Rozdział pierwszy. Brzydka Anna.


Lecą ptacy, lecą daleko

Niech mój smutek wezmą

I niech z nim ucieką

Niech z nim ucieką daleko...

Józef Ignacy Kraszewski ,,Pieśń Jaruhy" (ze ,,Starej baśni")


Młoda dziewczyna stała na środku pokoju ubrana w długą białą suknię z krótkimi bufiastymi rękawami. Dekolt był wyszywany koronką, a spódnica zdobiona złotymi przesmykami. Na ciemnych prostych włosach nosiła wianek z jasnoróżowych kwiatów.

— Szkoda, że nie pozwoliłyście mojej pokojowej uczesać Kasi — skomentowała jej starsza siostra Felicja. — Robi piękne koczki albo loczki.

— Wszystkie dziewczyny na wsi noszą warkocze na ślubie, nie chcemy chyba, żeby śmiano się z naszej Kasi — upomniała ją matka.

— Gdybyście pozwoliły mi urządzić jej wesele w Olsztynie, śmiano by się z warkoczy — prychnęła Felicja. Sama dumnie prezentowała ufryzowane w loki jasne włosy, a jej kształtne ciało opinała zamówiona specjalnie na tę okazję czerwona suknia zdobiona perełkami przy dekolcie. — Ale takiej sukni nie będzie miała żadna panna we wsi. Sprowadzona aż z Warszawy — dodała z miną znawczyni.

— Prosiłam, żebyś się nie wykosztowywała! — odezwała się nagle Katarzyna. — Myślisz, że kiedy mnie i Wojtka będzie stać na oddanie ci za to?

— To mój mąż płaci, mnie nie trzeba nic oddawać — odparła lekko Fela. — A ja muszę mieć pewność, że moja rodzina wygląda godnie. Wszystkie prezentujecie się pięknie – zapewniła i rozejrzała się po jedenastu siostrach, w końcu zatrzymując wzrok na najmłodszej. — A Anna...

— Felka! — skarciła ją najstarsza Barbara. — Jak ośmielasz się tak mówić?

Anna nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę, a jej włosy opadły tak, że nie można było dostrzec rysów jej twarzy. Nie sądziła, by ktoś pragnął je oglądać.

— Nawet nie dałaś mi dokończyć. Chciałam tylko powiedzieć, że Anna potrzebuje moich specjalnych porad. Jak się nie chodzi do modystki, to nic się nie wie.

Felicja przeszła prężnym krokiem przez cały pokój, po czym złapała najmłodszą siostrą za łokieć i zmusiła ją do siadu na krzesełku przed lustrem.

— Felciu, przestań, nie lubię na siebie patrzeć — poprosiła Anna, potrząsając głową.

Nie mogła patrzeć na samą siebie, nie liczyła więc, że ktoś zdoła uznać ją za przynajmniej przeciętną. Brzydziła się swojej trupio bladej cery, na której od czasu pojawiały się plamy czy krucze łapki, jakby była starą kobietą, a nie siedemnastoletnią dziewczyną. Nienawidziła wyłupiastych szaroniebieskich oczu i krzywych ust oraz zadartego nosa. Unosił się tak wysoko do góry, że wydawało się to nienaturalne. Nawet włosy nie mogły jej pocieszyć, bo były zbyt rzadkie, by ich jasny kolor dał radę przyciągnąć wzrok.

— Kosmyki powinny opadać ci na policzki, o tak — mówiła Felicja, przeczesując owe ,,kłaki". — A jeden niech zostanie na czole, to się wyróżnia. Myślisz, że ja jestem piękna? Mam zbyt szerokie usta i grubą twarz. Ale wiem, w czym tkwi sekret kobiecości. Nie chodzi o wygląd. Trzeba po prostu być niezapomnianą — rzekła tonem znawcy. — No, możemy iść. — Z zadowoleniem przyjrzała się swemu dziełu. — Muszę zobaczyć, jak wystroiłyście kościół.

Anna stała pod ścianą w wiejskiej gospodzie i przyglądała się brykającym po sali siostrom. Była z nich najmłodsza i wcale nie czuła się mądra, ale gdy one bawiły się i korzystały z życia, ona chowała się przed ludźmi. Jej wygląd albo budził przerażenie, albo śmiech, wolała więc unikać konfrontacji z innymi mieszkańcami Wisun. Czasem zastanawiała się, czy nie lepiej było wstąpić do klasztoru, gdzie oglądałyby ją tylko inne zakonnice, ale one pewnie też gardziłyby jej wyglądem i uznałyby to za znak diabła.

— Aniu, idź do innych dziewcząt — poprosiła ją druga starszeństwem siostra, Celina, która jako żona medyka zawsze siedziała przy drzwiach na wypadek, gdyby ktoś we wsi zaczął rodzić albo umierać. — Jesteś młoda, pobaw się trochę.

— A ty co robiłaś w tym wieku? — odparła burkliwie Anna.

— Czytałam książki przyrodnicze i wszyscy uważali mnie za dziwadło — roześmiała się pokonana Celina. — Ale ty chyba do tego nie tęsknisz.

Anna westchnęła. Oczywiście, chciałaby móc znaleźć się wśród młodzieży, potańczyć przed żydowską kapelą i wziąć udział w weselnych zabawach. Ale to wiązałoby się z głupimi spojrzeniami i przytykami na temat jej wyglądu, które nie znudziły się ludziom przez całe lata. Nie miała na to sił.

Na rozmowę z Celiną także nie miała, więc rzeczywiście opuściła swoje miejsce i przeniosła się w inny kąt karczmy. Przechodząc, usłyszała rozmowy kilku staruszek pilnujących stołów z mięsem.

— To dziecko z każdym rokiem jest coraz brzydsze. A przecież ma takie ładne siostry.

— To prawda, najbardziej śliczne są Asia i Helenka. Na Anię aż przykro patrzeć.

— Moje wnusie boją się przechodzić koło chaty Mikołajczyków, żeby nie widzieć tej maszkary. Kto widział, żeby kobita urodziła takie dziecko?

— Może to nie kobita. Aleksandra i Mikołaj to dobre ludzie, Pan Bóg by ich tak nie pokarał. Mówią... mówią, że to nasza Czarownica wydała z siebie dziecię diabła i podmieniła za prawdziwą córkę Oleńki.

Anna zatrzymała się i przylgnęła do ściany. Zabrakło jej tchu i pociemniało jej przed oczami jak w chwilach słabości. Czy nawet kobiety, które co niedziela zasiadały w kościelnych ławach i pierwsze chodziły na procesji, gardziły nią z powodu czegoś, na co nie miała wpływu? Czy była tak brzydka, że nie przypominała nawet człowieka? Czy urodzenie jej było tak wielką hańbą, że należało zdjąć ją z jej matki i wmówić w czarownicę, której każdy się bał?

Gdy poczuła się lepiej, dyskretnie pobiegła w kierunku drzwi i uciekła z karczmy. Nie chciała spędzić już ani chwili z tymi ludźmi. Po co, skoro tak nią gardzili i bali się jej?

Chodziła mokrymi od rosy trawami, nie zważając na to, że ubrudzi buty i odświętną sukienkę. Żadne ubranie nie zmieni jej brzydoty. Nie bała się też, że ktoś może ją napaść i skrzywdzić. Nikt nie zwróci uwagi na taką szkaradę, a jeśli rozerwałby ją jakiś wściekły pies albo zagubiony dzik, nikomu nie byłoby jej szkoda. Rodzice pewnie odetchnęliby z ulgą. Nie zasługiwali na słuchanie takich plotek z powodu braku urody swojej córki.

Dobiegła do jeziora Bełdany, usiadła na brzegu i rozpłakała się. Krople spadały z jej oczu, mącąc wzrok, a Anna miała nadzieję, że razem z nimi wypłynie cały jej żal, ból i upokorzenie. Nie robiłoby się jej jednak ani trochę lżej. Zawsze będzie brzydką ,,córką czarownicy". Wstydem rodziców i sióstr. Dzieci będą uciekać na drugą stronę, gdy ujrzą ją na dróżce. Młodzieńcy będą z niej drwić, a dziewczęta unikać jej, chyba że z litości i sympatii do jej rodzeństwa.

,,Chcę umrzeć" pomyślała, wpatrując się w wodę. ,,Chciałabym umrzeć w wodzie jak bohaterki książek Ewy, jak Ofelia i Elsinoe."

Wyciągnęła rękę i włożyła ją do wody, chcąc się upewnić, czy jest ona tak zimna, że śmierć okazałaby się ciężka. Przeraźliwie bała się bólu i nieprzyjemności fizycznych.

Nagle usłyszała jakieś szmery i natychmiast podniosła się z trawy. Chyba jednak atak zwierząt też budził w niej strach. Nie zobaczyła jednak spuszczonego z budy, agresywnego psa, a wysokiego, bladego mężczyznę ubranego w czarną, przylegającą do ciała szatę.

Miał ciemne półdługie włosy opadające mu nonszalancko na czoło. W świetle księżyca Anna mogła dostrzec ciemnoszare oczy i lekki zarost na wyrazistej szczęce. ,,Pan" mógł być od niej z piętnaście lat starszy, ale i tak uznała, że nie widziała nigdy nikogo przystojniejszego. Budził w niej jednak więcej strachu niż uroku. Nie znała go, nie pochodził ze wsi i miał w sobie coś szatańskiego.

— Potrzebujesz pomocy, panienko? — zapytał głębokim głosem, a skórę Anny przeszedł dreszcz.

— Nie, za to powinnam wrócić do rodziny... — odpowiedziała cicho Anna i już miała pobiec do karczmy, gdy poślizgnęła się na mokrym kamieniu i straciła równowagę.

,,Pan" doskoczył do niej, złapał ją w talii i powstrzymał przed upadkiem. Następnie posadził ją ponownie na trawie obok siebie i zwrócił się do niej łagodnie:

— Wszystko dobrze? Nic nie złamałaś?

— Nie, bo mnie pan złapał — przypomniała Anna. Dopiero teraz, gdy szok minął, zrozumiała, że została objęta przez mężczyznę. Pierwszy i zapewne ostatni raz w życiu. — Dziękuję.

Serce nadal biło jej mocno, a oddech nienaturalnie przyśpieszał. Nie wiedziała, czy przez jej wypadek, czy obecność obcego mężczyzny, który na swój sposób ją przerażał, ale ponieważ jako jeden z nielicznych nie odwracał się od niej z obrzydzeniem, czuła, że powinna wykorzystać tę chwilę na rozmowę i zdobycie jakiegoś poczucia przynależności.

— Jestem z siebie dumny — zapewnił ,,pan" i odgarnął jej kosmyk z włosów, psując fryzurę Felicji.

Anna zadrżała i zamknęła oczy. Wiedziała, że rodzice uznaliby za szczyt nieodpowiedzialności, że rozmawia z obcym człowiekiem i daje mu się dotykać, a wiejska społeczność dopowiedziałaby do tego historię o jej ogromnej rozpuście i nigdy nie znalazłaby już kandydata na męża. Ale nie martwiła się tym. I tak nie miała szans na zamążpójście, a w tym momencie nikt inny nie ofiarował jej żadnej dobroci.

,,Dlaczego on tak na mnie patrzy?" myślała, gdy ich oczy spotkały się i utkwiły w sobie, jak dwa ogniki odbijające się na powierzchni jeziora. ,,Jestem brzydka, obrzydliwa. Sama nie mogę patrzeć w swe odbicie. Dlaczego on nie odwraca twarzy?".

— Powiesz coś? — zapytał mężczyzna.

— Szukam w głowie wierszy — szepnęła Anna. We wsi nieco drwiono ze skłonności jej i siostry do wiedzy, ale ten człowiek na pewno wieśniakiem nie był. Przypominał jej trochę dżentelmenów, których spotykała, gdy Felicja zaprosiła ją do Olsztyna. Może jej szwagier zabrał ze sobą do Wisun przyjaciela?

— Wierszy? — zaśmiał się z niedowierzeniem mężczyzna, ale nie było to drwiące.

— Wierszy o księżycu. Ja sama nie umiem mówić nic mądrego — wyjaśniła Anna. — Moja siostra nauczycielka by mi pomogła, ale...

Przerwał jej donośny głos ojca nawołujący ,,Anno, Anno!". Dziewczyna pojęła, że rodzice zauważyli jej nieobecność i zaniepokojeni wyruszyli w pogoń za nią.

,,Mogli zastać mnie martwą" westchnęła w myślach. ,,Gdyby nie ten pan, kto wie, co bym zrobiła".

Podniosła się i rzekła do towarzysza:

— Wróci pan ze mną na wesele? Rodzice będą wdzięczni, że ktoś mi pomógł.

— Obawiam się, że nie jest to towarzystwo dla mnie. Mam nadzieję, że jeszcze się ujrzymy, moja Anno — odpowiedział mężczyzna i ruszył na przeciwległy brzeg jeziora. Annie nie udało się dojrzeć, skąd przybywał. I nawet nie zauważyła, że odgadł jej imię, chociaż się nie przedstawiła.

— Gdzieś ty chodziła? — Matka powitała ją krzykiem. — W nocy łatwo się utopić.

,,Chciałam się utopić" prawie odpowiedziała Anna, ale powstrzymywała się. Po co dręczyć rodziców w dzień wesela ich córki?

— Było mi duszno i poszłam zażyć świeżego powietrza — skłamała gładko. — Nie lubię tłumów.

— Trzeba było nas uprzedzić — skarcił ją ojciec, ale po chwili objął ją ramionami, a Anna poczuła się dobrze i bezpiecznie.

Na szczęście, jej nieobecność poza rodzicami zobaczyły tylko dwie bliższe jej wiekiem siostry, Łucja i Małgosia. Pierwsza od razu chwyciła ją w ramiona i pocałowała w policzek, ale Małgorzata narzekała, że Anna próbuje sabotować wesele.

— Zawsze musisz zwracać na siebie uwagę? Nie możesz chociaż raz siedzieć w spokoju?

— Przecież mnie tu nie było, Małgoś, więc jak miałam zwrócić na siebie uwagę? — spytała ironicznie Anna. Czasem zupełnie szczerze myślała, że nie lubi Małgorzaty.

— Małgosiu, nie bądź zła na siostrę, przecież nie zrobiła nic złego — upomniała córkę Aleksandra.

— Bo nikt tego nie zauważył, ale gdyby tak było, każdy zacząłby opowiadać, że Anna znowu szaleje i ucieka z wesela siostry. Chyba jest ważne, co ludzie o nas myślą?

Nikt jej nie odpowiedział, bo zmęczona tym krótkim monologiem Łucja postanowiła rozdzielić siostry i wyprowadziła Annę na środek karczmy do towarzystwa swoich przyjaciół. Ona nigdy nie musiała narzekać na samotność. Każdy lubił jej żywość, wesołość i jednocześnie łagodność.

— Anno, jaką masz piękną suknię! — Klasnęła w ręce Luiza, córka pastora. Po tylu latach znajomości z Łucją prawie bezbłędnie ukrywała odstręczenie twarzą młodszej z sióstr. — Felicja zamówiła ci w Olsztynie, prawda? Ja też chciałam, ale tata się nie zgodził.

— I tak jesteś tu najpiękniejsza — powiedział do niej płowowłosy Konrad, syn owdowiałej pani Reszke. Annę nawet to nie zabolało, bo wiedziała, że młodzieniec zaleca się do Luizy.

— Możemy skończyć tę bardzo ambitną rozmowę o sukniach i urodzie? — przerwał mu starszy brat, Eryk.

Według Anny był najpiękniejszym chłopakiem w wiosce – wysoki i smukły, z jasnymi loczkami, zielonymi oczami i delikatnymi, ale wciąż męskimi rysami. Wyróżniał się także wiedzą, gdyż pani Reszke nie szczędziła pieniędzy na edukację synów, oraz przyjaznym usposobieniem. Nigdy jej nie wyśmiewał i nie rzucał jej kąśliwych uwag, chociaż podczas rozmów często odwracał wzrok.

— Tak, możemy — zgodził się Konrad, gdy orkiestra zaczęła grać kolejną, spokojną melodię. — Zabieram moją damę do tańca i tam będę mówił o jej urodzie, ile mi się tylko podoba. — Wziął Luizę za rękę i poprowadził na środek.

— On zwariował — stwierdził Eryk. — Pastor go w końcu rozszarpie. Nigdy nie wyda córki za katolika. O ile Konrad uznaje takie instytucje jak małżeństwa...

— Może wyda — zasugerowała nieśmiało Łucja. — W końcu jego wikariusz ożenił się z naszą Heleną.

— Pastorzy nie wybierają wikarym żon, ale córkom mężów już tak — odparł Eryk i westchnął ciężko. Następnie spojrzał na Annę łagodnie i spytał. — Masz ochotę zatańczyć, Aniu? Byle z dala od mojego brata.

Serce Anny zabiło mocno w piersi. Miała już siedemnaście lat, ale nie przypominała sobie, by tańczyła z kimś innym niż ojciec i szwagrowie. A Eryk był podziwiany za urodę i wykształcenie, wiele wisuńskich dziewcząt oddałoby duszę za jeden wyraz uwagi od niego. Ale on wybrał ją, chociaż musiał wiedzieć, że każdy, kto znajduje się obok brzydkiej Anny, natychmiast pada ofiarą publicznej obmowy. Potraktował ją nawet lepiej niż ,,pan" znad rzeki. I chyba był od niego bliższy i bardziej realny.

— Oczywiście. — Uśmiechnęła się promiennie, co tylko wykrzywiło jej twarz. — Mam ogromną.

I jesteśmy po pierwszym rozdziale, mam nadzieję, że zdążyliśmy już wstępnie poznać bohaterów :) Dajcie koniecznie znać, co sądzicie, czy kogoś polubiliście, a może macie już jakieś swoje shipy?

Dajcie też znać, jak się podoba Wam długość rozdziału. Osoby, które mnie znają, wiedzą, że zazwyczaj gustuję w dłuższej objętości, ale tutaj nie chciałabym, żeby kolejne części były bardzo długie, bo piszę też jeszcze jedną pracę, która jest znacznie obszerniejsza i nie chciałabym robić kłopotów osobom, które czytają je obie. Nie wyobrażam sobie za bardzo skracać rozdziałów ,,Greków", bo wojna trojańska po prostu jest obszerną historią, a nie chcę, żeby wyszło mi sto rozdziałów... natomiast baśń o czarownicy znad Bełdan jest krótka, chociaż moja wersja i tak będzie poszerzona o dodatkowe wątki. Jednak mój styl jest dość ,,rozwlekły" i potrzebuję czasu, żeby przejść do sedna, więc chciałam zapytać, czy przy takiej długości ten rozdział miał dla Was jakąś akcję, postacie zostałoy zarysowane,itp.

Na koniec ciekawostka: wspomniana Elsinoe to postać z ,,Irydiona" Krasińskiego. Jeśli ktoś tego nie zna, to akcja dzieje się w starożytnym Rzymie, a tytułowy bohater to Grek dążący do odzyskania niepodległości przez swoją ojczyznę. Dąży do celu po trupach, więc postanawia oddać swoją siostrę Elsinoe jako ,,nałożnicę-szpiega" na dwór cesarza Heliogabala (chociaż historycznie to on raczej wolałby samego Irydiona, ale ciii, w prawdziwej historii szatan też po Rzymie nie spacerował). Przy pierwszej rozmowie Elsi deklaruje cesarzowi, że tak naprawdę go nienawidzi i nigdy mu nie ulegnie, a on zaczyna się z nią kłócić i mówić, że mógłby ją zmusić do wszystkiego... po czym stwierdza, że jednak tego nie zrobi i zaczeka, aż ona sama zechce. I chyba zechciała, bo pod koniec sztuki Elsinoe ma ogromne rozterki w związku z tym, że ma zgubić człowieka, który jako pierwszy przeżył z nią bliskie chwile i raczej nie chodzi o przytulenie. Ostatecznie Heliogabal umiera, wyznając, że zawsze kochał Elsinoe, a Irydiona uważał za brata. Irydion idzie nadal rozwalać wszystko z pomocą szatana, a Elsinoe uświadomiwszy sobie, że cesarz był jej prawdziwą miłością, postanawia utopić się w Tybrze. I tak wszyscy są nieszczęśliwi, jak w romantyzmie przystało.

To nie było zamierzone, ale historia pary Elsinoe i Heliogabal całkiem pasuje do jednego wątku, który się tu pojawi ;)

Rozdział z dedykacją dla , która ma ze mną krzyż pański, wysłuchując moich teorii i rozterek, ale jeszcze mnie znosi, za co dziękuję <3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top