"Pogadanka w domu„
Godzinę później
-My już będziemy się zwijać-powiedziałem.
-Musimy?-zapytała, Zephyr.
-Tak, bo mamy do pogadania w domu-odpowiedziałem.
-O czym?-zapytała, udając głupiutką.
-Ty już wiesz o czym-odpowiedziałem.
-Biegnij ubrać buty-zarządziłem, a ona bez słowa skierowała się do przedpokoju, w którym ubrała buty i już po chwili mogliśmy wyjść.
-Przepraszam-powiedziała, kiedy otwierałem drzwi od domu.
-Nawet nie wiem czy jest sens ci wytłumaczać gdzie zrobiłaś błąd-odpowiedziałem.
-Wymksneło mi się kiedy rozmawiałam z Astrid-odpowiedziała.
-Zephyr, co jej powiedziałaś?-zapytałem.
-Żeby nie mówiła nikomu bo mnie pobijesz-odpowiedziała, spuszczając głowę.
-Jutro przeprosisz przy wszystkich Astrid i powiesz jej, że nigdy cię nie uderzyłem-powiedziałem, a ona spojrzała na mnie ździwiona.
-Tylko? Bez kary?-zapytała.
-Nie zamierzam ci dawać kary, nie chciałaś zdradzić mojego imienia i nie zrobiłaś tego specjalnie-odpowiedziałem.
-Ale zasłużyłam na karę-odpowiedziała.
-Chyba to nie ty o tym decydujesz Zephyr-odpowiedziałem, a ona podciągneła rękaw bluzki, którą miała ubraną, po czym z całej siły uderzył się w siniaka tak, że z jej oczu poleciały łzy.
-Zephyr! Co ty robisz?-zapytałem, wściekły przytrzymując jej ręce.
-Bo ty...zrobiłeś dla mnie tak dużo, a ja dla ciebie nic...tylko psuje wszystko-powiedziała, co chwilę zaciągając się noskiem, a z jej oczu leciała rzeka łez.
-Nic nie psujesz, Zephyr jesteś dla mnie chyba najważniejszą osobą na świecie, nienawidzę patrzeć jak płaczesz. Pamiętasz swój pomysł z wcześniej? Co ty na to?-zapytałem, pocieszając ją i mówiąc samą prawdę.
-Serio? Ale zgadzasz się?-zapytała, trochę niedowierzając.
-Chyba najwyższa pora, zresztą dla ciebie to chyba nie będzie duża różnica-odpowiedziałem, a ona uśmiechneła się i przytuliła do mnie.
-
Przylepa, mam ci coś zrobić do jedzenia?-zapytałem, a ona niechętnie się ode mnie oderwała i pokiwała głową.
-Nie jestem przylepą-odpowiedziała, siadając na blacie.
-Nie? A kto się przytula cały czas do mnie?-zapytałem.
-No ja, ale nie jestem przylepą lubię się do ciebie przytulać-odpowiedziała, jednocześnie się trochę czerwieniąc.
-Wstydniś-powiedziałem, czochrając jej jasne włosy.
-Kłamiesz, nie zaswstydziłam się-odpowiedziała, poprawiając sobie włosy.
-Ja nigdy nie kłamie-odpowiedziałem, i podałem jej na szybko zrobioną kolację.
-Otwórz-rozkazałem, chcąc ją nakarmić.
-Jestem już duża, mogę zjeść sama-odpowiedziała.
-Jesteś taka duża, a potrzebujesz kołysanek, więc równie dobrze mogę cię nakarmić-powiedziałem, a ona udając niechęć otworzyła buzie.
-Zephyr, Otwieraj-powtórzyłem prośbę, a ona zaprzeczyła ruchem głowy.
-To nie fair-powiedziała, kiedy połaskotałem ją, a następnie nakarmiłem.
-Takie jest życie-odpowiedziałem, następnie pomogłem jej zejść z blatu.
-Już spać?-zapytała.
-Tak, jest już późno Zephyr, ręce do góry-powiedziałem, a ona podniosła ręce, abym mógł ją przebrać .
-A zaśpiewasz mi kołysankę?-zapytała, a ja pokiwałem głową.
-Połóż się-rozkazałem, a ona położyła się w łóżku.
-Chwila! Mogę z tobą?-zapytała, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Tylko się nie przyzwyczajaj-odpowiedziałem, i pozwoliłem jej spać ze mną w łóżku. Co poskutkowało, że już po kilku kołysankach zasneła wtulona w mój tors...
Nie wierzę, że wrzuciłem 3 roździały jednego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top