Rozdział czterdziesty ósmy. Szczodre Gody, część 1.
To najpiękniejszy pora roku.
Światła wypełniają ulice dodając otuchy.
Będę grać w zimowym śniegu,
Ale będę stał pod jemiołą.
Karliene ,,Mistletoe"
— Jak się czujesz? — zapytała Damroka, spoglądając na Żywię.
— Coraz lepiej — uspokoiła ją topielica. — Pewnie ręka będzie jeszcze boleć przez jakiś czas, ale zniosę to. Bardziej się martwię tym, że teraz wszyscy zaczną mi wypominać, że naraziłam was i siebie.
— Jestem pewna, że nie! — zawołała Damroka. — Zaniepokoiliśmy się o ciebie, ale wszyscy wiedzą, że jesteś bardzo dzielna i poświęciłaś się dla nas!
,,Ona jest dla mnie za dobra" pomyślała nagle Żywia. Bardzo długo otaczała się takimi istotami jak ona – głośnymi, energicznymi, pewnymi siebie. Chciała korzystać ze swojego statusu magicznej istoty i zapomnieć, że w poprzednim życiu była niechcianą, zdradzaną narzeczoną. Jednak potem spotkała delikatną i altruistyczną Świetlanę, łagodną i rozsądną Damrokę czy niewierzącą w siebie Annę i ze zdumieniem zauważyła, że stały się one dla niej bardzo ważne. Koiły ją. Siedząca naprzeciwko dziewczyna chyba najbardziej.
— To ty się dla mnie poświęciłaś — przypomniała. — Ból głowy już przeszedł?
— Jeszcze trochę mnie męczy, ale to może z nerwów o ciebie — odparła rusałka.
— Nie cieszy mnie ta odpowiedź. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
— Nie musisz. Przecież wiesz, że zrobiłabym dla ciebie wszystko.
Damroka podniosła się z fotela, usiadła na łóżku Żywii i uścisnęła jej zdrową rękę. Posłała jej czułe spojrzenie.
— Chyba wiesz, co chcę powiedzieć — wyszeptała.
— Domyślam się. Ale wiesz, że będzie mi trudno odpowiedzieć. Nie umiem być miła i słodka. — Żywia pogłębiła uścisk.
— Wiem. Ale chyba mi się to podoba.
— Wszystkie kości mnie bolą — jęknęła Jarosława. — Ale ta topielica nasurządziła.
— A słyszałam, że jesteś taka potężna — zadrwiła Luba. — Tymczasem jedno zaklęcie powaliło cię na ziemię.
— Przypominam, że ciebie też powaliło, a nie narzekam, że przyjęłam cię na wspólniczkę. — Jarosława otrzepała suknię z kurzu i opadła na krzesło. — Ale mam nadzieję, że czar mojego kotła przynajmniej porządnie upalił rękę tej wariatce.
— Po jej stronie są Marzanna i Dziewanna — przypomniała Luba. — Zapewne ją uleczyły.
Jarosława zacisnęła pięści. Liczyła, że zyskała lojalną towarzyszkę, która podobnie jak ona chce walczyć o stare tradycje i nie cofnie się przed niczym w ich imieniu. Tymczasem ta kobieta zdawała się traktować wszystko lekko, wciąż z niej kpiła i ją krytykowała. Jara zaczynała podejrzewać, że Luba dołączyła do niej dla zwykłego zabicia nudy.
— Gdy poczujemy się lepiej, sprawdzimy w kotle, co robią nasi przeciwnicy. Ale zapewniam cię, że tego tak nie zostawię. Do tej pory starałam się działać spokojnie i uśpić ich czujność, ale koniec mojej dobroci. Uderzymy tak, by szczególnie zabolało tę dziewkę.
— Tę topielicę? — Luba uniosła brew. — Już widzimy, że to trudne.
— Och, nią zajmiemy się później! — Jarosława machnęła ręką. — Mówię o Annie.
Po przyjeździe Danusi i jej rodziny Irenka postanowiła wrócić do domu Nene. Wyściskała dzieci, a potem powiedziała lekko do siostry:
— Cieszę się, że zmądrzeliście i się porozumieliście. Mogę zajmować czymś wasze pociechy, gdy będziecie sobie gruchać jak gołąbeczki.
— Nie opowiadaj bzdur — odparła Helena i zarumieniła się. — Wiesz, że nikt z nikim nie grucha i nie będzie.
Nie wyznała tego wprost, ale ucieszyła się z powrotu do dawnego układu. Już wystarczyło, że Anna je opuściła i nie wiadomo było, czy jeszcze kiedyś spędzą razem święta. Kiedy była dziewczynką, czasem żałowała, że ma tak ogromną rodzinę i żadnego miejsca dla siebie, ale teraz czasem tęskniła za tamtymi czasami, gdy wszyscy stanowili jedność. Teraz Fela i Gena prawie nie opuszczały miasta, Danusia była przykuta do męża, Celinka do pacjentów, a Anna siedziała na dnie jeziora, uczyła się magii i zapewne nadal biła się z uczuciami do mężczyzny będącego istotą z legend.
Dobrze, że odzyskała uczucia męża. Jej serce było lżejsze, gdy wiedziała, że Piotr jest przy niej i ją wpiera niezależnie od wszystkiego. Gdy codziennie rano mogła pocałować go na ,,dzień dobry", a w nocy chwytać odruchowo jego rękę przed zaśnięciem. Dziwiła się, że przez kilka lat nie potrafiła nazwać tego miłością. Zawsze uważała się za mądrą i wrażliwą, a nie dostrzegała własnych emocji.
— Mamo, czy ty i tata znowu się kochacie? — zapytał kiedyś Józek, gdy poszła pocałować na dobranoc.
Wiele matek z ich wioski zbyłoby te słowa i zakazałoby mu się wtrącać w sprawy dorosłych, ale Nene nie chciała. Zdarzało jej się czytać sprowadzone z miasta poradniki o wychowaniu oparte na nowoczesnych metodach i coraz bardziej utwierdzała się w myśli, że dziecko to taki sam człowiek jak ona, ale przede wszystkim miała już wystarczająco dużo wyrzutów sumienia, że syn na razie nie może poznać jej tożsamości i nie ma świadomości, w czym uczestniczy jego mama. Powinna przynajmniej starać się być z nim szczera.
— Zawsze się kochaliśmy. Czasem tylko ludzie muszą sobie o tym przypomnieć — odpowiedziała i ucałowała jego włoski. — Ciebie też kocham. Śpij już.
Anna i jej ,,gromada" nie kontaktowali się z nią, więc stwierdziła, że wszystko jest w porządku i zajęła się przygotowaniami do świąt. Jako że domek jej i Piotrka był dość duży, mogli pozwolić sobie nawet na choinkę, a Małgosia, Łucja i pasierbice Danusi z ochotą dołączyły do jej dzieci.
Po ubraniu choinki ,,dzieciarnia" wyszła pobawić się na śniegu, ale Łucja pod pretekstem bólu głowy została w domu ze starszymi siostrami. Nene spodziewała się, że chce z nimi porozmawiać o Annie. W końcu tylko ich trójka była wtajemniczona w świat magii.
— Nie widziałam się z Anną od kilku dni, jeśli chcesz o to zapytać — powiedziała i postawiła przed Łusią kubek z herbatą. — Ale wiem, że gdyby coś się działo, poinformowałaby mnie.
— To dobrze, ale zakładałam, że tak powiesz — odparła Łucja. — Po prostu... Ostatnio jestem jakaś zamyślona i nie umiem być tak wesoła jak zawsze.
— Nie dziwię ci się. — Siedząca obok Irenka poklepała ją po ramieniu. — W domu mają cię za anioła, który wszystkim musi pomóc i każdego pocieszyć. Oczywiście, masz złote serce, ale każdego by przytłoczyła taka odpowiedzialność.
— Może i tak jest. Czasami bycie zwyczajnie dobrym jest bardzo trudne — westchnęła Łucja.
Nene zajęła miejsce obok sióstr i objęła lekko ramię Łucji. Poczuła wstyd. Od dawna zajmowała się tylko problemami Anny, a przecież miały jeszcze dziesięć sióstr, a każdy człowiek z czymś się zmaga.
— Potrzebujesz jakiejś pomocy? — zapytała.
— Chyba tylko jednego... Wy obie wyszłyście za mąż... Skąd pewność, że to, co się czuje, to miłość?
,,Czyżby jednak te pogłoski o niej i Eryku były prawdą?" pomyślała Helena. Jeśli tak, Łucja musiała czuć się podwójnie pokrzywdzona przez uwagę, którą obdarzano Annę.
— Chyba najwięksi mędrcy tego nie wiedzą — odparła Irenka. — Kiedy wychodziłam za mąż za Witka, czułam się odurzona uczuciem do niego, ale potem zaczęło mnie irytować, że nie potrafi przeciwstawić się swojej rodzinie i nigdy nie staje w mojej obronie. Gdy zmarł, żałowałam go, ale nie miałam myśli, że nie dam rady bez niego żyć. Teraz myślę, że to było zwyczajne zauroczenie. Być może za kilka lat nie moglibyśmy na siebie patrzeć, a może nauczylibyśmy się kochać w pełniejszy i dojrzalszy sposób. Nigdy się tego nie dowiem.
— Przykro mi — wydusiła Łucja.
— Nie powinno. Takie jest życie. Czasami popełniamy błędy. Nie przestałam wierzyć w wielką, głęboką miłość. Ona istnieje i może kiedyś jeszcze mnie spotka. Ale ja po prostu obiecałam sobie, że będę szczęśliwa. I będę.
Nene pokiwała głową. Zawsze postrzegała Irenkę jako tą szaloną i mało rozważną, a tymczasem ona rozumowała bardzo mądrze i dojrzale. Jak widać, w ostatnim czasie dowiedziała się więcej nie tylko o Annie, ale nawet o własnej bliźniaczce.
— A ty, Nene? — Łucja posłała jej smutne spojrzenie. — Skąd wiedziałaś, że kochasz Piotrka?
— Chyba Ircia wyjaśniła naturę miłości o wiele lepiej, niż ja dałabym radę. — Zaśmiała się Helena gorzko. — Dowiedziałam się, że kocham Piotrka, kiedy prawie wszystko zniszczyłam. Kiedyś ci opowiem.
— To dlatego chodziłaś taka smutna w ostatnim czasie? Zawsze myślałam, że jesteście idealnym małżeństwem...
— Nie ma idealnego małżeństwa. Byliśmy kochający się. Ale ja tego nie zauważałam, nie myślałam o tym. Popełniłam inny błąd niż Irenka. Nie zauważyłam, że spokojna czułość i codzienna troska jest miłością. — Nene wypowiedziała te słowa praktycznie na jednym wdechu.
Zabolało ją serce. Przypomniała sobie, że prawie straciła miłość swojego życia i wszystko, co ona i Piotrek zbudowali. Dziękowała Bogu lub jakiejkolwiek sile wyższej, że udało im się porozumieć, ale wiedziała, że wyrzuty sumienia nie opuszczą jej jeszcze przez jakiś czas.
— Ten ktoś się o mnie troszczy, chyba jak nikt inny... — przyznała Łucja. — Ja o niego też. Chcę, żeby był szczęśliwy. Ale i tak boję się, że się pomylę i okaże się, że to zauroczenie albo zwykła przyjaźń.
Nene była już prawie pewna, że Łucja mówi o Eryku. Nie zauważyła, żeby utrzymywała przyjacielskie kontakty z innymi chłopakami. Postanowiła jednak o tym nie wspominać, póki siostra sama nie wyzna prawdy.
— Myślę, że są różne miłości i rodzi się ona na wiele sposób — przyznała. — Ale na pewno, jeśli chcesz iść z kimś przez życie, musisz czuć się przy nim bezpiecznie, lubić ze sobą rozmawiać i wiedzieć, że cię rozumie. A jeśli przeczuwasz, że jest to najważniejszy dla ciebie człowiek, to doceniaj go i nie pozwól, by w ciebie zwątpił.
,,Niezależnie od tego, co stanie się z Anną, między nią i Erykiem wszystko wygasło" pomyślała. ,,Łucja nie powinna się dla niej poświęcać. Ma prawo do szczęścia. Zasługuje na kogoś, kto o nią zadba i dla kogo będzie centrum świata".
— Tak było z tobą i Piotrem? — spytała Łusia.
— Tak. Wmawiałam sobie, że tylko go lubię i daje mi poczucie bezpieczeństwa. Przez to prawie zniszczyłam coś, co było dla mnie najważniejsze. Nie popełniaj moich błędów.
Anna trochę tęskniła za prawdziwą zimową pogodą – błyszczącym śniegiem, który czuła na swojej twarzy, gdy wychodziła z domu. Na dnie jeziora dało się odczuć zmianę pory roku jedynie tym, że tafla nad głową wydawała się bledsza i jaśniejsza. Jednocześnie dzięki temu mogła jeść śniadanie na tarasie pałacu i obserwować to piękne miejsce. Najwidoczniej świat był dość sprawiedliwy i jeśli coś się traciło, mogło się jednocześnie coś zyskać.
Upijała ostatni łyk soku, gdy zobaczyła zbliżające się Świetę, Żywię i Damrokę. Uśmiechnęła się i pomachała do nich.
— Niestety, nie poczęstuję was, bo wszystko już zjadłam — powiedziała przepraszająco. — Jak się czujesz, Żywio?
— Ręka pobolewa, ale jeszcze trochę pobędę na tym świecie — odparła topielica i usiadła naprzeciwko niej. Damroka zajęła miejsce obok i pocałowała ją w policzek.
— Zakończyły okres ,,zalotów" — powiedziała Świeta i usiadła przy Annie. — Może zobaczymy w końcu romantyczną Żywię.
— Nigdy! — zapowiedziała Żywia i roześmiała się.
Anna odetchnęła z ulgą, że przyjaciółka dochodzi do siebie i ostatnie wydarzenia nie pozbawiły jej radości życia, ale jednocześnie zauważyła, że Świetlana jest dość zamyślona. Chyba ciężko jej było patrzeć na zakochane pary, skoro sama wierzyła, że nikt nie jest w stanie jej pokochać bez działania uroku. Gdyby tylko wiedziała o wiernym uczuciu Gorazda... Ale chyba mówienie jej tego wprost nie było dobrym pomysłem.
— Dziewanna wymusiła na mnie, że przez jakiś czas nie będę brać udział w misjach, ale na pewno wkrótce zaczniecie mnie prosić o pomoc — mówiła szybko Żywia. — Nawet Król Bełdan stwierdził, że dobrze mnie widzieć, bo beze mnie popadłby w samouwielbienie. Jak na niego okazał wyjątkowo dużo troski wobec kobiety, której nie ma zamiaru zaciągnąć do łóżka.
Anna zarumieniła, słysząc tak bezceremonialne słowa z ust innej dziewczyny, choć przecież dobrze już wiedziała, że magiczne istoty są o wiele bardziej otwarte w sprawach cielesnych. Poczuła się jednak w obowiązku bronić dobrego imienia Nadara.
— On naprawdę się o ciebie martwił. Myślę, że naprawdę cię lubi. Dlaczego nie obrażasz takiego Przyboja, który ciągle wyraża się drwiąco o kobietach?
— Nasza znajomość z Królem opiera się na byciu dla siebie niemiłymi — odpowiedziała Żywia. — Ale spokojnie, nie będę aż tak obrażać twojego ukochanego, skoro ci to przeszkadza.
Anna nie odpowiedziała. Nie miało sensu zaprzeczać, że Król Bełdan jest jej ,,ukochanym", Żywia i tak zarzuciłaby jej kłamstwo. I może nawet miałaby rację, bo Anna w końcu odważyła się przyznać przed sobą, że sama nie wie, co czuje do tego mężczyzny. Miała tylko nadzieję, że tym razem nikogo nie zrani.
— Jutro Szczodre Gody. — Świetlana zmieniła temat. — Mam nadzieję, że miło spędzimy czas i Jarosława i Luba będą zajęte zapewnianiem błogosławieństw sobie, więc nikomu nie zaszkodzą.
— Dalwin już zapowiedział, że Dziki Łów będzie patrolował Wisuny przez cały dzień — powiedziała Damroka. — Nie będziemy cały czas wszyscy razem, ale i tak będzie wesoło, prawda?
Anna pokiwała głową. Z opowieści ludowych wiedziała, że Szczodre Gody to pogańska, słowiańska nazwa Bożego Narodzenia. Bardzo żałowała, że nie spędzi świąt z rodziną. Musiała poprosić Nadara, żeby jej ich pokazał.
— W końcu to nasze pierwsze Szczodre Gody z Anną. Trzeba się dobrze zaprezentować — dodała Żywia.
Anna uśmiechnęła się z wdzięcznością, mimo że w głębi serca zastanawiała się, czy w ogóle powinna brać w tym udział. W końcu nadal pozostawała chrześcijanką i nie miała zamiaru wyrzec się swojej wiary. Może obchodzenie Szczodrych Godów w jej przypadku może być grzechem? Ale przecież... Nadar powiedział jej, że niebo i Nawia to jedno i to samo. W takim razie tak samo jest ze świętami. Może wszyscy są po prostu jednakowi i chodzi im o to samo, nawet jeśli używają innych nazw i dążą do tego różnymi sposobami.
,,Smutne, że doszłam do tego dopiero na dnie jeziora" pomyślała. ,,Gdybym wiedziała takie rzeczy wcześniej, nie cierpiałabym tak bardzo, będąc brzydką".
— Zaprosiłam na Wigilię ciotkę Martę z rodziną — powiedziała pani Reszkedo synów. — Mam dosyć spędzania świąt tylko we trójkę. Przyda nam się trochę rozrywki.
Eryk i Konrad tylko pokiwali głowami. Starszy z braci właśnie krajał ryby, a młodszy obierał buraki na barszcz. Zazwyczaj protestował przeciwko takim ,,babskim" zajęciom, ale dzisiaj wypełniał je bez mrugnięcia okiem.
— Liczyłam na trochę więcej wesołości — prychnęła pani Ewa. — Zaraz rocznica narodzin Zbawiciela. W końcu będziemy mieć trochę odpoczynku. A jeden i drugi ciągle wzdycha i patrzy w dal.
— Jesteśmy zmęczeni, mamo — odpowiedział szybko Eryk. — Na wieczerzę przebierzemy się, obmyjemy... I będziemy jak nowo narodzeni.
— Nie kłam w oczy matce. — Pani Ewa potrząsnęła głową. — Konrada jeszcze rozumiem, bo Luiza to dobra dziewczyna, choć protestantka... Ale ty, Eryku, powinieneś się opamiętać. Ta Anna bawiła się tobą, igrała z twoimi uczuciami, a teraz sobie gdzieś znikła. Nie ma powodów, by po niej rozpaczać.
— Nie rozpaczam po Annie — stwierdził sucho Eryk. Cieszył się, że chociaż teraz nie kłamie.
— To ja już nic nie rozumiem! — Reszkowa uniosła ręce do góry. — Ale nie róbcie takich min przed ciotką Martą, bo się przestraszy.
Wyszła na podwórko. W tym czasie Konrad nachylił się do brata i spytał:
— Rozpaczasz przez inną siostrę? Łucja jednak cię nie chce?
— Sam nie wiem. — Eryk wzruszył ramionami. — Dała mi do zrozumienia, że się zastanowi. Może jeszcze zrozumie, że jesteśmy dla siebie odpowiedni... Albo chce wymyślić uprzejmą odmowę.
— Nie doradzę ci, bo sam postanowiłem nie narzucać się już Luizie. Zrozumiałem, jak okropny byłem i magia tej starej baby mnie nie usprawiedliwia. Nie zasługuję na tak dobrą i czystą duszę jak ona.
,,Konrad jak zwykle jest bardzo współczujący, póki nie zaczyna rozmawiać o sobie..." pomyślał z ironią Eryk. Jednocześnie nie potrafił się na niego gniewać. Sam już wiedział, jak czuje się człowiek, który może nigdy nie połączy się ze swoją miłością.
— Ja chyba się narzuciłem... Może przestraszyłem Łucję... Może uznała, że jestem nachalny i nie szanuję jej zdania.
— Nie rób z siebie jakiegoś awanturnika, bracie. — Konrad posłał mu wątpiące spojrzenie. — Nie wierzę, byś był zdolny do czegoś takiego. Łucja naprawdę cię lubi. Pasujecie do siebie. Może ma jakieś skrupuły wobec Anny, ale zmieni zdanie, gdy dowie się, co jej siostrunia wyczyniała z tym panem jeziora.
— Powiedziałem jej o tym — przyznał Eryk. — Ale chyba podejrzewa, że Anna nie weszła w tę relację dobrowolnie. Choć sama Anna zapewniła mnie, że bierze na siebie winę.
— Dziwna z niej dziewczyna, ale nie mam prawa jej oceniać. W końcu sam zraniłem takiego anioła jak Luiza.
Eryk przewrócił oczami na kolejną wzmiankę o ,,tragicznej miłości" brata. Nie zdziwiłby się, gdyby Konrad w końcu stał się nowym Gustawem z czwartej części ,,Dziadów" i zaczął wygłaszać monologi o stracie swojej bratniej duszy. Jednak nie mógł tego skomentować, bo matka wróciła do domu i przyniosła ze sobą sianko pod obrus.
Stanka uśmiechnęła się zadziornie i wsunęła sianko pod błyszczący obrus.
— W tym roku musimy obchodzić Szczodre Gody nieco skromniej — tłumaczyła Stanka Annie. — W końcu wszyscy boją się Jarosławy, chociaż myślę, że ona też będzie świętować i błagać Welesa o łaski. Ale wątpię, by się zgodził. Podobno lubi ładne kobiety, a przecież ona wygląda jak suszona śliwka.
— Ja też jakaś piękna nie jestem — odparła Anna, z ciekawością przyglądając się, jak wodniczka dekoruje stół gałązkami.
Powiedziano jej wcześniej, że część istot wyjdzie na chwilę na brzeg jeziora złożyć ofiary dla duchów przodków, ale główna część świętowania odbędzie się w pałacu Króla Bełdan. Anna przywykła do pracy w domu, więc poprosiła Stankę, by mogła wraz z nią dekorować salę na ucztę. Jednak okazało się, że Stanisława jest w tym dużo lepsza.
— Przestań się tak krygować, poza tym nasz Król i tak nikomu cię nie odda. — Stanka przewróciła oczami. — Chyba za dużo krzeseł postawili, przecież nie zaproszą całego królestwa, inni spędzą czas ze swymi bliskimi. Ale może duchy przodków się tu zjawią, niewidzialne.
— U nas zostawia się jedno krzesło, dla niespodziewanego wędrowca — powiedziała Anna.
— Tak? Też ładnie. — Stanka znów się uśmiechnęła, ukazując białe zęby.
Anna splotła ręce. Czuła się dość dziwnie. Wiedziała, że święta chrześcijańskie czerpią ze zwyczajów pogan, każdy we wsi to rozumiał. Ale podejrzewała, że to powód, dla którego magiczne istoty powinny ich nienawidzić i uważać za złodziei tak jak Jarosława. Tymczasem Stanka chyba była tym zafascynowana, a jej pozostali znajomi raczej nie przywiązywali do tego żadnej wagi. Początkowo obawiała się wspominać o Bogu i swojej wierze, podejrzewała, że inni będą wtedy wobec niej nieufni, ale okazało się, że całkowicie to akceptują.
— Ubrudziłam sobie ręce drzewem, chyba pójdę je umyć — postanowiła nagle Stanka. — Poczekaj tu, bo możesz mi się przydać jeszcze do dekorowania okien.
Anna skinęła głową i oparła się o ścianę. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do uroku tego miejsca. Śnieżna biel i delikatny błękit sprawiały, że sala wyglądała jak z baśni, a teraz dębowy stół i srebrny obrus zdobiony zielonymi gałązkami pięknie z tym kontrastowały. To miejsce różniło się od wszystkiego, co widziała wcześniej, ale właśnie to urzekało.
— Jak idzie praca? — Usłyszała męski głos.
Mimowolnie drgnęła, chociaż wiedziała, że nie powinna. W końcu rozmawiała już z Królem spokojnie i bez emocji, przynajmniej takich odbierających rozum. Chyba mogła go nazwać przyjacielem.
— Dekorujesz ze Stanką? — spytał. — Nie podoba mi się to. Jesteś naszym gościem.
— Sama o to prosiłam, zawsze w domu robiłam takie rzeczy. Poza tym Stanka i tak robi prawie wszystko. Nie daje mi dojść do pracy... i głosu.
Początkowo traktowała to, jak narzekanie, ale na końcu zaśmiała się, a Nadar jej zawtórował. Wcześniej tak rzadko widziała go uśmiechniętego. Dzięki temu wydawał jej się jakiś bliższy.
— Dobrze, dobrze. Skoro ci się to podoba, pomagaj tej sikorce.
— Sikorce? Na każdego masz swoje przezwisko? — zapytała odruchowo Anna, ale zaraz tego pożałowała i zarumieniła się. Prawie słyszała, jak Król szeptał do niej ,,dziewczynko".
— Może tak, może nie — odparł wymijająco Król. Anna wpatrywała się w jego bladą twarz i zastanawiała, czy myśli o tym samym, co ona. — Pojawisz się na dzisiejszym świętowaniu?
— Tak, oczywiście — zapewniła dziewczyna. — Cieszę się, że będę mogła w jakikolwiek sposób uczcić ten dzień, skoro nie jestem z rodziną. Ale... Czy sprawi wam to przykrość, jeśli nie będę brała udziału w składaniu czci Welesowi? Rozumiem, że on jest w jakiś sposób realny, ale... Jestem chrześcijanką. I chciałabym nią pozostać.
— Nie sprawi. Możesz żyć, jak chcesz. Poza tym nawet nie wszyscy mieszkańcy tego jeziora czczą bogów, których ty nazwałabyś słowiańskimi.
— Nie? — Anna uniosła głowę z ciekawością. Pragnęła wiedzieć jak najwięcej o tym świecie.
— Niektórzy są bardzo wiekowi. Pamiętają albo znali kogoś, kto pamiętał, czasy, gdy na tych ziemiach żyły inne ludy. Zresztą, wiele z ich wierzeń przeniknęły do naszych i trudno powiedzieć, co kiedy się zaczęło. W każdym razie ja nie mam zamiaru tego dochodzić.
Anna przytaknęła. Właściwie podziwiała to, że Nadar tak łatwo przyjmuje to, co ma miejsce i nie próbuje zmieniać biegu zdarzeń ani dociekać, dlaczego coś ułożyło się inaczej. Starał się zmieniać to, co mu przeszkadzało, a inne rzeczy akceptował. Na swój sposób ją to uspokajało. Ona wciąż nie umiała w pełni poczuć się na swoim miejscu i wszędzie coś ją uwierało.
— Kiedy byłam mała, do Wisun przyjechał jakiś naukowiec, który badał podobieństwa między wierzeniami naszych przodków, Niemców i Litwinów. Pewnie to było ciekawe, ale byłam za młoda, żeby się tym zainteresować, poza tym wolałam nie wychodzić z domu, bo inni mnie wyśmiewali i patrzyli na mnie z obrzydzeniem. — Spuściła głowę. Sądziła, że już zaakceptowała to, jak wcześniej wyglądało jej życie, ale okazało się, że pewne wspomnienia zostają na zawsze.
— Przykro mi, że przez to przeszłaś. — Nadar dotknął jej ramienia. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. — Żałuję, że nie udało nam bardziej ci pomóc.
— To nie wasz wina... Ludzie mają w sobie mnóstwo nienawiści... — westchnęła Anna. Wolałaby myśleć o czymś radośniejszym. — Ale... dlaczego Jarosława tak bardzo nienawidzi nowej religii, skoro jej własna też czerpała z tego, co działo się tu wcześniej? To trochę... niesprawiedliwe.
— Czy ta kobieta kiedyś była sprawiedliwa albo po prostu w pełni rozumu? — zadrwił Nadar. — Wszędzie znajdziesz istoty, które będą szukać powodów, by kogoś nienawidzić albo uważać za gorszego.
— Tak. Dobrze to znam — szepnęła Anna. Pamiętała te wszystkie spojrzenia pełne pogardy kierowane w jej stronę tylko dlatego, że wyglądała inaczej. Ale też te oburzenie, jakie budziła relacja chociażby między Konradem i Luizą, mimo że Boga mieli jednego. — Świat jest strasznym miejscem.
— To nie świat jest straszny, tylko ci, którzy na nim żyją. Trzeba po prostu ich unikać i starać się być przyzwoitym. Choć nie wiem, czy ja powinienem pouczać na ten temat...
Annie zrobiło się jeszcze bardziej smutno, ale tym razem, ponieważ zrozumiała, że Nadar najwidoczniej wciąż ma wyrzuty sumienia z powodu tego, co się między nimi zdarzyło. Przyznawała, że chwilami traktował ją zbyt zaborczo, ale zrozumiał swoje błędy i przez cały czas się o nią troszczył. A od kiedy wylądowała w jeziorze, trudno było mu cokolwiek zarzucić.
— Nie mów tak — poprosiła. — Jesteś dobry.
Nie wiedzieć czego próbowała złapać go za rękę. Z jakiegoś powodu pomyślała, że gdyby poczuła go przy sobie mocniej, pewniej, znalazłaby się na swoim miejscu i przestałaby się bać. Niestety, nie mogła sobie na to pozwolić ani kontynuować dyskusji, bo Stanka w końcu raczyła wrócić.
Witajcie w kolejnym rozdziale :) Liczę, że się spodobał i czekam na opinie. Co prawda, trochę się spóźniłam z tematem, ale nie zależało mi na tworzeniu typowej opowieści świątecznej, więc liczę, że Wam to nie przeszkadza :)
Postanowiłam poruszyć tu temat, który uważam za istotny i ciekawy. Chociaż w okolicach świątecznych jesteśmy bombardowani w social mediach opowieściami o tym, jak to chrześcijaństwo jest stworzone ze zwyczajów z religii pogańskich, to sądzę, że warto wiedzieć, że każda obecnie znana nam religia uformowała się w ten sposób. Wierzenia pogańskie, które przetrwały do naszych czasów w formie religijnej lub kulturowej, także zostały wcześniej przejęte przez popularne grupy od ludów, które wcześniej mieszkały na danym terenie i żeby sobie to uświadomić, wystarczy przeczytać pierwszą lepszą książkę z dziedziny religioznawstwa lub antropologii. Wierzenia słowiańskie czerpały, min. z celtyckich, tureckich czy scytyjskich.
Trzymajcie się ciepło i do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top