Rozdział dwudziesty trzeci. Nowe szanse.


Zapętlony w koło rytm, nie chce już powielać nic
Zamarzałam sobie tak, lecz nie zauważył nikt
Zasłonięte oczy mgłą, widzę tylko tak na metr
Gdzie szaman, gdzie mój płomień, gdzie wilczy pęd
Gdzie szaman, gdzie mój płomień, gdzie wilczy pęd

Patrycja Markowska ,,Wilczy pęd"


— Co u Anny? — Konrad wszedł do pokoju brata. — Nadal wielka miłość kwitnie?

— Zamknij się — prychnął Eryk. — Nie jesteś już dla mnie partnerem do rozmowy. Najpierw próbowałeś odebrać mi narzeczoną, a potem tak ją obraziłeś!

Konrad zacisnął wargi. Jego oczy zdradzały ogromny monolog wewnętrzny.

— Nigdy nie chciałem jej uwieść. Kocham Luizę. W moim sercu nie ma żadnych innych uczuć... — wydusił. Usiadł obok brata i złapał go za rękę. — Powiedz... Ona tak się zmieniła przez jakąś magię? Coś związanego z tym dziwnym królem jeziora i panią w czarnej sukni?

— To magia tych korali — przyznał niechętnie Eryk. — Ale niosły też przekleństwo, więc je wyrzuciła. Jej życie i szczęście są ważniejsze niż uroda.

Konrad klasnął w dłonie i zeskoczył z łóżka. Z zadowoleniem spojrzał na brata i powiedział:

— Te korale musiały mnie jakoś urzec... Rozkochać w Annie, to nie było prawdziwe. Tak naprawdę kocham Luizę i nigdy świadomie jej nie skrzywdziłem!

— Czy ty jesteś mądry? — oburzył się Eryk. — Rozmawiamy o Annie, a ty nagle o Luizie...

— Wszystko mogę naprawić, bo nie zrobiłem nic złego! — krzyczał z satysfakcją Konrad. — Muszę biec do Luizy! Przecież ja ją kocham! — powiedział z mocą i pewnością, a potem wybiegł z pomieszczenia.

Eryk westchnął i opadł na poduszkę. Był zły na brata, obwiniał go, ale tak naprawdę sam nie wiedział, o co. Teoretycznie teraz zniknął jako rywal do serca Anny, ale czy to miało znaczenie, skoro on sam nie potrafił już myśleć o dziewczynie z czułością? Chyba tak naprawdę wściekał się na siebie i przeniósł to uczucie na Konrada. Wściekał się, że nie czuje już podekscytowania i fascynacji na myśl o Annie, ale głęboki smutek. Żałował tego wszystkiego, co przeszła i nadal będzie przechodzić, nic poza tym. Czy był płytki i próżny i całkowicie zapomniał o uczuciach, gdy Anna odzyskała brzydką twarz? Przecież nie brzydziła go, nie odpychała. Patrzyło się na nią przykro, ale to nie było najważniejsze.

,,Może Konrad ma rację" pomyślał z niechęcią. ,,Może ta miłość była wywołana magią i teraz zniknęła".

Nie wierzył, by Anna świadomie nim manipulowała. Czarownica prawdopodobnie oszukała ich oboje, wykorzystując pragnienie akceptacji dziewczyny. W takim razie nie mógł skrzywdzić biedaczki. Nigdy nie powie wprost, że tak naprawdę jej nie kocha.

,,Zostanę z nią, dam jej opiekę i troskę" postanowił. ,,A miłość... na pewno przyjdzie z czasem".

Anna wiedziała, że w domu zebrały się wszystkie pozostałe we wsi siostry i stały pod drzwiami, jakby była śmiertelnie chora. Nie słyszała, o czym konkretnie mówią i nie chciała słyszeć. Na pewno wszystkie były zszokowane i przerażone, teraz wiedziała i czuła, że ją kochają i myślą o jej dobru. Ale wolała nie słyszeć podejrzeń i spekulacji.

Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Prosiła, by nikogo nie wpuszczać, toteż wcale nie zareagowała. Jednak dźwięk nie ustawał, więc w końcu zniechęcona krzyknęła, że jest otwarte. Do pokoju weszła Helena.

— Siostrzyczko... — wykrztusiła Nene, a jej głos pobrzmiewał troską i czułością.

— Chyba miałaś rację. — Anna uderzyła głową o poduszkę. — Te korale nie przyniosły nic dobrego. Tylko wplątałam się w awanturę, zniszczyłam sobie opinię, a ostatecznie moja brzydota wróciła.

Nene nic nie odpowiadała, tylko podeszła do łóżka siostry, usiadła na nim i wzięła jej rękę.

— Byłam na ciebie zła, ale nigdy nie życzyłam ci nieszczęścia. Chciałabym ci pomóc. Opowiesz mi, jak do tego doszło?

Anna niechętnie spełniła prośbę.

— Dobrze, że wyrzuciłaś korale. Nie wierzę, że Czarownica nie planowała nic złego — podsumowała usłyszaną opowieść Nene. — Ale przykro mi, że znów... wyglądasz tak. — Zaczerwieniła się. — I że będziesz musiała się z tego tłumaczyć.

— Myślałam, że Eryk mi pomoże, że razem damy radę pokonać przeciwności — odpowiedziała Anna. — Ale teraz widzę, że on już mnie nie kocha. Nie wiem, czy to była magia korali, czy po prostu nie może na mnie patrzeć... Ale chyba nie mam prawa za dużo od niego wymagać, skoro go zdradziłam.

Helena otwierała oczy coraz szerzej, słuchając wyznania siostry. Jeszcze niedawno Anna tak uparcie twierdziła, że miała do wszystkiego prawa i to ona jest poszkodowaną. Jej nagła skrucha wydawała się niewiarygodna.

— Na razie o tym nie myśl. Musimy wpaść na pomysł, jak pozbyć się Czarownicy i nie wzbudzić nadmiernej ciekawości sąsiadów — poprosiła siostrę. — I chyba nawet mam plan...

Helena i Irena zmierzały w stronę domu, gdy ta pierwsza dostrzegła stojącą przy dróżce rusałkę Świetlanę. Bawiła się włosami i patrzyła na nią tak wyczekująco, że Nene musiała wiedzieć, czego oczekuje. Ona pewnie też martwiła się o Annę.

— Posłuchaj... Muszę pójść jeszcze do sklepu — powiedziała Nene do bliźniaczki. — Wracaj do domu, ja potem do was dołączę.

— Pójdę z tobą — zaproponowała Irena.

— Nie, musisz powiedzieć Piotrkowi i dzieciom, co z Anną. Na pewno się martwią — poprosiła Nene. Wiele razy zastanawiała się, czy nie powiedzieć siostrze o swoich ukrytych mocach, ale za każdym razem stwierdzała, że nie może jej tym obciążać. W rezultacie okłamywała kolejną bliską osobę. Powtarzała sobie, że robi to dla ich dobra, ale czasem zastanawiała się, czy Irka lub Piotrek też by tak uznali.

Po przekonaniu bliźniaczki udała się w stronę Świetlany. Na szczęście, gdy znalazła się obok, Irena zdążyła zniknąć za zakrętem.

— Słyszałam, że Anna straciła korale — zaczęła z miejsca Świeta. — Żywia zaszantażowała sługę Króla Bełdan...

— Widzę, że Żywia jest lepsza niż Bismarck — skomentowała zgryźliwie Nene. — Tak, Anna wyrzuciła swoje korale i znowu jest brzydka. Myślę, że lepiej dla niej było się tego pozbyć, ale gdy sąsiedzi zauważą jej zmianę, pewnie spotkają ją kolejne przykrości. Dlatego uważam, że powinna wyjechać stąd na jakiś czas i wrócić, gdy wszystkie pogłoski z nią związane ucichną.

— Niech postąpi, jak uważa, ale chciałybyśmy, żeby wcześniej jeszcze raz spotkała się... z naszą panią. To jest, Marzanną. Chciałaby upewnić się, czy na Annie nadal nie tkwią jakieś czary — wyjaśniła cicho Świetlana.

Nene nerwowo rąbek spódnicy. Przez wiele lat unikała magii, nie chciała mieć z nią nic wspólnego, potępiła Annę za to, że dała się w to wciągnąć. Najchętniej udałaby, że wszystkie te rzeczy się nie zdarzyły, ale wtedy jej siostra nadal byłaby w niebezpieczeństwie. Skoro istniała szansa, że Czarownica lub ktokolwiek inny nadal używa mocy przeciwko Annie, należało się z tym zmierzyć.

— Dobrze. Postaram się namówić rodziców i Annę, żeby wyszła ze mną wieczorem. Spotkamy się pod lasem, dobrze?

— Dobrze. — Ucieszyła się Świetlana. — To dobrze, że tak dbasz o siostrę.

,,To chyba nic dziwnego" pomyślała Nene. ,,Czy ona była pewna, że nie zgodzę się na cokolwiek związanego z magią?".

Helena ubłagała rodziców, aby Anna mogła zostać na kilka dni u niej. Nadal zostawała kwestia ukrycia tajemnicy przed Piotrkiem, Ireną i dziećmi, ale uznała, że i tak łatwiej będzie wyprowadzić jej siostrę w nocy.

Kiedy wydawało się, że cały dom zapadł w sen, Nene ostrożnie podniosła się z łóżka i weszła do pokoju, gdzie spały Anna i Irena. Potrząsnęła ramieniem młodszej siostry. Anna uniosła głowę, ale jednocześnie obudziła Irkę.

— Co wy wyprawiacie? — zapytała.

— Nic ważnego, śpij — poprosiła Nene. — Przepraszam, że ci przeszkodziłyśmy.

— Jeśli coś się dzieje, to mi powiedzcie. — Irena bezceremonialnie usiadła na pościeli i w blasku księżyca posłała siostrom zawadiackie spojrzenia. — Czekam.

— Musimy gdzieś wyjść, ale to nic ważnego, ty po prostu śpij! — zawołała Anna.

Miała tego serdecznie dość. I tak nie wierzyła, że ktokolwiek da jej radę pomóc, ale skoro musiała stawić się przed Marzanną, to chciała to zrobić jak najszybciej, a nie jeszcze wykłócać się z Ireną.

— Gdzie można wychodzić w nocy? — prychnęła Irka. — Będziecie odprawiać jakieś leśne rytuały?

Anna i Helena nie odpowiedziały. Ich romantyczna, marzycielska siostra nie musiała wiedzieć, jak blisko była prawdy.

— Nie mówcie, że tak! — Irena przyglądała im się przez chwilę, a w końcu klasnęła w dłonie. — To by było cudowne!

— Nie gadaj bredni, i to pod dachem pastora — upomniała ją Nene, ale niezbyt srogo.

— To nie brednie. Ja wierzę w magię i zaklęcia.

— Jeśli w tej chwili nie wyjdziemy, to nigdzie się już nie ruszę — przerwała im Anna. — I tak zniosłam wystarczająco dużo upokorzeń! Nie zmartwię się, jeśli nigdy już nie wyjdę z domu!

Taka deklaracja zrobiła wrażenie nawet na Irenie, która pokornie przesunęła się, aby ułatwić siostrom wyjście.

— Ale gdy wrócicie, będę żądała wyjaśnień! Dużo zniosę, ale nie cierpię być okłamywana.

Anna i Helena odetchnęły z ulgą, gdy pod płotem czekała na nich Żywia. Nie uśmiechały im się samotne spacery po nocy, nawet jeśli był to jedyny czas, gdy Anna odważyła się pokazać.

— Marzanna już wszystko wie i chce się z tobą spotkać — powiedziała topielica do Anny. — Może zemści się na tej paskudnej starusze.

— Paskudna to jestem ja... — mruknęła niechętnie Anna.

Nie wiedziała, czy żałuje, czy też nie wyrzucenia korali. Przyniosły jej tyle cierpienia i bólu, że na myśl o ich braku czuła się lekka i wolna, potem jednak znów nachodziły ją wspomnienia o tym, jak traktowano ją, gdy była brzydka. Wydawało się, że w żadnym momencie nie było dobrego wyboru. Nie wierzyła już, że spotka ją jeszcze cokolwiek radosnego i naprawdę coraz poważniej myślała o usunięciu się do klasztoru.

— Nie przesadzaj. — Wzruszyła ramionami Żywia.

,,Jak ona może nie brzydzić się kogoś, kto wygląda tak jak ja?" zdziwiła się w duchu Anna. ,,Ale może to dlatego, że na co dzień widuje różne dziwne stworzenia tak jak te z Nocy Kupały. W końcu Nadar też nie bał się mojego wyglądu...".

Coś ukłuło ją w sercu. Jakby dopiero teraz w pełni uświadomiła sobie, jak go skrzywdziła. Może nie kochał jej tak, jak od dziecka pragnęła być kochana, ale miał dla niej uczucie. A ona go zraniła i oszukała. Naprawdę potraktowała go, jakby nie miał duszy i żadnych emocji.

Wcześniej jakoś łatwiej było o tym nie myśleć i się tłumaczyć. Od kiedy wyrzuciła korale, dręczyły ją nieustanny smutek i poczucie winy. Jeśli to potrwa dłużej, chyba nie przetrwa.

Razem z Nene i Żywią szły lasem w mroczną, chmurną noc, ale nawet nie miała czasu zdobyć się na strach czy obawy, a przynajmniej nie przed tym, co mogło grozić dziewczynie. Bała się przede wszystkim spotkania z Marzanną i tego, co usłyszy z jej ust. Tego, czy jest dla niej nadzieja, chociaż ona nie widziała już żadnej drogi.

Nie zwróciła też uwagi na wejście do schronienia czarownicy i nie interesowała się tym, że Nene co jakiś czas wydawała z siebie pełne zdumienia lub zachwytu okrzyki. Czuła się jak we śnie i wybudziła się dopiero, gdy znalazły się w głównym pokoju, gdzie czekały już Marzanna i Świetlana.

— Witaj, Anno — przywitała ją boginka. — I witaj, Heleno.

— Helena to była Kurcewiczówna, ja jestem Nene.

Anna w końcu mogła rozejrzeć się dookoła i nie uszło jej uwagi, że siostra wydaje się mocno niespokojna i zmieszana, jakby cała jej pewność siebie pastorowej gdzieś uleciała.

— Nie znałyście się? — spytała, chcąc przerwać ciszę.

— Nie. Twoja siostra widziała się tylko z Dziewanną — odpowiedziała Marzanna i podeszła do Mikołajczykówny. Przyglądała jej się spokojnie i uważnie, bez śladu wstrętu czy strachu. Podobnie było ze Świetą – na jej twarzy nie odbiła się ani odrobina szoku.

Bogini wyglądała teraz chyba jeszcze piękniej niż ostatnim razem. Miała na sobie długą granatową suknię, która lekko połyskiwała, jakby wyszyto na niej gwiazdy. Jej blada cera przypominała lśniący marmur, ale zielone oczy lśniły życiem.

— Jestem obrzydliwa, prawda? — zapytała w końcu Anna. Nie mogła znieść tego uporczywego przyglądania się sobie bez emocji.

— Masz nałożony bardzo silny czar, aż nim emanujesz — oceniła Marzanna.

— Czar? — powtórzyła Helena. — Ale wyrzuciła korale!

Marzanna obeszła dokładnie Annę, raz zamykając, a potem znów otwierając oczy. W końcu powiedziała:

— Nie jest w żadnym przedmiocie. Po prostu cala twoja postać emanuje czarem.

Usiadła na krześle, posłała Annie poważne spojrzenie i wyjaśniła:

— Pewnie zauważyłaś, że ja, Żywia czy Świetlana nie jesteśmy zaskoczone twoim wyglądem, czy tym, co uważasz za swój wygląd. Otóż magiczne istoty potrafią dostrzegać coś przez czar i w rezultacie nie wydajesz się tak brzydka, jak sama uważasz.

Anna poczuła, jak po jej ciele przechodzą zimne dreszcze. Czy usłyszała, że nie była naprawdę brzydka? To dlatego Świetlana nie bała się jej wyglądu, a Nadar stwierdził, że wcale nie wyglądała tak źle?

Od dzieciństwa postrzegała siebie tylko przez pryzmat swojego wyglądu, tego że była brzydka i odpychająca. Teraz miało się okazać, że to wszystko było kłamstwo i narzucono jej coś, co nigdy nie miało z nią nic wspólnego?

— Dlaczego ktoś miałby zaczarować Annę? — wydusiła Nene.

— Pewnie to ta starucha Jarosława — odpowiedziała od razu Żywia, znacząco się krzywiąc.

— Nie oceniajmy pochopnie — poprosiła Świeta. — Niestety, wielu z naszych czasami rzuca na ludzi uroki dla zabawy.

Annie coraz trudniej słuchało się tego wszystkiego. Aż zasłabła i pociemniało jej przed oczami, a Nene i Żywia musiały pomóc jej usiąść na drugim krześle.

— Niestety, obawiam się, że Żywia może mieć rację. Rozmawiałam z Jarą i nie ufam jej — wyznała Marzanna. — Musimy dokładnie zbadać tę sprawę i upewnić się, że Anna jest całkowicie bezpieczna. — Wyciągnęła rękę do dziewczyny i uśmiechnęła się. — Jesteś pod moją opieką. Upewnię się, że nie dzieje się z tobą nic złego.

— Co mam teraz zrobić? — spytała Anna.

— Musimy zdjąć z ciebie czar. Jest potężny i wywiera ogromny wpływ, więc nie możemy tego zrobić ot tak, będę potrzebowała Dziewanny. Dzisiaj ją wezwę. Powinna przybyć w ciągu paru dni.

Nene nadal wyglądała na przestraszoną i niepewną, ale zapewniła:

— Zadbam przez ten czas o Annę. Może zostać w moim domu, tak żeby nikt jej nie niepokoił.

— Dziękuję, Hel... Nene — odpowiedziała łagodnie Marzanna. — Jesteś dobrą dziewczyną. Spodziewałam się, że możesz wyrazić sprzeciw, bo moja siostra...

— Wiem — przerwała jej Nene. — Nie ufam magii i jest tocoś, od czego chciałam uciec. Całe życie. — Zerknęła na Annę i przez chwilęsiostry patrzyły na siebie z uwagą i skupieniem, jakby wspominając wszystkie minionelata. — Ale skoro coś ma chociaż odrobinę poprawić los mojej małej siostrzyczki,to nie mam wyjścia i muszę w tym dopomóc.


Przepraszam Was bardzo, że tyle musieliście czekać na nowy rozdział! Niestety, koniec września i początek października były bardzo bolesne i stresujące i tak naprawdę dopiero od nowa wdrażam się w takie regularne, dłuższe pisanie. Drugim problemem była sama historia i to, że doszliśmy do momentu, gdzie w zamyśle bohaterowie mają przejść największe przemiany i obawiam się, że nie wyjdzie mi to wiarygodnie, więc odwlekałam to w czasie, chociaż wiem, że to nie jest dobry sposób, bo nie poprawisz czegoś, co nie jest nawet napisane.

Mam nadzieję, że się Wam podobało i jesteście ciekawi, co będzie dalej! Obiecuję, że kolejny rozdział na bank pojawi się wcześniej niż później :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top