"Decyzja„
Następny dzień, bardzo wczesny ranek.
Nie śpię już od dłuższego czasu. W końcu dostałem odpowiedź na list do znajomego. Czyli w tym liście jest napisane czy jeszcze kiedyś Iskra spotka swoich rodziców czy nie. Nareszcie powoli otwieram kopertę i starannie czytam list. Znalazł ich, czyli Iskra może wrócic do swoich rodziców. Ale czy nie powinienem poczekać? Iskra powinna chyba jeszcze u mnie zostać, przynajmniej póki przestanie się wszystkich bać. Ale jestem w rozsypce, w końcu...
Zamyślony wreszcie zgiąłem list w kulkę i rzuciłem prosto w palenisko.
-Hej Iskra-powiedziałem, przyzwyczajony, że ona wstaje wcześniej niż Zephyr.
-Hej-odpowiedziała, i ziewnęła.
-Czy...-zaczęła, zapewne chcąc poprosić o mleko. Niestety nie chcę się tłumaczyć jej rodzicom kiedy po powrocie do domu zacznie prosić o takie rzeczy.
-Możemy pogadać?-przerwałem jej, a ona kiwnęła głową i usiadła koło mnie.
-Tak, ale o czym?-zapytała, kiedy siadała na przeciwko mnie.
-Nadal chcesz wrócić do domu?-zapytałem,.i odziwo nie dostałem natychmiastowej odpowiedzi.
-Sama nie wiem, chce do domu. Ale tutaj mam przyjaciółkę i tutaj nikt mnie nie wyzywa. A tam, nikt mnie nie lubi, każdy mnie tam wyzywa-powiedziała, zarówno złym jak i smutnym głosem. Dłonie miała zaciśnięte na koszulce.
-Masz dylemat?-zapytałem, a ona kiwnęła.
-Nie każe ci podejmować natychmiastową decyzje. Możesz się namyślić, ale jakby co to ja w każdej chwili mogą cię zabrać do domu-odpowiedziałem, ale ona się nie uśmiechneła.
-Jeśli tam wrócę to czy jeszcze kiedyś was zobaczę?-zapytała, a ja kiwnąłem głową i lekko się uśmiechnąłem.
-Zephyr cię polubiła, zresztą ja też. Jeszcze się nie raz zobaczymy, w końcu jesteśmy przyjaciółmi, co nie?-zapytałem, a ona lekko się do mnie wtuliła.
-Dziękuje, ale dlaczego mi w ogóle pomogłeś? Mogłeś mnie zostawić-powiedziała, a potargałem jej włosy.
-Taki jestem, nie potrafię przejść tak obok. A zresztą, ja też nie raz byłem zraniony.
-Ale ty jesteś wojownikiem-zaśmiałem się.
-Byłem porzucony, przez przyjaciół, ojca, tylko smok był dla mnie jak przyjaciel. Zephyr jest moją rodzina-odpowiedziałem-nie mam tyle ran zadanych przez kogoś.
-Szybciej?-usłyszałem głos Zephyr, która wzięła się, że Iskra dała radę obudzić się od niej szybciej.
-Tak-powiedziała, Iskra wstając i uśmiechając się.
-Zephyr, Iskra. Chcecie już śniadanie?-zapytałem, a Iskra pokiwała głową. Zephyr za to zrobiła ździwioną minę.
-Ale bez...-zacieła się, nie chcąc, żeby Iskra coś usłyszała.
-Dokończ na głos-powiedziałem.
-Mleka-dokończyła zamiast Zephyr Iskra.
-Powiedziałeś jej?!-zapytała, Zephyr. Była zła, i jednocześnie zawstydzona.
-Podejrzałam, przepraszam Zephyr-odpowiedziała, przepraszając Iskra. Ale nie przeprosiła tak oficjalnie, ale przeprosiła tak jak większość dzieci. Czyli tylko, żeby mieć spokój.
-Okej, a mogę Czkawka?-zapytała, a.ja pokręciłem głową.
-Nie-powiedziałem, stanowczo tak jak potrafiłem.
-Dlaczego?!-zapytała, żdziwiona moją odpowiedzią.
-Bo nie.
-Podaj powód!-rozkazała wręcz.
-Mam ich nadmiar, nawet teraz mogę ci podać jeden. Za te odzywki do mnie, po imieniu, rozkazujesz mi, krzyczysz na mnie. Wymieniacć Dalej?-zapytałem, a ona pokręciła głową.
-I co z tego?-mrukneła pod nosem, zignorowałem ją i zabrałem się za zrobienie czegoś do jedzenia...
Ciągnie się i ciągnie ta książka...
Chyba czas niedługo ją zakończyć i zacząć...no właśnie. Nie mam pomysłu na kolejne książki, możecie je napisać. Ale spokojnie jeszcze trochę roździałów będzię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top