam, ale wiesz, że nie przeszkadzają mi twoje wybryki-powiedziałem.
-To przez nie dostałam-odpowiedziała, zaczynając płakać i powoli podwijała rękaw, a moim oczom ujrzało się kilkanaście siniaków.
-Kto ci to zrobił?-zapytałem, a ona przytuliła się do mnie już totalnie płacząc.
-Mama-odpowiedziała, po chwili kiedy zaciągnęła się nosem.
-Ćśśśś, dlaczego ci to zrobiła?-zapytałem.
-Bo nabroiłam, nie chcę do niej wracać bo dowie się, że ci powiedziałam-powiedziała, nie przestając płakać.
-Na drugiej ręce też masz siniaki?-zapytałem, a ona pokiwała głową.
-Nie oddam cię do niej, nie miała żadnego prawa cię uderzyć, a już napewno nie tak mocno-powiedziałem, podwijając jej drugi rękaw tak, aby wszystkie siniaki były widoczne.
-Przebierz koszulkę na tą od piżamy i nałożę ci trochę tej maści, dasz radę?-zapytałem, a ona pokiwała głową i ruszyła w stronę pokoju, w którym zostawiła piżamę.
-Już-odparła, schodząc ubrana w swoją piżamę.
-Podejdź-powiedziałem, a ona podeszła do mnie i dała sobie nałożyć maść.
-Uważaj, żeby jej nie zetrzeć-ostrzegłem ją i wpuściłem, aby usiadła przy stole, na którym już dłuższą chwilę czekała kolacja.
-Ty mnie nie uderzysz Czkawka?-zapytała, niepewnie.
-Bałbym się, że mi oddasz Yarō-odpowiedziałem, śmiejąc się.
-Nie dałabym rady-powiedziała.
-Po to trenujemy, wszystkiego się nauczysz-odpowiedziałem.
-A pracy w kuźni też?-zapytała.
-Jasne, że tak-odpowiedziałem.
-A tresury smoka?-zapytała, a ja westchnąłem.
-Za dużo pytań, a za mało snu. Zjadłaś więc w podskokach biegniesz spać Banī-powiedziałem, żartujac sobie.
-Co to znaczy?-zapytała.
-Nie powiem ci-odpowiedziałem, a ona już bez słowa skierowała się w stronę pokoju.
-Przepraszam, że tak późno, ale miałem pewne problemy-powiedziałem, wpadając do ich Chaty i dając wodzowi, który jako jedyny był obecny w dużym pokoju kolację dla wandali.
-I tak jesteśmy ci bardzo wdzięczni, a zresztą słyszałem płacz i wiem jak to jest być ojcem i wielokrotnie miałem sytuację gdy dziecko grymasiło i nie chciało jeść jedzenie-zaśmiał się.
-Nie jestem jej...a zresztą, smacznego-odpowiedziałem.
-Słuchaj, Astrid co chwilą na was zerkała jak trenowaliście. Nie miałbyś nic przeciwko gdyby dołączyła się do waszego jutrzejszego treningu?-zapytał.
-Jasne, że nie. Tylko jutro nie trenujemy walki, ale jeśli mamy zawiązać sojusz i tak ten trening jej się przyda-odpowiedziałem, i zaraz po pożegnaniu ruszyłem w stronę mojego domu, w którym mam nadzieję, że Zephyr zasneła.

Jagby co to pod spodem macie tłumaczenie słów.

Banī-króliczek

arō-łobuziara

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top