"Opowieści„
Popołudnie, dom Czkawki i Zephyr.
-Opowiesz nam jakąś historię?-zapytała, ciekawa Zephyr. W sumie to mogę im coś opowiedzieć i tak nie miałem pomysłu na zajęcie im czasu.
-Też chcesz posłuchać Iskra?-zapytałem, a ona kiwnęła głową.
-Prawdziwa czy wymyślona?-zapytałem, ponownie.
-Prawdziwa!-powiedziały prawie jednocześnie, a ja kiwnąłem głową.
-Okej-powiedziałem, i zacząłem opowiadać historię.
Kiedyś
Trochę młodszy Czkawka lecący po nieznanym mu wtedy terenie. Skrzydła Szczerbatka przecinały powietrze niczym miecz podczas walki i tak jak miecz, który napotkał opór w postaci zbroji. Tak Czkawka napotkał opór w postaci metalowej sieci, która zwaliła zarówno jego jak i Szczerbatka prosto na maleńką wysypkę. Cudem było, że lotka nie została uszkodzona. Niestety marne były wszelakie próby wydostania się z niej, nóż którym chłopak próbował rozciąć line okazał się bezskuteczny, a po chwili polowania metalem o metal. Nóż stepił się.
-Mówiłem ci, że to smok osiodłany!-Czkawka usłyszał krzyk jakiegoś mężczyzny.
-Dobra! Przyznaje ci rację, ale co z nimi zrobimy?-zapytał drugi.
-Może mnie rozplączecie?-zapytałem, a dzięki pomocy tych dwóch smok i jeździec byli wolni.
-Wybacz, myśleliśmy, że to dziki smok-powiedział jeden z nich, drapiąc się po karku. Czkawka mógł im się przyjrzeć, obaj byli mniej więcej tego samego wzrostu i obaj byli wyżsi od Czkawki. Na ich plecach spoczywały dziwne klingi, a ich zbroję były nastawione na obronę przed smokiem i na zbytnie nie krępowanie ruchów.
-Lepsze pytanie co chcieliście zrobić z tym dzikim smokiem?-zapytał, a oni spojrzeli na siebie i kiwnęli porozumiewawczo.
-Tu nie ma smoków, jak pewnie zauważyłeś. Tu mieszkamy w pokoju, a smoki trochę przeszkadzały dlatego większość uciekło kiedy kilku poległo na ataku na nas, a resztą zajęliśmy się tak, że łodziami je stąd zabraliśmy na inne wyspy. Tu się uprawia mistrzostwo szermierki, a nie łowiectwo smoków.
-Czyli te miecze nie na pokaz-zaśmiałem się, a oni kiwnęli.
-Ale skoro cię już trafiliśmy, to w ramach przeprosin zapraszamy do naszej twierdzy-powiedział, jeden z nich.
-Skorzystam-odpowiedział, a oni zaprosili chłopaka na swoją bardzo nie typową łódź. Ale za to szybką, po mniej więcej godzinie byli na miejscu.
-Smok zostanie na zewnątrz, nie chcemy straszyć uczniów-powiedział, jeden z nich, a potem obaj otworzyli wrota od podwórza twierdzy, na której było wiele osób. Większość byli to chłopcy w wieku nastoletnim, którzy trenowali na drewnianych mieczach, na jakiś długich balach dodatkowo mieli ubrane na oczy opaski. A mimo wszystko idealnie się poruszali. Przedostatnia grupa brała jakieś nauki, a ostatnia była na wachadle, robili uniki co jakiś czas upadali albo obrywali od wahadełek. Mimo wszystko cieli mieczem idealnie.
-Nieźli co? Dzieci niespodzianki, dzieci porzucone. A będą mistrzami-zaśmiał się jeden z nich, kilka chłopaków podeszła do nich i trzymając swoje miecze oburącz byli lekko skuleni. I gotowo do zaatakowania.
-Odejść! To nie wróg!-krzyknął, a wszyscy chłopacy uciekli do swoich zajęć.
-Dziwnie trzymali broń-powiedział, a on się zaśmiał.
-Unikalnie. Ale za to są naprawdę waleczni, potrafisz walczyć mieczem?-zapytał, a chłopak pokręcił głową.
-Możemy cię nauczyć, w ramach rekompensaty-powiedział, a chłopak kiwnął głową i razem wszedli do środka komnaty. Drugi już dawno gdzieś się oddalił.
-Nie pijesz Czkawka?-zapytał, jakiś mężczyzna, kiedy spostrzegł, że chłopak nie wypił ani łyka trunku, którego mu podali. Czkawka pod presją podał im wcześniej swe imię.
-Nie dla mnie-odpowiedział.
-Pij! Mewa z wodą, nie zabije cię. Ale wzmocni-wtrącił się jeden z nich.
-Mewa? A wsumie-powiedział, i wypił w miarę szybko trunek.
-Aghhh! Ale gorzkie!-powiedział, z gorzką miną Czkawka...
-I to w sumie wszystko, potem zostałem trochę u nich i stąd znam szermierke-dodałem do całej historii.
-Zabierzesz mnie tam kiedyś?-zapytała, Zephyr.
-Nie wpuszczają dziewczyn-odpowiedziałem, a ona posmutniała, ale po chwili spojrzała na mnie z ciekawością.
-Dlaczego?-zapytała.
-Po prostu. Rozpraszałabyś uczniów, którzy mają się skupić na walce.
-Szkoda, chciałabym się też nauczyć tak walczyć-podsumowała i westchnęła.
-Nie chciałabyś, miałabyś dwa razy więcej siniaków niż kiedykolwiek-powiedziałem, i wstałem z fotela.
-Koniec tych opowieści. Czas na jakiś obiad-powiedziałem, i skierowałem się do kuchni. Zephyr i Iskra zostały na miejscu i rozmawiały, zapewne o opowieści, którą przed chwilą opowiedziałem...
Kończą mi się pomysły! A i jakby co to jutro mam zawody wędkarskię więc proszę o trzymanie kciuków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top