"Nowy Kolor Włosów„
-Wróciłem!-krzyknąłem, kiedy wszedłem przez drzwi mojego domu.
-Już!-odkrzykneły, prawie, że jednocześnie. Pomyślałem, że nie ma sensu iść na górę więc poczekam na dole i nie pomyliłem się. Obie po chwili zeszły ze schodów ubrane w prawie jednakowe jasnoniebieskie sukienki.
-Trudno mi was teraz odróżnić-zaśmiałem się, ale na moje szczęście był to tylko żart. Chociaż gdyby nie inny kolor włosów mógłbym mieć mały problem z odróżnianiem na pierwszy rzut oka.
-Przefarbujesz nam włosy?-zapytała, Zephyr. Pomyślałem przez chwilę zanim udzieliłem odpowiedzi.
-Jaki kolor?-zapytałem, zmierzając do małej szafki, w której trzymam lekarstwa, barwniki i wszystko co czego Zephyr i nikt poza mną nie powinien mieć dostępu.
-A ja jaki możesz?-zapytała, Sophia.
-Niebieski?-zapytałem, i tak powinien się łatwo zmyć.
-Tak!-krzykneła, obie i usiadły na krzesłach tak, aby bez problemu mógł rozprowadzić barwnik na ich włosach.
-Nie dotykajcie ich przez chwilę, po nie będę mógł domyć waszych dłoni-powiedziałem, trochę przesadzając. Ponieważ barwnik prawie odrazu zostawał i mógł być później tylko zmyty.
-Co jest w tej szafce? Nigdy mi tego nie pokazywałeś-zapytała, kiedy ją chowałem barwnik do szafki z powrotem. Dużo czasu minie zanim Zephyr będzie na tyle dorosła aby się dowiedzieć. W ukrytej szufladce mam trucizny, żrące kwasy i podobne niebezpieczne dla dziecka przedmioty. Po co mi one? Używając kwasu hartuje najlepsze metale, a trucizny potrafią pozbawić przytomności nawet największe smoki.
-Nie dla ciebie, i pod żadnym pozorem nie wolno ci tam zaglądać-ostrzegłem ją, a ona pokiwała głową. Czuje, że muszę ją jeszcze jakoś wystraszyć, żeby mieć pewność.
-Uwierz, jeśli kiedykolwiek cię przyłapie na grzebaniu w tej szafce. Albo coś podobnego, nie skończy się tylko na staniu w kącie, ale na kolorym tyłku-zagroziłem, a ona już trochę wystraszona pokiwała ponownie głową. Nigdy nie miał być to dom, w którym wszystko jest bezpieczne dla dziecka, dlatego bez tej groźby się nie obędzie.
-Przepraszam, że zapytałam-powiedziała, ze skruchą.
-Przepraszać mnie będziesz jeśli złamiesz zakaz-odpowiedziałem, a ona wróciła do Sophi...
Pov. Zephyr
Jeszcze nigdy tak nie zdenerwowałam Czkawki! Nie raz mocno go denerwowałam o to gorszymi rzeczami! Co musi mieć w tej szafce, że tak się zdenerwował? Może...nie, lepiej tam nie zaglądać. Czkawka pierwszy raz zagroził mi tak poważną karą.
-
Co się stało twojemu tacie?-zapytała, Sophią.
-Mówiłam ci, że! W sumie to sama nie wiem-odparłam.
-Szkoda, chyba naprawdę się zdenerwował-powiedziała, a ja kiwnęłam głową.
-Nigdy mi nie groził klapsami-odpowiedziałam, a Sophia spojrzała na mnie ździwiona.
-Nigdy nie dostałaś klapsa?-zapytała, głośniej, ale nie tak głośno, żeby Czkawka mógł to usłyszeć.
-Nie, przynajmniej nie na tyłek i nigdy nie od Czkawki-powiedziałam, i przypomniałam sobie swoje wręcz kolorowe od siniaków ręce, które musiałam ukrywać.
-A ty dostałaś?-dopytałam.
-Raz, od Annie-odpowiedziała.
-Za co?-zapytałam, ciekawa.
-Za krzyczenie i obrażanie jej.
-Tylko? A co powiedziałaś?-zapytała, a ona po chwili wyszeptała mi na ucho wiązankę przeklenśtw. Niestety usłyszał ją też Czkawka, który akurat przechodził.
-Sophia, Zephyr. Powtórzcie to, a dam wam do zjedzenia ślimaki-zagroził, a ja zrobiłam obrzydzoną minę. Czkawka raz dał wszystkim do “posmakowania„ ślimaki. Były okropne, ale nie dla Czkawki, który jak sam mówił uodpornił się na ich obrzydliwy smak...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top