"Rōgu„
Kilka godzin później
-Zephyr, kończymy trening-powiedziałem, kiedy widziałem, że była już zmęczona treningiem.
-Na dzisiaj czy na teraz?-zapytała.
-Na dzisiaj, ale nie jesteś tu by ciągle trenować, musisz odpoczywać i dobrze się bawić-odpowiedziałem.
-Ściągniesz wkońcu hełm przy nich?-zapytała.
-Skąd u ciebie taki pomysł?-zapytałem, ździwiony.
-No bo mówiłeś, że tam jest twój tata, nie chcesz znowu mieć taty?-zapytała.
-Sam nie wiem-odparłem.
-Bo ja bym chciała wiedzieć jak to jest mieć tatę-odpowiedziała, no fakt Zephyr mi mówiła, że nigdy nie znała swojego ojca.
-Wiem, ale u mnie to trochę inaczej wygląda-powiedziałem.
-Ale chyba fajnie byłoby znowu mieć tatę-powiedziała.
-A ty dałbyś radę być czyimś tatą?-zapytała, po chwili.
-Zephyr nawet nie próbuj-odpowiedziałem.
-Ale o co chodzi?-zapytała, udając głupią.
-Trzeba trzymać jakiś dystans-odpowiedziałem, a przed nami powoli było widać pracujących wikingów.
-Okej, ale możemy czasami zrobić wyjątek?-zapytała.
-Tak, ale tylko czasami-odpowiedziałem.
-Cześć chłopcze-usłyszałem, głos Stoicka.
-Witaj, widzę, że są problemy z budową łodzi-powiedziałem.
-Niestety, ale jakoś sobie poradzimy-odpowiedział.
-Niewątpie w to, ale dlatego, że chce jak najszybciej załatwić nasz sojusz, to najlepiej bedzie jeśli wam pomogę-powiedziałem.
-Tylko, że to tego będzie trzeba dźwigu, my nie mamy takiej siły aby unieść cały maszt-powiedział, a ja zagwizdałem aby zjawiły sie śmiertniki zobaczę, na moje nieszczęście zjawił się tylko jeden.
-Okej, czas na trochę treningu o smokach, Zephyr zagwiżdz tak jak ja-rozkazałem co Zephyr po kilku próbach zrobiła a Śmiertnik Zębacz zjawił się tuż przed nami.
-Przywiąże line do masztu i smoka-powiedziałem, i tak też zrobiłem, a już po chwili wandale przybijali maszt do statku.
-O co mu chodzi?-zapytał, Stoick kiedy smok stał przed nim wyczekując pieszczoty za wykonane zadanie.
-To jest pieszczuch, zrobił zadanie więc teraz należy go nagrodzić-powiedziałem, wyciągając z kosza, który wcześniej położyłem na plaży, rybę następnie rzuciłem ją smokowi na pożarcie.
-Teraz wy-powiedziałem, podając wszystkim wandalą rybę, którą powinni rzucić smoku, ale zamiast tego patrzyli na smoka, który starał się wyprosić smakołyk od mieszkańców Berk.
-Ten smok to najcierpliwszych nie należy-ponagliłem wandali, którzy wreszcie zaczęli rzucać smokowi smakołyk w postaci ryby.
-Nie wierzę, że karmimy inne smoki niż te, które są zamknięte na arenie-powiedział, Sączysmark.
-A teraz o co mu chodzi?-zapytał, Stoick kiedy smok nadal błagał Wikinga o pieszczote.
-Podrap go po szyi-powiedziałem, prezentując jak na to zrobić, a kiedy tylko przestałem prezentować Zephyr spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
-Tak Zephyr, ty też możesz-powiedziałem.
-Dzieki tato!-powiedziała, specjalnie podkreślając ostatnie słowo, aby zrobić mi na złość gdyż później będę musiał się z tego wyplątać, a ona będzie iść w zaparte.
-Zephyr, wróć się-rozkazałem.
-Tak?-zapytała, kiedy była przede mną, a ja w odpowiedzi strzeliłem palcem wskazującym tak, aby oderzyło ją w nos co sprawiło, że lekko ją zabolało.
-Chłopie to nie jest nic wstydliwego, żeby mieć w tym wieku dziecko-powiedział. Pyskacz klepiąc mnie po plecach.
-Ile razy mam powtarzać, że! Albo wsumie tak Zephyr jest moja-powiedziałem, zrezygnowany a wszyscy wikingowie razem z Zephyr spojrzeli na mnie ździwieni.
-Możemy pójść na słówko?-zapytał, Wódz, a ja pokiwałem głową i razem z nim poszedłem kilkanaście metrów od reszty.
-Słuchaj ja już wychowałem dziecko, które było w jej wieku więc mogę ci doradzić-powiedział.
-Myśle, że nie potrzebuje rady-odpowiedziałem.
-Wiem, ale na początku warto, żebyś wiedział, że nawet jak coś przeskrobie to nie warto ją uderzać, lepiej jej wytłumaczyć i skarcić w inny sposób-powiedział, a ja poczułem się zażenowany. Oni myślą, że to ja jestem sprawcą siniaków na rękach Zephyr.
-To nie ja jestem winny za te siniaki-odpowiedziałem.
-Okej, rozumiem przewróciła się i...-przerwałem mu.
-To jej matka ją uderzyła, mi nie przeszkadza, że jest z niej Rōgu-odpowiedziałem.
-Co to znaczy?-zapytał.
-Łobuz-odpowiedziałem.
-Co to za język?-zapytał.
-Jezyk z krain oddalonych o tygodnie lotu na smoku stąd. Mam księgę ich języku u siebie, która była prezentem od cesarza, ślubnym prezentem-odpowiedziałem, przypominając sobie dlaczego już tam nie wróciłem.
-Masz żonę?-zapytał.
-Prawie, cesarz próbował mnie wydać za jego córkę i prawie udałoby mu się to gdyby nie Szczerbatek-odpowiedział, a Stoick domyślił się, że Szczerbatek to imię nocnej furii.
-Tato, wracamy do domu?-zapytała, Zephyr, która w między czasie podbiegła do nas.
-Wiem, że nie mogę was zaprosić na jedzenie, które mu zrobimy, ale jesteśmy otwarci jeśli chcecie zjeść z nami-powiedział, Stoick.
-Co ty na to Zephyr?-zapytałem.
-Ja się zgadzam-odparła, a Stoick pokiwał głową.
-Więc widzimy się za jakiś czas-odparłem, i razem z Zephyr ruszyliśmy w stronę naszego domu.
-Co ty nagle wystrzeliłaś z tym tatą?-zapytałem, otwierając drzwi.
-No bo nie pozwoliłeś mi się tak nazywać, a przecież zachowujesz się jak tata-odpowiedziała.
-Zephyr chodziło mu o to, że pobawilibyśmy się w to czasami, ale nie jak oni są na wyspie. Rozumiem, że brakuje ci prawdziwego taty, ale mi naprawdę trudno bedzię mi go zastąpić-wyjaśniłem jej.
-Dlaczego? Przecież już się tak zachowujesz, wystarczy, że będę cię inaczej nazywać i przynajmniej nie powiem twojego imienia-odpowiedziała, najgorsze jest, że miała rację.
-Wsumie, okej-odpuścłem, może.mi też się spodoba taki układ? Czasami można oszaleć gdy rozmawia się tylko ze smokiem kilkadziesiąt dni z rzędu, a teraz będę mieć miłą odmianę...
Tłumaczenie:
Rōgu-łobuz
Tak z ciekawości napiszcie mi kto fallowuje mnie, a kto nie? A komu podoba się długość roździałów? Czy może chcecie krótsze, ale częsciej? Jestem otwarty na sugestie. 😁😁😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top