"Berk„

Pov. Czkawka
Następnego dnia

Zephyr złapała dość mocny sen. O czym ja mówię? Przespała cały dzień włącznie z nocą. Ale w jej przypadku to bardzo dobrze, gorączką jej minęła. Czyli mi pozostaje ją jedynie spakować...

Pov. Zephyr

Obudziłam się chyba kolejnego dnia. Czkawki rzecz jasna koło mnie nie było, ale był w pokoju. Pakował mnie!

-Nie! Proszę!-krzyknełam, podbiegając do niego. Nie może mnie oddać, nie kiedy nareszcie poczułam, że mam tatę.
-O co?-zapytał.
-Nie oddawaj mnie, proszę! Będę lepsza! Tylko nie...-przerwał mi.
-Nie oddaje cię, przecież muszę zaprowadzić pokój na Berk. A nie rozsądnym byłoby zostawiać cię samą lub zabieram ze mną-wytłumaczył się, uspokoiłam się.
-U kogo mnie zostawisz?-zapytałam, a on podniósł mnie na ręce.
-U Annie. Będziesz mógła się pobawić z Sophią, chyba, że masz lepszy pomysł-powiedział, a ja pokręciłam głową. Usadził mnie na blacie i po chwili pod stawił mi pod usta łyżke.
-Nie!-pisnełam odwracając głowę i zasłaniając usta. Nie lubię lekarstw!
-Zephyr wiem, że tego nie lubisz. Ale nie chcę nawrotu i żebyś zaraziła Sophia, ale najważniejsze żebyś się już nie męczyła-powiedział, chcąc mnie przekonać. I tak tego nie wezmę.
-Zephyr mam gorsze lekarstwa-dodał, nadal mnie nie przekona.
-I co ja mam zrobić?-zapytał, zrezygnowany. Odłożył lekarstwo i spojrzał na mnie.
-Nie chcę tego, jestem już zdrowa-odpowiedziałam.
-Wiem, ale powinnaś to wziąść. Nic ci wcześniej nie podawałem, więc teraz coś weź-rozkazał, i chwycił po syrop. Chciałam się zasłonić, ale specjalnie mnie przytrzymał i podał lekarstwo. Szybko wyplułam to, co mogłam.
-Okej, powiem Annie, żeby podała ci to przed snem. Ona nie będzie sie z tobą bawić-powiedział, dość surowym głosem. Nie dziwię mu się, ale ja naprawdę tego nie lubię.

Parę godzin później

Już jesteśmy...wolałabym zostać z Czkawką, ale ma racje, że bym mu tam tylko przeszkadzała. Przynajmniej o tyle dobrze, że spakował mi wiekszość moich ubrań.

-Zephyr!-przywitała się jeśli można to tak nazwać Sophia.
-Cześć Czkawka, hej Zephyr-podszeła do nas Annie.
-Hej-powiedziałam, i przytuliłam się do Annie. Trochę na siłę bo wszystko pamiętam, ale trochę ją zaskoczyłam.
-Możemy pogadać Czkawka?-zapytała, Annie. Domyśliłam się, że nie będę uczestniczyć w tej rozmowie więc skierowałam się do Sophie...

Pov. Czkawka

-Jesteś pewien, że nie chcesz jej nic powiedzieć?-zapytała, jestem pewien. Zephyr nie wybaczy mi jeśli się tego dowie. Zbyt często mówiłem jej, że smoków nie trzeba zabijać.
-Jestem, nigdy nie może dowiedzieć się, że lecę tam na polowanie. Nigdy. Oboje wiemy, że tego smoka będę musiał zabić.
-Wiem, ale...
-Jeśli zapyta się mnie jak może mi do tak łatwo przychodzić co jej odpowiem? Zabiłem już nie jedną ale lub królową gniazda, nie musi nic wiedzieć. Nic-powiedziałem, a ona westchnęła.
-Chodzi mi o to, że im więcej masz przed nią sekretów tym łatwiej będzie jej przychodzić okłamywanie ciebie. Na ile ją zostawiasz?-zapytała.
-Nie więcej niż tydzień. Nie będzie to, dla ciebie problem?-zapytałem, a ona zaprzeczyła ruchem głowy.
-Myślałam, że na dłużej. Mam jej coś podawać?-zapytała, a mi się przypomniało lekarstwo. Wyjąłem je z kieszeni i podałem jej.
-To przed snem, nie przyjmie go po dobroci. A to jeśli znowu miałaby gorączkę-poinstruowałem ją, a ona kiwnęła w geście, że wszystko rozumie.
-Masz jakoś rozplanowane ubrania dla niej czy pełna dowolność?-zapytała.
-Pełna dowolność, te pytania zadajesz każdej osobie czy tylko mnie?-zapytałem, trochę rozbawiony.
-Wszystkim. Czyli reszta tak jak w liście?-zapytała, a ja pokiwałem. No może nie wszystko jest tak jak w liście, ale czas goni.
-Zephyr pożegnaj się z Czkawką-zawołała ją Annie.
-Z tatą-poprawiła ją Zephyr.
-Będziesz grzeczna?-zapytałem, przytulając ją.
-Tak jak zwykle-zaśmiała się.
-Zwykle to ty jesteś niegrzeczna. Ale okej to nie mnie będzie boleć tyłek-zaśmiałem się.
-Kiedy mnie odbierzesz?-zapytała, odklejając się ode mnie.
-Niedługo, nie zostawiam cię tu na stałe. Pamiętaj o tym-przypomniałem jej, wsiadłem na Szczerbatka i w miarę szybko odleciałem...

Następnego dnia
Berk
W końcu doleciałem. Duży balast oraz duża odległość zrobiła swoje. Z daleka zostałem przywitany bardzo chucznymi zamknieciami drzwi i okiennic. Nie ździwiony ani wzruszony wyruszyłem do mojego starego domu czyli tam gdzie mieszka Stoick.

-Otwieraj-rozkazałem, waląc pięścią w drewniane drzwi chaty, które po chwili się otworzyły. W międzyczasie kilku wikingów wyszło z domów i bacznie mnie obserwowało. Mnie i Szczerbatka.
-Miło cię widzieć chłopcze-usłyszałem od Stoicka.
-Nawzajem Stoicku. Mogę wejść?-zapytałem, a on gestem dłoni wpuścił mnie do środka. Szczerbatek uciekł na tyły domu.
-Długo ci zajmie wprowadzenie pokoju?-zapytał, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy.
-Mniej niż tydzień. Szczerbatek wyda trochę rozkazów, ale zanim to się stanie. Będę musiał zapolować-powiedziałem idąc na górę do mojego starego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło, nadal było tu tyle miejsca, żeby móc położyć wszystko co wziąłem ze sobą.
-Tyle żelastwa na jednego smoka?-zapytał, ździwiony.
-Tak, nie będzie to raczej trudna walka. Ale muszę mieć pewność, że właśnie taką będzie-odpowiedziałem.
-A mogę zadać osobiste pytanie?-zapytał, a ja kiwnąłem.
-Co zrobiłeś ze swoją córką?-zapytał.
-Zostawiłem ją u przyjaciółki-odpowiedziałem, ciekawe co teraz robi?

Pov. Zephyr
Dzień wcześniej, wieczór

-Zephyr chodź-zawołała mnie, podbiegłam do niej i dość mocno się ździwiłam. Posadziła mnie na blacie i spróbowała podać syrop. Nie pozwoliłam jej, zamknęłam szybko usta i odwróciłam wzrok.
-Zephyr nie zachowuj się jak dziecko-skarciła mnie. Ale raczej trudniej niż z Czkawką nie będzie. Prawda?
-Zaraz zawołam Sophie-zagroziła, ale nawet jeśli ją zawoła. Co to zmieni?
-Wiesz, że mam takie same lekarstwo, ale w innej postaci? Łatwiej ją podać na siłę i nie ma tak złego smaku-powiedziała, ciekawe co to za lekarstwo?
-Zephyr liczę do trzech i zamiast bawić się w syrop łatwiej będzie podać ci czopek-zagroziła, a ja odrazu przyjęłam lekarstwo i zrobiłam zgorzkniałą minę.
-Następnym razem bez słowa bierzesz syrop. Jeśli nie będziesz chciała, zrobię to co zrobię-powiedziała, a ja pokiwałam głową i po chwili wypiła sok, który dostałam od niej.
-Dziękuje-podziękowałam, oddając jej kubek.
-Czemu zaczęłaś nazywać Czkawkę tatą? Raczej cię do tego nie zmusił-zapytała.
-Długa historia-odpowiedziałam.
-Cóż i tak byś go tak zaczęła nazywać.
-Dlaczego?
-Zmusiłabym cię. Miałam plan, żeby przetrzymać cię u mnie póki nie zgodziłabyś się go tak nazywać-wytłumaczyła.
-Nie przekonałabyś mnie-powiedziałam, uśmiechając się.
-Serio? Uwierz mi, że byś bardzo szybko zaczęła go tak nazywać. Jak będziesz nie grzeczna to może zobaczysz jakby to wyglądało-zagroziła mi po części. Ale obiecałam Czkawce, że będę grzeczna i zamierzam dotrzymać obietnicy.
-Obiecałam, że będę grzeczna-powiedziałam, kiedy ona skończyła coś robić w kuchni. Za bardzo nie przyglądałam się co robi, ale kątem oka widziałam butelke więc pewnie będzie karmić swojego syna.
-Nadal pijesz mleko z miodem?-zapytała, i jednocześnie wyrwała mnie z rozmyślań.
-Tak, a co?
-Smacznego-powiedziała, ignorując całkiem moje pytanie. Odwróciła się do mnie i szybko mnie podniosła i zabrała na kanape. Zanim zrozumiałam co się dzieje końcówka mojej butelki znalazła się w mojej buzi. Czyli Czkawka dał Annie wszystkie moje rzeczy. Ciekawe co mnie jeszcze ździwi? Albo lepsze pytanie, kiedy mnie coś ździwi.
-Myślałam, że będziesz protestować-powiedziała, trochę ździwiona. Ale oddała mi butelke i ostatnią połowę wypiłam sama. Nie protestuje, tylko bym sie naraziła. I tak pije mleko z butelki.
-Sophia!-zawołała ją Annie, po chwili Sophią zjawiła się i ku mojemu ździwieniu też dostała butelke mleka.
-Sophia też zaczęła pić z butelki, prawda?-zapytała, sarkastycznie Annie i poczochrała włosy Sophi. Ta odsunęła się od niej i mruknęła.
-Dobra, czas na sen. Sophią idź się pierwsza wykąpać-rozkazała, a Sophia bez słowa pobiegła do łazienki.
-Musimy ci znaleźć jakieś ciuchy do spania-powiedziała, Annie i poszłam z nią na góre. Zaczęła szukać jakiś ciuchów.
-Masz jakaś określoną piżamę czy sama pielucha?-zapytała.
-Nie noszę pieluch-zwróciłam uwagę, trochę skłamałam. Ale nie chcę jej nosić w obecności Sophie, ze szczególnością, że Annie pewnie zmusi mnie do noszenia jej cały dzień.
-Powiem Czkawce, że kłamiesz. Gadałam z nim, więc powiedz szczerze-powiedziała, i stanęła przede mną spojrzała na mnie stanowczym wzrokiem i taki też ton przybrała.
-B...body-odpowiedziałam, trochę się przestraszyłam i zająkałam.
-Widzisz? Taka duża jesteś, a muszę cię straszyć-przyznałam jej rację.
-Nie będziesz się już dziś kąpać, okej?-zapytała, a ja pokiwałam. Chwilę jeszcze pogrzebała w mojej torbie, po czym dość nagle podniosła mnie i położyła na łóżku. Chciałam coś powiedzieć lecz niestety mój smoczek szybko znalazł się w moich ustach.
-Potrafię sama!-pisnełam, w końcu. Zaśmiała się.
-Wiesz ile razy to słyszałam? Pytałam się dosłownie o wszystko Czkawke, więc nic mi nie wmówisz-powiedziała, i znow włożyła mi smoczek do buzi. Może powinnam się przyzwyczaić? Ale teraz mogę jedynie zamknąć oczy i cała się czerwienić...

Długi mi wyszedł ten roździał. Bardzo długi. Ale chyba właśnie takie lubicie? I jak myślicie jak bardzo surowa będzie Annie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top