時間 cz. VIII
- Kunikida-san? - Blondwłosy mężczyzna mruknął potwierdzająco. - To dla pana. - Chłopak wcisnął Doppo kwiaty.
Ten nie znał żadnej osoby, która mogłaby posłać do niego z takim bukietem. Chyba, że... Nie. Dazai się do tego nie mógł posunąć. Zdecydowanie nie. Prędzej zamówiłby, na jego koszt, bardzo drogie pióro albo coś bardziej konkretnego niż kwiaty. Przynajmniej wiedział czego potrzebował jego partner... Tak. Osamu jeszcze nie zamówił jakiejś pierdoły, która do niczego nie była potrzebna. Taki mały plus.
- Mógłbym wejść? - Chłopak wyrwał mężczyznę z zamyślenia i spojrzał w szare oczy. Oszałamiająca zieleń jarzyła się jakby własnym światłem. Jednak było to tylko złudzenie. Tak naprawdę odbijały żółte światło pochodzące z wnętrza mieszkania. - Kunikida-sensei?
Zapytany zaniemówił. Od wieków nie słyszał tego określenia. Nikt nie nazywał go „nauczycielem" od momentu dołączenia do Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Całe osiem lat. Kunikida mimowolnie odsunął się, przepuszczając młodzieńca, który wszedł szybkim krokiem i zdjął buty. Czarna czapka znalazła miejsce na wieszaku, tak samo jak czarna, skórzana kurtka. Ciemne, prawie czarne, włosy rozsypały się kaskadą. Co niektóre pasma stawały dęba.
- Pamiętasz mnie, sensei? - Doppo, trzymając jedną ręką bukiet, drugą zasłonił usta. Gdyby nie ogień, który żarzył się w oczach chłopaka, nie poznałby go. Nie dałby rady dojrzeć swojego ucznia między ciemnymi włosami i zza butnej postawy.
- Shiro. - Radosny uśmiech zagościł na obliczu chłopaka. Był to już młody mężczyzna, niepodobny do cichego i nieśmiałego chłopaka z wspomnień starszego mężczyzny.
- Tak, to ja. Cieszysz się?
***
Siedzieli, patrząc się na siebie już dobre pół godziny. I dalej nie dowierzali, że znowu się widzą. W każdym razie Kunikida miał takie odczucie. Shiro zmienił się. I to bardzo. Ciężko było mu uwierzyć, że wyrósł na tak arogancką osobę. To tak, jakby mysz stała się drapieżnikiem.
- No to... Pracujesz teraz jako detektyw, sensei?
- Mhm. A ty? Opowiedz mi o tych ośmiu latach, jak sobie radziłeś.
- Eh... Po liceum wyjechałem na studia za granicę, przyjęli mnie do jednego z najlepszych uniwersytetów w Ameryce. Później wróciłem tutaj i zacząłem pracę w mega korporacji. Jakoś się potoczyło tak, że stałem się vice-dyrektorem... - Głos Shiro drżał. Nie tak sobie wyobraził to spotkanie. Miał nadzieję na... bardziej romantyczne powitanie. Może nie od razu płatki róż w wejściu i namiętne pocałunki od progu, ale tak na przykład... „Miło cię znowu widzieć, Shiro-chan". A tu... No właśnie, tu. Nic takiego. Chłopak westchnął i spróbował się uśmiechnąć.
- Cieszę się, że ci się jakoś ułożyło. - Kunikida wstał i podniósł wiązankę róż. - Pójdę odłożyć kwiaty.
- W tym bukiecie jest trzydzieści dwa kwiaty. W sumie podarowałem ci setkę róż. I...
- Shiro-chan. Wiem, że mnie kochasz. Te bukiety, które mi podarowałeś, nie zwiędły. - Długie włosy zafalowały pod wpływem ruchu jaki wykonał Doppo. - Nauczyłeś się używać w pełni swojej umiejętności. Cieszę się. Aki Shiro. Jestem z ciebie dumny. Ale nie mogę odwzajemnić tego, w ten sam sposób.
Z tymi słowami zniknął w jakimś pokoju. Aki poczuł, że w powietrzu zabrakło cennego tlenu, co było totalną iluzją. Zamknął oczy rozkoszując się resztką zapachu ukochanego, która wietrzała z zatrważającą prędkością. Kiedy był uczniem, przyrzekł sobie, że zmieni się dla swojego nauczyciela. A teraz, kiedy tego dokonał... Kiedy miał w końcu poprawnie wyznać swoje uczucia... „Wiem, ale nie." Ciemnowłosy wstał i poszedł za właścicielem mieszkania. Wszedł do małego pokoju. Panowała tam ciemność rozbijana tylko przez światła tętniącego miasta, wpadające przez otwarte drzwi balkonowe. Wraz z lekkim wiatrem do pomieszczenia wpadał gwar Yokohamy. Rozejrzał się w poszukiwaniu swojej „zguby", nie zguby. Nie zgubił Kunikidy-san. Przyszedł go zdobyć i nie liczył się w jaki sposób tego dokona. Nie mógł się poddać. Po prostu nie mógł.
Wyszedł na balkon i zobaczył swoją pierwszą i najtrwalszą miłość. Dość młodo wyglądającego mężczyznę o blond włosach i niezwykłym uosobieniu. Świetnego matematyka i najlepszego nauczyciela na świecie. Mężczyznę, który pokazał mu, że świat nie jest do cna zepsuty i który pomógł mu opanować „dar".
Stanął w progu i zebrał się w sobie. Mogła to być ostatnia szansa na wypowiedzenie tych słów. Czuł, że ton powątpiewający tutaj nie pasował. To jest ostatnia szansa. Wcześniej uciekał od tego. Nie mógł się pogodzić się ze swoimi uczuciami. Teraz wiedział co czuje i wiedział, że to nic złego.
- Kunikida-san - zaczął, ale zawołany nie zareagował. - Kunikida-sensei.
- Oh, przepraszam. Zamyśliłem się i... - Blondyn odwrócił się ku młodszemu i stanął zaskoczony. Wcześniej ledwo tlący się ogień, zamienił się w prawdziwy pożar. Zielone płomienie same siebie podsycały.
- Kocham cię! I nawet jeśli masz kogoś, przez co nie możesz być ze mną... To będę walczyć. Będę się ubiegać o twoją uwagę! Będę o ciebie walczyć, sensei! Rozumiesz?! - Z szarych oczu poleciała samotna łza. Dzieciak naprawdę się zmienił. Wcześniej uciekłby z podkulonym ogonem. A teraz, złożył otwartą deklarację wojny każdemu, kto adorował do serca szarookiego. Jako nauczyciel, Doppo był bardzo dumny z tej zmiany, bo nie da sobą pomiatać, ale jako przyjaciel, czy „ktoś więcej niż przyjaciel" był zaniepokojony. Takie zmiany wiązały się z jakimiś wydarzeniami, nierzadko traumatycznymi. - A teraz wracaj do środka, bo się przeziębisz. Widzę, że masz mokre włosy.
Z lekkim uśmieszkiem gospodarz wrócił do mieszkania. Usiadł na swoim posłaniu, a tylko po to, by sprawdzić reakcję Shiro. W myślach zakładał się sam ze sobą o to co zrobi chłopak. Ten przymknął oszklone drzwi i obrócił się ku swojemu nauczycielowi. Zaczerwienił się lekko, widząc go półleżącego na futonie. Wilgotna grzywka opadała mu na czoło, przysłaniając jedno oko.
Szatyn udał się najpierw do pomieszczenia, w którym byli wcześniej i zgasił światło. Nie chciał, aby sensei odczuł finansowo jego odwiedziny. Gdy wrócił blondyn już leżał pod kołdrą. Miał zamknięte oczy, ale okulary nadal były na nosie. Aki podszedł i pochylił się nad mężczyzną, delikatnie zdjął okulary, które złożył i odłożył w odpowiedniej odległości. Gdy odwrócił się z powrotem nie zauważył jakiejś zmiany. Ukląkł obok ukochanej osoby i położył ręce po obu stronach głowy, wokół której leżała aureola jasnych włosów. Westchnął cicho i zaczął obniżać powoli głowę. W końcu musnął delikatnie usta mężczyzny, a następnie pocałował go. Nie chciał bawić się w podchody. Poza tym, wiedział, że Kunikida nie śpi. Raczej nie zasnąłby z okularami na nosie i kimś „obcym" w mieszkaniu.
- Wiedziałem - mruknął blondyn, który uśmiechnął się delikatnie. - Wiedziałem, że to zrobisz.
- No to na pewno już wiesz, co mam zamiar dalej robić. - Psotny uśmiech wykwitł na ustach młodszego, który odkrył kołdrę i usiadł na biodrach starszego. Pochylił się jeszcze raz i pocałował swojego nauczyciela. Tym razem namiętnie. - I jak mogłeś mnie tak testować? Takim tekstem?
Nie otrzymał odpowiedzi. Zamiast tego detektyw wykonał ruch i znalazł się na górze. Tym razem on się pochylił i złożył pocałunek na ustach kochanka. Korzystając z tego, że chłopak na dole był oszołomiony, ściągnął z niego koszulkę i zmierzył wzrokiem. Widok, który zobaczył nie był zbyt wesoły. Pełno siniaków, czerwonych znamion, blizn i ran. Doppo zmarszczył brwi i podniósł się do siadu.
- Wiesz, dlaczego to powiedziałem - mruknął i wskazał na naznaczoną klatkę piersiową, dodając gniewnym tonem. - Co to ma być? To twoje „szczęście", które zawiodło cię tak daleko?
- Nie. To poświęcenie, którego musiałem dokonać, by w ogóle móc osiągnąć obrany cel. To moja historia. Nie wybrałem jej, ale taki mi był pisany los, więc się z tym pogodziłem...
- Pf. Jaki to był cel?
- Być z tobą, sensei. - Płomienie w zielonych oczach przygasły. - Tylko tyle...
Odpowiedzią na to była malinka na szyi.
- Pomogę ci spełnić ten cel. - Podniósł się lekko, by ocenić swoje dzieło.
Uśmiechnął się i chciał się pochylić ponownie, ale nie zdążył. Shiro ruszył się i zajął miejsce na górze.
- Sensei, jeśli myślisz, że to ja będę uke, to się grubo myślisz.
- Znowu naczytałeś się tych mang? - Cichy śmiech rozluźnił atmosferę. - Niech ci będzie. Ale tylko tym razem. Nie mam zamiaru być bierny.
- Dobrze, sensei.
***
No, więc jestem. Obiecałam i się sprężyłam. Macie powyżej ostatnią część Kunikidy. Przed nami jeden, góra dwa, rozdziały z Soukoku. Mam nadzieję, że wam się spodobają.
Obiecałam także opis jakiegoś opowiadania. Więc proszę, macie przed sobą "Poker Face":
"Ile jesteśmy w stanie poświęcić, by nasze marzenia stały się prawdą? A ile ludzi będziemy potrafili w tym celu pociągnąć na dno? Dużo, co nie? Niby nie widać, ale każdy schodek do spełnienia marzeń jest zbudowany z ciała, któregoś człowieka, któremu się nie udało i porzucił swój cel.
A teraz zastanówmy się, ile masek zakładamy każdego dnia, w różnych sytuacjach. A to by przekonać kogoś do czegoś, albo by ktoś się odczepił od nas. Też trochę tego jest, co? Teraz sumujmy te dwie prawdy i pomnóżmy to przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni i jeszcze raz pomnóżmy to przez liczbę lat od kiedy pierwszy raz skłamaliśmy w jakiejś sprawie.
Ile wam wyszło? Zapewne nie tyle ile pewnemu chłopcu, o pięknych oczach przypominających matowe oczy tygrysie. On tego nie żałował, nie żałuje i nie będzie żałować. Może oprócz jednego. Tego, że najpiękniejsze niebo na świecie zasłoniły szare chmury. I to przez to, że szedł po trupach do celu. Nie patrząc na innych. Chciał dobrze, jednak deszcz, który spadł tamtego dnia, wyrył mu się bardziej w pamięci, niż dzień, w którym myślał, że stracił już wszystko..."
Krótkie pytanie. Chcielibyście to przeczytać? Odpowiadać proszę prawdziwie i według waszego "sumienia".
Ok... Jak Chuuya miał gang i były to OWCE. To ja chyba mogę zacząć was tak nazywać, co?
Miłej nocy, owieczki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top