Rozdział czterdziesty drugi. Obietnice.
Zawarłam pakt z diabłem
Przebranym za boga
Zaprzedałam mu duszę i zostałam sama
Z okaleczonym sercem
Kiedyś odzyskam wolność
By zostawić po sobie ślad
Tymczasem będę tańczyć z cieniem
Beth Crowley ,,The Ghost Who Is Still Alive"
Łucja zaczynała mieć wyrzuty sumienia, że jeszcze niedawno ,,szpiegowała" Annę i wtrącała się do jej magicznego świata. Teraz sama znalazła się w podobnej sytuacji i musiała szukać wymówek, by wymknąć się nad jezioro. Na szczęście, była zdecydowanie bardziej towarzyska od siostry, więc rodzice łatwo wierzyli, że wychodzi do przyjaciółek. Jedynie Małgosia musiała skomentować wszystko po swojemu.
— Idziesz spotkać się z Erykiem?
— Dlaczego z nim? — Łucja zaczerwieniła się, ale nie wiedziała z jakiego powodu.
— Bo pół wioski opowiada, że Eryk zmienił zdanie co do tego, którą siostrę warto obdarzyć uwagą — odparła bezceremonialnie Małgorzata.
— Goniu, uspokój się! — skarciła ją matka, która właśnie obierała ziemniaki. — Sama mówisz, że trzeba dbać o dobre imię, a potem opowiadasz jakieś wstrętne plotki.
Łucja zarumieniła się jeszcze bardziej. Uświadomiła sobie, że gdyby przypuszczenia Małgosi byłyby prawdą, rodzina uznałaby jej zachowanie za dyshonor, zdradę siostry. A przecież trudno było im wytłumaczyć, że Eryk tak naprawdę nigdy nie kochał Anny, a został zaczarowany przez wiedźmę, która żyje w lesie.
Ale właściwie czemu się tym przejmowała? W końcu traktowała Eryka tylko jako kolegę i byłaby szczęśliwa, gdyby pogodził się z Anną. Trzeba było mieć bardzo bujną wyobraźnię, żeby zobaczyć w ich stosunku coś innego.
— Eryk nie jest taki niestały, a ja nie myślę o miłości — odpowiedziała. — Rozmawiałam z nim kilka razy o Annie, ale to wszystko.
— Przemyśl to — poleciła Małgosia. — Kobiety we wsi mówią, że mądrzej by postąpił, wybierając ciebie.
Łucja nie miała zamiaru już tego słuchać. Anna postąpiła źle i niemądrze, ona mogła nie rozumieć jej wyborów, ale nadal była jej siostrą i ją kochała. Nie chciała, żeby ktoś, chwaląc ją, umniejszał jej młodszej siostrzyczce. Szybko się pożegnała i poszła ,,do przyjaciółek".
Właściwie nie do końca skłamała, bo zobaczyła się z dwiema dziewczętami, chociaż nie nazwałaby ich relacji przyjaźnią. Były to Świetlana i Żywia.
— Co u Anny? Dobrze się czuje? — dopytywała, siedząc na kamieniu nad jeziorem. — Nic jej nie zagraża?
— Poza szalonymi z miłości królami, to nic — odpowiedziała z miejsca Żywia. Ona chyba też nie gryzła się w język.
— Chyba jej się u nas podoba — odpowiedziała spokojnie Świetlana. Wyglądała tak uroczo, miała delikatną jasną twarz, duże rozmarzone oczy i wianek na ciemnych włosach. Ona od razu budziła zaufanie. — Ćwiczy magię.
— Ach, tak — przytaknęła Łucja, ale wcale nie czuła się z tym dobrze. Anna powinna biegać po wsi, brać udział w dożynkach, a nie czarować na dnie jeziora. — Nie wiem, czy powinnam o tym dużo wiedzieć.
— Marzanna i Dziewanna uznały, że nam się przydasz. — Żywia szybko wymówiła imiona słowiańskich bogiń. — Znasz ludzi w wiosce, możesz sprawdzać sytuację i pilnować, czy nikogo nie spotkało nic niepokojącego.
Łucja już otwierała usta, by wyjaśnić, że ona nie chce nic wiedzieć o niepokojących rzeczach i nie zajmuje się rozmawianiem o takich sprawach, ale nagle przypomniała jej się jedna rzecz i coś kazało jej powiedzieć.
— Na moją przyjaciółkę Luizę jakiś czas temu w lesie... spadło drzewo. Samo z siebie. Na szczęście, złamała tylko nogę i już jej lepiej, ale sama stwierdziła, że to było jak magia. A jest córką pastora, więc nie mówi na co dzień o takich rzeczach.
— Tak, Anna nam o tym mówiła — potwierdziła Świetlana. — To bardzo możliwe, że Jarosława zaatakowała Luizę jako córkę pastora. Ona nienawidzi wszystkiego, co związane z nowymi czasami. Pewnie uznała, że łatwiej zacząć od kogoś, kto się nie wychyla.
— Czyli ona chce zabić każdego, kto chodzi do kościoła albo czyta podręczniki? — Łucja przewróciła oczami. Wydawało się to tak abstrakcyjne, że nawet się nie przestraszyła. — Będzie musiała wymordować całą wieś... Może poza paroma pijakami.
— Nie sądzę, by chciała wszystkich wymordować. — Świeta pokręciła głową. — Raczej zastraszyć i zmusić ludzi, by uznali ją za jedyny ratunek. Ona uważa się za służącą starych sił, ale jednocześnie ma się za kogoś większego niż sami bogowie.
Łucja odruchowo się przeżegnała.
— To, co ja mam zrobić?
— Na razie słuchać naszych poleceń — stwierdziła Żywia z zadowoloną miną. — Nie dowiedziałyśmy się niczego nowego, więc możesz zadać jakieś pytania.
,,Nie chcę zadawać żadnych pytań, chcę wrócić do domu i żyć nudnym, prostym życiem" poprosiła w duchu Łucja, ale najwidoczniej jakaś siła zmuszała ją do pozostania, bo w końcu zapytała.
— Kim wy właściwie jesteście? Też jakimiś boginkami?
— Chciałoby się — mruknęła Żywia. — Ja jestem topielicą, a nasza kochana Świetka to rusałka.
— Och — wydusiła Łucja. — Nie wiedziałam... Nie wiem, do końca co to znaczy. Znam różne baśnie i legendy, ale nie wiem, ile w nich prawdy. Słyszałam, że rusałki i inne istoty zwabiają dziewice w odmęty wód i topią...
— Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! — zawołała Świetlana, a głos jej zadrżała. Jakby coś ją zabolało. — Nie chcę nikogo zmuszać do czegoś, czego on nie chce.
— Nie jesteśmy tacy żądni krwi. — Żywia skrzyżowała ręce. — Chyba że to krew Jarosławy. Jeśli jakaś dziewica podążyłaby za demonem w odmęty wód, to po prostu nie byłaby już dziewicą. — Zachichotała z własnego żartu.
— Nie powinna się o takich rzeczach mówić publicznie. — Twarz Łucji oblała się kolejnym już dzisiaj rumieńcem.
— Och, jesteś taka sama jak Anna — prychnęła Żywia. — Ale w jej przypadku okazało się, że cicha woda brzegi rwie.
— Anna jest... impulsywna — przyznała Łucja. — Ale teraz spokorniała i nie myśli już o chłopakach.
— Nie byłabym taka pewna — skomentowała topielica. Przez cały czas nie dawała Świetlanie dojść do słowa. Rusałka od czasu do czasu unosiła rękę, jakby chciała coś powiedzieć, ale jej towarzyszka to ignorowała. — Ale mam nadzieję, że jeszcze trochę wytrwa. Razem z Gorazdem i Przybojem założyliśmy się, kto pierwszy nie wytrzyma i rzuci się na to drugie, Anna czy Król. Ja sądzę, że mężczyźni jednak są słabi i liczę, że Anna będzie miała silniejszą wolę. Stawką jest duża suma.
— Co? — wykrzyknęła Łucja. — Kto ma się rzucać na Annę? Kim jest ten cały Król?
Żywia nadal nie wyglądała na poruszoną, ale Świetlana spuściła wzrok i zaczęła nerwowo poruszać palcami. Łucja uświadomiła sobie, że zabrnęła daleko i jest wiele rzeczy, o których jeszcze nie wiedziała. A przecież chodziło o jej własną siostrę.
— Myślę, że to Anna powinna powiedzieć ci, co się stało — zasugerowała rusałka. — Na pewno wkrótce znajdziemy sposób, byście mogły się spotkać.
Łucja pokiwała głową, ale wcale nie skakała z radości na myśl o zobaczeniu siostry. Musiała tylko dowiedzieć się, kim jest Król, który mógłby ,,rzucić się" na Annę. I czy myślała o nim więcej niż o Eryku.
— Co u Łucji? Jest na mnie zła? — dopytywała Anna, gdy zobaczyła zmierzające ku niej Żywię i Świetlanę. Znów siedziała na balkonie, który stał się jej ulubionym miejscem w pałacu.
— Myślę, że powinnaś spróbować się z nią spotkać. Wolałabym, żebyś nie wychodziła z jeziora, a Łucja nie może tu wejść, ale może znajdziemy jakiś wytrych... — odpowiedziała nieśmiało Świetka. — Może gdybyś powiedziała siostrze, że dobrze się tu czujesz, to przestałaby się martwić... Bo czujesz się dobrze, prawda?
Anna skinęła głową, ale trudno było jej ubrać to w słowa. Mimo obaw o swoje bezpieczeństwo w jeziorze chyba żyło się jej lepiej niż w Wisunach. Magiczne istoty wcale nie zwracały na nią takiej szczególnej uwagi, może nie orientowały się, że to ona miała zostać żoną władcy. Wielu wyglądało tu naprawdę dziwnie i osobliwie, więc właściwie w ogóle przestała przejmować się swoją twarzą. Każdego dnia z utęsknieniem czekała na lekcje magii i cieszyła się, że jest w tym coraz lepsza.
Jedynym cieniem pozostawała obecność Nadara. Nie bała się już go, nie wierzyła, by ją skrzywdził. Ale ostatnia rozmowa z nim napełniała ją smutkiem i wolała go unikać. Nie rozumiała swoich uczuć, w końcu wiele razy powtarzała sobie, że ich związek nie ma sensu. Powinna się cieszyć, że on doszedł do takich samych wniosków.
,,Może jednak... po swojemu trochę go kocham" pomyślała i serce zabiło jej tak mocno, jakby dostała ataku. Ale nie chciała kochać kogoś ,,po swojemu", tylko całą sobą. Może nie była do tego zdolna.
— Anno... Słyszysz nas? — Świetlana nachyliła się nad nią. Jej ogromne ciemne oczy patrzyły z troską i współczuciem. — Uważam, że powinnaś opowiedzieć Łucji o Królu Bełdan. Żywia jak zwykle nie umie się opanować i wygadała za dużo.
Anna zacisnęła ręce. Oczywiście, powinna mówić siostrze prawdę. Dość kłamstw i udawania. Męczyło ją, że właśni rodzice nie wiedzieli, gdzie jest. Chciała być tak szczera, jak tylko się dało. Ale wyobrażała sobie reakcję Łucji, gdy opowie jej o Nadarze. Już przyznała się, że wykorzystała magię, by rozkochać w sobie Eryka. Co będzie, kiedy dodatkowo wyzna, że i tak go zdradziła?
,,Muszę odkupić moje winy" uznała. ,,Nawet jeśli moja siostra mnie za to znienawidzi".
— Dobrze, powiem jej — obiecała. — Gdy znajdziecie jakiś sposób, byśmy mogły się spotkać. Ale czy teraz możemy poćwiczyć?
Przez jakiś czas była szczęśliwa, trenując magię z przyjaciółkami. Jako że znajdywały się na dnie jeziora, najsilniej działała tu magia wody, zatem próbowały tworzyć bańki, kontrolować fale czy przypływy.
— Narzeczony mojej siostry opowiadał mi o Pani Jeziora, która pochodzi z legend z wysp brytyjskich — powiedziała nagle. — Ja teraz jestem jak ona.
Żywia przewróciła oczami.
— Nie przesadzaj. Widziałam lepsze niż ty.
— Daj spokój, Żywio — poprosiła Świeta. — Niech Anna się cieszy.
— Dokładnie — potwierdziła Anna. Była tak podekscytowana, że nie pogniewała się na topielicę. — Nie muszę być najlepsza. Po prostu coś robię, rozwijam się. Nie siedzę i nie rozmyślam nad swoim wyglądem.
— Cóż, małe rzeczy też cieszą — zgodziła się niechętnie Żywia. — Ale dzisiaj jestem już zmęczona. Nie chcecie czegoś zjeść?
Anna pokiwała głową. Bełdańskie jedzenie okazało się całkiem dobre. Fakt, że składało się głównie z różnego rodzaju jeziornych roślin i ryb, ale było to naprawdę smaczne i pewnie bardziej pożywne niż to, co jadało wielu mieszkańców wioski.
Poszły do małej jadalni dla gości i tam spożyły posiłek. Anna czuła się dobrze i spokojnie jak w domu rodzinnym. Tęskniła za mamą, tatą i siostrami, chciałaby chociaż jeszcze jeden raz spędzić z nimi dzień... Ale miała w głowie to, co powiedział jej Dalwin. Czasem trzeba porzucić to, co znane i poszukać nowych rozwiązań. Świat działał tak, że dzieci dorastały, odchodziły z domu i tworzyły własne życie. Tak samo postąpiła większość z jej sióstr.
— Dzień dobry. — W drzwiach pojawiła się ruda głowa Damroki. — Marzanna przyszła do Króla Bełdan. Pyta, czy macie czas przyjść.
— Chyba mamy — odpowiedziała jako pierwsza Anna. Niespecjalnie miała ochotę na ponowne przebywanie w tym samym pomieszczeniu, co Nadar, ale chyba czekały ją w najbliższym czasie gorsze rzeczy. Czas przestać być tchórzem.
— Król i Marzanna czekają na nas w sali czarów — tłumaczyła Damroka, gdy szły przez korytarz. — Chcą obserwować, co robi Jarosława.
— Znakomicie. — Uśmiechnęła się wesoło Żywia. — Nie ma to jak szpiegowanie.
Damroka potrząsnęła głową, ale odwzajemniła uśmiech. Zdawała się bardzo lubić towarzystwo topielicy i w ogóle nie zwracała uwagi na jej cynizm i złośliwości. Annę trochę to szokowało, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo przypomniała sobie, że w podobny sposób Król obserwował wcześniej ją. Oczywiście zrozumiał, że nie postępował dobrze i nie podejrzewała go o chęć wykorzystania jej, ale ogarniała ją jakaś słabość na myśl, że znajdzie się w pokoju, w którym się to odbywało. Jej towarzyszki chyba to wyczuły, bo Świetlana nachyliła się nad nią i spytała:
— Masz na tyle sił, by pójść? Możesz przecież odpocząć w swoim pokoju.
— Dam radę. Nie jestem już dzieckiem, mam prawie osiemnaście lat — odparła Anna. Wiedziała, że Świeta i Żywia były świadkami jej reakcji na poprzednie małżeństwo Nadara i nie wmówi im, że jest na to wszystko obojętna... Ale przecież nie była histeryczką.
Weszły do przestronnej sali, która w przeciwieństwie do większości komnat tutaj nie była biała czy jasnoniebieska. Ściany miały mocno granatową barwę i w niektórych miejscach zdobiło je coś błyszczącego, przez co przypominały niebo. Na środku pokoju znajdowała się tafla, znad której wydobywało się coś w rodzaju mgły. Dookoła ustawiono szereg krzeseł. Anna nawet nie szukała wzrokiem Nadara, tylko od razu zajęła miejsce między Żywią a Świetą.
— Czy ktoś ma jakieś uwagi? — spytała Marzanna, która siedziała naprzeciwko. Po jej lewej stronie znajdował się Dalwin. Splatali ręce. Anna uśmiechnęła się do nich. Dobrze wiedzieć, że niektóre historie mają szczęśliwe zakończenia.
— Można tylko przypomnieć, że szpiegowanie kogoś jest niemoralne — stwierdził Gorazd. Siedział obok Świety, więc Anna mogła łatwo zerknąć w jego stronę i dość łatwo wyczuła, że ironizował. Jeszcze niedawno by ją to oburzyło, bo w końcu obserwowanie kogoś bez jego zgody naprawdę nie było etyczne, ale z bólem uświadomiła sobie, że każdy czasem postępuje mało moralnie i czasem nie da się inaczej. W tym wypadku gdyby uznali, że Jara ma prawo żyć jak chce, jej bliscy czy inni mieszkańcy Wisun zostaliby skazani na niebezpieczeństwo.
— Musimy z tym żyć — powiedział Dalwin, jakby wyczuł jej myśli.
— W takim razie skoro wszyscy jesteśmy w stanie zaryzykować naszymi sumieniami, możemy zaczynać. — Rozległ się głos Króla.
Anna drgnęła. Nie powinna się tak zachowywać, powinna nauczyć się reagować na tego osobnika spokojnie i z chłodem. Tymczasem za każdym razem, gdy go słuchała, przypominała sobie, jak szeptał do niej, że bardzo ją kocha i chce spędzić z nią życie. Miała wrażenie, że to jakaś choroba i że ktoś stojący z boku mógłby uznać ją za bardzo niekonsekwentną albo nawet niespełna rozumu. W końcu codziennie powtarzała sobie, że relacja z Nadarem dobiegła końca.
Postanowiła zepchnąć to do dalekich zakątków umysłu i skupić się na misji. Tymczasem Król stanął nad taflą i wyszeptał jakieś słowa, których nie rozumiała. Może pochodziły z czasów, gdy młoda Jarosława odrzuciła pruskiego ukochanego.
W wodzie ukazały się sylwetki dwóch kobiet. Pierwszą z nich była oczywiście Jarosława, ale obok niej siedziała wizualnie młodsza kobieta o jasnej cerze i ciemnych, potarganych włosach. Było w niej coś przerażającego, ale zarazem fascynującego.
— To Luba z Mazowsza — wyjaśniła Marzanna. — Kiedyś ją spotkałam. Dość... specyficzna osoba.
— Dziwne, że sprzymierzyła się z Jarosławą — dodał Dalwin. — Wydawało mi się, że jest indywidualistką i nie lubi działać zespołowo.
— Różne są sytuacje. — Wzruszył ramionami Przyboj. — Ale jakoś was znoszę. — Nawinął sobie swoje białe włosy na palec.
— Cicho — poprosiła ich Dziewanna. — Chcemy słyszeć, co mówią.
— Dlaczego właściwie tak uparłaś się na tę Annę? — zapytała Luba Jarę. — Ona nie wydaje się nikim wyjątkowym.
— Jej ojciec mnie irytował. — Jarosława splunęła na podłogę. — Przez lata ludzie w tej wsi mimo przyjęcia krzyża szanowali gusła i przychodzili do mnie ze swoimi sprawami. Ale ostatnio przestali, a on był w tym najgorszy. Zapraszał mnie czasem jako sąsiadkę, ale nigdy nie prosił o żadne rady. Uważał, że to zabobony i ciemnota. W końcu przestał, akurat wtedy gdy urodziła się ta mała. Wiedziałam, że będzie czarownicą, w końcu dwunasta córka, zatem doskonale nadawała się do mojej zemsty. Początkowo myślałam, że mogłaby stać się moją uczennicą, ale była zbyt głupiutka i naiwna, w dodatku ciągle kręciły się przy niej te głupie dziewuchy, Świetlana i Żywia. Więc w końcu doszłam do wniosku, że niech ukarze ją ktoś inny.
— Niby kto? — Luba uniosła brew.
— Król Bełdan, a kto? Początkowo nie byłam zadowolona, że się nią zainteresował. Nie chciałam, żeby ta dziewka dostąpiła nagle jakichś zaszczytów. Potem wierzyłam, że dam radę go sprowokować, by sam pokazał jej, gdzie ma swoje miejsce. Zaczęła się podkochiwać w Eryku Reszke, a jego rodzina jest tak samo okropna, jak Mikołajczykowie. Zatem pozwoliłam tej naiwnej dziewczynie wdać się w awanturę miłosną z trzema mężczyznami i wierzyłam, że Król się wścieknie i sam się ich wszystkich pozbędzie.
Luba uniosła do ust małą figę i przegryzła. Jej wyraz twarzy był obojętny, ale nie przeszkodziło to Jarze kontynuować swojej wypowiedzi.
— Liczyłam, że albo użyje swojej magii przeciwko niej, albo będzie tak rozochocony, że zmusi tę dziewkę, żeby z nim została, a ona będzie błagać mnie o pomoc i zniszczenie go. Ale okazał się równie głupi, jak ona i uznał, że chce okazać jej szlachetność. Zgłupiał na stare lata. — Znowu splunęła.
— Wzruszające — odparła z ironią Luba. — Zatem teraz co chcesz zrobić?
— Najchętniej uderzyłabym w Mikołajczyków i Reszków, ale podejrzewam, że są stale obserwowani. Na razie trzeba im dać spokój, żeby uśpić czujność naszych przeciwników.
— Czyli mamy siedzieć i jeść? Przyjemnie. — Luba wzięła kolejną figę.
— Głupiaś! — Jarosława zazgrzytała zębami. — Mamy jeszcze księdza i pastora, ale to za proste. Zaczniemy od zwyczajnych, zabobonnych mieszkańców, których łatwo będzie przekonać, żeby szukali wsparcia u mnie.
— Na kogo mam się wybrać? — zapytała Luba.
— Będziemy to robić losowo. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś znów nas szpiegował.
— Chyba już dość widzieliśmy. — Król Bełdan pstryknął palcami. Jego głos drżał. Anna bała się patrzeć na jego twarz, bo sam ton przekazywał tyle zdenerwowania i lęku, jakiego nigdy od niego nie czuła. Przecież miał być silną skałą.
— Wiemy niewiele więcej — westchnęła Świeta. — Nie mamy pojęcia, kogo pilnować.
— Będzie dobrze — zapewnił z nagłą gorliwością Gorazd. — Jest nas dużo. Podzielimy się i zaczniemy patrolować całą wioskę.
— Twój zapał jest godny podziwu. — Marzanna spojrzała na niego ze zdziwieniem. — Chyba nie widzę innego wyjścia. Podzielmy się.
Dopiero gdy Anna została sama na swoim ulubionym tarasie, mogła w spokoju zastanowić się nad tym, co usłyszała. Przez całe zebranie skupiała się na obserwowaniu zachowań i reakcji, a myśli zepchnęła na dalszy plan. Teraz miała na to dużo czasu.
Jeszcze niedawno załamałaby się tym, co usłyszała. Przez kilka miesięcy wierzyła, że Czarownica ją kocha i uważa za swoją przybraną córkę. Oczywiście, potem dowiedziała się, że to wszystko było kłamstwem, ale dzisiaj dodatkowo usłyszała, że ta kobieta ma ją za głupią, nienawidzi jej i chce ją skrzywdzić. W pierwszej chwili zabolało ją serce na myśl, ile ludzie mają w sobie hipokryzji i zakłamania, ale nie cierpiała tak, jak mogłaby. W końcu nauczyła się już, że ma wartość i że są istoty, którym naprawdę na niej zależy i się o nią troszczą. Miała nadzieję, że uda jej się odwdzięczyć im za wszystko, co dobre.
Przechyliła głowę i zauważyła, że w drzwiach stoi Miłosz. On zdecydowanie nie należał do grona jej przyjaciół i skrzywił się na jej widok.
— Mój pan pyta, czy może przyjść porozmawiać.
— Oczywiście, że może — odpowiedziała Anna i znów poczuła ból w sercu. Jarosława miała rację w jednym: była naiwna.
Nadar wszedł na taras i teraz w końcu musiała na niego spojrzeć. Miał na sobie ciemnogranatowy kostium, a czarne włosy opadały mu na twarz. Ale teraz nie czuła od niego takiej potęgi i pewności jak zazwyczaj. Ciągle wydawał się poruszony i zmartwiony. Serce zabiło jej jeszcze mocniej, bo przeszło jej przez głowę, że się o nią martwił.
,,Jestem głupia. Głupia młódka" skarciła się.
— Przeszkadzam ci? — spytał cicho.
— Nie, powiedziałabym o tym — odparła Anna. — Coś się stało?
Siedziała na ławce, ale teraz uznała, że to chyba nie przystoi przy władcy, więc szybko podniosła się i zaczęła wygładzać jasnozieloną suknię, którą kupiła ze Świetą i Żywią. Odsłaniała nieco ramiona i szyję, ale Anna szybko przyzwyczaiła się do tego, że tutaj nie zakrywa się tak skóry. Ale gdy poczuła na sobie spojrzenie swojego niedoszłego małżonka, zrobiło jej się gorąco w środku.
— Anno, chciałem tylko, żebyś wiedziała, że nigdy nie uczyniłbym ci żadnej krzywdy. Ta wstrętna stara baba ocenia wszystkich swoją miarą i uznała mnie za jakiegoś potwora. Ale przysięgam, że nigdy bym cię nie zranił ani do niczego nie zmusił. Byłem na ciebie zły, może za bardzo się unosiłem, ale... Nie posunąłbym się do takich rzeczy.
Anna zamrugała energicznie. Z jakiegoś powodu nie spodziewała się poruszenia tego tematu. Myślała, że wszyscy w ich grupie zgadzają się, że Jarosława jest kłamliwa i nie należy jej ufać. Jej nawet przez chwilę nie przeszło przez głowę, że Nadar naprawdę mógłby rzucić na nią jakieś groźne zaklęcie albo do czegoś zmusić.
Ale czy na pewno? Kilka miesięcy temu, po Nocy Kupały, zwierzała się Czarownicy, że boi się, że mógłby wziąć ją siłą. A ona subtelnie wykorzystała jej strach. Zawstydziła się. Nawet go nie znała, a posądzała go o potworne rzeczy. Przez tyle miesięcy miała go za kogoś złego i wyrachowanego, bo Jara tak twierdziła. Nic dziwnego, że Nadar źle się poczuł.
— Anno... — Mężczyzna wyrwał ją z zamyślenia. Sięgnął do jej ręki, ale zaraz się odsunął.
— Ja... Wcale tak nie myślałam! — zawołała Anna. — Już wiem, że ona kłamała. Wiem, że nigdy nie posunąłbyś się do czegoś złego... — Łzy napłynęły jej do oczu. Miała wrażenie, że mimo pozostawania pod wodą, bardzo często tu płakała. — Przepraszam, że kiedyś nie wierzyłam w twoje dobre intencje. Żałuję, że zaufałam tej wiedźmie, nie tobie.
Zarumieniła się, bo zdawała sobie sprawę, jak to zabrzmiało. Nie chciała wyjść na zdesperowaną dziewczynę, która najpierw złamała komuś serce, a teraz błaga o wybaczenie. Ale ogarniała ją potrzeba upewnienia Nadara, że nie uważa już jego uczuć za coś odpychającego i nie powinien się obwiniać.
— Byłaś odurzona — uspokoił ją. — Nie biczuj się.
— Ale jeśli nie dostrzegę własnych błędów, jak mam zmieniać się na lepsze? — odpowiedziała.
Król nagle się uśmiechnął, a ona nieśmiało to odwzajemniła. Miała nadzieję, że już nigdy nie uzna się za winnego wobec niej.
— Nie musisz się zmieniać — stwierdził. — Wszystko z tobą w porządku. I zapewniam cię... że ta baba więcej cię nie skrzywdzi. Masz moje słowo.
Cześć, witajcie w rozdziale :) Liczę, że się Wam spodobał i trochę rozkręcił akcję, jesteśmy już prawie pod koniec.
Jednak dzisiaj nie chcę poruszać tematu tej historii, a Wattpada w ogóle. Może zauważyliście na mojej tablicy, że nasza pomarańczowa platforma w tajemnicy przed użytkownikami zmieniła regulamin, udostępniając go jedynie w części anglo-i hiszpańskojęzycznej. Od teraz zabronione jest opisywanie, nawet w dziełach zaznaczonych jako ,,mature", wszelkich trudnych, kontrowersyjnych tematów (których nazw nawet nie wymienię, żeby mnie nie wyłapali) oraz stosunków między ludźmi niepełnoletnimi, chociaż w większości krajów wiek zgody to 15-16 lat. ,,Czarownica" teoretycznie nie ma takich wątków, ale administracja zastrzegła, że lista nie jest pełna i usuną wszystko, co ,,wzbudzi ich niepokój". Do moderacji wprowadzono AI, więc nie ma możliwości odwołania się i wyjaśnienia kontekstu, tylko wszystko idzie losowo. I niestety, nie jest to straszak. Jedna z moich prac, ,,Wyroki Gwiazd", już została usunięta.
Nie mam zamiaru się poddawać i rezygnować z publikowania na Wattpadzie. Póki mam możliwość, będę to robić. Jednak aby zabezpieczyć swoje teksty i nie stracić kontaktu z Wami, szukam alternatyw. Założyłam ostatnio konto na AO3, opublikowałam tam shota o Medei i mam zamiar na bieżąco przerzucać kolejne moje prace, więc jeśli macie tam konta, możecie dać namiary na siebie. Jest też możliwość swoistego ,,newslettera" czyli przesyłania rozdziałów mailem lub socialami. Będę wdzięczna, jeśli podacie swoje Instagramy czy Discordy. Dajcie znać, co o tym sądzicie. I zabezpieczcie swoje teksty.
Dziękuję za uwagę i do zobaczenia :) Aktualnie pracuję po 9 godzin dziennie i często jestem zmęczona, ale naprawdę staram się regularnie pisać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top