"Liścik„

Pół godziny później.

-Tato Zephyr, możemy się pobawić na górze?-zapytała, Sophia całkowicie wybijając mnie z rytmu.
-Jasne-odpowiedziałem, na chwilę spojrzałem na Sophie i znowu wróciłem do szkicowania. Jednak tak jak wcześniej nie potrafiłem nic napisać. Więc ponownie wtopiłem wzrok w pustą kartkę.
-Możemy pobawić się w przebieranki?-ponownie ktoś wybił mnie z zajęcia. Tym razem tym kimś była Zephyr, która sama zszedła na dół aby mnie zapytać o pozwolenie.
-A jak ładnie poprosisz?-zapytałem, i za rękę pociągnąłem ją tak aby wręcz położyła się na moich kolanach.
-Bardzo ładnie.
-Spróbuj-powiedziałem, a ona na dosłownie trzy sekundy się zamyśliła.
-Prosze tatusiu-powiedziała, robiąc maślane oczy i lekki dziubek.
-Ale kłamczuch-powiedziałem, i zacząłem ją łaskotać.
-Nie kłamie!-pisneła, przez śmiech.
-Ale bez bielizny, jasne? I po zabawie same sprzątacie-powiedziałem, a ona pokiwała głową w geście, że się zgadza i spróbowała wstać. Ale postanowiłem się jeszcze z nią chwilę podroczyć.
-Gdzie się wyrywasz?-zapytałem, jeszcze mocniej zakleszczając ją w uścisku.
-Do Sophie! Miałam się pobawić!-wytłumaczyła.
-Okej, Sophie!-krzyknąłem wołając Sophie, a ta wręcz pobiegła po schodach przez śmiech swojej przyjaciółki.
-Zephyr-powiedziała, chcąc pomóc koleżance.
-Okej-powiedziałem, i także pociągnąłem Sophie i po chwili obie śmiały się w niebogłosy.
-Przestań!-prosiły obie, kiedy praktycznie trudno im było złapać oddech. Dlatego przestałem.
-I co?-zapytałem, trochę roześmiany.
-Nie mogliśmy oddychać!-krzykneła, zła Zephyr.
-Nie bądź taka zła. Pozwoliłem wam pobawić się w przebieranki-powiedziałem, a Sophia się uśmiechneła.
-Serio? Dzięki tato Zephyr-wyrecytowała w podzięce.
-Dobra, mów mi po imieniu-powiedziałem.
-Dobrze panie Czkawko-odpowiedziała, chcąc zachować zasady kultury.
-Gdyby Zephyr była taka grzeczna. Po prostu Czkawka-westchnąłem, a Sophia zrobiła ździwioną minę. A Zephyr oczywiście minę obrażonego dzieciaka.
-Sophia idź już na górę, ja muszę pogadać z obrażony dzieciakiem-powiedziałem, a Sophia kolejny raz pobiegła po schodach. Chyba jestem już na to wyczulony.
-Co jest? Taka obraźliwa jesteś-zaśmiałem się, a ona odwróciła wzrok kiedy posadziłem ją na moim brzuchu.
-Obrażone dziecko-zaśmiałem się.
-Obrażone dziecko-ponowiłem.
-Obrażony dzidziuś-powiedziałem, a ona spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem.
-Ide do Wandali, zajmij się Sophią-powiedziałem, i dałem jej szybkiego buziaka w czoło. Przez co na jej twarzy nastał zarówno uśmiech jak i czerwony rumieniec.
-Dobrze-odpowiedziała, i pobiegła schodami na góre.
-Jeszcze raz ktoś pobiegnie po tych schodach, a się wkurzę!-krzyknąłem, a w odpowiedzi dostałem chichot dziewczynek.
-Urwanie głowy-szepnąłem do siebie i zakładając maskę wyszedłem z domu i zmierzyłem do wandali.
-Chłopcze! Witaj, wesoło dziś u ciebie-powiedział, na przywitaniu Stoick.
-Wiem, kuzynka u Zephyr-wytłumaczyłem, kłamiąc. Dlaczego? Czkawka nie ma rodzeństwa ani znajomych, którzy mają dzieci.
-Ale to na marginesie. Kiedy wypływacie?-zapytałem, a on zastanowił się.
-Ty o tym decydujesz.
-Nie, ja nie płynę z wami. Dołączę do was-zrobiłem pauzę na zastanowienie się-maksymalnie za miesiąc.
-Skąd mamy znać drogę?-zapytał.
-20 mil stąd otworzysz mapę. Nie później nie wcześniej. Przepłyniecie przez mgłę i dalej sobie poradzicie. Smoki nie zaatakuje was, Alfa o to zadbała-powiedziałem, i nieświadomie zdradziłem sekret.
-Alfa?
-Zapomnij, wypływajcie bo kosze z jedzeniem już macie-odpowiedziałem, i skierowałem się do Astrid. Bo tylko z nią miałem zamiar się pożegnać.
-Skąd mam pewność, że wrócisz?-zapytała, zmartwiona.
-Dokańczam to co zaczołem-powiedziałem, i w geście pożegnalnym pocałowałem ją w kącik ust.
-Oby-odpowiedziała, i wsadziła mi jakiś papier do dłoni.
-Dla mnie Zephyr też zrobi Bransoletkę?-to właśnie było napisane na karteczce.

Pośpiesznie wyrwałem kartkę z notesu i napisałem:
“Zapytaj ją przy najbliższej okazji„
Szybko wyciągnąłem małą kuszę i przywiązawszy liścik do bełtu, wystrzeliłem bełtem w strone Astrid, który trafił tam gdzie celowałem. Czyli koło jej głowy...

Nie!
Więcej nie napisze już dzisiaj! Wyczerpałem zapas roździałów!
Ale trochę hiccstrid dostaliście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top