Rozdział czterdziesty siódmy. Wielka misja.
Jeśli ruszysz kiedyś w góry
I usłyszysz kawek płacz
Lub zobaczysz w locie kruka
Szarpanego tam przez wiatr
Pójdziesz po rozkwitłym wrzosie
W zachodniego wichru szloch
To zrozumiesz
Gdzie naprawdę drzemie zło
GreenWood ,,Przeklęte Logo"
— Do misji zostały wylosowane Żywia, Świetlana i Damroka — ogłosił Dalwin. — Czy jesteście gotowe do wykonania zadania?
— Tak — odpowiedziały wspólnym głosem rusałki, a Żywia dopowiedziała:
— Ja chętnie od razu wykończę to babsko.
Większość ,,zgromadzenia" zareagowała na to śmiechem, ale Marzanna zmarszczyła czoło i popatrzyła z powagą na topielicę.
— Jeśli zajdzie konieczność, oczywiście będą dozwolone drastyczne środki... Ale pragnęłabym, aby to wszystko przebiegło bezkrwawo.
— Przecież zgodziliśmy się, że ona nie może dłużej żyć — przypomniała z ironią Żywia.
— Jeśli jej moc wygaśnie, nie chcę, żeby doszło do morderstwa — odparła Marzanna. — Oczywiście, jeśli nie dojdzie do najgorszego z jej strony.
Żywia niechętnie westchnęła i skrzyżowała ręce.
— A ja chciałbym wiedzieć, dlaczego na niebezpieczną misję wysyła się trzy kobiety. Co jeśli coś im się stanie? Weźmiemy to na swoje sumienie?
To był Gorazd. Anna nie zauważyła jego wcześniejszych reakcji, ale teraz powstał z miejsca i zacisnął ręce w pięści.
— Przecież wszyscy się zgodziliśmy na podział według losowania — przypomniał mu Dalwin. — A dziewczęta mają potężne moce. Dadzą radę.
— Wszystko będzie dobrze. Nie jesteśmy delikatnymi kwiatuszkami. — Żywia przewróciła oczami.
— Ty zachowujesz się jak babochłop, więc o ciebie się nie martwię — prychnął Gorazd.
— Uznam to za komplement — odcięła się topielica.
— Proszę, nie kłóćcie się. — Świetlana podeszła do Gorazda i popatrzyła na niego łagodnie. — Ja i Damroka damy sobie radę. Mamy różne talenty, więc będziemy się wspierać.
— Dokładnie — poparła ją Damroka. — Bardzo lubimy być pożyteczne.
— Ech, dobrze. Mam nadzieję, że nie będziecie żałować — skomentował Gorazd i rozłożył ręce, co chyba miało oznaczać, że wszyscy są przeciwko niemu.
Anna uściskała przyjaciółki, nawet Damrokę, bo ją także bardzo polubiła. Życzyła im powiedzenia i obiecała, że będzie się modlić za powodzenie ich wyzwania. Nie wiedziała, czy ma to dla nich znaczenie, ale podziękowały jej.
Gdy wychodziła z ich ,,sali posiedzeń", przed nią szli Gorazd i Przyboj. Ognik nadal nie pogodził się z zignorowaniem jego obaw i nie krył się z tym.
— Przecież ta kobieta ma z dwa tysiące lat i nie cofnie się przed magią, która jest uważana za przeklętą. Nie powinno się do niej posyłać samych kobiet. Wszyscy tu są całkowicie niepoważni.
— Och, uspokój się, rycerzu! — zadrwił Przyboj. — Nie będą się biły z nią na pięści, poza tym one też wiele potrafią. Doceniaj kobiety, bo nie będą cię lubić. One wcale nie lubią być ratowane.
— Nie będę słuchał twoich żartów. Idę odpocząć u siebie — odburknął Gorazd i odszedł w inną stronę.
Anna była tak zaskoczona, że nawet nie zauważyła, jak stanęła i po prostu wsłuchiwała się w tę rozmowę. Przyboj odwrócił się do niej i posłał jej ironiczne spojrzenie.
— Co, panienko? Zabawna sytuacja, prawda?
— Przepraszam, nie chciałam podsłuchiwać — wybąkała Mikołajczykówna. — Po prostu to wszystko mnie zdziwiło.
Nie chciała spowiadać się Przybojowi, który nieustannie z niej kpił i jej umniejszał. Wiedziała też, że powinna wyzbyć się wiejskiej mentalności plotkowania i mieszania się w cudze sprawy, ale naprawdę była zaskoczona. Do tej pory wydawało jej się, że Gorazd jest bardzo chłodny i surowy, rzadko wyraża swoje emocje i nie interesuje się istotami wokół. Nie pasowało to do jego ognistej mocy, dopiero teraz poczuła w nim... jakiś płomień.
— Miłość jest odpowiedzią na wszystko — zaśmiał się Przyboj. — Chyba coś o tym wiesz.
— Co? W kim on jest niby zakochany? — Anna przechyliła głowę. — W Damroce?
To miałoby sens. Co prawda, Gorazd pewnie wiedział, że Damroka nie jest zainteresowana mężczyznami, ale to wyjaśniałoby jego niechęć do Żywii i troskę o trzy demonki. Obawiał się o Damrokę i chciałby ją chronić albo zastąpić na misji. Uważał, że Żywia troszczy się o rusałkę mniej. To musi być okrutne kochać kogoś, kto nie będzie nigdy mógł tego odwzajemnić.
— Ty jesteś taka naiwna czy tylko udajesz, żeby coś osiągnąć? — Przyboj spojrzał na Annę z pogardą.
— Mam nadzieję, że ani jedno, ani drugie. — Tym razem to Anna rozłożyła ręce. — Powiesz mi w końcu, o co chodzi?
— Nie. Zbyt dobrze się bawię, patrząc, jak mało jesteś spostrzegawcza. Zobaczysz, co będzie, gdy nasze damy wrócą — odpowiedział Przyboj, a potem wybuchnął śmiechem.
— Jutro przyjedzie Danusia z panem Maurycym i wszystkimi dziećmi — powiedziała pani Aleksandra przy śniadaniu. — Musimy dokładnie wysprzątać dom, żeby pan Maurycy się nie złościł. Ostatnio narzekał, że cały czas kicha od kurzu.
— Ja jakoś nie narzekam, że on mlaska przy jedzeniu — burknęła Małgosia. — Nie rozumiem, jak Danusia mogła za niego wyjść.
— Biedne dziecko uważało, że jest dla nas ciężarem, a jakoś nie udało jej się znaleźć innego adoratora — westchnął ojciec. — Przekonywaliśmy ją, że nic nie musi, ale ona się uparła.
— Nigdy nie przymuszaliśmy żadnej z naszych córek do małżeństwa — dodała matka. — Wprawdzie rozmawialiśmy z rodziną, że dobrze by było, aby Basia wyszła za Maćka, bo połączy się gospodarstwa i nazwisko przetrwa, ale zapytaliśmy jej wcześniej, czy nie ma nic przeciwko.
— Mężczyźni są okropni — skomentowała Małgosia. — Na przykład Konrad Reszke zmienia ukochaną chyba co tydzień. Nadal wystaje przed plebanią, Łucjo?
Łucja od wczoraj była zatopiona w swoich myślach i prawie nie słuchała rozmowy przy stole. Teraz więc podniosła głowę i zapytała zmieszana:
— Możesz powtórzyć?
— Chyba się nie wyspałaś. — Siostra przewróciła oczami. — Czy Konrad Reszke nadal ugania się za Luizą?
— Podobno nie, teraz wziął się za pracę i postanowił udowodnić, że jest odpowiedzialny — odpowiedziała wymijająco Łucja. — Luiza nie lubi o tym rozmawiać.
— Ale pewnie Eryk ci coś opowiada? Może po świętach przyśle do nas swaty?
Łucja miała ochotę uderzyć Małgorzatę. Najgorsze było to, że ona miała rację. Eryk zapewne z chęcią posłałby do niej swaty, ale ona nie podjęła jeszcze decyzji, czy tego chce. Chciała w spokoju to przemyśleć i zdecydować, co powinna zrobić, a plotki na jej temat oraz złośliwości siostry nie pomagały.
— Małgoniu, uspokój się — skarcił córkę ojciec. — To są sprawy twojej siostry. Ona ma swój rozum.
Łucja uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Być może tatuś też dostrzegł jakąś zmianę w jej zachowaniu, ale potraktował ją spokojnie i z szacunkiem. Była tylko ciekawa, czy według niego związek z Erykiem byłby rozumną decyzją. W końcu to dawny narzeczony Anny... Nawet jeśli rozstali się w zgodzie, w oczach rodziców takie coś mogłoby być nielojalnością. A przecież nie powie im, że Eryk nie zwróciłby uwagi na Annę, gdyby nie czarna magia.
— Dokładnie, bierzmy się lepiej za sprzątanie. Słabo mi na myśl, że pan Maurycy znowu spędzi całą wizytę na narzekaniu. — Pani Aleksandra potrząsnęła głową.
Podczas porządków Łucja miała wiele czasu na myślenie i oczywiście cały czas powtarzała w głowie ostatnią rozmowę z Erykiem. Musiała być szczera wobec samej siebie – jego wyznanie miłości wzbudziło w niej emocje. Nie widziała w nim tylko przyjaciela, jego bliskość sprawiała, że robiło jej się gorąco, a gdy myślała o rozłące z nim, łzy prawie napływały jej do oczu. Coś do niego czuła, ale czy było to poważne i głębokie, czy lekkie jak powiew wiatru? Gdyby upewniła się, że to szczera, głęboka miłość, może potrafiłaby zaryzykować więź z siostrą. Wiedziała już przecież, że Anna miała swoje na sumieniu. Ale jeśli dla Eryka skłóci się z rodziną, po czym okaże się, że to zwykłe zauroczenie?
,,Chciałabym o tym z kimś porozmawiać, z kimś doświadczonym, kto zna się na miłości... Ale żeby ten ktoś udzielił mi dobrej rady, musiałby znać całą historię, wiedzieć o magii, jaka odegrała w tym rolę. Zatem Nene albo Irenka...".
Świetlana, Żywia i Damroka spacerowały po lesie pokrytym śniegiem. Cieszyły się, że nie odczuwały zimna tak jak zwykli ludzie, ale i tak chodzenie po wysokich zaspach nie było przyjemne. Sam widok brzóz i sosen pokrytych białym puchem, który od czasu do czasu opadał z nich na ziemię, był piękny, ale ten spokój i delikatny błysk śniegu nie pasowały do niepokoju, który je dręczył. Przynajmniej rusałki, bo Żywia paliła się do boju.
— Nie mogę się doczekać, aż ten idiota Gorazd zobaczy, jak sobie poradzimy. W końcu, dlaczego nasza trójka miałaby bać się dwóch wiedźm?
— Och, nie denerwuj się już tak z jego powodu — poprosiła Damroka.
— Aż tak się nie denerwuję, bo wiem, o co mu naprawdę chodziło — stwierdziła Żywia. Zerknęła na Świetę. — A ta chodzi ze skromną miną i nic nie rozumie.
— Nie mieszam się w twoje konflikty — odparła Świetlana.
— Ależ ty nie znasz się na świecie. — Topielica potrząsnęła głową. — Nie wiem, czy bardziej ty, czy Anna.
Zanim Świeta zdążyła jakoś ustosunkować się do tej wypowiedzi, Damroka wyciągnęła ręce w stronę towarzyszek i uciszyła je.
— Spokojnie. Jesteśmy przy chacie Jarosławy.
Trzy dziewczyny stanęły naprzeciwko domu i przez chwilę wpatrywały się w niego. Na pierwszy rzut oka nie było tu nic tajemniczego i groźnego. Skromny, drewniany domek w cieniu drzew. Jednak wszystkie, nawet Żywia, obawiały się, co tam zastaną.
— Mamy po prostu stanąć pod oknem i je podglądać? — wydukała Świetlana.
— Niekoniecznie. — Damroka pokręciła głową. — Mam pomysł. — Położyła rękę na jednym z drzew i przymknęła oczy. — Powiedzcie mi, moje siostry — szepnęła. — Czy ktoś jest w tym domu?
Drzewa zakołysały się na wietrze jeszcze mocniej niż przed chwilą. Damroka wciągnęła głęboko powietrze, a jej włosy uniosły się w górę, po czym opadły na twarz.
— Nikogo nie ma — powiedziała. — Musiały pójść... na wieś. — Spuściła głowę.
— Doskonale. — Żywia potarła dłonie. — Zatem chodźmy i rozprawmy się z nimi.
— Ale ich tam nie ma — przypomniała Świetlana i przewróciła oczami.
— Ale na pewno są tak jakieś przedmioty, które Jarosława naznaczyła swoją magią. Jeśli je zniszczymy, jej moc na pewno osłabnie, a może i to babsko umrze na miejscu.
Świeta i Damroka podążyły za Żywią i zbliżyły się do chatki. Jednak gdy pociągnęły za drzwi, nie otworzyły się.
— Oczywiście, musiała zabezpieczyć dom jakimś potężnym czarem — westchnęła Damroka. — Ciekawe, czy moja moc drzewna da sobie z tym radę.
— Próbuj — zachęciła ją Żywia i uśmiechnęła się delikatnie. — Świeta ci pomoże. Też jest przecież rusałką.
— Trochę się boję, ale oczywiście, że pomogę — przytaknęła Świetlana.
Rusałki podały sobie ręce i zamknęły oczy. Damroka szeptała słowa przekonujące, że drzewo zawsze jest dobre i nie może być wykorzystywane do złych celów. Miała nadzieję, że siły natury nie uznają ich pomysłu za włamanie.
Drzwi uchyliły się i dziewczęta weszły do chaty. Wzdrygnęły się na widok ciemnej, brudnej chaty pełnej kurzu i pajęczyn. W domu unosił się także zapach stęchlizny.
— Ciekawe, czy Jara próbuje być taka mroczna, czy po prostu nie lubi sprzątać — zadrwiła Żywia. — Ale patrzcie.
Wskazała na stojący pośrodku chaty kociołek, z którego unosiły się zielonoszare wyziewy. Jej niebieskie oczy błysnęły.
— Pewnie wykorzystuje kocioł do większości swoich czarów — skomentowała. — Idealnie.
Zazwyczaj do magii nie potrzeba było żadnych ,,rekwizytów", czarownice czy demony były nią przepełnione od środka. Jednak jeśli ktoś sięgał do mrocznych czarów, wykraczających poza prawa natury, nieszanujących kręgu życia, nie miałby sił na udźwignięcie tego sam. Magiczny kocioł był najpewniejszym sposobem, że czarna magia zadziała. Oznaczało to, że moce Jarosławy były naprawdę przerażające, ale Żywia poczuła nadzieję.
— To jest zaklęte, uważaj na siebie! — Damroka złapała ją za ramię i przyciągnęła do siebie.
— Spokojnie, nie boję się. — Żywia mrugnęła do niej. — Będę waszym rycerzem w lśniącej zbroi.
Damroka zarumieniła się, ale nie wyglądała na przekonaną. Tymczasem Żywia już odwróciła się i wyciągnęła zaciśniętą pięść w kierunku kotła. Wtedy drzwi uchyliły się.
— Mówiłaś, że twoje czary są nie do przełamania.
Trzy towarzyszki usłyszały prychnięcie. Odwróciły się i zauważyły za sobą pochyloną, siwą postać Jarosławy, a przy niej potarganą kobietę w ciemnej sukni, która zapewne była Lubą.
— Ostatnio jestem słabsza... — wydusiła Jara. Najwidoczniej była w szoku.
— Coraz częściej się to zdarza, prawda? — zadrwiła Żywia. — Pogódź się z faktami. Przegrałaś. Jeszcze chwila...
Położyła rękę na kociołku Jarosławy, ale zaraz go puściła i zasyczała z bólu. Jej ciało przenikało okrutne pieczenie, miała wrażenie, że zaraz wyparzy jej skórę. Jako topielica była bardziej odporna, ale teraz upadła na kolana ze łzami wściekłości w oczach.
— Żywunia! — Krzyk Świetlany i Damroki zmieszał się z pogardliwym śmiechem Jarosławy.
— O czyim końcu mówimy? — zapytała Czarownica zachrypłym głosem. Nachyliła się nad Żywią i uśmiechnęła triumfująco, ukazując zepsute zęby.
— Nie tak szybko — odezwała się Damroka. Zacisnęła mocno powieki i dmuchnęła w stronę Jarosławy i Luby. W chacie uniósł się mocny, ziołowy zapach.
— Mogłabyś tu posprzątać — skomentowała cynicznie Luba, ale zanim Jara zdążyła odpowiedzieć, oczy ich obu się zamknęły i dwie postacie opadły na podłogę.
— To bardzo skomplikowane zaklęcie, będę musiała je odchorować — stwierdziła Damroka. — Ale pośpią jakąś godzinę. Możemy uciekać.
— Skoro śpią, to skorzystajmy z okazji i po prostu je zabijmy — zasugerowała Żywia. — Chyba teraz sytuacja naprawdę tego wymaga.
— Nie, przestań robić z siebie bohaterkę! — wrzasnęła Świetlana. — Sytuacja wymaga, żeby zapewnić ci pomoc, więc uciekamy stąd!
Dziś Anna miała lekcje z Gorazdem. Na początku ją to ucieszyło, ponieważ w przeciwieństwie do Przyboja ognik z niej nie kpił i nie prowokował jej do kłótni. Był chłodny i oschły, ale uprzejmy. Jednak okazało się, że ich wspólne zdenerwowanie wyprawą dziewcząt stworzyło bardzo niezręczną atmosferę.
— Ogień to najbardziej tajemniczy ze wszystkich żywiołów — mówił Gorazd, ale jego oczy sprawiały wrażenie nieobecnych. — Może spalać, ale i dawać ciepło. Sztuką jest sprawić, by cię ogrzewał, ale nie spopielił.
— Bardzo pięknie mówisz, ale co to właściwie oznacza? — zapytała Anna, zaciskając ręce. Właściwie chyba ciągnęła tę rozmowę głównie dlatego, by nie udało im się przejść do ćwiczeń. W swoim obecnym stanie ducha zapewne doprowadziłaby do pożaru, o ile było to możliwe na dnie magicznego jeziora.
— Żeby przywołać ogień, musisz myśleć o czymś, co wywołuje w tobie emocje. Jeśli chcesz bronić się przed kimś, kto ci zagraża, przywołujesz w sobie gniew, ale musisz go kontrolować, żeby nie skrzywdzić siebie czy niewinnych ludzi. Jeśli chcesz się lekko ogrzać, myśl o czymś, co wywołuje w tobie szczęście i poczucie bezpieczeństwa. To najłatwiejsze. A jeśli pragniesz przywołać duży ogień, musisz mieć w głowie coś, co budzi w tobie mocne, gwałtowne uczucia, ale pamiętaj, by cię one nie przygniotły.
— Na tę chwilę większość uczuć mnie przytłacza — wyznała Anna. — Nie możemy tego odłożyć na później? Boję się... Gdy myślę o Żywii, Świetlanie i Damroce...
Umilkła. Jeśli jej podejrzenia były słuszne i Gorazd podkochiwał się w Damroce, wzmianki o niej i Żywii musiały go bardzo boleć, a nie chciała sprawiać nikomu cierpienia. Sprowadziło już wystarczająco dużo kłopotów na ludzi w Wisunach. I dobrze rozumiała, jak to jest, gdy głupie serce nie chce cię słuchać.
— Ja też się boję — przyznał ognik z nagłym współczuciem. — Dziwię się, że one nie.
Ich rozmowę przerwało gwałtowne tupanie w posadzkę. Odwrócili się i ujrzeli przed sobą jednego z łowców Dzikiego Gonu.
— Rusałki i topielica wróciły — powiedział. — Topielica jest ranna, a jedna z rusałek też nie czuje się dobrze. Kazano mi wam to przekazać.
— Która? — zapytał Gorazd i zacisnął zęby.
— Ta ruda, nie pamiętam imienia. Są teraz w pokoju uzdrowień.
Anna nie miała odwagi spojrzeć na Gorazda i zobaczyć, jakie wrażenie wywarła na nim ta wiadomość. Serce biło jej tak mocno, że zaczęła tracić oddech, a widok przed oczami wydawał jej się zamglony. Jedna z jej dwóch najlepszych przyjaciółek i dziewczyna, którą chyba mogła nazwać dobrą znajomą, znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie. I to trochę przez nią, przez jej naiwność i ślepe zaufanie Jarosławie.
Gorazd chyba wyczuł, co się z nią dzieje, więc chwycił ją za rękę i poprowadził przed siebie. Anna była tak roztrzęsiona, że nawet nie zwracała uwagi na drogę do pokoju uzdrowień i raczej nie dałaby rady sama tam trafić. Łzy napływały jej do oczu na myśl, że Żywia i Damroka mogłyby zginąć... Ale czy topielica i rusałka mogą umrzeć? W końcu przez śmierć stały się magicznymi istotami. Nie potrafiła tego pojąć, ale to chyba nie był dobry czas na rozważania o życiu pośmiertnym.
Pokój uzdrowień był niewielki i podobnie jak reszta pałacu utrzymany w odcieniach bieli i błękitu. Na wąskim łóżku leżała Żywia. Trzymała uniesioną do góry rękę, której skóra była zielonkawa i wydzielała dziwny, ostry zapach. Damroka siedziała na fotelu, bardzo blada, i wpatrywała się w topielicę ze smutną czułością. W pomieszczeniu znajdowali się też Dalwin, Marzanna, Dziewanna i Świeta.
— Na Swarożyca! — wykrzyknął Gorazd na ten widok. — Co się wam stało?
— Żywia była trochę zbyt odważna i dotknęła kotła mocy Jary — wyjaśniła Świetlana. — Okazało się, że broniąca go magia jest zbyt silna i zaatakowała ją. A Damroka użyła swoich mocy, by przywołać oddech ziół usypiających na Lubę i Jarosławę. Będzie przez jakiś czas osłabiona.
— Ale wyjdę z tego — wychrypiała Damroka. — Ale boję się o Żywunię...
— To wszystko moja wina... — wyszeptała Anna i zasłoniła sobie usta ręką. Z trudem powstrzymywała płacz.
— Nie myśl tak. Nie możemy się obwiniać za cudzą podłość — powiedziała Świeta, podeszła do niej i objęła ją. Anna przytuliła się do niej z całej siły. Dobrze, że były razem. Obie kochały Żywię.
— Jak się czujesz, Żywio? — Marzanna spojrzała na topielicę.
— Jakby miało wypalić mi rękę — przyznała niechętnie Żywia. — Ale liczę, że jakaś stara baba mnie nie wykończy.
— Wyczuwam potężny czar — odparła Marzanna i pogłaskała jej włosy. — Ale myślę, że jeśli połączyć moc moją i Dziewanny... Uda nam się przywrócić ci energię.
— Ja odpowiadam za rodzenie, a moja siostra za umieranie — dodała Dziewanna. — Nasze połączenie jest sednem życia. Powinno wystarczyć na zniwelowanie mocy Jarosławy, choć nigdy nie ma pewności.
— Ale zrobicie to, prawda? — upewniła się Anna. Wierzyła w szlachetność i potęgę sióstr jak w mało co na świecie. Gdyby zawiodła się jeszcze na nich, pękłoby jej serce.
— Oczywiście — zapewniła Marzanna. — Będzie trudno, ale nie możemy sprawić, by Żywia za nas cierpiała. Dalwin też pomoże, prawda? — Uśmiechnęła się do kochanka, a on ujął jej rękę.
— Jak najbardziej. Wprawdzie sam nie mam mocy, ale w razie konieczności postaram się przywołać siły Dzikiego Łowu.
Anna poczuła pewną ulgę, ale nie puściła Świety. Rzeczywiście byli grupą i wspierali się. Całe życie trwała na marginesie wioski i marzyła o tym, by stać się częścią wspólnoty. Tymczasem doświadczyła tego na dnie jeziora, wśród magicznych stworzeń.
— Wyjdźcie — poprosiła Dziewanna. — Lepiej was tym nie obciążać. Oczywiście, Damroka nie musi wstawać, skoro czuje się źle.
Damroka i Żywia posłały sobie ciepłe uśmiechy.
Anna, Świeta i Gorazd stali za drzwiami. Nie słyszeli żadnych dźwięków, które mogły świadczyć, by Żywia doznawała jakiegoś bólu. Anna sama nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle.
— Może już pójdziesz? — zasugerowała rusałka ognikowi. — Nie musisz się dla nas poświęcać. Miło, że przyprowadziłeś Annę.
— Nie masz mnie chyba za kogoś bez serca? — zapytał z jakąś pretensją Gorazd. — Mogę nie przepadać za Żywią, ale nie pragnę jej śmierci. A Damroka to porządna dziewczyna. Spędzamy razem wiele czasu, widzę, że kocha się w Żywii i nie chcę, żeby płakała przez kolejne dekady.
,,Biedny" pomyślała Anna. ,,Najwidoczniej jego miłość jest naprawdę bezinteresowna".
— Cóż... Dobrze to słyszeć — powiedziała Świeta. Objęła Annę ramieniem i westchnęła. — Nie wiń się, że to przez twoje kontakty z Jarosławą. To ja jestem bardziej odpowiedzialna. Damroka i Żywia się poświęciły, a ja tylko stałam i czekałam...
— Nie mów tak, Świetka, jesteś dla siebie zbyt surowa! — krzyknęła Anna. Nie rozumiała, jak ktoś tak kochany i wrażliwy mógł myśleć, że jest winny czyjegoś cierpienia.
— Ona ma rację! — poparł ją Gorazd. Zmarszczył czoło, a jego piwne oczy zalśniły. — Świetlano, nie możesz ciągle myśleć o sobie, że robisz za mało. Poświęcasz się dla innych, narażasz, zapominasz o sobie... Ja się cieszę, że chociaż ty nie zostałaś poszkodowana!
Świeta odsunęła się od Anny i spojrzała na ognika rozczarowana.
— Nie jestem warta więcej niż inni. Jak możesz tak mówić?
— Nie widzisz tego? — Gorazd podniósł głowę, jakby rzucał komuś wyzwanie.
,,O mój Boże" Annie znów zabrakło tchu. Widziała, jak oczy ognika naprawdę płoną, gdy patrzy na Świetlanę, i całe jego ciało jest napięte, jakby szykował się do bitwy. A przecież już wcześniej wiele razy stawał w jej obronie i troszczył się o nią w podobny sposób, jak Damroka o Żywię. To w Świetce był zakochany. A ona rozpaczała, że nikt nie potrafi pokochać jej bez uroku i nie dostrzegała, że to, o czym marzy, jest tuż obok.
,,Przyboj ma rację. Jestem tępa" skarciła samą siebie. ,,To dlatego Gorazd tak wściekał się na Żywię. Bał się, że nastawi Świetę przeciwko niemu. Dlatego nie chciał wysyłać jej na misję bądź wolał jej towarzyszyć".
Już miała zamiar wymyślić jaką wymówkę, by się oddalić i zostawić ich samych sobie, ale wtedy otworzyły się drzwi i zobaczyła uśmiechniętą Dziewannę.
— Czar się udał — powiedziała boginka. — Żywia teraz śpi. Damroka przy niej poczuwa, a my może coś zjemy? Spotkało nas wiele wrażeń.
— Och, dzięki bogom! — zawołała Świetlana i rzuciła się na szyję Annie. Mikołajczykówna odwzajemniła uścisk i dopiero teraz pozwoliła sobie na płacz. Nie umknęło jej jednak, że w oczach Gorazda czai się coś na kształt smutku.
Anna stała na balkonie i wpatrywała się w podwodne królestwo. Starała się czerpać z otoczenia spokój i ciszę. Dzisiejsza sytuacja obudziła w niej strach i przekonanie, że pokonanie Czarownicy wcale nie będzie takie proste, ale nic nie było w stanie równać się z ulgą i radością z wyzdrowienia Żywii. Do tej pory los był dla niej łaskawy, wiedziała, że większość mieszkańców Wisun pochowała wiele drogich osób, a jej rodzinę omijały tego typu tragedie. Świadomość, że jej przyjaciółka miałaby przez nią zginąć, sprawiała, że pękało jej serce.
— Jak Żywia? Widziałaś się z nią? — Usłyszała głos Króla Bełdan.
Zerknęła na niego. Czarne, lekko potargane włosy opadały mu na twarz, najwidoczniej on też się martwił. Uśmiechnęła się ze współczuciem. Nadal żywiła do niego pociąg, nie mogła tego ukrywać, ale już nie miała wrażenia, że umie się przy nim zachować i boi się zostawać sam na sam. Ufała mu.
— Jeszcze nie, odsypia. Damroka jej pilnuje.
— Cieszę się, że uzdrawianie się udało. Wbrew pozorom całkiem lubię tę wariatkę.
Anna roześmiała się, a Król jej zawtórował. Rzadko słuchała jego śmiechu, ale przez to wydawał jej się bliższy i bardziej ludzki. Przypomniała sobie rozmowę z Gorazdem o ogniu i pomyślała, że ten wszechogarniający płomień czuła wtedy, gdy całowali się nad jeziorem, a teraz przenikało ją ciepło jak przy kominku.
— Myślę, że ona też cię lubi. Posłuchaj... Skoro już tu jesteś, odpowiesz mi na kilka pytań?
— Oczywiście. Coś się stało? — Nadar stanął naprzeciwko niej i oparł się o kolumnę.
— Nie rozumiem, jak według was działa śmierć. Powiedziałeś mi, że chrześcijańskie niebo i pogańska Nawia to pewnie jedno i to samo, ale nikt o tym nie wie. A przecież w noc Dziadów dusze zeszły na ziemię. I czy Żywia mogłaby umrzeć, skoro jest topielicą?
Nadar zmarszczył czoło, tak jak wcześniej Gorazd, i zastukał nogami w posadzkę.
— Ach, tak, zapominam, że ty musisz odkrywać nasz świat od początku. Dusze schodzą na ziemię w trakcie Dziadów, ale nie mogą zdradzać nam tajemnic zaświatów. Jeśli spróbują, od razu znikną i wrócą do siebie. Dlatego możemy się tylko domyślać, co jest po tamtej stronie.
— Rozumiem — przytaknęła Anna. Z jakiegoś powodu ją to uspokoiło. Bardziej pasowało do wierzeń, które wpajano jej od dzieciństwa.
— A co do śmiertelności Żywii... Ona nie jest martwa. Za sprawą magii przeszła do innej formy życia. Takie istoty jak rusałki czy topielice też umierają, ale są znacznie bardziej długowieczne i zazwyczaj się nie starzeją. Jeśli już, to jeszcze wolniej niż wodnicy czy nyksy. — Król westchnął. — Tak, nasz świat jest dziwny. Każdy dojrzewa inaczej. Ale tak, Żywia może zginąć, choć ma większą szansę na przeżycie niebezpiecznych sytuacji niż zwykły człowiek.
— Już się powoli do tego przyzwyczajam. Dziękuję, że mi wszystko wyjaśniłeś i nie sugerujesz mi, że jestem głupia. Przyboj bez przerwy to robi. Chyba nie lubi kobiet.
— Nie jesteś głupia, Anno. Pogubiłaś się i próbujesz odnaleźć każdy ma do tego prawo.
Anna nerwowo odwróciła wzrok. Jednak najwidoczniej Nadar wciąż umiał doprowadzić ją do stanu, gdy drżały jej ręce, a ciało ogarniało gorąco. Nie potrafiła przestać myśleć, czy on nadal ją kocha i czy gdyby dała mu znak, mieliby szansę ułożyć sobie życie.
— Pewnie jesteś ciekawa, więc dodam też, że twoja rodzina ma się dobrze i przygotowuje się do świętowania. Twoje najmłodsze siostry pucują dom — odezwał się ponownie mężczyzna.
— Przyjeżdża do nas jedna z sióstr z rodziną, jej mąż to straszny zrzęda. — Anna skrzywiła się. — A co z Łucją i Erykiem? Widywali się?
— Niestety, nic mi o tym nie wiadomo. — Nadar pokręcił głową. Przez jego twarz przemknął grymas, chyba wciąż nie dowierzał jej opinii na temat tej pary.
— Bardzo bym nie chciała, żeby zrezygnowała z miłości ze względu na mnie. Nie patrz tak! Mówiłam ci, że idealnie do siebie pasują.
— Musisz dać mi czas na przyswojenie sobie tego.
Nadar nerwowo przejechał ręką po włosach. Najwidoczniej z jakiegoś powodu ta rozmowa go stresowała. Anna bardzo starała się o tym nie myśleć, ale serce zabiło jej mocniej na myśl, że może wciąż jest zazdrosny o Eryka i uważa się za jego rywala.
— Eryk będzie szczęśliwy z moją siostra, najlepszą dziewczyną w wiosce — stwierdziła i popatrzyła Nadarowi prosto w jego ciemne oczy. Oblała się rumieńcem, ale nie spuściła wzroku. Na swój sposób to zdenerwowanie i oczekiwanie były przyjemne. — A ja nie szukam już doskonałego mężczyzny. Mnie samej za dużo brakuje do ideału.
Witajcie w kolejnym rozdziale, liczę, że się Wam spodobał i że nie przeszkadza Wam, że teraz części są trochę dłuższe.
Wiem, że wyszło tu teraz dużo shipów, ale przyznam, że większość z nich wyszła impulsywnie. Jakoś bohaterowie sami mnie prowadzili do tego, żeby coś zadziało się na linii Eryk-Łucja, Żywia-Damroka, Świetlana-Gorazd XD
Czekam na Wasze opinie i do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top