Rozdział trzydziesty piąty. Dziady, część pierwsza.
Zamknij drzwi, nie wpuszczaj burzy
Daleko, daleko
Trzymaj niezbędne ognie płonące do świtu
Och, zostaw mą duszę
Bo chłód nadejdzie tej nocy
Z daleka, daleka
Mróz zapadnie, a lód ugryzie
Och, zostaw mą duszę
Damh The Bard ,,Samhain Eve"
Niebo nad wioską było całkowicie czarne, nieupstrzone ani jedną gwiazdą, rozświetlał je jedynie księżyc, którego bladość przypominała trupa. Wyglądało to tak, jakby zmarłe dusze już przejęły kontrolę nad ziemią. Anna mocniej chwyciła rękę Heleny i zajęła miejsce w okręgu.
Spotkali się nad jeziorem Bełdany. Znajdywało się bardziej w centrum wioski, poza tym wizyty w lesie mogły być niebezpieczne, teraz, gdy Jarosława odzyskiwała swoją moc.
— Dziękuję, że przybyliście — powitała ich aksamitnym głosem Marzanna. — Moja magia w tych dniach jest szczególnie potężna, ale nawet ja nie mogę zrobić wszystkiego sama. Potrzebuję pomocy. — Spojrzała na siostry Mikołajczykówny. — Jeśli zaklęcie się powiedzie, zwykli mieszkańcy Wisun będą zupełnie albo prawie zupełnie bezpieczni. Natomiast wy, jako czarodziejki, jesteście bardziej wrażliwe na wszelkie siły. Ty, Heleno, możesz jeszcze tego uniknąć, bo prawie nie korzystasz z magii, ale obawiam się, że ty, Anno, możesz wiele przeżyć i ujrzeć.
— Dam sobie radę — zapewniła Anna i spuściła głowę.
— Wierzę w ciebie. — Pokiwała głową Marzanna i zajęła miejsce na ,,szczycie" koła. Zamknęła oczy i zaczęła mówić natchnionym, urywanym głosem. — Noc, ciemność i śmierć budzą strach i lęk, ale bez nich nie byłoby świata. Możemy przed nimi uciekać, ale możemy też prosić je o spokój i łaskę i to my teraz robimy. Sprowadźcie pokój na tę wioskę i chrońcie ją od zła.
Anna czuła, jak wstrząsa nią dreszcz za dreszczem. Coś świeciło jej przed oczami, a jednocześnie ogarniała ją ciemność. Miała wrażenie, że traci wiele sił i opuszcza ją codzienna energia, jakby przechodziła do tego zaklęcia. Nie myślała o tym, jak zareaguje jej siostra, ani że niedaleko stoi mężczyzna, który chciał ją poślubić. Zatopiła się w czarze.
— Martwię się, gdy wychodzisz tak późno w nocy — powiedział Piotr, gdy jego żona wślizgnęła się do łóżka.
— Jestem pod dobrą opieką — odparła spokojnie Nene. — Mogłeś pójść spać.
— Nie mogłem — odpowiedział Piotrek, ale jego głos był chłodny. — A jutro... trzeba przecież wstać na mszę o szóstej.
Nene przeszedł zimny dreszcz. Tak długo nastawiała się na tę rozmowę, że przegapiła dobry moment i teraz było już prawie za późno. Ale musiała przynajmniej podjąć próbę.
— Możesz przez kilka dni nie chodzić do kościoła? Udawać, że jesteś chory albo coś podobnego?
— Ja? Przecież jestem pastorem!
,,Nie potrafię już w ogóle z nim rozmawiać i nic mu wytłumaczyć" pomyślała gorzko Nene. Straciła nie tylko kogoś, kto ją kochał, ale i przyjaciela. Ale przynajmniej musiała podjąć próbę ocalenia go.
— Ta Czarownica, Jarosława, planuje zesłać klątwę na Wisuny w czasie Dziadów — szepnęła, żeby przypadkiem dzieci nie usłyszały przez ścianę. — Ona nienawidzi wszystkich, którzy reprezentują coś przeciwnego do jej pogańskiej magii. Jak myślisz, kogo zaatakuje najpierw?
Blade światło księżyca lekko oświetlało twarz Piotra. Po jej kolorycie doszła do wniosku, że chyba trochę się przestraszył, ale odpowiedział:
— Przysięgałem, że będę przybliżał ludziom Boga i nie mogę się poddać jakiejś szalonej babie. To byłoby sprzeciwienie się wszystkiemu, w co wierzę i co próbowałem czynić całe życie.
— Szanuję to! — zapewniła Nene. — Ale masz dzieci... — ,,I mnie" dodała w myślach. — Nie chcę, żeby zostały półsierotami.
— Sama mówisz, że ta wasza magia jest potężna. — Głos Piotrka zadrżał. — Nie ma się czego bać. Pan Mendyk chyba by zwariował, gdybym zrezygnował z odprawiania mszy w czasie takich świąt, i to jeszcze z powodu pogańskich praktyk. Zaraz zacząłby opowiadać o ciemnocie i zabobonach.
— Ale on nie wie, że te zabobony mogą zrobić mu krzywdę. I też powinieneś namówić go na trzymanie się w domu.
Piotrek nie odpowiadał, a ona nie miała odwagi coś dodać ani nawet go dotknąć. Twierdził, że nadal mu na niej zależy i chce dawać jej sympatię i troskę, starał się już nie okazywać jej niechęci. Dopiero teraz nagle potraktował ją z takim chłodem. Ale nawet gdyby do tego nie doszło, ona i tak czułaby, że nie zasłużyła na jego dobroć.
— Dobrze, jakoś z nim porozmawiam i spróbuję go przekonać, żeby nie wychodził za często z domu, a już zwłaszcza w nocy, jeśli legendy mówią prawdę i to taka niebezpieczna pora. Jesteś zadowolona?
— Bardzo. Jesteś kochany! — zawołała radośnie Nene i z trudem powstrzymała się, żeby dać mu całusa.
Pastor Maciej energicznie pukał w drzwi katolickiej plebanii. Domyślał się, że będzie musiał mocno postarać się, aby mu otworzono, ponieważ ksiądz Bogusław był powolny i przygłuchy, a mieszkał jedynie ze swoją siostrą, która była w niewiele lepszym stanie.
— Czego pan tu szuka? — Ta pani właśnie mu otworzyła. — Brat zajęty. Dzisiaj wielkie święto — dodała z wyższością. Chyba nie przepadała za protestantami.
— To zajmie tylko chwilę — zapewnił pastor. — Może nawet mu w czymś pomogę.
Siostra proboszcza uniosła brew z ubolewaniem, ale wpuściła go do środka. Mendyk usiadł przy małym stoliku w salonie. Po chwili dołączył do niego ksiądz.
— Czego sobie pan życzy? — zapytał. — Mam dzisiaj mało czasu.
— Po raz kolejny muszę poruszyć temat dziwnych zdarzeń w naszej parafii. Dzisiaj nad ranem przyszedł do mnie mój wikary i powiedział, żebym może nie wychodził dziś zbyt często z domu i spędzał czas z rodziną. Mojemu synowi bardzo się to nie podobało, bo koledzy namówili go na zrobienie jakichś prowizorycznych Dziadów. — Było mu wstyd, że jego potomek bierze udział w czymś takim. — Twierdzi, że ponieważ oprócz Pamiątki Świętych Pańskich przypada dziś jakieś stare pogańskie święto, może dojść do jakichś sporów. Czy to prawda?
— A skąd ja mam wiedzieć? — zdziwił się ksiądz. — Nie znam się na historii.
— W tej wsi ludzie za bardzo ufają zabobonom, nie zdziwię się, jeśli zaraz zaczną się modlić do Swarożyca. Katolicy zdecydowanie bardziej wierzą w magię i czary, więc przyszedłem do księdza, żeby po raz kolejny poprosić, żeby ksiądz temu zapobiegł i kazał im się modlić i żyć w spokoju.
— Ależ... to przecież tylko jakieś stare tradycje dla zabawy, nic wielkiego i ważnego. Katolicy w tej wsi to pobożni i uczynni ludzie. Nie pozwalam ich oczerniać — zapewnił Bogusław, ale jak zwykle mówił bardzo cicho i bez przekonania.
,,Szkoda, że nie wiesz, że jeden z nich prawie chciał przejść na ewangelicyzm" pomyślał pastor, ale wolał zapomnieć o istnieniu Konrada.
— Czyli jest ksiądz pewien, że nikt tu dzisiaj nie będzie odprawiał obrządków rodem z Mickiewicza?
— Upomnę z ambony, by poświecić ten czas na modlitwę, ale wciąż nie widzę nic złego w tym, że ktoś zapali sobie światełko w lesie. Chociaż... jest tak brzydka pogoda i tak wcześnie robi się ciemno, że może to być niebezpieczne... — przyznał po namyśle ksiądz.
— Znakomicie. To ksiądz przypomni im, że to zabronione. Ale jeśli usłyszysz coś o tym, że coś takiego się odprawia, to mnie poinformuj. Ja się nie boję jakichś ciemnych bab i chłopów, ale nie chcę, żeby moje dzieci to oglądały.
,,Luiza już gada jakieś głupoty o tym, że w lesie działają jakieś siły" pomyślał z westchnieniem.
Rankiem Anna i jej rodzina wybrała się do kościoła. Dziewczyna z trudem skupiała się na słowach mszy. Cały czas zastanawiała się, czy zaklęcie podziałało i czy Jarosława nadal będzie działać na szkodę Wisun. Splatała mocno ręce, wpatrując się w krzyż i zastanawiała się, czy wypada modlić się o skuteczność czarów.
— Życzę wam miłego dnia — powiedział ksiądz Bogusław po błogosławieństwie. — Pamiętajcie, aby świętować ten dzień zgodnie z nakazami Pana i stawiać go ponad innymi zwyczajami i tradycjami.
— Ponad jakimi tradycjami? — spytała Małgosia, gdy wychodzili z kościoła. — Chodzi o to, że nie można stawiać żadnych darów dla dusz pod domem? Przecież nigdy mu to nie przeszkadzało, a znam go od urodzenia.
— Po prostu coś powiedział, żeby zakończyć mszę — odparł ojciec. — Nie trzeba dokładnie analizować każdego słowa, dziecko. Poza tym, my i tak nie praktykujemy takiego czegoś.
Anna zadrżała. Nadal była obrażona na Małgorzatę, uważała ją za próżną i nieczułą, ale musiała przyznać, że nie była głupia. Ona od razu pomyślała o pogańskich rytuałach, które zapewne będą odprawiane przez magiczny lud. Ale przecież ksiądz nic na ten temat nie wiedział i nie należał do osób podejrzliwych, które mogłyby posądzać kogokolwiek o magiczne moce.
,,Może to jakieś przeczucie" pomyślała. ,,Inni też muszą wiedzieć, że w tej wsi dzieje się coraz więcej dziwnych rzeczy. Prostym ludziom łatwiej przyjąć, że obok nas żyją inne siły. Gorzej z tymi, którzy całe życie odsuwali się od zabobonów".
Szła drogą razem z gromadą ludzi ze wsi. Kierowali się w stronę cmentarza. Była w tłumie, ale poczuła się samotna i niedostosowana, i to nie z powodu swojego wyglądu. Nie wpasowywała się nigdzie. Była dziewczyną z zabobonnej wsi, gdzie ludzie wciąż wierzyli w domowe duszki i stawiali dla nich jedzenie, którą nauczono szanować naukę i rozum. A jednocześnie czarownicą, która w tygodniu uczyła się zaklęć na wodzie i roślinach, a w niedzielę modliła się w kościele. Było jej z tym dziwnie, ale nie wyobrażała sobie, jak miałoby wyglądać jej życie, gdyby musiała wybrać tylko jeden z tych wzorców.
Gdy wychodziła z cmentarza, przy jednym z grobów zauważyła rodzinę Reszków. Przeszedł ją dreszcz na myśl, że oni także z pewnością są zagrożeni przez Jarę. Wiedziała, że wzbudzi tym kolejne plotki, ale nie potrafiła się powstrzymać i podbiegła do Eryka, złapała go za rękaw i odciągnęła na bok.
— Co się stało? — zdziwił się chłopak. — Mogę ci w czymś pomóc?
— Posłuchaj... Dzisiaj są Dziady. Wolałabym, żebyś ty, Konrad i wasza mama nie wychodzili za bardzo z domu. Wiesz... Czarownica nadal mąci... — wyszeptała, starając się jednocześnie, żeby nikt ich nie usłyszał i żeby zdradzić, jak najmniej.
— Ach, tak... — Eryk spuścił głowę. — Ostatnio jej nie widziałem i prawie o niej zapomniałem. Niech będzie. — Jego wzrok poszybował dalej, jakby wypatrywał czegoś za jej plecami. — Twoją rodzinę też uprzedzisz?
— Moja rodzina świętuje przyjazd Danusi, a jej mąż nie lubi wychodzić z domu, więc idealnie — zapewniła Anna. — Miło, że się o nas tak troszczysz. Jesteś... dobrym przyjacielem.
— Staram się być — zapewnił Eryk. Wydawał się jakiś smutny. Uznała, że przestraszył się wizji Jarosławy dręczącej chrześcijan w całej wsi.
— Anna dzisiaj znowu będzie u mnie nocować — powiedziała Nene przy obiedzie. — I tak macie dużo gości — dodała łagodnie.
— Ja nie chciałem nikomu przeszkadzać — burknął pan Maurycy.
— My też nie. Dlatego Anna będzie spać u mnie — odparła bez zająknienia Nene.
Anna podziwiała ją za taki spokój. Pan Maurycy był o pięć lat młodszy od jej ojca, a zachowywał się jak zgrzybiały starzec. Powinien się cieszyć, że dostał za żonę tak młodą i kochaną osobę jak jej siostra i starać się być jej godzien, a on zachowywał się, jakby był jej dziadkiem. On i Danusia mieli dwójkę dzieci, oprócz tego przywieźli ze sobą jego dwie córki z poprzedniego małżeństwa – siedemnastoletnią Karolinę i piętnastoletnią Milenę. Ani słowem nie zapytał, czy nikomu nie przeszkadzają i gdzie oni wszyscy będą spać.
,,Nigdy o tym nie myślałam, ale większość małżeństw, które mnie otaczają, nie są specjalnie szczęśliwe" pomyślała. ,,Dobrze, że zbrzydły mi flirty i zaloty".
— Jesteście ostatnio bardzo blisko — skomentowała Małgorzata. — Może Anna w końcu się nawróci.
— Przestań, dziecko, chociaż w święto! — skarciła ją matka, chyba po to, żeby nie dopuścić do kolejnej kłótni, chociaż Anna była zbyt zajęta myśleniem o Jarosławie, żeby denerwować się na siostrę. W porównaniu z możliwością zagłady całej wsi złośliwość Małgorzaty nie wydawała się w ogóle znacząca.
— Bardzo dobrze pani robi — skomentował pan Maurycy. — Ja nie pozwoliłbym moim córkom tak podnosić głosu przy stole. Kobiety powinno się widzieć, a nie słyszeć.
— Rozumiem, że emancypacja nie jest dla pana przyjemna? — zapytała zaczepnie Ewa.
— Powiedziałem ,,nie słyszeć" — powtórzył mąż Danuty. Jego żona i córki nie skomentowały tego ani słowem.
— Pan Maurycy jest okropny — powiedziała Anna do Nene, gdy w jej domu ubierały się na Dziady. — Nie wiem, czemu wcześniej tego nie zauważyłam.
— Bo byłaś dzieckiem. Danka nigdy nie miała wielu adoratorów, a nie chciała być ciężarem dla rodziców, więc wyszła za kogoś, kto od początku widział w niej tylko służącą. — Helena westchnęła. — Ciekawi mnie, czy ona zdaje sobie sprawę, że można żyć inaczej. Trudno mi nawet wspominać przy niej, że Gena czy Irenka żyją same.
— Szkoda, że tego wcześniej nie widziałam — odparła Anna, próbując zawiązać chustkę na włosach. — Może wtedy nie uwikłałabym się w tę awanturę z Na... z Królem Bełdan. — Musiała pozbyć się poczucia, że to ktoś jej bliski. Dystans był najważniejszy. — On jest przecież ode mnie jeszcze starszy niż pan Maurycy od Danusi.
Nene odwróciła się do niej i przewróciła oczami.
— Wątpię, by to miało coś wspólnego. Myślę, że ten człowiek swoją pierwszą żonę traktował w podobny sposób, a przecież była w jego wieku. Jest po prostu leniwy, próżny i przekonany o własnej wspaniałości, zawsze taki był i nigdy się nie zmieni. W wieku dwudziestu lat nadal był nie do zniesienia, a taki Piotrek w wieku pięćdziesięciu nadal będzie łagodnym i opiekuńczym człowiekiem.
Serce Anny zabiło mocniej. Chociaż Nene popełniła w życiu sporo błędów, jej siostra uznała jakiś czas temu, że nie wpływa to na całość jej osoby i mogłaby być dla niej wzorem tego, jak znosić trudności życia i starać się znaleźć swoje miejsce. Słowa Heleny sprawiały, że jej postanowienia i przemyślenia nie wydawały się już takie oczywiste. Nene chyba to wyczuła, bo zaraz dodała:
— Oczywiście, nie mówię tego po to, żebyś biegła w ramiona tej dziwnej istoty. Jest wiele poważniejszych powodów, dla których nie powinniście być razem.
— Tak, wiem. — Anna pokiwała głową. — O niczym innym nie myślę.
Nene jakby odetchnęła z ulgą, poklepała ją po ramieniu i powiedziała:
— On zresztą chyba już ci się narzuca. Zrozumiał, że źle robił.
— Tak — przytaknęła Anna. Zadowolona Nene ruszyła do drzwi, a wtedy jej siostra szepnęła. — Zachował się szlachetnie.
Nene w tym czasie była już w przedpokoju, gdzie natknęła się na Piotrka. Anna wycofała się za drzwi, żeby im nie przeszkadzać. Miała nadzieję, że ta dwójka w końcu uświadomi sobie swoje uczucia i się pogodzi, a intuicja podpowiadała jej, że w takie sprawy nie należy się mieszać. Wystarczająco dużo zamieszania wprowadziła już w życia braci Reszke czy Luizy.
— Postaramy się niedługo przyjść, wiesz, że mnie jakieś pogańskie obrzędy nie pociągają. — Usłyszała głos Nene. — Ale to kwestia bezpieczeństwa wioski... Naszej rodziny.
— Rozumiem — odpowiedział bardzo spokojnie Piotrek. — Poza tym zależy ci, żeby trzymać mnie w domu.
— Czy to źle, że martwię się o własnego męża? — zapytała ze zdziwieniem Nene, ale zaraz umilkła. Po chwili dopowiedziała ze wstydem. — Oczywiście, nie mogę ci nigdy rozkazywać.
— Nie o to chodzi... — zapewnił Piotrek. — Po prostu... nie musisz się o mnie martwić. Nie chcę cię zasmucać.
Annie robiło się zimno od słuchania tej rozmowy. Wydawała się jej jednocześnie intymna i przejmująco chłodna, jakby prowadzili ją dawni zakochani, którzy spotkali się po latach i nie wiedzieli, jak siebie postrzegać.
,,Przecież Piotrek tak kochał Nene" pomyślała. ,,Tyle miłości nie może umrzeć" powtarzała sobie, chociaż może rzeczywiście każda cierpliwość miała swoje granice. W końcu Nadar też bez wątpienia ją kochał, a chyba o niej zapomniał dla własnego dobra. I wcale go za to nie winiła.
Niebo znów było prawie czarne, upstrzone jedynie pojedynczymi gwiazdkami. Anna pomyślała, że chyba nawet natura zmówiła się, żeby przysporzyć im niepokoju. Albo jest mocniej powiązana z magią, niż się wydawało.
— Powiedziałem moim poddanym, żeby nie wychodzili z wody i świętowali w najbliższym gronie — oznajmił Nadar, który stał nad brzegiem jeziora. — Nawet do nich Jarosława może mieć pretensje, albo przyzwie dusze, które były z nimi w konflikcie.
— Uprosiłam mojego męża, żeby nigdzie nie wychodził i został w domu z dziećmi, on próbował przekonać swojego przełożonego, to znaczy pastora, ale chyba mu się nie udało. On nie znosi zabobonów — powiedziała ze smutkiem Nene.
— To Jarosława musi go bardzo nienawidzić — stwierdził z przekąsem Gorazd.
— Podejrzewam, że tak. Ale protestanci są o wiele bardziej trzeźwo myślący — odparła odruchowo Nene.
— Wypraszam sobie. Ja bardzo trzeźwo myślę, a nie mam żadnych protestów! — zawołała buńczucznie Włada. Jej potężny głos stanowił wręcz zabawny kontrast ze starym, wysuszonym ciałem.
Anna i Nene popatrzyły na siebie zmieszane. Przez cały dzień słuchały modlitw za zmarłych i nie przyszło im do głowy, że teraz są w miejscu, gdzie większość zebranych zapewne nigdy nie słyszała o ewangelikach.
— Porozmawiacie o tym kiedy indziej — poprosiła Marzanna. — Teraz odprawimy tylko najpotrzebniejsze obrządki, a potem poprosimy dusze o opiekę i troskę.
Anna pokiwała głową i zajęła miejsce obok Nene. W towarzystwie Marzanny i Dziewanny czuła się bezpiecznie, wierzyła, że ich moc jest silniejsza od Jarosławy. Napięcie nieco ją opuściło, więc mogła skupić się na zebranych. Przyboj, Gorazd i Damroka położyli na ziemi garczki, w których chyba znajdowało się jakieś jedzenie. Świetlana i Żywia stały obok siebie i wpatrywały się w przestrzeń, Świeta obejmowała się ramionami, jakby się czegoś bała. Anna pomyślała, że one przecież w jakiś sposób już nie żyją i nie mogły dostać się do zaświatów. Czy taka magia też na nie wpłynie? Marzanna i Dziewanna zajmowały miejsce u szczytu, obie ubrane w długie białe suknie obwiązane czarnym sznurkiem. Do Dziewanny to pasowało i sprawiało, że wydawała się jeszcze młodsza i bardziej dziewicza, natomiast Marzanna wyglądała zupełnie jak nie ona, bardziej niewinnie i delikatnie, co o dziwo i tak podkreślało jej mrok.
Nadar wpatrywał się w małe ognisko, które podobno miało wskazywać drogę duszom. Nawet na nią nie spojrzał, przez co Anna poczuła lekkie ukłucie w duszy. To było podłe i egoistyczne, bo przecież go odrzuciła i chciała, żeby o niej zapomniał i ułożył sobie życie. To wspaniale, że bardziej troszczył się o swój lud niż o nią i że udowodnił, że jest kimś dobrym. Tylko gdzieś w głębi serca tkwiła w niej tamta stara Anna, która pragnęła uwagi i poczucia, że ktoś ją kocha i podziwia, a ,,nowa" cały czas musiała ją upominać, że najważniejsze jest to, co ona sama o sobie sądzi.
Z ogniska zaczęły spadać iskierki na jedzenie, ale ono się nie zapalało, tylko jakby wyparowywało w powietrzu. Wtedy Marzanna wyciągnęła ręce i wygłosiła:
— Dusze z Nawii! Niektóre odeszłyście w strachu i bólu, inne tęsknicie za pięknem świata, więc dajemy wam jadło, aby was pocieszyć, i ogień, aby wskazać wam drogę. Wierzymy jednak, że nie przyjdziecie tu z zemstą, ale aby chronić tych, którzy zostali i którzy was potrzebują, którym nadal możecie świadczyć miłość i dobroć.
— Dusze z Nawii! Niektóre odeszłyście w strachu i bólu, inne tęsknicie za pięknem świata, więc dajemy wam jadło, aby was pocieszyć, i ogień, aby wskazać wam drogę. Wierzymy jednak, że nie przyjdziecie tu z zemstą, ale aby chronić tych, którzy zostali i którzy was potrzebują, którym nadal możecie świadczyć miłość i dobroć.
Anna zauważyła, że w oczach niektórych zgromadzonych pojawiły się łzy. Może myśleli o swoich utraconych bliskich i czy do nich wrócą. Ona sama nie przeżyła żadnej szczególnej straty, nie pamiętała za bardzo śmierci swoich dziadków, ale teraz zastanawiała się, czy oni też tu są i czy słowiańska magia ma na nich wpływ. Nadar powiedział jej, że Nawia i niebo czy raj to jedno i to samo, ale nie wiedziała, czy wszyscy by się z nim zgodzili.
Zauważyła, że niektórzy zebrani się uśmiechają. Może wyczuwali swoich bliskich. Ona też by chciała, ale chyba bała się w pełni wykorzystać swoją magię. Poza tym po chwili ta sielanka została zakłócona przez krzyk Żywii.
— Przepraszam — wydusiła topielica. — Przypominam, że ktoś mnie utopił, a dziś bariera między żywymi a Nawią jest naruszona i znów stoję na granicy śmierci — powiedziała to tak lekkim głosem, że Annę jeszcze bardziej zmroziło.
Marzanna do tej pory stała pośrodku z zamkniętymi oczami, ale w końcu je otworzyła i wyszeptała:
— Dusze przybyły. Ich opinie są podzielone, ale na szczęście po śmierci człowiek więcej wie i rozumie. Zapowiada się ciekawa noc.
Hej, witajcie w nowym rozdziale, mam nadzieję, że się Wam spodobał :) Planowałam, żeby był całkowicie fantazyjny i mistyczny, ale uznałam, że potrzebuję wprowadzenia, więc kolejny rozdział będzie jakby dalszym ciągiem.
Moje życie obecnie jest bardziej ustabilizowane - mam mieszkanie oraz pracę, więc liczę, że uda mi się w końcu wrócić do dawnego pędu w pisaniu i częściej publikować :) Wiem, że już wiele razy to obiecywałam, ale nadzieja umiera ostatnia XD
Trzymajcie się i do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top