Rozdział trzydziesty drugi. Szczere wyznania.
We wierchu precki samo dziewczę stoi
On u niej poziero, ona się go boi
(Pisałam ze słuchu, a nie jestem dobra w gwarach, więc bijcie za błędy)
— Pójdę do Luizy, dobrze? — zawołała Łucja. — Biedna nie może się ruszać, na pewno zrobi się jej miło, kiedy ktoś ją odwiedzi.
— W domu jest sporo pracy, ale myślę, że jakoś sobie poradzimy — odpowiedziała matka. — Niech twoje siostry też zaznają trochę pracy.
Felicja, od kiedy wyszła za mąż, uznawała wszystkie wiejskie zajęcia za niegodne, ale Anna, Małgosia i Irena uwijały się przy robieniu pierogów, a miały jeszcze przyjść Katarzyna i Joanna.
— Mogę pójść z Łucją? — Anna upuściła ciasto. — Też chętnie bym z nią porozmawiała.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Nie uciekła przed tym. Wiedziała, że pewnie połowa wsi plotkuje o jej domniemanej relacji z Konradem i odebraniu go Luizie. Miała nadzieję, że jej rodzina w to nie wierzy, ale pewnie spodziewali się, że ona i córka pastora będą się unikać.
— Nie zatrzymam cię, ale przecież nigdy się nie przyjaźniłyście — wybąkała Aleksandra.
— Odprowadzę Łucję, powiem dwa słowa i wrócę! — obiecała Anna. — Chcę przekazać coś bardzo ważnego.
Każdej nocy przed snem myślała o ostatnich wydarzeniach i uświadamiała sobie, ile osób skrzywdziła. Pewnie nie odpokutuje za każdą winę, ale chciałaby przynajmniej przeprosić i pokazać, że żałuje. Zrobiła to już z rodziną i Nadarem, została Luiza, Eryk, Konrad i ich matka.
— Właściwie to dobry pomysł. — Uśmiechnęła się Łucja. — Zaniesiemy jej jakiś prezent z miasta.
Pastorowa Ludwika prawie krzyknęła na widok powracającej Anny, ale zachowała klasę, splotła dłonie i przywitała się uprzejmie.
— Miło was widzieć, dziewczynki. Słyszałam, że wróciłaś z miasta, Anno. Mam nadzieję, że przyjemnie spędziłaś czas.
— Tak, bardzo pani dziękuję. — Skinęła głową Anna. Zastanawiała się, czy pastorowa powie coś o niej swoim przyjaciółkom i jak to zabrzmi.
— Mój mąż jest w zborze, a Marcinek odrabia lekcje, więc nikt nie będzie wam przeszkadzał w pogawędce z Luizą. Zrobię wam herbaty.
— Mi nie trzeba! — zapowiedziała Anna. — Przyszłam tylko się przywitać i wracam pomagać mamie.
— To bardzo miło — powtórzyła pani Ludwika, ale jej oczy były nieufne.
Siostry Mikołajczyk weszły na górę do pokoju Luizy. Dziewczyna leżała na kanapie przykryta kocem i wpatrywała się w okno. Anna z bólem pojęła, ile w ostatnich dniach Luiza zaznała zła i smutku. Nie tylko ona cierpiała, a nawet nie przede wszystkim.
— Och, dzień dobry. — Rekonwalescentka wyraźnie przestraszyła się na jej widok. — Dziękuję, że mnie odwiedziłyście. Ładnie wyglądasz, Anno... — wydusiła.
,,Chyba rzeczywiście ta twarz jest na tyle podobna do mojej starej, że mało kogo dziwi" pomyślała Anna. ,,Przynajmniej to mi się udało".
— Dziękuję. Bardzo mi przykro, że zostałaś ranna. Oby szybko się zagoiło.
— Był u mnie lekarz z miasteczka, mama chciała też zwrócić się do jakiegoś znachora albo wiejskiej baby, ale tata powiedział jej, żeby nie szerzyła ciemnoty — wyznała Luiza.
Anna zadrżała, myśląc, że pastor chyba miał rację, bo najbliższą ,,wiejską babą" była Jarosława, która prawdopodobnie nienawidziła wszystkich chrześcijańskich duchownych i ich bliskich. Zrobiło jej się słabo na samą myśl i nie wiedziała czemu. Czy ostatnie słowa o zemście wypowiedziała w złą godzinę i mimowolnie sprowadziła szkodę na niewinną Luizę?
— Na pewno niedługo się zrośnie! — odezwała się wesoło Łucja. — Anna kupiła w mieście dużo książek i postanowiłyśmy podarować ci jedną. Jest już drukowane wydanie ,,Lalki", wyobrażasz sobie? – Zamachała oprawioną w twardą oprawę powieścią.
— Och! — Luiza rozpromieniła się. — Uwielbiam Wokulskiego. — Wyciągnęła rękę.
Anna i Łucja usiadły na fotelach przy małym stoliku. Młodsza z sióstr planowała już wyjść, ale nie potrafiła wydobyć z ust żadnego słowa. Tak bardzo wstydziła się przed Luizą, która miała wszelkie prawo, by uważać ją za próżną flirciarę. I nawet nie mogła użyć korali jako argumentu, chociaż odnosiła wrażenie, że nigdy nie powinna tego robić.
— Ja... — wykrztusiła w końcu. — Przyszłam tylko na minutkę. Chciałam cię bardzo przeprosić, że zachowywałam się tak wobec Konrada i zepsułam waszą miłość. Byłam zaślepiona i chciałam czuć, że każdy mnie wielbi. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale wiedz, że ogromnie żałuję.
Luiza pobladła, jakby nie mogła w to uwierzyć. Pewnie cały czas uważała ją za złą, nieuczciwą osobę. Miałaby całkowite prawo zwyzywać ją teraz i obrzucić najgorszymi obelgami i Anna oczekiwała na to, ale pastorówna tylko westchnęła:
— Już nie mam żalu. Każdy popełnia błędy. Może dobrze się stało, że zerwałam z kimś, kto nie umiał dochować mi wierności. — Jej głos był pełen smutku.
,,Powinnam zrobić wszystko, żeby oni do siebie wrócili" pomyślała Anna. ,,Ale nie za bardzo wiem co, skoro Konrad tak mnie nie znosi".
Do pokoju weszła pani Ludwika z herbatą. Nadal spoglądała na Annę, jakby podejrzewała ją o jakąś intrygę i trudno było jej się dziwić. Łucja jak zwykle chyba chciała rozluźnić atmosferę i powiedziała:
— Wszyscy bardzo się przejęliśmy twoim wypadkiem, Luizo. Jak dobrze, że ktoś cię usłyszał.
— Tak, dziękować Bogu — dodała pani Ludwika. — To straszne, żeby mocne drzewo...
— Czułam się tak, jakbym miała zaraz spaść do piekła, jakby chwytały mnie jakieś demony — wyznała Luiza. — Nadal śni mi się to po nocach.
Anna znów poczuła dziwny wstrząs w środku, jakby miała zaraz zemdleć czy upaść. To były zwyczaje słowa, metafory bez większego sensu, ale uderzały ją w niesamowity sposób. W końcu przekonała się sama, co zdarza się w wisuńskim lesie i jak można wykorzystać siły natury. Świat magii był pełen mroku i grozy, a oni wszyscy żyli tak blisko niego...
— Nie mów takich bzdur, bo jak ojciec usłyszy, to znowu się zdenerwuje, że wszędzie są zabobony! — Pani Ludwika chyba pomyślała o czymś podobnym. — Najwidoczniej drzewo wcale nie było zdrowe i tyle.
Anna wracała do domu z niepokojem w sercu. Przeczuwała, że wkrótce wydarzy się coś złego i strasznego i za jakiś czas zatęskni za miłosnymi rozterkami. Może miała w sobie resztki wiedźmiej intuicji, bo za każdym razem, gdy myślała o Luizie, przeszywało ją zimno.
Nie zwracała nawet uwagi na spojrzenia ludzi. Część chyba dziwiła się jej widokiem i komentowała jej wygląd, ale nie obchodziło jej to. Na pewno większą uwagę budził romans pani Markowskiej, a ona sama była całkowicie pochłonięta myślami o magii. Gdy przechodziła między domami, widziała zbór i kościół uświadamiała sobie, że czuje się tu coraz bardziej obco i nadal nie jest do końca częścią społeczności. Ale nawet nie miała już ochoty się o to starać.
— Anno! — Usłyszała za sobą czyjś głos. Odwróciła się i ujrzała Eryka.
Serce jej się ścisnęło, ale uznała, że nie może uciekać. Chłopak zasługiwał na odrobinę szczerości z jej strony. Nie zrobiła tego celowo, ale trochę go wykorzystała i posłużyła się nim. Powinna w jakiś sposób to wynagrodzić.
— Dzień dobry, Eryku — przywitała się spokojnie.
— Myślałem, żeby cię odwiedzić, ale wiem, że macie gości i nie chciałem przeszkadzać — wyjaśnił młodzieniec. — A bardzo chciałem z tobą porozmawiać.
— Ja też chciałam — zapewniła Anna. Miała tylko nadzieję, że Eryk pogodził się już z rozstaniem i nie będzie próbował jej przy sobie zatrzymać. Mało czego była tak pewna, jak tego, że on jej nie kocha, ale uczucia były tak skomplikowane, że i tak mogła go zranić.
— Ludzie już prawie o tobie nie rozmawiają — powiedział Reszke, jakby czytał w jej myślach. — Wszyscy plotkują o Markowskiej, zastanawiają się, czy znowu zdradzi męża, czy on jej nie bije, i czy jeśli zajdzie w ciążę, dziecko nie będzie pochodziło z romansu.
— Po co czytać powieści, skoro można chodzić po naszej wiosce — zaśmiała się mimowolnie Anna. — A co u twojego brata?
— Chyba w tym podwodnym królestwie zadziałały na niego jakieś czary. Od jakichś dwóch tygodni jest kompletnie inny. Wziął się za pracę, chce rozbudować gospodarstwo i bardzo pomaga matce. A ona powtarza, że to wymodliła.
— Nie miałam o tym pojęcia — wydusiła Anna. Przypomniała sobie rozmowę z Luizą i jej, zdaje się, stanowczą decyzję, by odrzucić Konrada. Była w stanie się z nią zgodzić, w końcu wiele razy ją zawiódł, ale teraz znów intuicja coś jej podpowiadała.
— Ale to nie ma znaczenia, mój brat jest dużym chłopcem i może zająć się sobą, prawda? Miałem pytać o ciebie, czy wszystko w porządku.
— Tak, powoli się odnajduję w życiu. — Anna pokiwała głową. Zastanawiała się, czy powinna jeszcze coś dodać. Wiedziała, ile błędów popełniła, ale łatwiej było o tym rozmawiać z Nene czy osobami ze świata magii, które w pełni rozumiały jej sytuację. Teraz czuła, że Eryk jest innego rodzaju niż ona i nie należało wrzucać go w coś, czego nie chciał i nie rozumiał.
A może po prostu bała się przyznać mu, że jest o wiele gorszą osobą, niż myślał.
— Eryku... — wykrztusiła w końcu. — Muszę ci powiedzieć. Przepraszam za wszystko. Traktowałeś mnie zawsze dobrze, a ja cię wykorzystałam. Te korale... Dała mi je Czarownica. One w jakiś sposób sprawiły, że czułeś, że musisz mnie kochać, ale to nie było prawdziwe. Nie wiedziałam o tym, ale przyczyniłam się do zmanipulowania twojego umysłu. Przepraszam z całego serca.
— D... domyślałem się — odparł zmieszany Eryk. Z jego wyrazu twarzy wywnioskowała, że stało się tak, jak sądziła. On nie chciał mieć nic wspólnego z magią i wolał udawać, że to wszystko nie miało miejsca. — Ale to nie twoja wina. Naprawdę mnie kochałaś, a ja...
— Nie! — krzyknęła Anna. Cieszyła się, że stali na tyle daleko od głównej ścieżki, by nie zwrócić niczyjej uwagi. — Nie chciałam o tym mówić, ale... Wybacz, nie kocham cię. Jesteś bardzo dobrym człowiekiem i na pewno zasługujesz na miłość, ale teraz widzę, że ja tylko chciałam czuć się kochana i uznałam twoje miłe, ludzkie zachowanie za objawy wielkiego uczucia. Byłam zwyczajnie głupia... W dodatku... — Znów się zamyśliła. Tego nie musiała mu mówić, skoro nie mieli kontynuować związku, ale z jakiegoś powodu pragnęła się w pełni ukorzyć. — Ten... mężczyzna, który trzymał was w jeziorze. Ja go znam. On... chciał ze mną być. Chciał, żebym została jego żoną. — Dziwiła się sama sobie, że określa to w ten sposób po tym, jak powtarzała wszystkim dookoła, że Król na pewno nie traktuje jej poważnie.
Mówiła tak długo, że Eryk chyba zapomniał, co było na początku i nie odniósł się wcale do jej wyznania ,,niemiłości" i skupił się wyłącznie na Nadarze.
— Za to nie musisz przepraszać! Jeśli ten... pan nie potrafił pogodzić się z odrzuceniem, to jesteś ofiarą!
— Ty nic nie rozumiesz! — krzyknęła Anna. Czy tak trudno było się domyślić, czemu mu to opowiada. — Ja... Dałam mu nadzieję. Całowałam się z nim. — ,,Dość zapalczywie" dodała w głowie, ale tego Eryk już nie musiał wiedzieć. — Zdradziłam cię, kilkakrotnie. To, że twoja miłość nie powstała naturalnie, tego nie usprawiedliwia. Nie miałam prawa się tak zachowywać. Wcale nie jestem czystsza od pani Markowskiej.
Przyjrzała się Erykowi. Spodziewała się po tak spokojnym i porządnym chłopaku, że zgorszy się jej postępowaniem, nazwie ją grzesznicą i nie będzie chciał już nigdy z nią rozmawiać, a mimo wszystko go lubiła. Ale... on wydawał się wręcz zadowolony.
— Nie jesteśmy już zaręczeni, to nie ma znaczenia! — zapewnił. — Cieszę się, że nie złamałem ci serca. Teraz możesz być ze swoim prawdziwym ukochanym i wszyscy będą zadowoleni.
— Nie mam zamiaru z nim być! — zaprotestowała Anna. — Teraz... chcę skupić się na sobie i poznać świat.
— Cóż... to twoja decyzja — bąknął Eryk. Najwidoczniej to zdziwiło go najmocniej z całej rozmowy. — Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście — dodał dyplomatycznie.
Kilka dni później Fela i Gena wróciły do Olsztyna, a życie rodziny mogło wrócić na dawne tory. Dla Anny oznaczało to jednak, że w końcu będzie mogła poważnie zająć się swoją magią.
— Znowu się wymykasz? — zapytała matka, gdy zobaczyła, jak jej córka zmierza do drzwi. Chyba liczyła, że po kolejnej przemianie Anna stanie się bardziej towarzyska.
— Idę na spacer z Nene, niedługo wrócę — odpowiedziała Anna, chociaż nie była pewna, czy da radę wypełnić tę obietnicę.
— Cóż, to dobrze — westchnęła Aleksandra. — Ona wydaje się ostatnio jakaś smutna. Dobrze by było, gdyby udało ci się ją pocieszyć.
Anna nie odpowiedziała. Nie chciała zdradzać tajemnic siostry, poza tym ich szczegóły za bardzo wiązały się ze światem boginek i czarów. Ze smutkiem pomyślała, że prawdopodobnie do końca życia będzie musiała się ukrywać przed większością swoich bliskich i każda ich rozmowa będzie zawierać nutkę fałszu. Dobrze, że zrozumiała, że nie kocha naprawdę Eryka. W końcu różnice między nimi i tak byłyby za duże, jak między Piotrkiem i Nene.
— Czy trochę się między wami poprawiło? — zapytała siostrę, gdy szły przez las. — Piotrek ci wybaczył?
— Wybaczył, mówiłam ci — uciszyła ją Nene. — Ale mnie już nie kocha. Zresztą trudno mu się dziwić. Sama dobrze nie wiem, co czuję.
Anna uznała, że nie wypada kontynuować tego tematu. Liczyła, że kiedyś siostra udzieli jej jakichś rad sercowych i wyjaśni, jak rozpoznać prawdziwą miłość, ale najwidoczniej sama tego nie rozumiała. Zmartwiła ją informacja, że Helena nie wie, co czuje po tym, jak wcześniej zadeklarowała miłość do Piotrka. Ale ostatecznie to nie była jej sprawa.
— A ja rozmawiałam z Erykiem — zmieniła temat. — Chyba porozumieliśmy się wzajemnie. Może będziemy przyjaciółmi. I... przyznałam mu się, że go zdradziłam.
— Co? — wykrzyknęła Nene. — Dlaczego? Skoro nie jesteście już razem, to chyba mu to obojętne, a nie musisz dodatkowo zasmucać biednego chłopaka.
— Zrobiłam coś złego. Nie mogę tego naprawić, ale jeśli mam uzyskać wybaczenie, muszę być szczera — powiedziała bardzo poważnie Anna.
Nene nie odpowiedziała. Spuściła głowę, jakby coś ją zawstydziło. Annie zrobiło się wstyd, bo zrozumiała, że siostra mogła uznać to za aluzję do siebie. Próbowała złapać ją za rękę i przeprosić, ale Nene nerwowo się zaśmiała i kazała przyśpieszyć kroku.
Doszły do siedziby Marzanny. Powitała je Świeta. Anna wkraczała na wyznaczone miejsce już z jakąś pewnością, ale widziała, że Nene nadal jest zdenerwowana. Różniły się od siebie.
W głównej sali przy dębowym stole siedziały Marzanna, Dziewanna, Żywia i Nadar. Na jego widok serce podskoczyło w piersi Anny. Spodziewała się, że będą musieli się jeszcze zobaczyć, ale i tak nią to wstrząsnęło. Król utkwił w niej spojrzenie, ale po chwili odwrócił wzrok. Mimowolnie zastanowiła się, jak podoba mu się jej nowa postać i czy naprawdę zawsze jest dla niego taka piękna, ale od razu się za to skarciła. Myślenie o nim nie miało żadnej przyszłości. Nie wiedziała dokładnie, jak określić miłość, ale uważała, że powinna się z nią łączyć chęć spędzenia życia przy drugiej osobie. Miłość musiała przynajmniej w jakiś sposób być realistyczna, a ich relacja od początku opierała się tylko na ulotności i uroku zakazanego.
— Dziękuję za przybycie — powiedziała Marzanna. — Cieszę się, że jesteśmy wszyscy w tym gronie, bo będziemy mówić o rzeczach ważnych. Otóż udało mi się dowiedzieć czegoś więcej o planach Jarosławy. Jak wszyscy wiemy, żyje ona już bardzo długo, pamięta czasy przed zjednoczeniem tych ziem czy wcieleniem ich do Polski. Bardzo trudno było jej przyzwyczaić się do zmian, najpierw przyjęcia chrześcijaństwa przez władców tej ziemi, potem utraty wiary w magię i rytuały... Wielu naszych w końcu przestaje czerpać ze swoich mocy i pozwala sobie na śmierć, bo trudno jest pogodzić się z tym, że świat wygląda inaczej niż trzysta czy pięćset lat temu. Ale Jarosława nie zrezygnowała i z tego, co rozumiem, postanowiła, że swoją obecnością i mocami utrzyma starą wiarę. Nie udało się jej, więc zapłonęła zemstą do każdego, kto jej zdaniem się do tego przyczynił. Przez wiele lat próbowałam ją przekonywać, by stała się bardziej otwarta, zrozumiała, że wszystko na ziemi podlega zmianom, ale nie umiera, tylko zmienia kształt. Powinna to rozumieć, szczególnie na tych ziemiach, gdzie przez lata żyli ze sobą Prusowie i Słowianie, którzy także przejęli zwyczaje ludów będących tu wcześniej. Ale ona najwidoczniej uważa, że jest mądrzejsza ode mnie i postanowiła zniszczyć wszystkich, którzy w jakiś sposób reprezentują nowe prądy. Zaczęła od waszej rodziny, Anno i Heleno. — Spojrzała na siostry. — Zapewne dlatego, że wychowałyście się w kulcie nauki i wiedzy, ale nie pochodzicie z rodu na tyle znaczącego, by budziło to podejrzenia. Ale wiem, że ostatnio zaatakowała też młodą córkę pastora i myślę, że nie poprzestanie na tym...
— A więc to prawda! — wykrzyknęła wbrew sobie Anna. — Gdy dowiedziałam się o Luizie... poczułam coś dziwnego, jakby z innego świata.
Marzanna pokiwała głową ze zrozumieniem, a Dziewanna skomentowała:
— Najwidoczniej twoja magia nie w pełni się uciszyła. Będzie ci łatwiej ją rozwijać.
— Możemy wrócić do tematu Jarosławy? — przerwała im drżącym głosem Nene. — Mój mąż też jest pastorem! Czy ona może mu coś zrobić?
— Spokojnie, po to się spotkaliśmy — odparła Marzanna. — Możemy nałożyć zaklęcia ochronne na większą część wioski, ale nie są one niezniszczalne i Jarosława będzie z nimi walczyć. Niedługo odbędą się też Dziady, czas połączenia świata żywych z umarłymi, co także naruszy barierę. Ale będziemy się starać. Ty i Anna znacie wioskę, dlatego chcielibyśmy, żebyście podały nam imiona ludzi, którzy są szczególnie narażeni. Będziemy mogli ich stale obserwować i pilnować, by nie spotkała ich krzywda.
— Obserwować? — wydusiła Anna i mimowolnie zerknęła na Króla. Przypomniała sobie, że przecież ją spotkało to samo i dlatego się w niej zakochał, chociaż czasami się zastanawiała, co w niej dojrzał, skoro była taka nijaka i myślała tylko o swojej brzydocie.
— Chcielibyśmy mieć inne wyjście, ale go nie ma, jeśli ma być zachowane bezpieczeństwo — wyjaśniła jej Dziewanna. — Nie chodzi o obserwowanie kogoś w sytuacjach, w których nie chciałby być widziany.
— Nie wiem, jak to rozpoznacie, ale dobrze — zadrwiła Żywia, ale Świeta ją szturchnęła.
— Moi ludzie mają oko na Jarę. Tym razem już nie będzie prowadziła ich za ucho — odezwał się w końcu Nadar, a Anna mimowolnie poczuła, że robi się jej zimno.
,,Nadal jestem głupia" pomyślała. ,,Dzieją się tak ważne rzeczy, a ja myślę o kimś, kogo nawet nie kocham".
— Bardzo dobrze. — Uśmiechnęła się lekko Marzanna. — O dalszym przebiegu wydarzeń będziemy informować na bieżąco. Wy, Anno i Heleno, miejsce oko na swoją wioskę i pilnujcie, by narażone osoby nie włóczyły się po lesie samotnie i najlepiej niech nie opuszczają domów w Dziady. Wiem, że to trudne, ale musimy uczynić wszystko, co w naszej mocy.
— Dam dyskretnie znać Łucji, żeby pilnowała Luizy — zaoferowała Anna. — Ale obawiam się, że z jej ojcem będzie gorzej.
— Porozmawiam z Piotrem. Na pewno zrozumie powagę sytuacji — dodała od razu Nene. — Nie będzie chyba chciał osierocić własnych dzieci... — W jej głosie pobrzmiała melancholia. Pewnie siostra wątpiła, że mąż chciałby jeszcze żyć dla niej.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż w końcu Marzanna zakończyła zebranie i pozwoliła wszystkim się rozejść.
— Chodźmy do domu, Anno. — Nene pociągnęła ją za ramię. — Mama na pewno już się martwi.
Anna chciałaby zostać jeszcze ze Świetą i Żywią, porozmawiać o lekcjach magii, ale teraz postanowiła posłusznie się zgodzić, szczególnie że domyślała się, w jakich nerwach jest Helena po wysłuchaniu tego wszystkiego. W końcu dowiedziała się, że jej mąż jest w niebezpieczeństwie w momencie, gdy ich relacja znajdowała się na rozdrożu.
Przed wyjściem spojrzała jeszcze na Króla Bełdan. Bardzo chciałaby do niego podejść, upewnić się, czy jej wybaczył, ale chyba za bardzo się bała. Poza tym przysporzyła mu wystarczająco dużo cierpienia i lepiej będzie, jeśli on o niej zapomni.
Witajcie w kolejnym rozdziale :) Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Planowałam, żeby był dłuższy, ale ze względu na sesję i tak dawno nie publikowałam i nie wiem, kiedy pojawi się nowa część, więc uznałam, że tyle jest wystarczająco. W czerwcu już raczej dalszy ciąg się nie pojawi, może uda się jeszcze przed moją obroną.
Przy okazji, jeśli będziecie wracać do dawnych rozdziałów, to zauważyłam, że jest tam trochę zmian w imionach bohaterów, np. brat Luizy na początku miał być Tadkiem, a mąż Nene Feliksem, ale poprawię to w wolnej chwili XD
Czekam na Wasze opinie i do zobaczenia :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top