"Trochę wyjaśnień„
Następnego dnia.
Pov. Astrid
-Przyjdzie on jeszcze dzisiaj?-zapytałam, wkurzona bezowocnymi szukania jedzenia, którego bylibyśmy pewni, że nie jest trujące. Ale ta wyspa jest zupełnie innym światem niż Berk! Nic tu nie jest takie same.
-Mówił, że tak, może zajmuje się dzieciakiem-odpowiedział, Pyskacz, a ja spojrzałam na niego ździwiona.
-Dzieciakiem?-zapytała, zaciekawiona.
-Mówił o jakiejś dziewczynce, ale nie znam ani imienia ani wieku. Wiem jedynie, że to nie jest jego dziecko-odpowiedział, czyli nasz nieznajomy ma o wiele więcej tajemnic niż myśleliśmy.
-Świetnie, czyli musi tu być ktoś jeszcze-odpowiedziałem, bo chyba logiczne, że sam nie zajmuje się dzieckiem.
-Jest tu ktoś?!-usłyszałam, i ujrzałam szukającego nas chłopaka. Może to pora, aby go schwytać i zamienić rolę?
-Aaaa-ponieważ, kiedy się składałam do niegi oberwałam jakąś cieczą, a po kilku sekundach zastygłam zupełnie.
-Serio? Musisz się zawsze zakradać? To jest ślina marazmora paraliżuje na jakiś czas, niedługo powinno ci przejść-powiedział, a ja już po chwili poczułam ulgę i mogłam się poruszać.
-
Skąd to masz?-zapytałam.
-Od jednego handlarza. A to jest chyba twoje-powiedział, oddając mi zupełnie naprawiony i odświeżony topór.
-Dajesz więźniom broń?-zapytałam, ździwiona jego postawą.
-Nie jesteście moimi więźniami, ale i tak będziecie przestrzegać wyznaczonych zasad-powiedział, a ja nawet nie miałam po co się sprzeciwiać i tak był ode mnie lepszy.
-Zwołaj resztę-powiedział, a ja zawołałam resztę wandali...
Pov. Czkawka
-O witaj-powiedział, wódz, a ja mu nie odpowiedziałem tylko wyciągnąłem mapę, którą chce z nimi obgadać.
-Tu gdzie jesteśmy zbudujecie łódkę, która będzie wstanie dotrzeć do Berk-powiedziałem, i wskazując na mapie plaże.
-Tu, tu, tu, i tutaj-są gniazda smoków, do których za żadne skarby nie wolno wam się zbliżać. Kto to zrobi zobaczy co to znaczy być pożerany żywcem-powiedziałem.
-Stąd możecie sobie wycinać drzewa do woli, a zresztą nie będziecie musieli-powiedziałem, a wódz spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Ktoś zrobi to za nas? Masz niewolników?-zapytał, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy.
-Nie, smoki mogą pomóc-odpowiedziałem.
-Ale poradzimy sobie, nie potrzebujemy pomocy tych bestii-powiedział, a ja zacisnąłem dłonie w pięści.
-Na mojej wyspie się tak ich nie nazywa-powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.
-Zabili mi syna, więc będę je nazywać jak chce!-krzyknął.
-Zabili? Czy porwali?-zapytałem, udając zaciekawionego.
-Porwali, ale jaka jest różnica?-zapytał.
-Taka, że smoki nie porywają ludzi jeśli nie odpali im się instynkt rodzicielski-odpowiedziałem, a on spojrzał na mnie ździwiony.
-Czy to znaczy, że?-zapytał, a ja pokiwałem głową.
-Twój syn pewnie żyje, a może nawet zdołał ujeździć smoka-odpowiedziałem.
-Dasz radę go odnaleźć? Zapłacę skarbem Berk!-krzyknął, czyli muszę teraz coś zrobić.
-Jaki smok go porwał?-zapytałem, a po chwili dostałem odpowiedź od Astrid.
-Nocna furia-odpowiedziała.
-Tego smoka nie da się znaleźć, a to równoznaczne, że nie odnajde jego jeźdźca-odpowiedziałem.
-Skad wiesz tyle o Nocnych furiach?-zapytał, śledzik.
-Stąd, że ujeżdzam jedną-odpowiedziałem, a oni spojrzeli na mnie przerażeni.
-Ale to nie możliwe? Jak możesz to udowodnić-zapytał, a ja zagwizdałem i to wystarczyło, żeby krzaki zaczeły się ruszyć, a ja piasku formować ślady Szczerbatka, a po chwili objawiły się jego czarne łuski.
-Potrafi znikać?-zapytał, ździwiony Śledzik, niestety nie wiem gdzie nauczył sie tej umiejętności, ponieważ pokazał mi ją krótko po tym, jak zrobiłem mu ogon dzięki, któremu może sam latać.
-Tak-odparłem.
-Ale teraz czas, żebym wam pokazał, gdzie będziecie mogli spać-powiedziałem, i wysłałem Szczerbatka spowrotem do domu.
-Mówiłeś, że jesteś sam, czyli może jakieś wyjaśnienie skąd te chaty?-zapytała, Astrid.
-Z pobliskiej wyspy biorę gromadkę dzieci i zabieram je na wycieczki kilkudniowe na mojej wyspie. Pokazuje im smoki i różne rzeczy-odparłem.
-To wiele wyjaśnia-odpowiedziała, drapiąc się po karku.
-Okej, jakieś zasady?-zapytał, Stoick.
-Nie wyciągajcie ubrań z szafek i nie zniszczcie niczego, i nie wchodźcie do największej Chaty bo to ja tam mieszkam i Szczerbatek-odpowiedziałem.
-Kim jest Szczerbatek?-zapytał, Sączysmark.
-Moim smokiem, ale teraz zostawiam wam to abyście się rozgościli, a ja sam idę polatać-powiedziałem, odchodząc od nich i zmierzając do mojej chaty, w której czekał Szczerbatek.
-Mam pewien pomysł, warto dać jej nauczkę, aby nie próbowała się wkaradać-powiedziałem, będąc już w przestworzach, po czym zanurkowaliśmy i wylądowaliśmy zaraz koło Astrid.
-Wsiadaj-rozkazałem.
-Nie chce-odpowiedziała.
-To nie była prośba, tylko rozkaz-powiedziałem, a ona niechętnie wsiadła na Szczerbatka.
-Złap się mnie to nie spadniesz-powiedziałem, co kolejny raz niechętnie wykonała, wszyscy oglądali nas bojąc się powiedzieć chociaż słowo sprzeciwu, nawet Stoick nic nie mówił.
-Nie zamykaj oczu-powiedziałem, i Szzcerbatek wystartował z bardzo dużą prędkością.
-Już możesz otworzyć oczy, Astrid-powiedziałem, kiedy Szczerbatek uspokoił lot.
-Dlaczego mnie tu zabrałeś?-zapytała.
-Bo jako jedyna zaczęłaś zmieniać swoje poglądy na temat smoków-odpowiedziałem, zaskakując ze Szczerbatka i lęcąc do domu używając skrzydeł, a wtym czasie Szczerbatek odstawił Astrid do innych...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top