"Ostatnie ostrzeżenie„

Pov. Astrid
Następnego dnia

Nie wierzę w tego chłopaka! Zmusił mnie do lotu, no dobra przekonał, a do tego powiedział, że zmieniam swoje zdanie na temat smoków! Co raczej jest nieprawdą, bo nadal uważam smoki za bestie chociaż to, że smoki mają instynkt rodzicielski mnie trochę ździwiło, ale to nie oznacza, że zmienię zdanie.

-Astrid wstajesz?-zapytał, Pyskacz, który wszystkich budził.
-Tak, idź po resztę-odpowiedziałam, normalnie bym się przebrała z rana, ale raczej nie ma tu ubrań na mój rozmiar.
-Skąd to jedzenie?-zapytałam, schodząc na dół i czując zapach jedzenia.
-On je nam przyniósł i kwiaty dla ciebie-powiedziała ,Szpadka podając mi pojedynczą czerwoną róże.
-Co przyniósł mi kwiaty?-zapytałam, jednocześnie się czerwieniąc.
-Astrid, oni zerwali tą róże z okolic domu-powiedział, Stoick.
-Spodobało jej się-powiedział, Mieczyk.

-Ta jasne-powiedziałam, odkładając róże na stolik koło mnie i usiadłam przy stole.
-Nie sądzicie, że to dziwne, że nie podał nam swojego imienia i zabrał nas tu?-zapytał, Sączysmark.
-Powinniśmy być wdzięczni, że nie kazał nam spać w więzieniu-powiedzieli bliźniaki, a my wszyscy spojrzeliśmy na nich pytającym wzrokiem.
-Wymykaliście się?!-zapytał, wściekły Stoick.
-No ktoś musiał przejrzeć teren-odpowiedzieli.
-Wykneliście się wiedząc, że jego smok potrafi znikać jest bezszelestny i dodatkowo potężny?-zapytałam.
-Emmmm, tak?-powiedzieli, niepewnie.
-Ciekawe jeszcze gdzie poleciał ten jeździec-powiedział, Śledzik.
-Mówił, że będzie za kilka godzin-dopowiedział, Śledzik po chwili.
-Może warto się rozejrzeć po jego domu?-zapytała, sama siebie po cichu.
-Dobra, nie wiemy na ile pozwalać będzie nam nieznajomy pod jego nieobecność więc lepiej, żebyśmy się rozeszliśmy do pokoji-powiedział, Stoick i każdy wykonał jego polecenie. Oczywiscie ja zaraz po wejściu do swojego pokoju, wyszłam przez okno i ruszyłam w kierunku jego domu, do którego weszłam przez okno, gdyż drzwi były zamknięte, nie zaczęłam przeszukiwać wszystko...

Pov. Czkawka

-Smoczy jeździec!-usłyszałem, radosny krzyk Zephyr, która podbiegła do mnie zaraz po wylądowaniu.
-Hej, powiedz mamie, że porywam cię na dwa dni-powiedziałem, a ona pokiwała głową i pobiegła do domu.
-Witaj smoczy jeźdźcu-usłyszałem, głos wodza.
-Witaj, przyleciałem zabrać Zephyr do mnie-wytłumaczyłem, cel swojego przybycia.
-Już możemy lecieć?-zapytała, zaraz kiedy tylko wróciła.
-Jasne, wskakuj-odpowiedziałem, i już po chwili byliśmy w przestworzach w drodze na wyspę Szeptu.
-Jagby co to musisz pamiętać, aby nie mówić do mnie po imieniu-powiedziałem.
-Ale na wyspie mogę?-zapytała.
-Mam nieproszonych gości na wyspie, dlatego pomagam im zbudować statek  i wrócić na Berk-odpowiedziałem.
-A to nie stąd pochodzisz?-zapytała, a ja pokiwałem głową.
-Dlatego jest takie ważne, abyś nie zdradziła mojego imienia-powiedziałem, a tym razem to ona pokiwała głową.
-Jeśli się sprawdzisz to z weekendu zrobimy dwa tygodnie-powiedziałem, a ona tylko cicho podziękowała i reszta drogi minęła w ciszy, znaczy względnej ciszy ponieważ co chwile pytała się o nowo przybyłych gości.
-Oni nie będą się dziwić, że śpisz u mnie dlatego odrazu pójdź do mojego pokoju-powiedziałem, otwierając drzwi i przepuszczając ją na górę.
-Kim jesteś?!-usłyszałem głos Zephyr, więc odrazu pobiegłem do góry.
-Astrid czego nie rozumiesz w zakazie wchodzenia do mojego pokoju?-zapytałem, widząc blondynkę jak stoi na środku sypialni.
-Zephyr poczekaj na mnie w domu, a ja odprowadzę Astrid, żeby się nie zgubiła.
-Czego nie rozumiesz w zdaniu: Nie wchodzić do mojej chaty!?-zapytałem, wkurzony, złamaniem reguły.
-Przepraszam, nie tak miało to wyglądać-odpowiedziała, kiedy wychodziliśmy do ich domu, a całą grupka wandali była w salonie.
-Astrid, gdzie ty byłaś?-zapytał, Stoick.
-Pilnujcie ją lepiej, albo nauczcie przestrzegać zasad-powiedziałem.
-Astrid, jeśli jeszcze raz się to powtórzy to zostaniesz odsunięta od wypraw-powiedział, Stoick.
-Jeśli jeszcze raz się to powtórzy to zamiast wam pogadać będzie w więzieniu, które bliźniaki postanowiły zwiedzić-powiedziałem, patrząc na bliźniaków.
-Przepraszam za nich wszystkich, możemy ci się odpłacić?-zapytał.
-Tak, nie rozmawiajcie z Zephyr jeśli nie ma mnie w pobliżu-powiedziałem, a wszyscy oprócz Astrid spojrzeli na mnie ździwieni.
-To jego córka-odpowiedziała, Astrid.
-Nie, ona nie jest moją córką, daje jej treningi-odpowiedziałem, a oni wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
-Czego?-zapytał, Sączysmark.
-Walki, tresury smoków i wiadomości o nich, nauczę ją wszystkiego co potrafię-odpowiedziałem.
-Kiedy możemy zacząć budowę statku?-zapytał, Stoick.
-Od zaraz, pójdźcie na plaże, a ja zaraz do was przyjdę-powiedziałem, wychodząc z domku i zmierzając do mojej chaty.
-Zephyr jesteś gotowa na trening?-zapytałem, a ona pokiwała głową.
-To dla ciebie-powiedziałem, podając jej własny piekielnik i trochę nabojów do niego.
-Nauczysz mnie używać piekielnika, Czkawka?-zapytała, a ja pokiwałem głową.
-Ale najpierw coś innego, chodźmy na plaże-powiedziałem, i po chwili wyszliśmy na tą samą plaże, na której byli Wandale.
-Akurat to możemy zaliczyć do treningu-powiedziałem, kiedy byliśmy już blisko, po czym wydałem z siebie ryk, taki sam jaki wydają drzewokosy.
-Powtórz-powiedziałem, a wandale patrzyli na mnie niedowierzając, że udało mi perfekcyjnie skopiować ryk drzewokosa.
-Nie dam rady-odpowiedziała.
-Bedziemy tu siedzieć póki nie powtórzysz ryku-powiedziałem, a ona po kilku minutach powtórzyła ryk, po czym zjawił się drzewokos, który musiał byc daleko skoro tak długo leciał.
-Udało mi się!-powiedział, szczęśliwa.
-Wiem, to co teraz walka?-zapytałem, i wydałem rozkaz drzewokosowi, aby ściął trochę drzew na statek.
-Moja kuźnia jest do twojej dyspozycji Pyskacz-powiedziałem, odchodząc z Zephyr na kilka metrów, aby spokojnie ćwiczyć używanie piekielnika.
-Pamietaj, żeby się nie poparzyć-powiedziałem, kiedy już wytłumaczyłem jej jak używać odpalić piekielnik.
-Dobra, teraz go zgaś, i poćwiczymy na sucho-powiedziałem, i zacząłem jej wszystko wyjaśniać i pokazywać. Oczywiście co chwile nam się ktoś przyglądał...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top