Rozdział dziewiętnasty. Anna i Król.
Von Krolock
W zatraceniu wolność jest
Tylko we mnie ją odnajdziesz
Co dręczyło cię we śnie
Tu zachwyci cię na jawie
Gdy ze mną zanurzysz się w mrok
Między otchłań a blask
Zapomnisz o rozdarciu, zatrzyma się czas
Owinę cię swym cieniem i rozpalę żar
Ty jesteś owym cudem, co światy łączy dwa
Sara
Me serce to dynamit, tylko iskry mu brak
https://youtu.be/nZkQem-UsRk
(To opko powstało też po to, żeby wykorzystać tę piosenkę XD)
Kiedy Anna ponownie przekroczyła próg swojego domu, matka podawała już kolację. Dziewczyna spokojnie się przywitała i zajęła miejsce przy stole. Miała szczerą nadzieję, że wygląd jej twarzy, włosów i sukienki nie zdradza zbyt wyraźnie tego, czym niedawno się zajmowała.
— Jak minął spacer, kochanie? — zapytała Aleksandra.
— Bardzo dobrze — odpowiedziała Anna. ,,Chyba znalazłam ci nowego zięcia. Jest starszy niż ty" dodała w myślach.
— Tak szybko przestałaś bać się naszej wsi? — zadrwiła Małgorzata. — Dwa dni temu twierdziłaś, że nigdy już nie wyjdziesz z domu.
— Ja przynajmniej próbuję zrobić coś dobrego, a nie tylko denerwuję wszystkich wokół! — wrzasnęła na nią Anna.
Mikołaj i Aleksandra posłali sobie zasmucone spojrzenia, jak zawsze, kiedy uświadamiali sobie, że dwie z ich córek właściwie się nie lubią. Natomiast Łucja, która zawsze próbowała łagodzić konflikty, teraz tylko siedziała i w milczeniu spożywała chleb z dżemem. Dopiero po jedzeniu zwróciła się do Anny:
— Możemy porozmawiać przed domem? O czymś ważnym.
— Niech będzie — zgodziła się lekko Anna. O czym ważnym mogła w końcu mówić prostoduszna, łagodna Łucja? Z pewnością nawet nie śniła o tym, co przeżyła jej siostra i do czego okazała się wolna.
Wyszły z domu i usiadły na ławce w ogródku. Niebo nie stało się jeszcze całkowicie granatowe, ale pojawiło się na nim kilka małych gwiazdek. Anna odruchowo uniosła głowę do góry i przypomniała sobie moment, kiedy Nadar pokazywał jej gwiazdozbiór Lelum i Polelum.
,,Jeszcze się okaże, że to była wróżba i urodzę bliźniaki" pomyślała nagle. ,,O ile w ogóle wyjdę za kogokolwiek".
— Rozmawiałam z Luizą. Jest załamana zniknięciem Konrada — wyjaśniła Łucja. — Szczególnie że... wcześniej z nim zerwała.
,,A więc ona naprawdę doszła do wniosku, że mógł czuć coś do mnie" zrozumiała Anna. Nieświadomie weszła między nich. Jara to wyczuła.
— Bardzo mi przykro — szepnęła. — Byli ładną parą.
— Naprawdę tak uważasz? — dopytywała Łucja.
— Tak! Dlaczego mam sądzić inaczej? — Anna próbowała grać spokojną i obojętną, ale przychodziło jej to z coraz większym trudem.
— Powiem wprost. — Łucja zaczerpnęła powietrza. — Luiza uważa, że od dłuższego czasu Konrad był bardziej zainteresowany tobą niż nią. Dlatego z nim zerwała. Stwierdziła, że w przeciwnym wypadku będzie za bardzo cierpieć. Powiedz mi, czy to prawda? Naprawdę flirtowałaś z Konradem, chociaż żadne z was nie było wolne?
Anna zacisnęła pięści i spuściła wzrok. Przyzwyczaiła się, że Łucja zawsze ją wspiera, akceptuje jej strach i nadwrażliwość, broni jej, nigdy nie ocenia. Co prawda, nadal nie wyczuwała od niej złości, ale nie wiedziała, czy po wyjaśnieniu siostra weźmie stronę jej czy Luizy. Po raz pierwszy nie była tego pewna.
— Konrad próbował robić na mnie wrażenie, a ja rzeczywiście pozwalałam mu się adorować... Był dla mnie taki podły przez te wszystkie lata, że uznałam, że mu się odpłacę. Ale nigdy nie zdradziłabym Eryka!
,,Pierwsze kłamstwo" pomyślała. ,,Robię to bez przerwy".
— Takie subtelne adorowanie może zranić tak samo jak pocałunek czy coś jeszcze poważniejszego — skarciła ją Łucja. — Luizę zraniło. Przecież wiedziałaś, jak ona go kocha, jak jest gotowa sprzeciwić się ojcu dla miłości...
— To nie ja deklarowałam Luizie wierność i miłość, to wina Konrada! — broniła się Anna. Chłopak, dla którego kilka godzin wcześniej była gotowa poświęcić swoją wolność, teraz znów napawał ją złością. — On nie nadaje się na głowę rodziny. Powinna się cieszyć, że się go pozbyła.
Łucja otworzyła szeroko swoje orzechowe oczy i spojrzała na siostrę z niedowierzeniem.
— Jak możesz mówić o tym tak nieczule? Nie masz dla nich odrobiny współczucia?
— A czy Luiza miała współczucie dla mnie, gdy przez tyle lat wyszydzano mnie i upokarzano? — Anna nie wytrzymała i zerwała się z ławki.
— Ona tego nie robiła!
— Ale nie robiła też nic, żeby mi pomóc!
Łucja także podniosła się i spróbowała złapać Annę za rękę, ale ta odskoczyła od niej.
Kochała siostrę i nie chciała się z nią kłócić, niszczyć jednej z nielicznych nici porozumienia, jakie zawiązała. Pragnęłaby dostać od niej wsparcie i ciepło, ale rozumiała też, że o większości rzeczy w swoim nowym życiu nie może z nią rozmawiać. Ukrywała przed nią prawdę o sobie, rozmawiały jedynie na luźne, niezobowiązujące tematy. W pewnym sensie oddaliły się od siebie.
— Chcę, żebyś wiedziała, że nigdy nie próbowałam uwodzić Konrada anirozdzielać go z Luizą — powiedziała w końcu. — Mam nadzieję, że mi uwierzysz —dodała, po czym poszła w kierunku drzwi.
Przez całą noc Anna bezsennie przewracała się w pościeli. Serce jej pękało na myśl, że ukochana siostra zraziła się do niej i w ten sposób kolejna osoba ją potępiła. Była z tym wszystkim sama, prawie nikt jej nie rozumiał i nie wspierał. Od wszystkich tylko słyszała, że jest głupia i podejmuje złe decyzje. Sprawiało to, że znowu wędrowała myślami do Króla Bełdan. Gdyby opowiedziała mu o tym, na pewno wziąłby ją w ramiona, powiedział, że ją kocha i nie pozwoli jej nikomu skrzywdzić. Jakaś cząstka jej naprawdę szczerze chciała z nim odejść, przeżyć życie w jeziorze i nie próbować już dopasować się do Wisun i zdobywać aprobaty wieśniaków. Nadar powiedział, że zwrócił na nią uwagę, bo są do siebie podobni, a więc może w jego królestwie jest więcej takich istot i czułaby się tam bezpieczniej. A nawet jeśli dotknęłaby ją niechęć, miałaby obok kogoś, kto uważał ją za najwspanialszą kobietę na ziemi i zrobiłby dla niej wszystko.
,,Ale nie mogę z nim odejść" przekonywała się. ,,Miałam tylko udawać, żeby uwolnił Eryka. To jego przecież kocham". Postanowiła jednak nie myśleć o poprzednim narzeczonym. Nie byłoby to uczciwe, skoro nadal czuła na ciele pocałunki innego.
Nawet gdyby Eryk nie istniał, i tak nie odeszłaby do Jeziora. Miałaby zostawić swoją rodzinę, rodziców i siostry, wszystko, co znała i kochała, dla jakiegoś świata magii, który ją przerażał? Nie chciała być czarownicą, tym bardziej nie miała zamiaru zostać królową jakiegoś magicznego ludku. To, co czuła do Nadara, było całkowicie zmysłowe, a przecież ona chciała poznać czystą, słodką miłość. Jej dusza kalała się za każdym razem, gdy pozwalała temu mężczyźnie całować swoją szyję i dotykać piersi. Musiała się od tego uwolnić, nawet jeśli głos z tyłu głowy podpowiadała jej, że Król tak łatwo nie zrezygnuje, a Eryk po powrocie z jeziora także może nie być taki sam.
Loch na dnie Bełdan podobnie jak inne pomieszczenia w Pałacu utrzymany był w kolorach bieli i błękitu, a ściany zdobiły małe muszelki. Kraty pokryte były czymś błyszczącym i srebrzystym. Przez to dwaj wiejscy młodzieńcy mogliby pomyśleć, że znajdują się w bajkowym pałacu, ale zdecydowanie nie czuli się jak w bajce.
— I po co mi to było... — wzdychał co chwila Konrad. — Chciałem tylko uratować mojego głupiego brata.
— Powiedz raczej, że chciałeś zdobyć Annę — prychnął Eryk. — To ja miałem przynieść tę głupią muszlę, nie ty.
— I gdybyś miał trochę rozumu i złapał jakąś z tych ścian, już by cię tu nie było — zadrwił Konrad.
Dalszą sprzeczkę braci przerwało wejście Króla Bełdan do środka.
— Moglibyście być trochę ciszej — skwitował ich zachowanie. — Przeszkadzacie całemu jeziorowi.
— Niespecjalnie mnie to interesuje, bo wy nie macie prawa w ogóle istnieć — odparł Konrad, skrzyżował ręce i odwrócił głowę. Paradoksalnie trafił do jeziora niedługo po tym, jak deklarował, że nie wierzy w żadne zabobony, ale nie miał zamiaru się poddawać.
— Bardzo mnie to interesuje. — Nadar skrzywił się. — Uwierzcie mi, że chętnie bym was stąd wypuścił i nie oglądał już waszych twarzy, ale niestety nie mogę tego uczynić.
— Nikomu nic nie powiemy — zapewnił Eryk. — Nie chcemy wpaść w kłopoty.
— Niestety, nie mogę uwierzyć wam na słowo. Takie są zasady — odparł chłodno Król. — Moi poddani zadecydowali, że musielibyście złożyć wieczystą przysięgę, a tylko bogowie i boginie mogą ją przyjąć.
— Jeszcze niedawno musiałem wysłuchiwać o wyższości protestantyzmu nad katolicyzmem, a teraz jeszcze pojawiają się jacyś bogowie, czy wszyscy zgłupieli?! — wykrzyknął Konrad.
— Jesteś królem. — Eryk próbował prowadzić spokojną konwersację — Nie możesz ich sprowadzić?
— Postaram się — odpowiedział Nadar.
— To bardzo miło — stwierdził Eryk. — Nie spodziewałem się tego.
— Przestań mu schlebiać! — wrzasnął Konrad. — To coś jest przeciwko naturze.
— Głupota też jest przeciwko naturze. — Przewrócił oczami Król i wyszedł z lochu.
Naprawdę chciał pozbyć się tych ludzi. Konrad go denerwował swoim poczuciem wyższości i głupotą oraz tym, że z jakiegoś powodu postanowił nie akceptować istnienia magii i przekonywał samego siebie, że nawet jeśli to wszystko istnieje, to jest wbrew naturze i dowodem wariactwa. Krew wrzała w nim za każdym razem, gdy myślał, że Anna mogła zwrócić uwagę na takiego kogoś. Ale jeszcze gorsze emocje wzbudzał w nim Eryk. On nie robił nic złego, zachowywał się dość spokojnie, próbował przekonać go do zwrócenia go rodzinie. Łatwiej byłoby go nienawidzić i wierzyć, że skrzywdziłby Annę, a starszy z braci wcale nie wydawał się typem, który zraniłby kobietę.
,,Ale jeśli Jara ma rację i pokochał ją ze względu na magię, to nie miał na to wpływu, a i tak prawda by ją unieszczęśliwiła" przekonywał siebie. Trudno jednak było wierzyć Czarownicy na słowo. Może to on wmawiał sobie, że Eryk nie kocha Anny, aby usprawiedliwić własne działania.
Ale to nie miało już znaczenia. Dziewczyna wybrała jego. Zostanie jego żoną. Tylko do tego czasu musi pozbyć się tych chłopaków.
Kolejnego dnia Anna ponownie wyszła z domu. Nie obchodziło jej już, co powiedzą ludzie z wioski. Miała ważniejsze zadanie, a w ostateczności będzie mogła uciec i zamieszkać w jeziorze.
,,Co ja myślę, jestem chyba szalona" skarciła się w głowie. ,,Przecież to wszystko dąży od tego, że mam uniknąć tego małżeństwa. Muszę znaleźć Świetlanę i Żywię, chyba tylko one pomogą mi od tego uciec".
Spacerowała po obrzeżach wsi, mając nadzieję, że natknie się na którąś z nich. W ostateczności gotowa była nawet zwrócić się do Jarosławy... chociaż to przecież ona zasugerowała jej, że powinna przyjąć uczucia Króla.
— Kogo ja widzę, dawno nie rozmawiałyśmy! — Usłyszała żwawy głos Żywii. Obok topielicy znajdywała się rusałka.
— Przepraszam... Bardzo chciałam się z wami spotkać — wykrztusiła Anna.
— Nie musisz nas przepraszać, wiem, że ostatnio spotkało cię wiele przykrości — odpowiedziała od razu Świetlana. — Ale nie martw się. Dostałyśmy wiadomość od naszej pani. Wkrótce tu przybędzie i porozmawia z Królem Bełdan.
— To ta, której imienia nie chcecie mi zdradzić? Trudno mi zaufać komuś takiemu. — Anna uniosła brew.
— Nie mogę tak po prostu o niej opowiadać, ale gdy ją poznasz, wszystko zrozumiesz — stwierdziła Świetlana. — Prawda, Żywio?
— W takim razie będzie musiała poznać całą prawdę... I wy chyba też... — westchnęła Anna, usiadła na kamieniu i opowiedziała przyjaciółkom całą historię.
— Mówiłam ci, żebyś się od niego trzymała z daleka. — Żywia skomentowała wszystko prychnięciem. — Co ty masz w głowie, dziewczyno, żeby prowokować władcę całej okolicy?
— Nie do końca całej, tylko jeziora — przypomniała Świeta, nerwowo bawiąc się włosami.
— Och, nie broń jej tak. Jeśli ktoś robi coś głupiego, trzeba powiedzieć to jasno! — zawołała Żywia.
Anna spojrzała na rusałkę. Wydała się zasmucona i zamyślona, na pewno nie rozgniewana jak Żywia, ale jej zapewne też nie podobało się to, co usłyszała.
— Nie wiem, co o tym powiedzieć — wyrzekła bardzo powoli Świetlana. — Nie jestem ślepa, zauważyłam, że Król interesuje się Anną, ale uznałam, że to nie może być odwzajemnione, skoro nie chciałaś mnie nic wspólnego ze światem magii... — Kiwnęła głową na Mikołajczykównę.
— Nas nie wyrzuciła, więc jego też może tolerować — skomentowała zgryźliwie Żywia.
— Przestań! — przerwała jej Anna. — Przecież się przyjaźnimy, powinnaś mnie wspierać i powiedzieć, co mam teraz zrobić!
— Teraz? Chyba już nic nie zostało do zrobienia. — Wzruszyła ramionami Żywia i potrząsnęła głową tak, że jej czarne loki opadły na plecy. — Będzie ślub, będą dzieci. Mogę śpiewać na weselu.
— Ale ja nie chcę żadnego ślubu! — krzyknęła Anna. — Przecież przez cały czas miałam wyjść za Eryka!
Żywia uniosła oczy do góry dokładnie w taki sposób, jak ostatnio zrobił to Nadar, a Świetlana poczerwieniała. Trudno było określić, czy ze wstydu, czy z irytacji.
— Anno, Król nie jest ideałem, nikt nie jest, ale to nie znaczy, że wolno go oszukiwać i wykorzystywać. Jeśli nie odwzajemniasz jego uczuć, nie powinnaś dawać mu nadziei. A skoro kochasz Eryka, nie należało zbliżać się do innego mężczyzny. Nie masz prawa za niego decydować. Może on wolałby zostać w jeziorze, ale zachować twoją lojalność.
— Wy nic nie rozumiecie, każdy mnie tu potępia! — wrzasnęła Anna, ukryła twarz w dłoniach i zapłakała.
Została całkiem sama. Nawet osoby, które powinny najlepiej ją rozumieć i które miały ją wspierać, uznały, że to ona jest zła i winna. Czarownica ją wykorzystała. Jej rodzona siostra stanęła po innej stronie, a rodzicom nie mogła powiedzieć prawdy. Eryka i Konrada już prawie nie było. Tak naprawdę chyba tylko Nadar myślał o niej dobrze i chciał jej szczęścia, ale tego nie mogła przyjąć.
— Anno, nie płacz.. — odezwała się łagodnie Świetlana. Nie zdążyła skończyć, bo z oddali ktoś się odezwał:
— Anna?
To była Helena, która najwidoczniej skądś wracała, bo w ręku miała koszyk wypełniony jagodami.
— Rozumiem, że znowu rozmawiacie o magii? — zapytała Nene.
,,No tak, przecież ona jest czarownicą i może widzieć osoby z tamtego świata" pomyślała Anna. Nie spodziewała się, że kiedyś będzie świadkiem konfrontacji siostry z demonami czy boginkami. Przecież Nene została żoną pastora, żeby przed tym uciec.
— I małżeństwach — dodała Żywia.
— Nie rozumiem... — Helena rozluźniła ręce tak, że wypadł z nich kosz.
— Ostatecznie mogę powiedzieć też tobie — zgodziła się niechętnie Anna. — Prawdopodobnie i tak byś się dowiedziała.
— Dobrze, ale może nie tu — odpowiedziała Nene. — Irena zabrała dzieci na targ, a Piotrek jest w zborze. Przez kilka godzin nikogo u mnie nie będzie. Możemy o tym porozmawiać... One też mogą pójść — dopowiedziała po chwili namysłu i wskazała na Świetę i Żywię.
Anna widziała w ostatnim czasie wiele dziwnych rzeczy, ale chyba żadna z nich nie wydawała jej się tak daleka od normalności, jak rusałka i topielica w długich, starodawnych sukniach zajmujące miejsce w jasnym, starannie urządzonym saloniku jej siostry.
— Nie chcę mieszać się do żadnej magii — zadeklarowała od razu Helena, siadając na fotelu. — Ale najwidoczniej Anna chce, a ja mam obowiązek ją chronić.
— Wcale nie chcę! Raczej magia miesza się do mnie! — zaprotestowała Anna.
— Przestańcie — upomniała je Świetlana. — Mamy ważną sprawę do omówienia.
,,Nie ucieknę przed szczerością" pomyślała niechętnie Anna, po czym opowiedziała siostrze całą sytuację.
— Czy nie doszło do ciebie to, co mówiłam, gdy przyznałaś się do... do utrzymywania relacji z tym... tym kimś? — Helena zerwała się z siedzenia. Jej twarz nienaturalnie poczerwieniała, a oczy rozszerzyły się gwałtownie. Teraz rzeczywiście mogła uchodzić za wiedźmę.
— Zrobiłam to, żeby ocalić Eryka i Konrada! — krzyknęła Anna. — Co miałam zrobić? Pozwolić im tam umrzeć?
— I jak to ma im pomóc w uwolnieniu się? — zadrwiła Nene.
— Król będzie się bał, że jeśli zostaną w jeziorze, spróbują mu mnie odebrać, i ich wypuści. A jeśli się nie uda... chyba będę musiała wyjść za niego i sama to uczynić.
Spuściła głowę i zacisnęła ręce. Sama już nie wiedziała, czym napełnia ją taka myśl, ale chciałaby się jej na dobre pozbyć.
— Przed chwilą mówiłaś nam, że nie chcesz tego ślubu — przypomniała jej Żywia.
— Bo nie chcę! Ale nie widzę innego wyjścia! Myślałam, że mi pomożecie! — Machała rękami Anna.
— Jak mamy to zrobić? — zapytała Helena. — Nie znam się na tych waszych sprawkach, ale z tego, co zrozumiałam, Anno... Osobnik, z którym się zaręczyłaś, jest najpotężniejszą istotą w okolicy. Jak mamy go do czegokolwiek przekonać? Skoro nawarzyłaś piwa, musisz je wypić.
Anna coraz mocniej wbijała paznokcie w skórę. Nene zawodziła ją na każdym kroku. Nie wspierała jej, nie rozumiała jej decyzji, nie miała w sobie żadnego współczucia. Teraz jeszcze chciała ją skazać na małżeństwo z królem jeziora, chociaż sama uciekała od magii.
— I jak to sobie wyobrażasz? — zakpiła. — Że wyjdę za niego i będziemy do was przychodzić na herbatkę, a on i Piotrek będą prowadzić dyskusje przy kominku?
— A ty jak to sobie wyobrażasz? — spytała ze śmiertelnie poważną miną Nene.
Anna nie odpowiadała. Sama nie wiedziała, dlaczego zrobiła to wszystko. Początkowo planowała zaproponować Królowi pakt – ona spełni to, czego chciał, a on wypuści braci. Ale gdy odmówił, przebudziły się w niej jakieś dziwne, szalone uczucia, a ona była zbyt słaba i im się poddała. Powtarzała sobie, że jest zwyczajnie samotna i chciała czuć, że komuś na niej zależy, ale skoro zwróciła się w stronę takiego kogoś, to od początku musiała w niej tkwić jakaś mroczna iskra.
— Nie wiem... Nie myślałam o tym, gdy się zgadzałam — wyznała.
— Pytanie też brzmi, dlaczego naprawdę się zgodziłaś — odezwała się cicho Świetlana. — Może ten ślub nie byłby taki zły...
— Byłby! — przerwała jej Anna. — Nie chcę opuszczać mojej wioski, nie chcę żyć w magicznym świecie... Czy naprawdę nie mogę decydować o sobie? Przecież sama Dziewanna mi o tym mówiła!
— Ja się nie zajmuję cudzymi uczuciami, ale im chyba chodzi o to, że w tym momencie zdecydowałaś o zaręczynach z naszym ulubionym królem jeziora. — Żywia popatrzyła na nią, jakby była głupim dzieckiem, któremu trzeba wszystko objaśniać.
Anna prychnęła, ale zrozumiała, że topielica miała rację. Najwidoczniej Świeta i Nene postanowiły insynuować jej jakąś romantyczną miłość.
— Nie kocham go — zaprzeczyła ostro. — Nie tak jak Eryka...
,,Chyba nie" dodała w duszy, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
— Może miłość nie wygląda tak, jak to sobie wyobrażasz? — zasugerowała Świetlana. — On wcale nie jest taki zły, Anno, może jeszcze to rozważ. Byłoby nam razem wesoło.
— To nie ma znaczenia, czy jest dobry, czy zły — odparła Anna. — Należymy do różnych światów i ja już postanowiłam, że nie zasypię tej granicy. — Spojrzała na Nene i jeszcze raz postanowiła zaapelować do jej sumienia. — Proszę, zrób coś! Przecież sama uciekłaś od magii...
— Nie chcę, żebyś zostawała jego żoną — przyznała Nene. — Ale nie możesz ciągle czegoś knuć i nie zważać na konsekwencje. Chyba najlepiej będzie poczekać, co stanie się z braćmi, a potem powiedzieć Królowi, że jednak za niego nie wyjdziesz. To najdojrzalsze wyjście.
Anna zadrżała i całe jej ramiona pokryły się zimną gęsią skórką. Przerażała ją myśl ponownej konfrontacji z Nadarem, zobaczenia jego rozczarowania, smutku, może gniewu. I przerażało ją, że wówczas znowu może spaść na nią jakieś szaleństwo i nie da rady mu odmówić, przez co do śmierci będzie żyła w jeziorze.
— To wszystko przez Jarę! — zawołała ze złością. — Czarownicę! To ona zasugerowała mi, że wtedy ich wypuści...
— Naprawdę nie zauważyłaś, że to głównie ona wpędza cię w tarapaty? — Przewróciła oczami Helena. — Ile jeszcze potrzebujesz dowodów?
— Nie ufam jej... — wykrztusiła Anna. — Już nie...
Twierdziła tak długo, ale teraz zrozumiała, że mimo to i tak jej uległa i uczyniła to, czego chciała Jarosława. Dała się zmanipulować, wmówić sobie wszystko, czego chciała Czarownica.
Pytanie brzmiało: dlaczego tego chciała?
Anna nie miała ochoty na zbyt wiele rozmów z resztą rodziny, więc wieczór także spędziła, snując się po polach, łąkach i brzegu jeziora. Podejrzewała, że gdyby ktoś ją zobaczył, z długimi, rozwianymi włosami, w prostej białej sukni i z rozbieganym spojrzeniem naprawdę mógłby ją wziąć za jednego ze słowiańskich demonów, które kręciły się po świecie i straszyły ludzi. Może niedługo nie będzie się od nich różnić.
W końcu usiadła przy brzegu jeziora i zamoczyła w nim stopy. Woda orzeźwiała, oczyszczała, sprawiała, że czuła się wolna i lekka. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zdjąć z siebie sukienki i nie zanurzyć się, ale wcześniej zdążyła poczuć czyjąś dłoń na policzku.
— Och, to ty. — Obejrzała się i ujrzała Króla Bełdan. Właściwie domyślała się, że go spotka.
— Nie cieszysz się, że mnie spotkałaś? — zapytał on cicho. Następnie nachylił się i musnął jej policzek. — Wczoraj powiedziałaś...
— Wiem, co powiedziałam! — przerwała mu Anna.
Natychmiast tego pożałowała. Wiedziała, że to niemoralne, ale musiała utrzymać go w przekonaniu o małżeństwie, dopóki nie dowie się, czy jest szansa na uwolnienie Eryka i Konrada. Musiała... zachowywać się jak ladacznice, które sprzedają swoje ciało, a nawet robić coś gorszego, bo kupczyła też swoim sercem i duszą. Ale obawiała się, że jeśli potrwa to zbyt długo, za bardzo się jej spodoba.
— Przepraszam — powiedziała cicho. — Po prostu martwię się rozstaniem z moją rodziną.
— Możesz udawać, że gdzieś wyjechałaś, z małżonkiem, i ich odwiedzać — pocieszył ją lekko Król.
— Uważasz, że w naszym świecie rodzice nie poznają męża córki?
— Właściwie... u nas często, jeśli ktoś zawiera małżeństwo, jego rodzice nie żyją już od stuleci — przyznał ze wstydem Nadar. Chyba nigdy wcześniej nie zachowywał się pokornie. — Nie do końca potrafię to zrozumieć. Wybacz mi.
Serce Anny zabiło mocniej. Na pewien sposób było jej go żal. Coś do niej czuł, nie wiedziała, czy to była miłość według jej ludzkich zwyczajów, ale COŚ było. Nie chciał jej skrzywdzić, starał się zasłużyć na zaufanie, a ona już myślała, jak go zawieść.
Wolała o tym za długo nie myśleć, więc zmieniła temat i zapytała:
— A kiedy wasi... ludzie umierają, co się z nimi dzieje?
— Jeśli ktoś nie zamienił się w rusałkę czy topielca, nikt o tym nie wie, bo skąd. — Nadar przewrócił oczami. — Pewnie idą do Nawii.
— Wolałabym, żeby poszli do raju — odpowiedziała nieśmiała Anna.
Przykro było pomyśleć, że jeśli kiedyś umrze, nie spotka już Świetlany czy Żywii, nawet jeśli ostatnio głównie ją irytowały. Z drugiej strony, gdyby okazało się, że ma więcej wspólnego z nimi niż ludźmi z Wisun, nie ujrzałaby sióstr i rodziców.
— To pewnie jedno i to samo. — Nadar wzruszył ramionami.
,,Ja pewnie i tak pójdę do piekła" pomyślała Anna. W ciągu ostatnich miesięcy większość jej czynów trudno było uznać za dobre czy uczciwe. Głównie kłamała i wykorzystywała ludzi. A przecież chciała tylko być piękna i chciana...
— Posłuchaj, jeśli chodzi o tych twoich... przyjaciół... — zaczął.
— Tylko przyjaciół — zapewniła od razu Anna. Chyba to nie był dobry moment na wyznawanie prawdy.
— Jest sposób, żebym mógł ich uwolnić. Nie mogę ci jeszcze powiedzieć jaki, ale myślę, że uda się to za kilka dni — wyjaśnił. — Wrócą do Wisun... a wtedy weźmiemy ślub, prawda?
Spojrzał na nią z nadzieją. Anna miała ochotę zapytać go, czy naprawdę wierzy w jej uczucie, czy zaakceptował propozycję zostania z nim dla uwolnienia chłopców. Nie wydawał się głupi i naiwny, a król to funkcja wymagająca zapewne dużo więcej sprytu i przenikliwości nić burmistrz czy sołtys. Dlaczego więc tak łatwo uwierzył w to, że zmieniła zdanie na temat jego, Eryka i tego wszystkiego?
— Tak. — Pokiwała głową. — Zdążę przywyknąć do tej myśli.
— Myślisz, że będzie tak źle?
— Nie, oczywiście, że nie! — zaprotestowała Anna.
Nie wiedziała, co zrobić, jak wybrnąć się z tej niezręcznej sytuacji, żeby nie wzbudzić podejrzeń, więc uniosła głowę i pocałowała Króla. To chyba go przekonało, bo przytulił ją mocno i obsypał równie namiętnymi, żarliwymi pocałunkami, co wczoraj.
— Posłuchaj... — Przerwała mu, gdy z ust przeszedł do jej szyi i dekoltu.
Nie chciała mu się oddawać. W końcu nie miała zamiaru za niego wychodzić, a taki czyn za bardzo przypieczętowałby ich związek, sprawiłby, że do końca życia czułaby się mu coś winna. Nie wiedziała też, czy powinna wyjść jednak za Eryka, ale jeśli kiedyś... w jakichś okolicznościach... poślubiłaby kogoś innego, bałaby się konsekwencji. We wsi od czasu do czasu plotkowano o dziewczynach, które mąż po ślubie odsyłał do domów albo bił dzień w dzień, bo odkrył, że nie zachowała dla niego czystości. Najgorszy zaś los spotykał te, które nie uchroniły się przed poczęciem dziecka.
— Ja wiem, rozumiem. — Skinął głową Nadar. — Coś tam jednak wiem o waszych zwyczajach — zażartował i pogłaskał ją po włosach. — Z tego, co rozumiem, uważacie to za niegodne i niebezpieczne, głównie dla kobiet. — Ponownie przyciągnął ją do siebie. — Postaram się nie zapomnieć i to uszanować. — Zbliżył usta do jej ucha i wyszeptał bardzo cicho. — Wynagrodzę to sobie już niedługo.
Uff... To chyba najdłuższy do tej pory rozdział XD Przepraszam, następne na bank będą krótsze XD Mam jednak nadzieję, że się Wam podobał, chociaż pewnie chcecie zabić Annę.
Ale za to trzech amantów w końcu się spotkało!
Wspomniana tu Nawia to słowiańskie zaświaty (i tyle samo co Wyraj), miejsce spoczynku dusz, zarządzane przez boga Welesa.
Jak myślicie, jak potoczą się losy bohaterów? Dojdzie w końcu do któregokolwiek z planowanych ślubów Anny czy ostatecznie wszyscy kopną ją w cztery litery? XD
Rozdział z dedykacją dla - dziękuję Ci za wszystkie gwiazdki i komentarze <3
Trzymajcie się i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top