"Ostatni raz?„

Miesiąc później
Pov. Zephyr

-Nie ściskaj tak miecza, dekoncentrujesz się!-skarcił mnie Czkawka. Kiedy zastosowałam się do jego porady od razu pochwalił mnie za poprawę. Po paru minutach walki z Czkawką, poczułam piach w oczach i to jak tracę grunt pod nogami. Upadłam na twardy piach.
-Coraz lepiej. Na Berk nikt ci nie podskoczy-uśmiechnął się i podał mi rękę. Skorzystałam z propozycji i po chwili wstałam na równe nogi.
-No właśnie. Berk za dwa dni?-zapytałam, aby się upewnić. Chciałbym o coś poprosić, ale...
-Tak, a co?
-No wiesz. Bo już od tygodnia, no wiesz. Nie noszę tego wszystkiego i...-przerwał mi.
-Obiecaliśmy sobie coś. Nie ma pieluch, smoczków i niczego innego.
-No ale mówiłeś, że czasami będziemy mogli na jeden dzień do tego wrócić. No to teraz cię proszę, zanim się przeprowadzimy-złożyłam dłonie aby go wyprosić. Nie chodziło mi dokładnie o to wszystko, ale chodziło o to aby spędził ze mną dużo czasu. Bo wtedy Czkawka spędza ze mną każdą sekundę, a gdy będziemy na Berk? Nie bedzięmy mieć ani chwili. W końcu jest synem wodza. Cała wioska się nim zainteresuje, i zapewne mną również.
-No zgoda, obiecałem. Odłóż miecz i przebierz się-rozkazał, odwróciłam się i chciałam pobiec do domu. Ale odwróciłam się z powrotem w stronę Czkawki.
-Ty!-odpowiedziałam i wskazałam na niego palcem.
-Chce się wpierw przebrać-powiedział błagalnym tonem. Nie po to się upokorzyłam, żeby teraz mnie olewał! Udałam, że tracę równowage pod nogami i upadam. Czkawka oczywiście złapał mnie i podrzucił, aby ułożyć wygodniej na swoich rękach. Oplotłam nogi w okół jego pasa i przytuliłam się do niego kładąc głowę na jego barku.
-Serio?
-Yhm-mruknełam.
-Co nie będziesz chodzić i mówić?-zapytał, pokręciłam głową w odpowiedzi.
-Dobra dzieciaku, idziemy cię przebrać bo jesteś spocona po treningu-powiedział, w drugą dłoń wziął miecze treningowe i zaczął iść w stronę domu. Po wejściu rzucił miecze w kąt, a ze mną zaczął iść do góry. Położył mnie na łóżku wziął coś z szafy i zwrócił się do mnie.
-Ide się przebrać, błagam cię nie wyskakuj mi tutaj z płaczem-powiedział, wyszedł z pokoju i wszedł do łazienki. Po paru minutach, zaczęłam się poważnie zastnawiać nad zasymulowaniem płaczu. Na szczęście do pokoju wkroczył Czkawka. Włożył mi do ust smoczek i przebrał w bardziej dziecięce ciuchy.
-Głodna?-zapytał, pokiwałam w odpowiedzi głową. Wziął mnie na ręce i zszedł ze mną na dół. Zostawił mnie na kanapie, a sam poszedłem do kuchni. Po parunastu minutach wrócił do mnie. Usiadł koło mnie, posadził na swoich kolanach i przyłożył dziubek do moich ust. Ciekawe co zrobi jeśi nie będę chciała jeść?
-Otwieramy-rozkazał, odchylałam głowę w przeciwną stronę. Zasłaniałam usta, aż skończyło się na wkurzonym Czkawce i butelką, której zawartość rozlała się po podłodze. Ja oczywiście śmiałam się z takiego obrotu spraw.
-Chyba trzeba zmienić dietę-westchnął, ale na jego twarzy był dziwny uśmiech. Odstawił mnie na kanapie, zajął się bałaganem i wrócił do kuchni.
Po chwili wyszedł z kuchni, ale z pustymi rękami. Poszedł na górę i wrócił z jakąś szmatką zaciśniętą w dłoni. Okazało się, że to śliniak, który obwiązał mi na szyi. Poszedł do kuchni i wrócił z czymś innym niż mleko.
-Dalej jemy-podstawił mi łyżke z pomarańczową papką pod nos. Pokręciłam głową w geście sprzeciwu. Niestety nie podziałało.
-No co jest? Aniołek nie jest głodny?-zapytał, ironicznie bo zaraz po wypowiedzeniu tych słów mój brzuch zaburczał. Powoli i niechętnie otworzyłam usta i pozwoliłam aby “Jedzenie„, a bardziej to coś znalazło się w moich ustach. Zasłoniła dłońmi usta myśląc, że zwymiotuję. Nie chodzi o smak, którego praktycznie nie było, ale o konsystencje samego jedzenia. Otworzyłam oczy, które wcześniej zamknęłam i zobaczyłam jak kolejna porcja, czeka aż otworzę drzwi.
-Co robią dzieci, jak chcą powiedzieć, że im nie smakuje? Plują, może ją też spróbuję?-pomyślałam, z trudem otworzyłam usta i z przyjemnością wyplułam to coś.
-Nie pluj, trzeba było nie wybrzydzać-powiedział widząc moje zachowanie. Kolejna łyżka znalazła się przed moimi ustami.
-Nie smakuje?-zapytał, zaraz po tym jak na siłę chciał wsadzić mi łyżke do ust. Pokręciłam głową.
-Ostatni raz tak wybrzydzasz-powiedział wstając, kolejny raz zawędrował do kuchni i wrócił z butelką. Uśmiechnełam się na jej widok. Czkawka wziął mnie na kolana i nakarmił, nie protestowałam i nie wybrzydzałam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top