"koniec odwiedzin„

-W co się pobawimy?-zapytałam, zamykając drzwi od pokoju.
-Chowany?-zapytała, a ja pokręciłam głową.
-W jednym pokoju?-zapytałam.
-Na dworzu-odpowiedziała, wskazując palcem na okno, z którego było widać podwórko gdzie, w nie których miejscach było widać mlecze lub dmuchawce.
-W tym?-zapytałam, mając namyśli nasze ubrania, które były bardziej dla mniejszych dzieci.
-Przecież jeśli nam pozwolą to będą musieli nas przebrać-powiedziała, a ja przyznałam jej rację.
-Ale jest i tak mała szansa, że nam pozwolą-odpowiedziałam.
-Dlatego musimy rozczulić naszych rodziców.
-Jak?-zapytałam.
-Dasz radę, chodź-powiedziała, bez wyjaśnień i wyszedłam razem z nią z pokoju, po czym zmierzyliśmy do kanapy.
-Tatusiu, możemy pobawić się na dworze, proszęę?-powiedziałam, najbardziej słodkim głosem jaki mogłam osiągnąć oraz przeciągnęłam i jednocześnie usiadłam mu na kolanach i lekko się do niego przytuliłam. Po czym kątem oka zobaczyłam jak Annie się uśmiecha.
-Małe kłamstwo co?-zapytał, szeptem.
-Tato, no proszę-powiedziałam, robiąc maślane oczy.
-Nigdy jakoś tak do mnie nie mówiłaś, dlaczego teraz ta zmiana?-zapytał, po cichu.
-No proszę, nie chcę już tego nosić-poskarżyłam się.
-Nawet jeśli bym sie zgodził, to i tak dołożę jeszcze spodnie i buty, nie odpuszczam kar. Znasz mnie-powiedział, i trochę zawiódł mnie swoimi słowami, ale prawda, że miał rację.
-Czkawka, pozwolisz Zephyr?-zapytała, po krótkiej chwili matka Sophi.
-Nie powinienem, ale okej-zgodził się.
-Ale wiecie, że nie ściągnięmy wam pieluch?-zapytała, matka Sophi. A ja z Sophią pokiwaliśmy głowami.
-Czyli nie mamy przeszkód-powiedział, Czkawka i wstał razem ze mną na rękach.
-Ale za te kłamstwa jeszcze ci coś dodam-szepnął mi do ucha.
-Czkawka, mógłbyś? Nie ma sensu abyśmy obaj szli-zapytała, matka Sophi.
-Jasne-odpowiedział, krótko i zabrał mnie i Sophie do pokoju, w którym były nasze ubrania.
-Sophia łap-powiedział, Czkawka rzucając Sophie spodenki. Bo oczywiście Sophia mogła się sama ubrać.
-Nie zakazuje wam rozmawiać-powiedział, po chwili ciszy Czkawka.
-Dlaczego nie mogę się sama ubrać?-zapytałam.
-Wiesz, że nie lubię kłamstw-odpowiedział.
-Ale ty kłamiesz codziennie-powiedziałam, a on spojrzał na mnie trochę wrogim wzrokiem.
-Przypomnieć ci, że nie jestem kolegą?-zapytał, a ja pokręciłam głową na znak, że nie musi.
-Tak myślałem. Annie naprawdę się ucieszyła, że zaczęła się jakaś poprawa-powiedział, a mi zaczęło być głupio.
-Przeprosisz ją później, okej?-zapytał, a ja pokiwałam głową i dałam się do końca przebrać.
-Wpierw przeprosiny-rozkazał, kiedy wychodziliśmy z pokoju.
-Annie, przepraszam.
-Chodź do mnie-powiedziała, a ja podszedłam bliżej jej.
-Jeszcze Czkawka cię u mnie zostawi-wyszeptała, i dała mi całusa w czoło na co ja się uśmiechnełam. Zawsze to lubiłam.
-Idziemy?-zapytałam, odbiegając od Annie.
-Tak-odpowiedział, Czkawka. Razem z nim i Sophie wyszliśmy z domu, na podwórko, które wyglądało inaczej niż się spodziewałam. Znaczy jest podobne, ale problem jest taki, że nie ma tu płotu i dosłownie wszyscy nas widzą.
-Oni nas widzą!-powiedziałam, zła.
-Wiem, ale same chcieliście wyjść na dwór-odpowiedział, niewzruszony.
-No, tak. Ale nie w pieluchach-powiedziałam, z wyrzutem.
-Wasz wybór, zajmiecie sobie same czas?-zapytał, a Sophia pokiwała głową.
-Możemy bawić się z nimi?-zapytała, wskazując na gromadkę rówieśników, którzy jakimś cudem nas nie zauważyli.
-Nie oddalajcie się, dobra?-zapytał, a Sophia pokiwała głową.
-Chcesz im się tak pokazać?-zapytałam, ździwiona.
-Zephyr, jestem już tu około miesiąc i oni się nie śmieją z takich rzeczy-powiedziała-i boją się, że Annie będzie na nich zła.
-Ale my nie mamy smoczków tylko pieluchy-powiedziałam.
-To nie robi dużo różnicy-odpowiedziałam, i dalej w ciszy poszliśmy w stronę gromadki, która po chwili nas zauważyła.
-Hej Sophie! Kto to?-zapytała, jakaś dziewczynka mając na myśli mnie. Była raczej młodsza ode mnie, ale w tym przypadku ja byłam ubrana młodzież niż ona.
-Zephyr.
-Chcecie się bawić w chowanego?-zapytała, nas.
-Gdzie?-zapytałam.
-W lasku-odpowiedziała, a ja spojrzałam na Sophie, a potem na Czkawkę.
-Nie możemy się oddalać-powiedziałam.
-Ale przecież twój tata szkicuje, a i tak was nie znajdzie-powiedziała, pewnie. Ale ja nie jestem taka pewna co do tego. Czkawka już nie raz potrafił nas znaleźć nawet jeśli go myliliśmy, nawet z zawiązanymi oczami.
-Znajdzie nas, jest za dobry-powiedziałam, przedtem odszedłam kilka metrów od nich z Sophią.
-Nie znajdzie-trwała w zaparte.
-Znajdzie! A ja nie chcę mieć więcej do kary!-powiedziałam.
-Okejjjj-przeciągneła z nudy.
-Możemy bliżej? Naprawdę nie chcemy mieć później kłopotów-starała sie ich przekonać Sophia.
-To przez to musicie nosić te pieluchy?-zapytał, jakiś chłopiec z tyłu.
-Tak, dłuższą historia-odpowiedziała Sophia.
-Nie śmiej się! Zaraz powiem coś, żebyśmy my też się pośmiali-zagroziła, Sophia. Ale tamten chłopak nie przestał się śmiać i rzucać swoje uwagi.
-Kto ostatnio zmoczyła majtki jak go wystraszyłam w lesie?-zapytała, a on przestał się śmiać i cały się zaczerwienił.
-Serio?!-zapytali, wszyscy hurkiem.
-Zephyr, Sophia!-Czkawka zawołał nas po imieniu.
-Musimy już iść?-zapytała, ździwiona Sophia.
-Raczej kontrola-odpowiedziałam, i pobiegłam z Sophią do Czkawki.
-Tak?-zapytała, Sophia.
-Po co musieliśmy przyjść?-zapytałam.
-Zephyr! Jeszcze jedna taka odzywka, a wracasz do domu i zobaczysz jakiego będę wstanie ci wstydu narobić-ostrzegł mnie.
-Pomoge wam zająć czas-dodał, wstając i poszedł z nami do gromadki.
-Boicie się smoków?-zapytał, a ten sam chłopak, który wcześniej się z nas śmiał podniósł niepewnie rękę.
-Zephyr-wezwał mnie, abym zagwizdała po Szczerbatka.
-Aaa!-krzyknął, chłopak, bo za jego plecami pojawił się czarny cień.
-Szczerbek, jadłeś-zaśmiał się Czkawka, a po chwili Szczerbatek został obkrążony przez wszystkich z gromadki i Sophie.
-Zephyr, chyba czas na nas-powiedział, tak aby nikt nie słyszał i wziął mnie na ręce.
-Zostaw-powiedziała, chcąc się wyrwać.
-Nie, zostaniesz na moich rękach. Będzie ci przeszkadzać spanie z Sophią?-zapytał, odchodząc parę metrów.
-Nie, ale będę mogła się przebrać przed wylotem?-zapytałam.
-Po co? Narazie musisz się przyzwyczaić do tego stroju-powiedziałem, a ja zrobiłam ździwioną minę.
-Ale dlaczego?-zapytałam.
-Będziesz traktowana tak jak się zachowujesz. Wziąłem od Annie kilka rzeczy więc lepiej mi nie podpadaj-ostrzegł ponownie, ale o jakie rzeczy może mu chodzić? I czy na prawdę byłam, aż taka zła?
-Ej mały!-krzyknął Czkawka, przez co mały nożyk chłopca wypadł z jego dłoni. A Szczerbatek powalił kilka dzieciaków na ziemię obracając się i patrząc wściekle na chłopca.
-Rzuć mi ten nóż-powiedział, Czkawka, odstawiając mnie na ziemi i po chwili w dłoń złapał nożyk.
-Daj rękę-powiedział, i uklękł na jednej nodzę przed nim.
-Jest tępy-powiedział, i szybko przejechał ostrzem noża po żyle nie swojej jego.
-Wyobraź sobie, że smoczą łuska jest kilkanaście razy wytrzymalsza niż blacha, z której robi się zbroję-dopowiedział, a chłopak zmarł.
-Weź ten-Czkawka dał mu inny nóż, który sam kiedyś wykonał.
-Pilnuj go-ostrzegł go i zagwizdał na znak, że Szczerbatek ma za nim podążać.
-Sophie, Zephyr, idziemy?-zapytał, a ja i Sophia pokiwaliśmy głowami.
-Będziemy się zwijać-powiedział, Czkawka na wejściu.
-Czkawka, Chcesz jeszcze te rzeczy?-zapytała, Annie, a on pokiwał głową.
-Dorzuciłam coś tak jakby Sophia postanowiła pójść w ślady Zephyr-szpneła, Annie do Czkawki. Tak, że ledwo co to usłyszałam.
-Chwila! Jeszcze rzeczy Sophi!-usłyszałam, głos matki Sophi, która niosła jej rzeczy czyli w większości ciuchy...dużo ciuchów.
-To jej całe ciuchy? Ja się zgodziłem na tydzień czy na stałe?-zapytał, łapiąc się za głowę.
-Nie, spokojnie. Daj jeszcze tą drugą walizkę!-krzykneła, a po chwili tata Sophi przyniósł drugą walizkę.
-Mój biedny smok-wymamrotał, jeszcze, a po jakimś dłuższym czasie byliśmy w domu...

Za dużo wam piszę tych roździałów.
Będę mieć nauczkę za rozpieszcznie was jak Czkawka u Zephyr.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top