"Nie Znajdziesz Mnie Tu„

Jakiś czas później

-To twoja wyspa?-zapytała dziewczynka za mną. Nie bała się Szczerbatka i nadal mnie tym dziwiła. Wylądowaliśmy przed domem i weszliśmy niezbyt cicho.
-Czkawka jak mog...Jakim cudem?-zapytała, podbiegła do swojej siostry i otuliła ją rękoma. Mała prawie nie mogła oddychać.
-Udusisz ją-zaśmiałem się, odsunęła się od swojej siostry i stanęła przede mną. Myślałem, że mnie przytuli, ale pomyliłem się. Zamiast rzucić się na mnie z ramionami rzuciła się na moje usta. Nie protestowałem. Po chwili usłyszeliśmy za sobą kaszlnięcie małej, która była wyraźnie zdezorientowana całą tą sytuacją.
-Możesz jej dać jakieś ubrania od Zephyr-powiedziałem domyślając się i za równo mając nadzieję, że Zephyr już głęboko śpi.
-Dzięki-powiedziała zabierając siostrę na górę i wróciła po parunastu minutach.
-Obudzą się-powiedziała w przerwach na całowanie.
-O to chodzi-zaśmiałem się...

Poranek

-Tato-poczułem silne szturchnięcie, które znudziło mnie ze snu.
-Zephyr idź spać-spróbowałem ją spławić, nie udało się.
-Ale jest południe-odpowiedziała, otworzyłem oczy i spojrzałem na Zephyr. Spojrzałem potem na Shiro, która leżała wtulona we mnie.
-Nie śpisz już?-zapytałem Zephyr.
-Zasnełam i potem się obudziłam. Co to było?
-Co?
-No nie mogłam zasnąć bo coś głośnego było w nocy-tym razem to ja się zaczerwieniłem, a robiłem to niezwykle rzadko.
-To były..Emm, smoki-wymyśliłem coś na szybko. To nie była sytuacja, w której chciałem się znaleźć.
-Zrobiliśmy wam śniadanie-uśmiechneła się i wskazała na zrobione zdecydowanie na szybko śniadanie.
-“Liście„?
-No z Blanką-wyjaśniła.
-A gdzie jest Blanka?
-W toalecie.
-To pójdź po nią-rozkazałem, sprawiłem ją i zbliżyłem się twarzą do ucha Shiro.
-Pobudka, wstawaj-nie zareagowała.
-Blanka się pyta co robiliśmy-zaśmiałem się po cichu, obudziła się natychmiastowo i spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem.
-Po co mnie obudziłeś?!-zapytała z nienawiścią w oczach.
-Żebyś nie spała, logiczne. Wstań, dziewczynki zrobiły nam śniadanie-rozkazałem, przeciągnęła się, ziewnęła. Ale wstała.
-Uważaj, nie wiem jak Zephyr. Ale nie przypominam sobie, żeby Blanka miała jakieś umiejętności kulinarne-wziąłem niepewny kęs, prawie natychmiastowo domyśliłem się, że to Zephyr wybrała składniki.
-Zephyr! Na dół!-rozkazałam, po chwili usłyszałem jak zbiega po schodach i staje naprzeciwko mnie.
-Tak?
-Mówiłem ci, że nie możesz nawet dotykać tej szafki?!-zapytałem wściekły. Nie daje jej dużo zasad, ale w zamian oczekuje, że będzie się do nich stosować.
-Ale-szybko jej przerwałem.
-Nie ma “Ale„! Złamałaś jedną z ważniejszych zasad, idź na górę. Niedługo zadecyduje co dalej-westchnąłem, dziewczynka przeprosiła po cichu i ze spuszczoną głową pobiegła na górę po schodach.
-Nie bądź taki ostry, chciała dobrze-powiedziała Shiro kiedy usiadłem naprzeciw jej.
-Wiedziała, że nie może. Oprócz drogich przypraw, barwników mam tam również trucizny. Nie wszystkie by jej coś zrobiły, bo większość ma toksyczne działanie dopiero po kontakcie z odpowiednim metalem lub stopem metali. Ale i tak-westchnąłem.
-A tak zmieniając temat, co chcesz dalej robić?-zmieniłem temat.
-Na początku wrócę z siostrą do domu, chce spędzić z nimi trochę czasu. Potem? Chciałabym zamieszkać z tobą-na chwilę zamarłem, mówić jej o swoich planach?
-Nie znajdziesz mnie tu-Shiro ze ździwienia otworzyła szerzej oczy.
-Chce wrócić na swoją wyspę, nikt nie powinien wychowywać się na odludziu. Wiesz gdzie leży Berk?-zapytałem, pokiwała ledwo widocznie starając sobie uporządkować wiadomości.
-To tam mnie szukaj-powiedziałem.
-Tak w ogóle, kim byłeś na Berk? Synem kowala, jakiegoś wojownika, czy kogo?
-Ja? Byłem niezasłużonym synem wodzem, nie zostałbym wodzem gdybym tam został. Chociaż sam nie wiem czy chce być w przyszłości wodzem. Najważniejsza jest Zephyr-wytłumaczyłem, skończyliśmy śniadanie. Usłyszałem, że dziewczynki schodzą po schodach powoli, abyśmy ich nie usłyszeli. Ciekawe czy już coś jadły?...

Żyje! Cały czas żyłem, tylko do tej książki zmarła wena. Ale teraz postaram się częściej wstawiać roździały, ciekawe czy wy żyjecie? Pokażcie, że jesteście żywi.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top