"Przeszłość Shiro„
Lecimy już dobre parę minut w ciszy. Jedyne co ma razie przerywa naszą ciszę to ryki smoków lub odgłosy oceanu.
-Czkawka?-przerwała ciszę i zarazem wyrwała mnie z przemyśleń.
-Tak Shiro?
-Nie widziałam u ciebie pierścionka, ale chce wiedzieć. Masz żonę?-zapytała, zaśmiałem się nerwowo.
-Nie.
-To skąd córka?-zapytała, przypomniały mi się wszystkie siniaki, które były na rękach Zephyr.
-Wybacz, chyba nie powinn...-nie dane jej było dokończyć ponieważ przerwałem jej wypowiedź.
-Nie jest moją prawdziwą córką. Ale to mi nie przeskadza aby się nie zajmować-powiedziałem, ona opadła plecami na grzbiet smoka. Zamknęła oczy i wyglądała jakby się rozmarzyła.
-Jak ja dawno nie zajmowałam się dzieckiem, tak mi tego brakuje!-zaskoczyła mnie, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek zajmowała się dzieckiem. Myślałem, że jest samotniczką.
-Zajmowałaś się kiedyś dzieckiem?-zapytała, gwałtownie usiadła w siodle i spojrzała na mnie.
-Miałam rodzeństwo, moja młodsza siostra miała dziesięć lat kiedy porzuciła swoje dziecięce nawyki. Jak możesz się domyśleć to właśnie na mnie nie raz spadły obowiązki zajmowania się nią. Uwierz mi, ale nie takie proste jest przebieranie pieluchy u dziewiecolatki albo karmienie jej z butelki!-już pod koniec jej wypowiedzi zacząłem się śmiać. Oburzyła się widząc i słysząc mój chichot. Który następnie przerodził się w śmiech.
-Dzięki, że się śmiejesz-warkneła.
-Opisałaś Zephyr-powiedziałem, spojrzała na mnie ździwiona.
-Co?
-Moja córeczka ma takie same nawyki i jest w podobnym wieku-zaśmiałem się ocierając łzy, które pojawiły się podczas śmiechu.
-Więc się z nią dogadam-stwierdziła, może nawet dobrze jakby dogadała się z Zephyr. Moja mała potrzebuje kogoś kto będzie dla niej jak matka, a z Astrid w ogóle się nie dogadują.
-Zobaczymy-przyśpieszyłem, Shiro dogoniła mnie.
-Chcesz mi uciec?-zapytała, teraz to ona przyśpieszyła i to ja musiałem ją doganiać i to właśnie tak zaczął się wyścig.
15 minut później
-Musimy to powtórzyć-zaśmiała się kiedy szedliśmy ścieżką do domu Annie.
-Jasne, ale teraz poczekaj muszę odebrać Zephyr-odpowiedziałem, oparła się o ścianę jakiejś chaty. Wszedłem do Annie i zobaczyłem jak stara poradzić sobie z Zephyr, która coś kurczowo trzymała w swoich dłoniach.
-Tata!-krzykneła, podbiegając do mnie i przytuliła się do mnie.
-Czkawka powiedz jej coś!-warkneła Annie, spojrzał na Zephyr, następnie na dłonie, w których coś trzymała.
-Zephyr, co miałaś robić?-zapytałem, Zephyr nawet nie okazywała skruchy.
-Ale!-nie dokończyła bo przerwała jej moja dłoń, która zabrała to co kurczowo ukrywała w swoich.
-Smoczek?-zapytałem, spojrzałem na Annie.
-Powiedziałam jej, że zabiorę go jej jeśli się nie uspokoi. Potem kiedy upadł jej na ziemię i chciałam go wyczyścić to ona uparła się, że chce go jej zabrać i wyrzucić-wyjaśniła mi Annie.
-Miałaś się słuchać Annie zawsze. Tak szanujesz moje słowo?-zapytałem, podałem Annie smoczek prosząc ją aby go wymyła.
-Nie, po prostu. Bałam się, że mi go zabierze-westchnąłem, Annie wróciła z kuchni.
-Dzięki, a teraz ładnie przeproś Annie-rozkazałem, Zephyr spojrzała na Annie.
-Przepraszam-powiedziała, Annie w odpowiedzi wytarmosiła jej włosy.
-Dzięki Annie, ale muszę się już zmywać-złapałem Zephyr za rękę, wziąłem swoją torbę, która leżała na kredensie i wyszliśmy z domu. Podałem jej smoczek, ona ku mojemu ździwieniu. Nie wsadziła go sobie ani do buzi, ani do kieszeni lub zostawiła w dłoni. Zacieła go do łańcuszka, który był przypięty do koszulki.
-A to skąd?
-Annie mi go dała-wyjaśniła, zobaczyłem Shiro. Szliśmy w jej stronę, a ona w naszą. Kiedy byliśmy jakieś sześć metrów od niej, Zephyr ukryła się za moimi plecami. Ja za to zobaczyłem jak wyciąga coś zza pasa. Po chwili zobaczyłem ostrze tego czegoś i to jak ostrze zmienia się w ogień. Jakim cudem nasze projekty są do siebie tak podobne.
-Nastraszyłam was?-zapytała, ostrze już nie paliło się ogniem i zostało schowane tam gdzie było wcześniej. Uklękła na jednej nodzę i spojrzała na Zephyr, która była wystraszona.
-Ty jesteś Zephyr? Moja kolejna ofiara?-zapytała, Zephyr jeszcze bardziej się przestraszyła. Podniosłem ją aby poczuła się trochę pewniej.
-Nie strasz jej tak Shiro, a ty się tak nie bój Zephyr-powiedziałem, Zephyr aby się uspokoić ukryła swoją twarz i wsadziła sobie smoczek do buzi.
-Nic ci nie zrobie, przynajmniej póki nie dasz mi powodu-kolejny raz Shiro zagroziła Zephyr. Zaśmiałem się, w przeciwieństwie do Zephyr.
-Dobra, koniec tych żartów bo zaraz się posika ze strachu-rozkazałem, postawiłem Zephyr na ziemię, od razu schowała się za moimi plecami.
-Żartowałam ze wszystkim Zephyr. Nic ci nie zrobie, proszę to w ramach przeprosin-powiedziała i podała Zephyr bransoletkę. Teorytycznie nic nowego, ale ta bransoletkę była zrobiona z dziwnego minerału. Jakiś kryształ, może to odmiana kwarcu?
-Dziękuje-podziękowała, Shiro w odpowiedzi uśmiechneła się do niej.
-Czy to?-zapytała, niedowierzając Zephyr. Ja też nie mogłem uwierzyć jak pierwszy raz zobaczyłem białą furię.
-Chcesz się na niej przelecieć?-zapytała Shiro. Zephyr spojrzała na mnie oczekując zgody lub zakazu. Potrzebowałem chwili aby się zastanowić.
-Nie dziś Zephyr-powiedziałem, Zephyr zrobiła jeszcze maślane oczy. Wybacz Zephyr, nie mogę jej zaufać ot tak.
-No proszę-przeciągnęła, Shiro nie zamierzała się wtrącić i dobrze.
-Nauczka za nie słuchanie się Annie-zakończyłem rozmowę, Zephyr też już nie miała zamiaru się wtrącać...
Na wyspie Czkawki
-Shiro, nie powinnaś wracać do domu? W końcu raczej nie masz do niego blisko-zapytałem, Shiro podrapała się po karku. Posłałem w tym czasie Zephyr na góry.
-Dobre pytanie-odpowiedziała, usiadła na kanapie i cofnęła głowę maksymalnie do tyłu.
-Co to znaczy?-zapytałem, Shiro rzuciła mi jakieś zawiniątko. Otworzyłem je i przeczytałem.
-Pomóc ci z tym?-zapytałem, Shiro pokręciła głową.
-Nie, to kara za wytresowanie smoka. Bo ci głupcy nie rozumieją, że to nie są bęstie!-zacisneła dłonie w pięści, a z jej oczu popłynęło parę łez. Usiadłem koło niej, widziałem w niej swoje własne odbicie. Ona nagle przytuliła mnie.
-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?-zapytała, łzy z jej oczu leciały jak wodospad z góry.
-Nie.
-Że do cholery to moja własna matka mnie wydała! Ją wypłakuje się do obcego mężczyzny! I marze tylko, żeby jeszcze raz zobaczyć moją siostrzyczkę!-wykrzyczała. Zephyr zaczęła zbiegać ze schodów, zatrzymała się w połowie i wróciła na górę. Pogładziłem białe włosy Shiro, odczepiła się ode mnie to chwili.
-Wybacz-szepneła, zaczęła ścierać łzy z polików. Mam powód, żeby jej zaufać i jej pomóc.
-Nie wybaczam-spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem-Bo nie mam za co-dodałem.
-Możesz zostać tak długo jak chcesz. Pomogę ci-stwierdziłem, ona w odpowiedzi ziewnęła.
-Wybacz, ale tak chce mi się spać-ziewnęła po raz kolejny, dosłownie na moich oczach zasneła. Podniosłem ją ostrożnie i przełożyłem na moje łóżko.
-Mam spać z nią w jednym pokoju?-zapytała Zephyr. Pokiwałem głową.
-A co ci przeszkadza?
-Wole spać z tobą-odpowiedziała, westchnąłem. Co mam zrobić? Jeśli jej nie pozwole to w nocy może mieć koszmary, które zaskutkują płaczem.
-Dobra-westchnąłem ponownie, Zephyr ucieszyła się i zbiegła na dół...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top