Rozdział trzydziesty pierwszy. Bez przebaczenia.
Ale nie zamykaj pierścienia szarych wzgórz
I ścieżka jest wąska wśród ostrzy deszczu
I nie szukaj - nie znajdziesz śladów
Które zostawił Wrzosowy Wojownik, odchodząc
I nie szukaj w mroźnej mgle śladów
Które zostawił Wrzosowy Wojownik, odchodząc
Мельница ,,Воин Вереска" (Melnica ,,Woini Bierieska")
(Tłumaczenie moje, za błędy przepraszam)
— Wiem, że to nie hotel, ale mam nadzieję, że będzie się wam dobrzespało — powiedziała Helena do Felicji i Filipa. — Dominik może spać z Józkiem, na pewno towarzystwo innych dzieci dobrze mu zrobi.
— To i tak prawdopodobnie najlepszy dom w całej okolicy, może poza domem Mendyków — skomentowała Felicja tonem znawcy. — Miło ze strony Irenki, że wyprowadziła się specjalnie, żebyśmy mieli gdzie spać.
,,Bardzo dobrze się złożyło" pomyślała Nene, ale martwiło ją co innego. Po wyprowadzce Irki spała sama w jej pokoju, a teraz została zmuszona do ,,powrotu" do sypialni Piotrka. Powtarzała sobie, że to nic takiego i się wygłupia, ale nie wyobrażała sobie spędzić całej nocy u boku męża z wiedzą, że on już jej nie kocha i nią gardzi. Chętnie przeniosłaby się do Tereski, ale łóżeczko córki było za małe, podobnie jak wąska kanapa w salonie. Poza tym nie potrzebowała, żeby kolejne osoby dowiedziały się o jej problemach małżeńskich.
Na szczęście, Felicja była chętna do rozmowy, więc do późna siedziały w kuchni, a siostra opowiadała jej rozmaite plotki z miasta. Rozdzieliły się dopiero po północy. Wtedy Nene na palcach weszła do sypialni Piotrka i położyła się ostrożnie i bezszelestnie, tak żeby go nie obudzić i nie musieć się konfrontować.
Odwróciła się w stronę ściany i próbowała zasnąć, ale nie potrafiła, bo sam oddech Piotra czy jego poruszanie się we śnie ją rozpraszały i rozbudzały tęsknotę. Była straszliwie głupia. Miała w swoim życiu tyle miłości i oddania, ale nie umiała tego doceniać i rozpoznać własnych uczuć, więc ostatecznie wszystko straciła. Nienawidziła siebie.
Przekonana, że Piotrek mocno śpi, pozwoliła sobie na szloch. Wierzyła, że da radę to kontrolować, ale już po chwili płakała rzewnymi łzami, drżąc na całym ciele i z trudem biorąc oddech.
— Helenko... Co się dzieje?
Nieśmiało odwróciła twarz. Piotrek leżał oparty o łokieć i patrzył na nią z troską.
— To nic... Przypomniało mi się coś — wydusiła. Nie miała prawa niczego od niego oczekiwać.
— Helenko... — Piotrek dotknął jej ramienia. — To przeze mnie?
Nie odpowiadała. Wtedy on przygarnął ją do siebie i pogłaskał po włosach.
— Przepraszam, jeśli sprawiłem ci ból. Już nie będę. Obiecuję.
W domowym rozgardiaszu nikt nie miał czasu dopytywać o nową twarz Anny. Dziewczyna miała nadzieję, że cała wieś zareaguje podobnie. Nikt teraz nie przychodził pod ich dom, żeby zobaczyć, jak się czuje powracająca córka marnotrawna. Podobno teraz wszyscy przeżywali historię pani Markowskiej, którą wracający z karczmy mąż przyłapał w łóżku z mleczarzem. Przerażony kochanek miał pośpiesznie naciągnąć na siebie spodnie i wyskoczyć przez okno, a Markowski szybko chwycić siekierę i gnać za nim przez pół wsi. W tym czasie Markowska uciekła do kościoła szukać azylu. Po dwóch dniach Markowski dał się przekonać, że jeśli zabije żonę, odpowie prawnie i pozwolił niewiernej powrócić na łono rodziny. Annę niespecjalnie to interesowało, bo była zajęta własnymi rozważaniami o magii i klątwach, a gdy ktoś wspominał o tej sytuacji, potrafiła tylko się zastanawiać, czy mieszkańcy wsi uznaliby perypetie Markowskich za mniej drastyczne niż to, co ona robiła z braćmi Reszke i Królem Bełdan.
Bała się spotkania z tym ostatnim i chociaż korciło ją, by dowiedzieć się, czy jej wybaczył, uznała, że lepiej będzie, jeśli już się nie zobaczą. Bardzo chciała jednak porozmawiać więcej ze Świetlaną, Żywią, Marzanną i Dziewanną, ale przy ciągłych wizytach kolejnych sióstr, które chciały porozmawiać z Felą i Geną, wyjście z domu na kilka godzin było niemożliwe.
Dzień po powrocie do Wisun udali się na obiad do Nene i Piotra. Anna wyściskała ich dzieci, ale interesowała ją głównie rozmowa z siostrą. Miała nadzieję, że Helena powie jej cokolwiek o tym, co wydarzyło się w magicznym świecie pod jej nieobecność.
— Anno, może pójdziemy do mojego pokoju i opowiemy sobie plotki? — zaproponowała w pewnym momencie Nene.
— Przecież plotki z miasta powinnam opowiadać ja! — odezwała się oburzona Felicja.
— Córuś, daj siostrom spokojnie porozmawiać, skoro mają ochotę — upomniała ją matka.
Anna uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Mama nie znała prawdy o jej mocach i powiązaniach, ale przynajmniej zauważyła wzrost zażyłości między dwiema córkami i wyczuła, że jej potrzebują. Przynajmniej ona już wiedziała, że bardzo potrzebuje Nene.
— Rozmawiałam z twoimi magicznymi... przyjaciółkami — powiedziała starsza z sióstr, zamykając drzwi. — Pomyślałam, że przyda ci się to wiedzieć.
— Bardzo mi na tym zależy, zwłaszcza że w obecnej sytuacji trudno będzie mi się z nimi spotkać — odparła Anna, siadając ze skrzyżowanymi nogami na łóżku.
— Twoje korale zostały zniszczone. Z tego, co wiem, tkwiła na nich jakaś potężna magia, która tobą manipulowała...
— Domyślam się tego, ale to nie zmienia faktu, że sama podejmowałam decyzje i zrobiłam wiele złych rzeczy. Nie mogę używać magii jako usprawiedliwienia dla wszystkiego. Czemu tak na mnie patrzysz? — zapytała Anna, dostrzegając na twarzy siostry jakiś pełny uznania uśmiech.
— Nic. Pomyślałam, że mogłabyś zostać sędzią w ,,Eumenidach" Ajschylosa.
— Co? Ale nieważne. Czyli Jara przeklęła te korale? Dlaczego? Co ja jej zrobiłam?
— Prawdopodobnie też ona rzuciła na ciebie klątwę brzydoty — dodała Nene. — Z tego, co zrozumiałam, uważa naszą rodzinę za niegodną, bo rodzice podsuwali nam książki, wzbudzali chęć do nauki i pogardę wobec przesądów, które ona uważa za objawy prawdziwej wiary... w tych pogańskich bogów... — Skrzywiła się. Chyba wciąż było to dla niej dziwne i obce.
— Ale to nie ma sensu! Chyba lepiej byłoby jej rzucić czar na księdza albo pastora!
— Nie mów tego za głośno, bo jeszcze ją zainspirujesz. — Nene położyła palec na ustach. — Nie wiem czemu. Marzanna i Dziewanna chcą cię ochronić. Ona będzie szukała zemsty.
Anna wzdrygnęła się. Rozważała swoje uczucia tak długo, że zapomniała, że może czekać na nią prawdziwe niebezpieczeństwo. Jeśli zostałaby zmuszona do samotnej konfrontacji z Jarosławą, nie miałaby żadnych szans. Spuściła głowę.
— Nauczę się chronić sama siebie. Poprosiłam wczoraj Świetę, żeby nauczyli mnie używać magii.
Tym razem twarz Nene wyraziły czysty strach.
— Przecież nie znosiłaś tego. Chciałaś uciec.
— Chciałam, ale uznałam, że skoro mam taki dar, to powinnam coś z nim zrobić. Znaleźć coś, czym będę mogła się zajmować. Gena mnie zainspirowała. Ona i jej przyjaciółki emancypantki coś robią, rozwijają się, nie czekają tylko na męża. Chcę być taka jak one. Nie wiem, jak ze mną wytrzymywałyście, gdy myślałam tylko o wyglądzie.
Nene przyglądała się jej z coraz większym niedowierzeniem. Anna zastanawiała się, czy tak wstrząsa ją ta decyzja, czy w jej słowach jest coś innego tak dziwnego. W końcu Helena zaśmiała się i powiedziała:
— Zmieniłaś się. Muszę cię na nowo poznać.
— Naprawdę byłam tak okropna? — spytała Anna, ale Nene nie odpowiedziała, tylko zaczęła inny temat.
— Skoro chcesz zostać emancypantką, to pewnie ucieszy cię, że pozbyłam się tego pana z jeziora, który cię dręczył. Wyjaśniłam mu to, co mi napisałaś, mam nadzieję, że się nie obrazisz. Że zależy ci na rozwoju siebie i na razie nie chcesz się angażować w relacje z mężczyznami, więc jeśli cię szanuje, odpuści. Byłam pewna, że się zdenerwuje i zemści na mnie, ale chyba to zaakceptował i obiecał, że więcej nie wystosuje żadnych awansów w twoją stronę.
Helena mówiła to z pewnością i satysfakcją. Anna kiwała głową, bo przecież dokładnie to pisała w listach do siostry i tego chciała – skupić się na sobie, swojej osobowości, swoich talentach, a nie tym, kto jest w niej zakochany. Poza tym, nawet jeśli nauczy się czarować, nie miała zamiaru opuszczać rodziny i odchodzić na dno jeziora. Nadarowi też będzie lepiej bez niej. W końcu kto przy zdrowych zmysłach chciałby ożenić się z kobietą, która perfidnie go wykorzystała i potraktowała, jakby nie miał żadnych uczuć?
Ale teraz odczuła jakiś dziwny smutek, jakby czegoś jej zabrakło. To dziwne, bo nie nazwałaby tego, co w niej wzbudził, miłością. Nie przeżyli razem ani jednej dobrej chwili, bo albo ona wrzeszczała, że jest prześladowana, albo on był szczęśliwy, a ona go okłamywała. Wszystko składało się z oszustwa, udawania i jakiejś odrobiny zewu krwi.
— Dobrze, że mu powiedziałaś... — wykrztusiła w końcu. — Mam nadzieję, że o mnie zapomni. Na pewno w jeziorze jest pożądaną partią...
— Bardzo dobrze, że się od niego uwolniłaś — potwierdziła Nene. — On jest przedziwny. Ja się go boję.
— Nie każdy jest tak spokojny i czuły jak Piotrek... — westchnęła Anna. Wątpiła, by Nadar odnosił się do niej kiedykolwiek tak łagodnie, jak szwagier do siostry.
— Cóż... Teraz obie jesteśmy samotne... — powiedziała głucho Nene. Anna przybliżyła się do niej i spytała ze strachem:
— Jak to? Co się stało?
Nene oparła głowę na ramieniu siostry i cicho łkając, opowiedziała jej, co się wydarzyło pod jej nieobecność.
— Przez kilka tygodni był dla mnie szorstki i opryskliwy, traktował mnie jak obcą osobę, spaliśmy w osobnych pokojach... Dopiero wczoraj się to skończyło, ze względu na Felę i Filipa. Gdy Piotrek spał, zaczęłam płakać, on się obudził i mnie pocieszał, byłam przekonana, że zrozumiał moje uczucia... Ale rano jeszcze raz mnie przeprosił, obiecał, że to się nie powtórzy... i że możemy zostać przyjaciółmi. — Głos Nene się załamał. — Zrozumiałam, że on po prostu nie wierzy w moją miłość i że nie mam prawa tego od niego wymagać. Uprzejmość i przyjaźń to jedyne, na co mogę liczyć.
Anna wyciągnęła ręce i mocno przytuliła siostrę. Jeszcze niedawno sama krzyczała na nią i obwiniała o okłamywanie Piotra i budowanie na tym swojego małżeństwa, ale teraz bardzo jej współczuła. Małżeństwo tej dwójki było przepełnione oddaniem, troską i zrozumieniem, a co innego składa się na miłość? Problem stanowił fakt, że Nene nie umiała tego nazwać, ale to na pewno nie powód, by przekreślać to, co dobre.
— Jestem pewna, że on potrzebuje czasu i w końcu w pełni się pogodzicie — zapewniła. — Wasza więź jest autentyczna. Nie zerwie się w jednej chwili.
— Obawiam się, że już się zerwała i Piotrek całkowicie przestał mnie kochać... — Nene wtuliła się w nią mocno. Anna czuła jej łzy na swoich ramionach. — Ale to nic. W końcu kto chciałby się otworzyć na kobietę, która przez tyle lat go okłamywała i nie potrafiła docenić?
Anna nie odpowiedziała, bo te słowa brzmiały zbyt znajomo.
Łucja ucieszyła się z powrotu siostry, ale nie potrafiła w tak oczywisty sposób przyjąć kolejnej przemiany Anny. Można było opowiadać o kremach i wpływie nowego powietrza, ale ona nie umiała w to uwierzyć i chętnie wypytałaby o wszystko siostrę, ale potrzebowała do tego spokojnej atmosfery i braku mnóstwa ludzi dokoła. Miała niemiłe wrażenie, że Anna nie uważa jej już za tak bliską osobę, częściej rozmawiała z Nene, a przed nią zdawała się coś ukrywać. A przecież przez całe życie wszystko robiły razem. Czy obraziła się za sprawę z Luizą?
Skorzystała z chwili oddechu i odwiedziła przyjaciółkę, ale postanowiła nie poruszać z nią tematu Anny, bo wiedziała, że Luizie przypomni to Konrada, a wbrew rozmowie z Reszkami, naprawdę wolałaby, aby ta dwójka nie odnowiła swojego związku. Zabawiała Luizę opowiadaniem anegdot, co było dla niej szczególnie ważne, bo dwa dni wcześniej dziewczyna spacerowała lasem, gdy zawaliło się jakieś drzewo i przygniotło jej nogę. Dobrze, że niedaleko znajdował się tartak i robotnicy usłyszeli jej wrzaski. Dziwne, że o tej porze nagle wydarzyło się coś takiego.
Gdy wracała do domu, zauważyła, że drugą stroną drogi przechodzi Eryk. Uznała, że chciałby dowiedzieć się czegoś o Annie, więc podeszła do niego.
— Moja siostra jest już w domu. Rzadko wychodzi, bo obawia się, że ludzie wciąż źle o niej myślą, ale pomyślałam, że ty chciałbyś wiedzieć.
— Chciałbym jeszcze się z nią spotkać i porozmawiać — zapewnił Eryk. — Mam jej trochę do wyjaśnienia...
— Spróbuję ją przekonać — obiecała Łucja. — Może uda się wam jeszcze być razem.
Eryk nie odpowiedział i spuścił głowę. Dziewczyna ugryzła się w język. Do tej pory wierzyła, że jej siostrę i tego chłopaka połączyło coś wyjątkowego, ale w zachowaniu Reszki nie wyczuwała zbyt wielkiego przywiązania do Anny. Nie wiedziała, co do końca czuje jej siostra, ale rozumiała, że nie powinno się budować małżeństwa na czymś takim jak litość.
— A co z Konradem? — spytała niechętnie.
— Przez kilka dni leżał całymi dniami na łóżku i gapił się w sufit. Nie reagował na żadne próby rozpoczęcia konwersacji. Jedynie, gdy dowiedział się o wypadku Luizy, dostał ataku wyrzutów sumienia i powtarzał, że powinien do niej pójść, ale ja i matka przekonaliśmy, że pastor poszczuje go psami. W końcu wczoraj wstał, zaczął rąbać drewno, myślałem, że chce się wyżyć... ale on potem poszedł do matki i spytał, jak nam idą zbiory i czy da się coś sprzedać. Kiedy odpowiedziała, że planowała dla nas coś większego, zaoferował, że przecież może spróbować sprzedawać produkty do miasta. Mama tak się zdziwiła, że nie odzywała się pół dnia, a to u niej niecodzienne.
— Też bym była zdziwiona. Prędzej uwierzyłabym, że w końcu przeczyta to ,,Quo Vadis" — prychnęła Łucja. Zerknęła na Eryka, by zobaczyć, czy nie poczuł się urażony za brata, ale on tylko się zaśmiał. Odpowiedziała mu tym samym. — Czasem nie dowierzam, że jesteście spokrewnieni.
— Gdyby Konrad nie był tak głupi, może też pozwoliłbym sobie na spontaniczność — westchnął Eryk. — Ale od małego łobuzował, kłamał i szukał tylko okazji, żeby zrobić komuś na złość, a samemu się zabawić. Zrozumiałem, że to ja muszę być pociechą dla matki. Przecież z dwoma szalonymi synami odeszłaby od zmysłów, zwłaszcza po śmierci ojca.
Łucja pokiwała głową. Uświadomiła sobie, że ona często czuła tak samo. Na szczęście, starsze siostry bardziej opiekowały się młodszymi, niż przeszkadzały, ale gdy zaczęły wybywać z domu, na jej barki spadała coraz większa odpowiedzialność. Rodzice nieustannie zamartwiali się o Annę, bali się, że jej wygląd to oznaka choroby, pocieszali ją w płaczu, pilnowali, by nikt za bardzo się nie znęcał. Małgosia im tego nie ułatwiała, bo sama na każdym kroku krzyczała i wyszydzała najmłodszą siostrę. Pewnego razu Łucja postanowiła sobie, że od niej nikt nie zazna żadnej przykrości i nie będzie musiał się o nią martwić.
— Ja też tak mam... — przyznała cicho. — Czasem zastanawiam się, co robiłabym, gdybym nie musiała troszczyć się o siostry.
Marzanna weszła do komnaty Króla Bełdan. Stanęła na środku pomieszczenia i złożyła ręce. Zawsze czuła się trochę dziwnie w tym miejscu. Lubiła ciemne kolory, w tym momencie nosiła długą ciemnoniebieską suknię z dekoltem obszytym srebrną nicią. Tymczasem cały świat jeziora utrzymany był w barwach bieli i błękitu.
Król Bełdan siedział przy stoliku, przed sobą miał białą kartkę papieru. Marzanna nie chciała zaglądać mu przez ramię, ale miała nadzieję, że nie ma tam nic związanego z Anną.
— Sporządzam coroczną listę najbardziej zasłużonych dla korony. — Nadar spojrzał na nią z ironią, jakby czytał w jej myślach. — Nie martw się, nie robię nic niegodziwego.
— Nie powiedziałam tak — odparła Marzanna, ale bez przekonania. W końcu nie mogła powiedzieć, że tak nie pomyślała.
— Zakładam, że to, czym się zajmuję, nie wzbudza twojej specjalnej fascynacji, więc możesz po prostu powiedzieć, z czym tu przyszłaś. — Król przesunął krzesło, tak by siedzieć naprzeciwko niej.
— Może już o tym wiesz, w końcu to twoje terytorium, ale ostatnio zajmujesz się głównie pilnowaniem Anny, więc uznałam, że nie zaszkodzi ci przypomnieć — powiedziała Marzanna i usiadła na fotelu.
— Zakończ te swoje insynuacje! — wrzasnął Król. — Nie jestem jakimś dręczycielem! Ja nawet nie wiem, co ona teraz robi. Oznajmiła, że mnie nie chce i woli żyć samotnie, więc dałem jej spokój. Mam swoją godność.
Marzanna już miała pokręcić głową, ubolewając nad tym, jak niektórzy nie potrafią hamować swojego gniewu, ale im dłużej słuchała, tym bardziej uświadamiała sobie, że złość wcale nie jest głównym uczuciem u Nadara. Z jego oczu i głosu bił jakiś niewysłowiony ból i poczucie niesprawiedliwości. Chyba naprawdę zakochał się w Annie, nawet jeśli nie było to specjalnie zdrowe i raczej nie miało szans na przetrwanie. W końcu nikt nie wybiera sobie obiektu miłości, może jedynie wybrać, jak potraktuje to uczucie. Ona też wiedziała, jak to jest pokochać kogoś tak bardzo, że aż serce boli, ze świadomością, że nigdy w pełni nie podzieli się życia z tym człowiekiem.
— Przepraszam — szepnęła. — Wierzę ci. Rozumiem, jak to jest, gdy zakochujesz się w niewłaściwej osobie.
— Nic nie wiesz! — zawołał Król Bełdan, ale gdy się jej przyjrzał, chyba dojrzał w twarzy bogini szczere współczucie, bo dodał. — Inaczej. Nie wiesz, jak jest, gdy robisz wszystko, co w twojej mocy, by ktoś cię pokochał, a to i tak nie działa. — W jego oczach błysnęło coś dziwnego. — Starałbym się z całych sił, aby była ze mną szczęśliwa. Co poszło źle?
— Nie da się nikogo zmusić do miłości — odpowiedziała Marzanna. — Oczywiście, istnieją stosowne zaklęcia, ale użycie ich nie kończy się dobrze. Musimy akceptować cudze uczucia i wybory. Nie martw się — poprosiła. — Na pewno jeszcze znajdziesz kogoś stworzonego dla ciebie.
Król nie odpowiedział. Domyślała się, że nie chciał jej litości i poczuł się jak mały chłopiec, ale przeczuwała, że w końcu doceni te słowa. Nawet najsilniejsza i najbardziej harda istota potrzebuje czasem odrobiny współczucia i zrozumienia, ale też trzeźwego spojrzenia z boku.
— Co chciałaś mi powiedzieć? — przerwał ciszę Nadar.
— Chodzi o Jarosławę. Rozmawiałam z nią i chyba jest jeszcze w gorszym nastroju niż dawniej. Oskarża nas wszystkich o działanie przeciwko magii i tradycji. Podejrzewam, że wygodnie jej było działać z boku i skupiać się tylko na prostej, nieśmiałej Annie, ale chyba postanowiła to porzucić i zemścić się na całych Wisunach, a może i na nas. Kilka dni temu drzewo prawie przywaliło córkę pastora, ale na szczęście Dziewanna nad tym czuwała i dziewczyna złamała tylko nogę. Nie znam się specjalnie na nowej religii, ale myślę, że pastor i jego rodzina mają większy wpływ na postrzeganie starych wierzeń i zabobonów w małej miejscowości niż pierwsza lepsza wieśniaczka.
Miała nadzieję, że Król Bełdan weźmie sobie jej słowa do serca. Jego głównym obiektem troski była Anna, ale przecież nie mógł całkowicie zamknąć się na inne problemy.
— Nadal upierasz się przy tym, by nie krzywdzić żadnej czarownicy? — zapytał Nadar. Nawet nie posłużył się ironią.
— Nie mogę tego zrobić, ale muszę w jakiś inny sposób ją unieszkodliwić. Pomóc mieszkańcom tej wioski. A także bronić mój lud — zapewniła Marzanna.
Nadar wstał z krzesła i stanął przy obitym złotem lustrze, którego używał do obserwowania całej okolicy i dbania o porządek. Oparł o nie rękę i oznajmił z determinacją:
— Zajmę się tym. Każda okazja, żeby zrobić na złość tej starej babie, jest dobra. I mieliście rację. Czas zająć się poważnymi sprawami — westchnął głęboko.
Hej, witajcie w kolejnym rozdziale, mam nadzieję, że się Wam spodobał i jak zawsze czekam na opinie o fabule i bohaterach :)
Chyba ten rozdział nie potrzebuje żadnych wyjaśnień, poza jednym: ,,Eumenidy" to ostatnia część trylogii tragicznej ,,Oresteja" Ajschylosa. Cała trylogia opowiada o klątwie, która dręczyła rodzinę rządzącą w starożytnych Mykenach, w rezultacie której członkowie pałali do siebie nawzajem żądzą mordu, co ostatecznie doprowadza do tego, że tytułowy Orestes morduje własną matkę, Klitajmestrę. ,,Eumenidy" to opis jego procesu sądowego, podczas którego zgromadzenie sędziów decyduje, czy należy mu się kara. Uważa się, że ta sztuka symbolizuje zmiany w prawie ateńskim i zastąpienie krawej zemsty spokojnym dochodzeniem sprawiedliwości na drodze sądowej. Piszę o tym magisterkę, więc nie mogłam się powstrzymać przed aluzją XD
Rozdział z dedykacją dla MamaPingwin, dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, które nieraz poprawiały mi humor.
Dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny rozdział, a w międzyczasie zapraszam do innych moich prac, które wstawiam na bieżąco, czyli ,,Wyboru panny" i ,,Greków i Trojan", których nowy rozdział wleciał kilka dni temu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top