"Chōrei„

-Jeszcze nie śpisz?-zapytałem, ździwiony kiedy wszedłem do pokoju.
-Czekałam na ciebie-powiedziała, kładąc się na łóżku.
-Dlaczego?-zapytałem.
-Zapomniałam pluszaka-odpowiedziała, uśmiechając się.
-Usohaki-powiedziałem, wiedząc, że nie zapomniała go tylko specjalnie nie wzięła wiedząc, że teraz będę musiał zaśpiewać jej kołysankę, żeby zasneła.
-Nie! Naprawdę zapomniałam-starała się mnie przekonać.
-Ta jasne, dobra ile potrzebujesz kołysanek?-zapytałem, siadając na boku łóżka.
-Jak najwięcej-odpowiedziała.
-A może wolisz opowieść do snu?-zapytałem.
-Nie, wolę kołysankę-odpowiedziała, no cóż czas zacząć ją usypiać.

Pov. Astrid

Kolejny raz wymykam się podczas nocy. Wiem, że on tego zakazywał, ale muszę się dowiedzieć jak wygląda jego twarzy i skąd tyle o mnie wiedział. Wchodzę do jego domu, o dziwo jego drzwi nie były zamknięte, może go nie ma? Nie, musi być bo słyszę jak ktoś coś śpiewa na górze.

-Astrid tobie też zaśpiewać kołysankę-zapytał, kiedy co cichu chciałam go podejść, ale to moja szansa! Nie ma hełmu! Niech tylko się odwróci i będę go widzieć.
-Co? Jakim cudem mnie zauważyłeś?-zapytałam, a on zgasił pojedynczą świeczkę, która oświetlała pokój przez co już nic nie widziałam, a tym bardziej jego twarzy.
-Nie zauważył cię, to ja ciebie zobaczyłam-odpowiedziała, dziewczynka, która leżała w łóżku, Na którym on siedział. Miała chyba na imię Zephyr.
-Co tu robisz?-zapytał, chłopak.
-Chciałam się zapytać, czy jest jakaś szansa na lot-wypaliłam na szybko.
-Rano-odpowiedział, a ja szybko pokiwałam głową i wróciłam do “swojego„pokoju.
-Na co ja się zgodziłam!?-zapytałam, sama siebie po czym usłyszałam, jak ktoś zamyka drzwi od mojego pokoju na klucz.
-Świetnie! Skazana na łaske tego chłopaka-powiedziałam, do samej siebie i starałam się zasnąć.

Pov. Czkawka

W

kurzony poszedłem do pokoju Astrid kiedy ona tylko do niego wszedła i zamknąłem drzwi na klucz od zewnątrz. No bo co miałem zrobić? Zephyr nie jest łatwo uśpić, zresztą męczyłem się już jakieś pół godziny, a Astrid musiała na nowo ją rozbudzić.

-Zephyr, chcesz się czegoś napić?-zapytałem, na nowo wchodząc do domu.
-Tak-odparła, a ja cofnąłem sie i ruszyłem w stronę kuchni, z której wróciłem trzymając kubek ciepłego mleka, który mam nadzieję, że chociaż trochę mi pomoże ją uśpić.
-Samo?-zapytała, kiedy wypiła mały łyk napoju.
-Tak, a z czym pijesz?-zapytałem.
-Z miodem-odpowiedziała, a ja wstałem i po chwili kiedy tylko wróciłem z kuchni podałem jej kubek.
-Już lepiej?-zapytałem, a ona pokiwała głową.
-Yamu o-odpowiedziała, dopijając mleko i po chwili oddała mi kubek.
-To teraz dobranoc-powiedziałem, przykrywając ją.
-Kołysanka?-zapytała, z nadzieją.
-Jedna-odpowiedziałem, i zacząłem śpiewać kołysankę dzięki, której już po chwili zasneła...

Ranek

-Chōrei-usłyszałem, głos Zephyr, która próbowała mnie obudzić.
-Zephyr? Nie uczyłem cię tego słowa-powiedziałem, ździwiony.
-Znalazłam w książce-odpowiedziała, dumna z siebie.
-Mądrala-odpowiedziałem, czochrając jej włosy.
-Znikneły?-zapytała, kiedy spojrzałem na jej rękę.
-Zaraz zobaczę-odpowiedziałem, i podwinąłem rękaw jej piżamy i widok był o wiele lżejszy do zniesienia. Siniaków było o wiele mniej i były o wiele mniej widoczne.
-Teraz same powinny się zagoić-powiedziałem, a ona podniosła obie ręce do góry, żebym pomógł jej się przebrać.
-I po co podnosisz?-zapytałem, zaczynając ją łaskotać.
-Nie, Czkawka! Przestań!-krzyczała na mnie.
-No nie wiem, a jak mnie przekonasz?-zapytałem?
-Powiem im twoje imię-powiedziała, z przerwami na śmiech.
-Nie wiesz, że nie można łamać obietnic?-zapytałem, przestając ją łaskotać.
-Wiem, ale nie można mnie też łaskotać-odpowiedziała, udając obrażoną.
-Ja mogę-odpowiedziałem, wstając z łóżka.
-Na co masz ochotę?-zapytałem, oczywiście znowu nie dostałem odpowiedzi.
-Chcesz się wybrać na lot?-zapytałem, a ona odwróciła się.
-Tak!-pisneła, szczęśliwa.
-Więc się przebież-odpowiedziałem, a ona kolejny raz podniosła ręce do góry.
-Sama się prosisz-odpowiedziałem, i pomogłem jej się przebrać.
-Meshiagare-powiedziała, kiedy podałem jej śniadanie.
-Coraz lepiej ci idzie-odpowiedziałem, siadając na wprost jej i zaczynając jeść śniadanie, które minęło nam w względnej ciszy.
-To lecimy?-zapytała, kiedy kończyłem śniadanie.
-Za chwilę, wpierw powinnaś rozczesać włosy, skoro się dopiero co obudziłaś-odpowiedziałem, a ona pobiegła na górę, a ja w tym czasie założyłem swój kostium i poszedłem dać wandalą śniadanie i klucz do pokoju, w którym znajduje się Astrid.
-Już! To teraz lecimy?-zapytała, schodząc na dół.
-Anata wa oyu o abite imasu ka?-zapytałem, a ona spojrzała na mnie nie wiedząc co mówię.
-Jesteś w gorącej wodzie kąpana?-zapytałem ponownie.
-Nie, ale dlaczego nie możemy już lecieć?-zapytała.
-Czekamy na Astrid-odpowiedziałem.
-Kto to?-zapytała.
-Dziewczyna, która wczoraj wszedła do naszego pokoju bez pukania-odpowiedziałem.
-Idą-powiedziała, wskazując na wandali, którzy szli w stronę plaży.
-Więc chodźmy-odpowiedziałem, po czym razem z Zephyr wyszliśmy z domu.
-Witaj chłopcze i?-zapytał, wódz.
-Zephyr-odpowiedziała, a ja widziałem jak wszyscy wandale patrzyli na jej siniaki na rękach i co chwilę coś między sobą szeptali.
-Co cię do nas sprowadza?-zapytał.
-Przyszedłem po Astrid-odpowiedziałem, po czym zagwizdałem aby Szczerbatek do mnie podleciał
-Nie wsiąda na niego-powiedziała.
-Wsiądziesz dobrowolnie, albo inaczej-odpowiedziałem, a ona niechętnie wsiadła na Szczerbatka.
-Lecimy-szpnąłem do Szczerbatka, po czym wystartował w górę.
-Gdzie lecimy Czk...znaczy smoczy jeźdźcu-powiedziała, szybko się poprawiając Zephyr.
-Chwila ona zna twoje imię?-zapytała, ździwiona Astrid.
-Tak, zna i obiecała, że nikomu nie zdradzi-przypomniałem, Zephyr.
-Mogę się o coś zapytać?-zapytała, Astrid.
-O co?-zapytałem.
-Skąd siniaki na rękach Zephyr?-zapytała, a ja nie musiałem widzieć, żeby wiedzieć, że oczy Zephyr się zaszkliły.
-Astrid nie jest ci potrzebna ta informacja do szczęścia-odpowiedziałem.
-Jesteśmy-powiedziałem, po kilku minutach ciszy i wylądowałem na plaży.
-Po co tu jesteśmy?-zapytała, Astrid.
-Chciałaś z nami trenować, więc co to tu jesteśmy. A bardziej dlatego, że chce pokazać Zephyr prawdziwą walkę-powiedziałem, odpalając piekielnik.
-Mam z tobą walczyć?-zapytała, ździwiona.
-Tak, do czasu rozbrojenia-odpowiedziałem.
-Okej-odpowiedziała, i zamachneła się w moją strone toporem.
-Wiesz, że Stoick zaproponował mi sojusz?-zapytałem, chcąc wytrącić ja z równowagi.
-Co?!-zapytała, ździwiona i ledwo co ominęła mojego podcięcia przez co ja straciłem równowagę i upadłem na plecy, a gdy tylko chciałem się podnieść to ona usiadła na mnie i przyłożyła mi ostrze topora do szyi.
-Gadaj jak masz na imię!-rozkazała, zbliżając swoją twarz do mojej, co ja wykorzystałem szybko ją całując przez co była zdezoriętowana i dzięki temu udało mi się ją rozbroić i odrzucić.
-Zaczerwieniłaś się-powiedziałem, podając jej topór.
-Czemu to zrobiłeś?!-zapytała, wrzeszcząc na mnie.
-No bo chciałem, ale teraz jeśli nie chcesz patrzeć jak trenuje razem z Zephyr to możesz pójść do reszty wandali-odpowiedziałem, a ona już nic nie mówiąc odszedła on nas.
-Zakochałeś się w Astrid?-zapytała, Zephyr.
-Nie będę się spowiadać dziecku, ale jeśli chcesz wiedzieć to Kore wa watashi no wakawakashī aidesu-odpowiedziałem, a ona spojrzała na mnie nie rozumiąc moich słów.
-Co to znaczy?-zapytała.
-Kiedyś ci powiem-odpowiedziałem, i wytarmosiłem jej włosy, po czym zaczęliśmy trening...

Tłumaczenia:

Usohaki-kłamczuch
Yamu o-smaczne
Anata wa oyu o abite imasu ka?-Jesteś w gorącej wodzie kompana?
Chōrei-pobudka
Meshiagare-smacznego

Kore wa watashi no wakawakashī aidesu-to moja młodzieńcza miłość

Tłumaczenia mogą nie być w stu procentach precyzyjne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top