"Nowa Przyjaciółka„
Następny dzień, bardzo wczesny ranek.
-Dasz radę-usłyszałem głos Pyskacza. Ale chwila? Gdzie ja jestem!? Jestem na Berk! I to o wiele młodszy, o nie jestem na arenie czyżbym miał pokonać smoka?
-Czkawka, uważaj z tym smokiem-powiedziała, Astrid. Co tu się dzieje?!
-Ummm...okej-odpowiedziałem, zmieszany i wszedłem na Arene.
Nie wybrałem żadnej broni zresztą i tak bym jej nie używał. Kiedy klatka otworzyła się, a smok wyskoczył z niej i zaczął zionąć ogniem na wszystkich zebranych wandali.
Ja spokojnie podszedłem do niego i zacząłem go uspokojać. Lecz usłyszałem świst, a po chwili leżałem w kałuży własnej krwi...
-Co do?!-zapytałem, budząc się i czując, że coś trzyma mnie za rękę.
-Zephyr?-zapytałem, widząc, że tym czymś co mnie trzymało za rękę okazało się albo bardziej okazała się Zephyr, która widocznie przyszedła do mnie w nocy.
-Coś się stało?-zapytała, jeszcze w półśnie Zephyr.
-Nie, a wsumie to tak. Jakaś dziewczynka przyszedła do mnie w nocy mimo iż ma swoje łóżko-powiedziałem, lekko ją łaskocząc przez co zaczęła chichotać.
-Ale poważnie, który to już raz jak do mnie przyszłaś?-zapytałem, nie przestając ją łaskotać.
-Drugi!
-Chyba drugi jak ciebie przyłapałem.
-Naprawdę! Przestań bo się posikam!-krzyczała, na mnie. Ale i tak nie odpuszczałem.
-To się przebierzesz-odpowiedziałem, a po dłuższej chwili przestałem ją łaskotać.
-I co posikałaś się?-zapytałem, ironicznie.
-Dobranoc-powiedziała, obrażona i odwróciła się do mnie plecami.
-Dobranoc to będzie jak wrócisz na swoje łóżko-odpowiedziałem, podnosząc ją i chcąc przełożyć ją na jej łóżko. Lecz przez okno zauważyłem, że słońce powoli wstaje dlatego zrezygnowałem z tego pomysłu.
-Przebierz się, a ja zrobię coś na śniadanie-powiedziałem, odstawiając ją na ziemię i kierując się w stronę wpierw schodów, a wtedy kuchni.
-Już-powiedziała, schodząc na dół ze smoczkiem w dłoni i koszulką założoną na odwrót.
-Oczywiście, ręce do góry-powiedziałem, a ona wykonała moje polecenie dzięki czemu po chwili miała właściwie założoną koszulkę.
-Dzięki-powiedziała, po czym pobiegła do stołu, przy którym usiadła i zaczęła bawić się palcami.
-Smacznego-powiedziałem, po jakimś czasie podając jej śniadanie, a.w odpowiedzi kiwnęła głową i zaczęła jeść.
-Masz jakiś pomysł na dzisiaj?-zapytałem, a ona się zamyśliła.
-Cały dzień razem!-powiedziała, szczęśliwa i klasneła w ręce.
-Przecież spędzamy cały dzień razem-odpowiedziałem.
-Wiem. Ale tylko my cały dzień!
-Okej, chociaż mam lepszy pomysł-powiedziałem, uśmiechając się.
-Jaki?
-Taki, że moja przyjaciółka ma małe dziecko. Jakieś cztery lata młodsze od ciebie. Odwiedzimy ją?-zapytałem, a ona pokiwała głową.
-Tak!
-Zapomniałaś jednego słowa-powiedziałem, kolejny raz sprawiając, że się zamyśliła.
-Proszę-dodała do swojej wypowiedzi. Ale może skoro chciała cały dzień tylko my we dwoje to będzie mogła mnie tak nazywać.
-Jeszcze coś, na T-podpowiedziałem, a ona uśmiechneła się po chwili.
-Mogę?!-zapytała.
-Tak, ale tylko dziś-odpowiedziałem, a ona zaczęła pośpiesznie jeść śniadanie, które ja zdążyłem już dokończyć.
-Dokończ, a ja powiem wandalą, że późno wrócimy-powiedziałem, i po ogłoszeniu tego wróciłem do Zephyr.
-Wziełaś wszystko? Żebym nie musiał sie później wracać-powiedziałem.
-Dobra, to biegnij to Szczerbatka, a ja spakuje jeszcze kilka rzeczy-odpowiedziałem, a ona pokiwała głową i pobiegła na dół. I kiedy ja spakowałam jakieś ciuchy na przebranie dla Zephyr i rzecz jasna wziąłem smoczka, o którym zapomniała. Dołączyłem do niej.
-Otwieraj-powiedziałem, a kiedy wykonała moje polecenie to włożyłem jej smoczek do buzi.
-I nie wyciągają go póki nie dotrzemy-rozkazałem, chcąc mieć trochę ciszy i spokoju...
2 godziny później.
-
Jesteśmy?-zapytała, kiedy Szczerbatek i ja lądowaliśmy.
-Tak, jakby co to nie musisz wyciągać smoczka z buzi. Nikt się nie będzie dziwić-powiedziałem, a ona pokiwała głową i złapała mnie za rękę i tak wyruszyliśmy do mojej przyjaciółki.
-Czkawka?-zapytała, ździwiona.
-A kto inny? Możemy się wprosić?-zapytałem, próbując pociągnąć ręką Zephyr, która od czasu otwarcia drzwi cały czas chowa się za moimi plecami.
-
Jasne. Sophia będzie miała się z kim bawić-powiedziała, a ja ździwiłem się słysząc to imię “Sophia„ kto to?
-Hej-usłyszałem, głos pary kobiety i męźczyzny w mniej więcej moim wieku i siedzącej po między nimi dziewczynki, która pewnie nazywa się Sophia. Kiedy weszliśmy do pokoju zauważyłem, że ich córka ściska coś w prawej dłoni co jak się okazało po chwili był smoczek. Czyli Zephyr nie musi się wstydzić.
-Sorki, nie wiedziałem, że masz gości-przeprosiłem ją, ale sądząc po jej minie zrobiłem to zupełnie niepotrzebnie.
-Czkawka-przywitałem się i podałem im dłoń to samo chciałem zrobić ich córce, lecz kiedy już chciała mi podać dłoń szybko cafnąłem ją i udałem, że poprawiam włosy co wywołało na jej twarzy uśmiech.
-Zephyr-upomniałem ją, szeptem.
-Dzie...dzieńdobry-powiedziała, i sama zauważyła, że tamta dziewczynka ściska w dłoni smoczek co zapewne dodało jej trochę otuchy.
-Siadajcie-poinstruowała nas, moja przyjaciółka...
Pov. Zephyr
-Siadajcie-poinstruowała nas, chyba przyjaciółka Czkawki. Ale bardziej interesuje mnie tamta dziewczynka, która też ma smoczek, dlatego Czkawka mówił, że nie muszę się go wstydzić?
-Może pozwolimy pobawić się dzieciom, aby dorośli mogli pogadać?-zapytała, tamta pani. Ale ja nie chcę się z nią bawić! Nawet jej nie znam!
-Co ty na to Zephyr?-zapytał, a ja niechętnie pokiwałam głową.
-Chodź!-wysepleniła, przez smoczek tamta dziewczynka, która niewiadoma kiedy znalazła się koło mnie i zaczęła ciągnąć mnie do jakiegoś pokoju.
-Też masz smoczek?-zapytała, a ja zmieszana pokiwałam głową i pokazałem jej go.
-Nie ssiesz go?-zapytała, ździwiona cały czas sepleniąc przez smoczek znajdujący się w jej buzi.
-Znaczy-nie wiedziałem co powiedzieć.
-Wstydzisz się?-zapytała.
-Nie.
-Wstydzisz się!
-Nie! Naprawdę!-powiedziałem, i dla udowodnienia włożyłam smoczek do buzi.
-Ha! Wygrałam!-odpowiedziała, kiedy dotarło do mnie, że cały czas o to właśnie jej chodziło.
-No dobra, masz mnie. Jestem Zephyr-zmieniłam temat.
-Sophie-odpowiedziała, po czym mnie przytuliła.
-Bawiłaś się kiedyś w przebieranki?-zapytała, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy.
-Wybieram ci ubrania, a potem ty je ubierasz i się w nich pokazujesz. Potem ty wybierasz, a ja ubieram i sie w nich pokazuje. Ty pierwsza się przebierasz czy ja?-zapytała.
-Ja mogę, ale jak bardzo się przebieramy?-zapytałam.
-Wszystko koszulka, spodnie, spodenki, majtki lub pielucha-powiedziała, nagle czerwieniąc się na ostatnie słowo.
-Pieluchy?-zapytałam.
-Ja jeszcze sie mocze w nocy-odpowiedziała, jeszcze bardziej się czerwieniąc.
-Wstydzisz się!-powiedziałam, przez co ja i Sophie wybuchliśmy śmiechem.
-To bawimy się?-zapytała, kiedy wkońcu się uspokoilimy.
-Tak-odparłam, po czym wybrała mi ciuchy, które musiałam założyc i sie pokazać. I tak bawiliśmy się zakładając dosłownie wszystko co miała w szafie bo jak się ukazało są tutaj na dłuższy okres czasu więc ma tu dużo ubrań. I tak zakładaliśmy dosłownie wszystko od różnych sukienek po nawet body i pieluchy! Szkoda, że dorośli wszedli w najgorszym momencie...
Najgorzej mi chyba wyszła końcówka, ale i tak podoba mi się ten roździał. A wam? Jak podoba się roździał i co myślicie o końcówce?
1111* słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top