Rozdział trzydziesty czwarty. Szkiełko i oko.
W drzewach ptaki nauczyły się mówić
Wesoło ubarwione zachowują swoje tajemnice
W paradzie chmur bawią się w chowanego
Czy wiedzą, dokąd odeszły jednorożce
Dokąd lecą uskrzydlone konie
Narwale zagubione w morzu i nie widziane nigdy więcej
Czy mit i tajemnica kłamią
Dokąd odeszły jednorożce
America ,,In the sea"
— I jak poszła rozmowa, panie? — zapytał Miłosz, gdy zobaczył Króla wchodzącego do sali tronowej.
— Rozmowa? — Nadar odwrócił w jego stronę zdezorientowane spojrzenie. — Ona... wydaje się szczęśliwa. Chyba znalazła swój cel. Nie potrzebuje mnie.
Miłosz spojrzał na niego z takim zdziwieniem, że wydawało się, że jego gałki zaraz wypadną z otworów i potoczą się na podłogę.
— Ale kto? Marzanna? Jarosława?
Król Bełdan potrząsnął głowę. Gdy ponownie zwrócił oczy na swojego sługę, były już pewne i trzeźwe. Jakby obudził się ze snu.
— Przepraszam, myślałem, że mówisz o czymś innym. Jarosława jest pod kontrolą. Jej moc po utracie korali jest bardzo osłabiona, po każdym zaklęciu potrzebuje dłuższej przerwy. To bardzo dobrze.
Miłosz powinien się ucieszyć, ale gdy uświadomił sobie, o kim wcześniej mówił jego pan, potrafił tylko westchnąć. Gdyby mógł, już dawno wywiózłby Annę z Wisun tam, skąd nie da rady wrócić.
— To bardzo dobrze — powtórzył. — Kiedy już uporamy się z tą starą wywłoką, postawię na nogi całe królestwo i znajdziemy ci odpowiednią żonę. Potrzebujemy następcy tronu.
Król usiadł już na krześle. Oparł głowę o rękę i rzucił Miłoszowi ironiczne spojrzenie.
— Nie dokładaj do swoich talentów swatania. Miałem już jeden ślub, drugiego nie potrzebuję.
— Niedawno mówiłeś coś innego, panie... — wybąkał Miłosz, ale wzrok Nadara zraził go do dalszej dyskusji. — Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
— Tak. Znajdź mi w tym jeziorze po jednej istocie, która najmocniej włada magią danego żywiołu. To daje większe możliwości, niż pozostawiać to na jednej głowie. Niech Jarosława będzie kontrolowana z każdej strony. Rozumiesz?
— Tak, panie. — Miłosz energicznie pokiwał głową. — Do wieczora wszyscy u ciebie będą — obiecał i wyszedł.
Nadar utkwił oczy w biało-niebieskiej ścianie. Dobrze, że został mu jeszcze cel pokonania tej wariatki. W przeciwnym razie całkowicie zatraciłby się w czymś, co nie miało sensu.
— Jestem taka szczęśliwa — mówiła Anna, wracając z Dziewanną przez las. Prawie podskakiwała z ekscytacji. — Wreszcie coś mi wychodzi. Przez całe życie nawet nie zastanawiałam się, co mogłabym robić, myślałam tylko o swoim wyglądzie.
— Cieszę się, że znalazłaś swoje miejsce. Może pomożesz nam w pokonaniu Jary. — Uśmiechnęła się do niej boginka. — Ale czy myślałaś, co zrobisz, gdy nam się uda? Będziesz ukrywać swoją magię przed mieszkańcami wioski do końca życia?
— Ja... Nie wiem... Nie wyobrażam sobie życia poza Wisunami — wybąkała Anna.
— Rozumiem. Niczego ci nie narzucam. Ale domyślam się, że codzienne ukrywanie swojej magii może być męczące. My nigdy nie miałyśmy z tym problemu. Na początku ludzie nas czcili, a potem, gdy uznali za złe siły albo w ogóle przestały w nas wierzyć, wycofałyśmy się bez żalu, bo i tak dużo nas dzieliło i nie potrafimy do końca egzystować z wami. Ale gdy rozmawiałam z istotami, które musiały ukrywać swoje moce, zawsze spotykałam się z tym, że dręczyło je to i sprawiało, że z nikim nie były w stanie zbudować prawdziwej więzi.
— Ale ja jestem inna! Przez większość życia nie wiedziałam o czarach, więc właśnie ten zwyczajny świat jest moim prawdziwym! — zawołała Anna.
Nagle umilkła. Zdała sobie sprawę, że to, co właśnie powiedziała, było sprzeczne z wcześniejszymi słowami. W końcu twierdziła, że czuje się sobą i spełniona, uprawiając magię. Czy to znaczy, że oszukiwała samą siebie w którejś z kwestii? A może była rozdarta i obie kwestie były prawdą?
— Dobrze, nieważne — uspokoiła ją Dziewanna. — Jak mówiłam, wszystko zależy od twojego wyboru. Przyśpieszmy, bo twoja rodzina na pewno się o ciebie martwi.
Anna westchnęła. Uświadomiła sobie, że jeśli nadal będzie praktykować magię, każdy jej dzień wypełni oszukiwanie własnej rodziny. Pewnego dnia ojciec i matka umrą, a ona, jeśli nie wyjdzie za mąż, zostanie zdana na dobrą wolę jednej z sióstr.
,,Albo zostanę drugą Jarosławą, będę żyła w chacie w lesie i sprzedawała zioła" pomyślała. Żałowała, że nie może wprost mówić o swoich zdolnościach i jednocześnie żyć jako zwyczajna dziewczyna w wiosce. Jednak wiedziała, że gdyby spróbowała wprowadzić to w czyn, w najlepszym razie uznano by ją za wariatkę i zamknięto w jednym z tych zakładów, o których krążyły różne opowieści.
Łucja włóczyła się po wiosce, szukając Anny. Miała poważne podejrzenia, że siostra skierowała się do lasu, ale sama bała się tam zapuszczać. W końcu Luiza prawie zginęła podczas ostatniej samotnej wyprawy. Łucja drżała na myśl, że jej siostrę mogłoby spotkać coś podobnego.
Od dzieciństwa, gdy zrozumiała, że jej siostra różni się od reszty, czuła potrzebę chronienia jej. Nie chciała nic w zamian, marzyła tylko, żeby Anna w końcu była szczęśliwa i nauczyła się akceptować siebie. Nie rozumiała, dlaczego teraz ich więź się rozluźniła. Przecież chyba nie zrobiła jej nic złego. Owszem, raz stanęła po stronie Luizy, ale Anna zapewniła, że to rozumie i popiera ją. A może uznała, że Łucja próbuje odebrać jej Eryka?
,,Muszę przestać z nim w ogóle rozmawiać" postanowiła sobie. ,,Jeśli to rani Annę, to nasza rodzina jest ważniejsza".
W końcu zmęczyła się i niechętnie postanowiła wrócić do domu. Miała nadzieję, że Anna w końcu wróci i nie okaże się, że gdzieś uciekła. Na szczęście dla niej, gdy znalazła się przy płocie, zauważyła siostrę.
— Dzień dobry — przywitała się Anna. — Działo się coś ciekawego, kiedy mnie nie było?
— Tak. Byłam w kościele i ksiądz powiedział mi, że od dawna nie przychodzi na próby chóru — odpowiedziała mimowolnie Łucja. — Okłamałaś mnie.
Zaraz ugryzła się w język. Może powinna zachować się subtelnie, podejść jakoś siostrę, ale nie umiała kłamać i udawać. Można było z niej czytać jak z książki.
— Ja... Nie ma sensu, żebym tam chodziła. Tylko by mnie obgadywano — powiedziała ze wstydem Anna.
— Ale w takim razie gdzie wychodzisz? I dlaczego rezygnujesz ze swoich marzeń? Musisz znaleźć coś, co będzie dawało ci szczęście. — Łucja miała nadzieję, że ostatnim zdaniem udobrucha rozmówczynię.
— Znalazłam i dlatego wychodzę. Ale... nie mogę powiedzieć gdzie — odpowiedziała cicho Anna. — Przepraszam. Pewne rzeczy powinny zostać sekretami. To nie znaczy, że ci nie ufam i nie jesteś dla mnie ważna.
— Mam wrażenie, że tak. Odwróciłaś się ode mnie, nie zależy ci już na spędzaniu ze mną czasu. O niczym mi nie mówisz.
Łucja karciła siebie za każde słowo. Nie znosiła ranić ludzi i kłócić się z nimi, ale nie umiała też oszukiwać i ukrywać swoich uczuć. Do tej pory nikt jej nie irytował, ale ostatnio czuła w sobie masę emocji, które nie mogły znaleźć ujścia.
— Przepraszam — powtórzyła Anna. — Chciałabym o wszystkim szczerze ci powiedzieć, ale to tylko by ci zaszkodziło.
— Jeśli chodzi o Eryka, to spotkałam się z nim kilka razy, bo chciałam was pogodzić, ale jeśli sprawia ci to ból, to już nigdy się do niego nie odezwę, przysięgam! — krzyknęła Łucja ze łzami w oczach.
— Co? — Anna przewróciła oczami. — Tu nie chodzi o Eryka. Mówiłam ci, że moje uczucia do niego były pomyłką. — Podeszła do siostry i złapała ją za ręce. — Naprawdę nie robię nic złego i nadal kocham cię tak samo. Ale nie mogę wyznać ci szczegółów ani właściwie niczego... Jeśli ci na mnie zależy, uwierzysz i nie będziesz naciskać. Proszę... — Spojrzała na siostrę błagalnie.
Łucja pokiwała głową. W końcu nie mogła robić przykrości swojej małej siostrzyczce.
— Bardzo miło, że Łucja przyniosła ci ciasto — skomentowała pani Ludwika do córki. — Nie wiedziałam, że lubi piec.
Luiza, która została już przeniesiona ze swojego pokoju do salonu, i mogła spędzać większą część dnia z rodziną, zaczerwieniła się i wyznała ze wstydem:
— To prezent od pani Reszke i jej synów.
— Och... — Twarz matki przybrała podobny kolor. Spojrzała nerwowo na męża.
— Pewnie chciała ci wynagrodzić karygodne zachowanie jej syna — skomentował pastor. — To dobra kobieta, chociaż zapatrzona w proboszcza. — Najwidoczniej nie dopuszczał do siebie myśli, że z kolei Konrad może mieć jakiekolwiek dobre uczucia.
— Nie mam czasu o tym myśleć. Od szesnastego wieku dość ludzi skonfliktowało się z tego powodu — powiedziała Luiza. Mimo wszystko wolała rozmowy o reformacjach i wyższości Lutra nad papieżem niż spekulacje na temat jej uczuć.
— Tato, Kuba Chmielewski organizuje u siebie Dziady. Mogę pójść? — zapytał znad swoich lekcji Marcinek.
— Skoro tak bardzo chcesz, to możesz. Ale wolałbym nie. Jeszcze będą opowiadać, że pozwalam dziecku odprawiać jakieś zabobony, chociaż publicznie mówię, że to niedopuszczalne.
—Przecież to tylko zabawa! — zaprotestował Marcinek. — Nikt nie traktuje tego poważnie.
Luiza przysłuchiwała się temu ze spokojem, zadowolona, że brat odwrócił uwagę od niej. Zapewne nie zrobił tego umyślnie, wątpiła, by miał tyle dobrych intencji, ale liczył się efekt. Teraz jednak ogarnęło ją jakieś wewnętrzne zimno.
— Może lepiej zostać w domu? — zaproponowała. — Lepiej... nie igrać z siłami nieczystymi. W końcu ,,Więcej jest spraw na niebie i ziemi, niż się ich śniło waszym filozofom".
— Luiza, ile ja wam mam powtarzać, że to są zabobony wymyślone przez ciemny lud, który nie rozumiał Ewangelii, i nasz Pan Bóg nie zsyła na nas żadnych tego typu absurdalnych zjawisk? — Ojciec uderzył dłonią w stół. — Wstydź się.
— Och, nie krzycz na nią — poprosiła pani Ludwika. — Też wolałabym nie puszczać dziecka na noc na wieś, szczególnie w taką pogodę.
Luiza znów oderwała się od dyskusji, ale że nadal dręczył ją ból nogi, nikt nie brał tego za złe. Ona tymczasem wyglądała przez okno i zastanawiała się, jak w tej wsi mogli pozostać ludzie o tak racjonalnym światopoglądzie, skoro żyła tu Czarownica, którą pamiętali najstarsi ludzie, i dziewczyna, która co kilka tygodni zmieniała twarz.
,,Chyba nie mam nic do roboty po tym, jak porzuciłam Konrada, i dlatego wymyślam głupoty" pomyślała. ,,Niestety, trudno znajdować zajęcia ze złamaną nogą".
,,Obiecałam Annie, że nie będę naciskać, ale na nią" myślała Łucja przez kilka dni. ,,Ale nie mogę tego tak zostawić i skazać ją na niebezpieczeństwo. Ona coś ukrywa i to nie jest dobre".
Nie miała pojęcia, w co mogła wdać się Anna, skoro nie utrzymywała bliskich kontaktów z nikim w wiosce, może poza Erykiem, ale jego też chyba od dawna nie odwiedzała. Zazwyczaj znikała w okolicach lasu. Im dłużej Łucja o tym myślała, tym większe przechodziły ją dreszcze. Wszyscy wiedzieli, że w jakiejś leśnej chacie żyje Czarownica, mimo że nikt nie miał odwagi jej odnaleźć. Dziewczyna przypomniała sobie, jak kiedyś ta straszna kobieta przyglądała im się z drugiego końca drogi. Anna tak długo cierpiała z powodu swojego wyglądu i odrzucenia przez wieś. Rodzice wychowywali ich w oderwaniu od zabobonów, w które wierzyło wielu mieszkańców Wisun, ale co jeśli desperacja sprawiła, że postanowiła poszukać pomocy Czarownicy i ona teraz zmusza ją do jakichś potwornych rzeczy?
Po długim namyśle Łucja doszła do wniosku, że tylko jedna osoba będzie mogła jej pomóc i jest to Helena. Anna z jakiegoś powodu ostatnio bardzo przywiązała się do starszej siostry i spędzała z nią mnóstwo czasu, zdawały się mieć jakieś sekrety, do których nie dopuszczały reszty rodziny. Jeśli Anna naprawdę dała się na coś namówić Czarownicy, to Nene jako żona pastora z pewnością to potępi i pomoże uratować siostrę.
Kiedy przyszła do domu siostry, Nene szyła jakieś stare ubranko, a mała Tereska siedziała na podłodze i kołysała swoją lalkę, śpiewając przy tym na cały głos. Łucja zastanawiała się, czy warto poruszać takie tematy przy dziecku, ale uznała, że już za długo odsuwała na bok sprawę Anny.
— Możemy chwilę porozmawiać? — Spojrzała prosząco na Nene. — Mam bardzo ważną sprawę.
— Dobrze, siadaj — odpowiedziała spokojnie Helena. — Skarbie, przesuń się trochę i zrób trochę miejsca dla cioci — zwróciła się do córki.
— Chciałam porozmawiać o Annie — wyjaśniła Łucja. — Ona od kilku miesięcy zachowuje się coraz dziwniej. Te jej zmiany wyglądu, i znika na całe dnie... — Prawie jednym tchem opowiedziała o wszystkich swoich podejrzeniach wobec siostry.
Nene wysłuchała opowieści i z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej bladła, a jej oczy nerwowo biegały po całym pokoju. Zaciskała ręce na kolanach.
— Ciocia jest czarownicom — stwierdziła z zadowoleniem Terka.
— Nie opowiadaj głupstw, kochanie, idź się pobaw trochę dalej — skarciła ją matka, po czym powiedziała do Łucji. — Ty też nie opowiadaj.
— Ale... z Anną dzieje się coś dziwnego! — zawołała Łucja. — Nie zaprzeczysz temu. Ona ostatnio bardzo ci ufa i jeśli ktoś może jej pomóc, to tylko ty.
Nene potrząsnęła głową.
— Masz rację, wiem coś o Annie i mogę cię zapewnić, że ona w żaden sposób nie współpracuje z Ja... Czarownicą. Anna zajmuje się czymś bardzo ważnym dla siebie, ale jest pod dobrą ochroną i nie musisz się o nią obawiać. Najlepsze, co możesz zrobić, to jej zaufać.
— Mam się nie przejmować, że moja siostra robi coś, o czym nikomu nie chce mówić? — zawołała Łucja. — Dlaczego, skoro to podobno nic złego?
— Czasem pewne rzeczy po prostu powinny pozostać tajemnicą. Nie każdy musi wiedzieć wszystko o wszystkim — przekonywała ją Nene. — Nie wszystko trzeba od początku do końca zbadać i przenalizować szkiełkiem i okiem.
Łucja westchnęła. Najwidoczniej z jakiegoś powodu nikt się z nią nie liczył i nie uważał za osobę godną zaufania. Dobrze, że przynajmniej Nene potwierdziła, że Anna nie ma nic wspólnego z Czarownicą. Ona z pewnością nie kryłaby takiego czegoś.
Wyszła z domu siostry smutna i zamyślona. Miała wrażenie, że ludzie, którzy dawno byli jej najbliżsi, teraz odsuwali się od niej.
Przebiegła na drugą stronę drogi, żeby nikt z przechodniów nie zauważył łez, które napłynęły do jej oczu. Czuła się samotna i niechciana. Całe życie starała się wspierać swoje siostry, czasem zapominać o własnych chęciach, byle tylko im było dobrze, a teraz okazało się, że nie jest godna, by z nią rozmawiać.
— Łucja, coś się stało? — Usłyszała za sobą głos Eryka.
,,Co za świat, akurat muszę na niego wpadać, gdy obiecałam Annie, że nie będziemy już rozmawiać" pomyślała.
— Nie, nic po prostu... Trochę mi smutno bez powodu — odpowiedziała i otarła łzy. — Chyba każdemu czasem jest, prawda?
— Tak, racja. — Skinął głową chłopak. — Ale może lepiej o tym z kimś porozmawiać? Już kiedyś mi mówiłaś, że nie masz komu się zwierzać.
— Chyba wolę nie, nawet nie wiedziałabym, co powiedzieć. — Łucja spuściła wzrok. Miała wrażenie, że zachowała się podobnie, jak Anna i Nene wobec niej.
— To może lepiej ci będzie, jeśli nie zostaniesz sama? — drążył Eryk. — Możesz wejść do nas na chwilę, mama się bardzo ucieszy. Ona cię lubi.
Łucja zmieszała się. Nawet jeśli Anna deklarowała, że nie kochała naprawdę Eryka, chodzenie samej do domu byłego narzeczonego siostry nie wydawało się jej czymś właściwym i odpowiednim. Ale Eryk przynajmniej się nią przejął i chciał spędzać z nią czas, a nie kazał zdać się jej na wiarę i nie przejmować.
— Właściwie to... bardzo chętnie.
Jesień coraz mocniej opanowywała Wisuny. Zielone liście opadły z drzew albo zmieniły barwę na pomarańczową czy brązową, na gałęziach pojawiły się jabłka i śliwki, a trawa wyschła. Chłopi zbierali ziemniaki i obsiewali pola żytem. Październik zbliżał się ku końcowi.
,,Niedługo Dziady, moja moc powinna wzrosnąć" myślała Jarosława, leżąc na łóżku w swojej chacie. ,,Wtedy pokażę im, co potrafię. Szkoda tylko, że tamta banda prawdopodobnie działa razem, a ja nie mam nikogo do pomocy. Wszyscy, którzy mogliby mi pomóc, odeszli albo się z nimi pokłóciłam. Ale cóż, nie będę godziła się na wszystko".
Całe życie z kimś walczyła. Jako młoda dziewczyna o magicznych mocach musiała wciąż rywalizować z Prusami i ich bóstwami, potem Germanami i Krzyżakami, w końcu katolikami i luteranami. Na tych ziemiach było zbyt wiele sprzecznych sił i można było albo to tolerować i pozwalać innym się panoszyć albo z tym walczyć. Ona nie zamierzała zachowywać się jak jakaś owieczka i wszystkim ustępować.
,,Nawet boginie im ustąpiły" pomyślała z pogardą. ,,Nie zasługują na swoje tytuły. To ja powinnam wszystkim rządzić".
Z trudem zwlekła się z łóżka i poszła szukać swojego kotła.
— Musimy przygotować wiele rzeczy, gdy przyjedzie do nas Danusia z dziećmi i mężem — tłumaczyła Aleksandra swoim córkom w kuchni. – Biedna, nie ma żadnej pomocy, zapakujemy jej trochę zapasów.
Anna pokiwała głową, urabiając mąkę na ciasto. Danuta była trzecią z sióstr i razem z mężem mieszkała w innej wsi. Jej małżonek był sporo starszy i przez większość czasu twierdził, że nie ma na nic siły, więc Danusia musiała urabiać sobie ręce po łokcie, żeby ich gospodarstwo funkcjonowało, a dzieci miały co włożyć do ust. Szczęściem w nieszczęściu było to, że pan Maurycy w poprzednim małżeństwie dochował się dwóch córek, które kochały macochę i chętnie pomagały jej we wszystkim.
,,Całe życie jej współczułam, że musi żyć z kimś tak starym" pomyślała nagle Anna. ,,A potem prawie sama wyszłam za kogoś, kto ma o wiele więcej lat niż pan Maurycy".
Zrobiło jej się słabo. Od ostatniej rozmowy nie widywała Króla i wolała o nim nie pamiętać. Wyjaśnili sobie wszystko, on nie miał do niej żalu, ani ona do niego. Powinna zapomnieć o tamtej awanturze i skupić się na czymś nowym, a nie do końca życia rozpamiętywać jakiś nieudany ,,romans". Musiała też więcej czasu poświęcać domowym sprawom. Łucja miała rację, jej ostatnie zachowanie było podejrzane. Chciała w końcu się zmienić i wynagrodzić rodzinie przykrości, a tymczasem znów ich unikała i wzbudzała podejrzenia.
,,Anno, czy możesz się z nami spotkać?" usłyszała w głowie głos Marzanny. ,,Dowiedzieliśmy się niepokojących rzeczy i chcemy ustalić plan działania na Dziady. Chcielibyśmy się zebrać wieczorem".
,,Dobrze" odpowiedziała od razu Anna. ,,Postaram się wyrwać z domu".
Zacisnęła mocno ręce na cieście. Ciężko będzie jej wyjść z domu wieczorem, nie było to specjalnie bezpieczne, ani też spotykane o tej porze roku. Z pewnością wzbudzi zdziwienie rodziny. Zadrżała na myśl, że do końca życia będzie musiała zmagać się z kłamstwami i ukrywać, kim naprawdę jest.
Kiedy Anna i Nene po raz kolejny przekroczyły próg kryjówki boginek, pierwszym, co rzuciło im się w oczy, to większa ilość zgromadzonych istot. Już sama obecność Króla Bełdan przyprawiła Annę o szybsze bicie serca, ale fakt, że przyprowadził ze sobą jeszcze pięć... osób, nieco ją zszokowała.
— Dobrze was widzieć — powitała je Marzanna. — Dzisiaj spotykamy się w większym gronie. Za jakiś czas może jeszcze ktoś do nas dołączy.
— Czy to jacyś... bogowie? — Nene niepewnie wskazała na zebranych.
,,Dla niej to chyba jeszcze trudniejsze niż dla mnie" pomyślała Anna. ,,Wolałaby wrócić do domu i spokojnie żyć z Piotrkiem i dziećmi, ale robi to wszystko dla mnie".
— Nie, jeszcze tego by brakowało — odpowiedział niski osobnik o niebieskawej skórze i włosach przypominających wodorosty. — Ja jestem Miłosz i jestem wodnikiem. To są Gorazd, ognik, specjalista od mocy ognia, jak sama nazwa wskazuje... — Poklepał po ramieniu wysokiego mężczyznę o kasztanowych, długich włosach. — To jest Przyboj, umie panować nad wiatrem. — Pokazał na bardzo bladego mężczyznę o prawie białej czuprynie. — A to są Damroka, rusałka, zajmuje się ziemią i roślinami, oraz dziwożona Włada, największa specjalistka od wody w tych stronach.
— Poza mną — dodała zgryźliwie Żywia.
Włada wyróżniała się na tle innych zebranych, nie wyglądała pięknie, młodo i uwodzicielsko. Miała pomarszczoną, suchą skórę, długie siwe włosy i była nienaturalnie chuda, jedynie jej obwisłe piersi odstawały od sylwetki. Na dźwięk słów topielicy zachichotała złośliwie.
— Och, wy młodzi i wasza pewność siebie.
— Jesteś ode mnie jakieś sto lat starsza, więc nie mów mi, co mam robić — odburknęła Żywia.
— Uspokójcie się — poprosiła je łagodnie Damroka. Miała rude włosy, delikatne rysy twarzy i jakiś spokój w sobie. Trochę przypominała Świetę. — Możemy przejść do dyskusji?
— Tak, już. — Marzanna zajęła miejsce u szczytu stołu. — Jak wiecie, za kilka dni obchodzimy Dziady. Podział między naszym światem a Nawią zostanie zachwiany, staniemy się wrażliwsi na magię i łatwiej będzie korzystać z mocy duchów.
Anna zadrżała i przysunęła się bliżej Nene. Wiedziała, że legendy i opowieści są pełne mrocznych historii, niebezpieczeństwo czai się na każdym kroku. Przeczytała wszystkie części ,,Dziadów" i razem z siostrami bawiła się, powtarzając ,,Ciemno wszędzie, głucho wszędzie". Ale Guślarz rzucający ziarenka czy nawet Widmo Złego Pana brzmiało delikatniej niż to, o czym mówiła Marzanna.
Dopiero teraz zauważyła, że przypadkowo stanęła pomiędzy siostrą a Nadarem. Król chyba zauważył jej zdenerwowanie, bo posłał jej spokojne spojrzenie, a potem dotknął jej ręki. Zrobiło się jej ciepło, nie tak gorąco i paląco, jak czasem przy nim, ale dobrze i przyjemnie, jak przy kominku. Jednak po chwili Nadar cofnął dłoń.
— Sprawdziliśmy i mamy podstawy sądzić, że magia tej wiedźmy ma się lepiej, a w Dziady będzie jej łatwiej — odezwał się Przyboj. — Prawdopodobnie będzie chciała rzucać zaklęcia przeklinające tę wieś, może wykorzystać dusze, które uciekną z Nawii i są źle nastawione do wieśniaków, chrześcijan czy Prusów.
— Prusów? — zdziwiła się Nene. — Oni wymarli.
— Nic na świecie nie wymiera — odpowiedziała Dziewanna. — Zmienia tylko formę. W waszej wsi żyje wielu ludzi, którzy nie nazywają się Prusami, ale nie zmienią krwi, która płynie w ich żyłach. Ale wróćmy do tematu.
— Tak — zgodziła się jej siostra. — Wy, Anno i Heleno, zadbajcie o waszych bliskich. Niech bez potrzeby nie wychodzą z domów, zwłaszcza w nocy. A dzień przed Dziadami spotkamy się i spróbujemy objąć wioskę czarem ochronnym. Mam nadzieję, że się uda.
Anna pokiwała głową. Coraz mocniej uświadamiała sobie powagę sytuacji. To już nie będzie zabawa i ,,spełnianie się" w czymś nowym. Od jej umiejętności i siły zależało bezpieczeństwo wioski. A przecież zupełnie nie czuła się bohaterką.
Witajcie w kolejnym rozdziale :) Przyznam, że ostatnie dni miałam dość skomplikowane i pisałąm ten rozdział bardzo na raty, więc pewnie nie wyszedł idealnie, jest trochę przejściowy i w przyszłości będę go poprawiać, ale mam nadzieję, że umilił Wam czas. W kolejnym obchodzimy Dziady :)
Jak wspominałam, wiem, że zaniedbałam trochę wątek fantastyczny na rzecz romantycznego i jest to do naprawienia w korekcie, ale liczę, że ostateczne konfrontacje bohaterów przedstawię ciekawie i się Wam spodobają.
Trzymajcie się i do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top