Rozdział trzydziesty dziewiąty. Pożegnanie z Wisunami.
Moja siostra do kąta nie pójdzie
Ani ciebie nie posłucha
Moja siostra w sercu jest dzika
Nigdy nie pozwoli, byś ją związał
Moja siostra do kąta nie pójdzie
Ani ciebie nie posłucha
Korona mojej siostry
Nie zdejmuj jej
Nie zdejmuj jej
Nikt nie ma prawa, by to zrobić
Ona jest piękna
I zdolna
Jest swoją własną królową
I ona to udowodni
Vesna ,,My Sister's Crown"
— Niania? — Ojciec powtórzył przed chwilą usłyszane słowa. — Ale ty, Anno, nigdy za bardzo nie interesowałaś się dziećmi.
— Jak to nie? — obruszyła się Anna. — Przecież mam tyle siostrzeńców!
Wiedziała, że jako młoda, niezamężna dziewczyna nie może po prostu wyjechać sobie z domu bez zgody rodziców. A przecież nie powie im, że poluje na nią miejscowa Czarownica, więc musi ukryć się na dnie jeziora, gdzie rządzi mężczyzna o nieokreślonym statusie ontologicznym, który jeszcze niedawno chciał się z nią ożenić. Wtedy najwyżej zostałaby ukryta w domu wariatów.
— Cóż, racja — przyznał Mikołajczyk. — Ale znowu będziemy za tobą tęsknić...
— Przecież będę pisać! — obiecała Anna. — I odwiedzę was, gdy tylko będę mogła.
Modliła się, by jakieś siły zakończyły sprawę z Czarownicą i by mogła przynajmniej na jakiś czas odwiedzać rodziców i rodzeństwo. Nie mogła ich utracić też, gdy zrozumiała swoje błędy wobec nich i postanowiła być lepsza.
— Myślę, że Anna ma rację — poparła ją matka. — Widać, żenie czuje się dobrze we wsi. Zawsze mówiliśmy, że chcemy dawać naszym dzieciommożliwości. Nie możemy teraz zmieniać zdania
,,Myślałam, że mama najpóźniej da się przekonać. W końcu jestem jej najmłodszą córeczką" pomyślała Anna. ,,Ale podobno matki widzą więcej".
— Za dużo kobiet w domu, zawsze mnie przegłosują — westchnął ojciec. — Ale dobrze. Nie chciałbym wam niczego zabraniać.
Anna uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale serce jej pękało na myśl o rozstaniu i że rodzice nie są w pełni świadomi, na czym będzie polegało.
— Znowu w domu będzie spokój — zadrwiła Małgorzata, ale bez szczególnej złośliwości.
— Dziękuję wam bardzo — zapewniła Anna. Przynajmniej na razie udało jej się uspokoić rodzinę. Jedynie Łucja patrzyła z podejrzliwością.
— Dziękuję, że przekonałaś tatę, mamo — powiedziała Anna, gdy razem z Aleksandrą poszły zamykać kury. — Podejrzewam, że wiele cię to kosztowało.
— Nie będę udawać, że nie — odparła matka i uniosła głowę w niebo. Teraz Anna uświadomiła sobie, że to w nią najbardziej się wrodziła. Miała jej jasne włosy, cerę i niebieskie oczy, chociaż twarz mamy była pełniejsza. Sprawiło jej przyjemność, że zawsze będzie miała część rodziców w sobie. Wcześniej o tym nie myślała. Chyba uważała się za zbyt inną od reszty, nawet swoich najbliższych.
— Przepraszam, że sprawiłam wam tyle bólu. Gdybym mogła, cofnęłabym czas i była lepszą córką.
,,Mama się domyśli, że uważam to za pożegnanie" myślała Anna. ,,Ale nie mogłabym odejść bez jakiegokolwiek wyjaśnienia".
— Każdy popełnia błędy. Jeśli się kogoś kocha, potrafi się dostrzec ich przyczyny — zapewniła matka i objęła ją. — Nie obwiniaj się, dziecko. Rozumiem, dlaczego chcesz wyjechać. Zbyt wiele się zdarzyło... A ty nie pasujesz do Wisun. I chyba nigdy nie pasowałaś.
Uśmiechała się z nadzieją. Anna po raz pierwszy usłyszała, że jej niedopasowanie nie musi być czymś złym. Może wcale nie jest dziwadłem i wyrzutkiem? Może po prostu nie jest taka sama jak inni mieszkańcy wsi.
— Dziękuję, mamo — powiedziała. — Kocham cię.
Gdy wróciła do środka, w pokoju sióstr była tylko Łucja. Czesała włosy przed lustrem i nie zwracała uwagi na siostrę.
— Jesteś na mnie zła? — spytała Anna.
— Dziwisz się? — odparła Łucja. — Byłyśmy kiedyś sobie najbliższe, a teraz o wszystkim, co dotyczy ciebie, dowiaduję się ostatnia.
— Piotrek zaproponował to tak nagle... Sama dowiedziałam się przed chwilą — zapewniła Anna. Cieszyła się, że tylko częściowo jest to kłamstwo.
— Ale już wcześniej ukrywałaś przede mną wiele rzeczy... Dlaczego, Anno? Czemu mi nie ufasz?
Anna nie odpowiadała. Nie chciała się krygować i udawać, że nie wie, o co chodzi. Łucja była prostoduszna i słodka, ale nie naiwna i nie zasługiwała na postrzeganie jej w taki sposób. Ale nie mogła wyznać jej prawdy. Co prawda, Marzanna i Dziewanna nie ustaliły z nią żadnych konkretnych zasad, ale domyślała się, że nie wypadało rozpowiadać o magii każdemu człowiekowi. Poza tym Łucja zawsze kierowała się rozsądkiem i prawdopodobnie uznałaby ją za obłąkaną.
— Musisz mi uwierzyć, że to nic złego i nie chcę cię ranić. Proszę... — Spojrzała na siostrę błagalnie.
— Chcę ci wierzyć. Ale... coraz trudniej mi być tą rozważną i o silnym charakterze... — wyznała Łucja, a usta jej drżały. Annie zrobiło się wstyd, że sama przed chwilą tak ją określiła. Podeszła do siostry i próbowała ją objąć, ale Łucja się odsunęła.
— Teraz ty mi wybacz i uwierz, że nie chcę być dla ciebie niemiła, ale potrzebuję czasu.
Jarosława siedziała na krześle i wpatrywała się w drzwi chatki. Znowu była wycieńczona i zmęczona po użyciu mocy. Wykorzystała tyle sił, by przekląć Annę, ale okazało się, że przez to utrudniła sobie dalszą walkę z nią.
,,Ale kto by się spodziewał, że ona mnie przejrzy? Całe życie była taka naiwna i głupiutka" myślała z pogardą. ,,Chociaż właściwie nią po prostu łatwo manipulować. Król Bełdan wmówił jej, że ją kocha i jest taka wyjątkowa, a Marzanna i Dziewanna, że coś znaczy".
Drzwi otworzyły się i do środka weszła niska kobieta o bladej cerze, wykrzywionej twarzy i potarganych ciemnych włosach.
— Czy to ty jesteś Jarosława, słynna Czarownica znad Bełdan? — Padło pytanie.
— Tak, ja. — Jara starała się ukryć słabość w głosie. — A ty jesteś Luba, dziwaczka z Mazowsza.
— Mogę stąd pójść, jeśli chcesz mnie obrażać — odgroziła się druga czarownica.
— W moich ustach to komplement. Usiądź. — Jarosława wskazała na drugie krzesło. — Jako jedyna odpowiedziałaś na moje wezwanie. Każdy inny jest zajęty swoimi lokalnymi sprawami.
— Lubię wyzwania, więc postanowiłam zmierzyć się z Marzanną i Dziewanną. I mam nadzieję, że mnie nie okłamałaś i rzeczywiście magia jest tu zagrożona — zapowiedziała Luba i zajęła miejsce. — Nie zajmuję się głupotami.
— Niedługo przeżyjesz szok. Tu są aż dwa odłamy chrześcijaństwa. Do tego kapłan jednego z nich chodzi po wsi i opowiada, jak to wszystkie nasze zwyczaje to zabobony, które szerzą ciemnotę. Okropny człowiek. Nienawidzę go. — Jara splunęła na podłogę.
— Dobrze, pomogę ci. — Luba splotła ręce. — Ale ostrzegam. Swoje prywatne animozje załatwiasz sama. Ja pomagam tylko wtedy, gdy widzę potrzebę.
— Przynajmniej w jednej sprawie możemy odetchnąć z ulgą — powiedziała Nene, rozpuszczając włosy przed lustrem. — Wszyscy uwierzyli w twoją wersję.
— Wolałbym przekonywać ludzi do czegoś innego, ale trudno — odparł Piotrek. Nawet się uśmiechał. — Cieszę się, że Anna będzie już bezpieczna.
— Od Czarownicy! — krzyknęła nagle Helena i uderzyła ręką o stolik. — Przecież ona trafi prosto w łapy tego ich Króla Bełdan... Ale przysięgam, że jeśli on tknie ją choćby małym palcem bez jej zgody, to go zabiję i nie interesuje mnie, czy jest śmiertelny czy nie!
Po raz pierwszy od dawna mogła porozmawiać o tej sytuacji z kimś, kto nie był Anną. Siostrę musiała chronić, a Piotr był mądrym, dojrzałym człowiekiem i chciał jej wysłuchać. Nie wiedziała, jakim cudem zasłużyła na tyle dobroci, nie chciała jej nadużywać, ale tą sprawę musiała z siebie wyrzucić.
— Czy on naprawdę jest taki niebezpieczny? — spytał jej mąż.
Nene usiadła obok niego na łóżku. Światło księżyca padające przez firanki do sypialni wydawało się idealnym tłem do takiej rozmowy.
— Nie wiem. Więził Eryka i Konrada, co chyba nie świadczy o nim dobrze. Anna mówiła mi, że początkowo był bardzo zaborczy wobec niej i przekonany, że on wie, co jest dla niej dobre. Teraz podobno się zmienił i zapewnia, że niczego od niej nie wymaga i z niej zrezygnował. Anna jest pewna, że on o niej zapomniał, ale ja w to nie wierzę. Rozmawiałam raz z nim. On naprawdę coś do niej czuje... Coś mocnego...
Spuściła wzrok. Czuła się dziwnie, rozmawiając o uczuciach z Piotrem, nawet jeśli był jej mężem od kilku lat.
— To na początku rzeczywiście jest nieco straszne — przyznał on. — Ale jako pastor muszę dawać ludziom szansę i wierzyć, że mają w sobie dobro. Może on rzeczywiście kocha Annę i potrafiłby ją chronić...
— To nie człowiek! — zaprotestowała Nene. — Nie spodziewałam się, że ty, kapłan, będziesz bronił kogoś takiego...
— Nie wiem, kim on jest. Nie znam się na słowiańskich bóstwach. — Wzruszył ramionami Piotrek. — Staram się przystosować do tego, co przede mną postawiono. A nawet jeśli ten wasz Król nie jest człowiekiem... Chyba nadal jest mężczyzną. Pewnie mamy coś wspólnego.
Nene zarumieniła się. Domyślała się, o co chodzi Piotrkowi. On i Król rzeczywiście mieli wspólne cechy, nawet jeśli jej małżonek był zdecydowanie łagodniejszy i bardziej szlachetny. Zakochali się w kobietach, które nie odpowiadały na ich uczucia, ale wykorzystały je do własnych celów. Musieli uporać się z odrzuceniem, cały czas mając tę osobę przy boku. Aczkolwiek Anna chyba była przekonana, że nie wróci do Króla... a przynajmniej próbowała się do tego przekonać. Ona z kolei coraz częściej zastanawiała się, czy nie zapytać Piotrka o jego emocje i czy jest jeszcze dla nich szansa. Czy mogliby poznać się od nowa.
— Sama nie wiem, co o tym myśleć. Jeśli Anna odwzajemnia jego miłość, oczywiście nie będę stawać im na drodze... Postępowanie wbrew sobie nie jest dobre. Sama nie wiem, co myśleć i czuć. Nigdy nie umiałam — przyznała ze wstydem. — Uważałam siebie za tą dojrzałą i mądrą, ale przez większość czasu nie wiem, co robić i popełniam błędy.
Piotr chyba odczytał do jako skruchę, bo odważył się objąć delikatnie jej plecy. Dotykali się teraz tak rzadko, że gdy już to następowało, od razu drżała i czuła się, jakby dopiero poznawali swoje ciała. Nie uwierzyła już w cudowne uduchowienie jak Anna. Była człowiekiem z krwi i kości. Czasem do bólu tęskniła za bliskością i intymnością z drugim człowiekiem.
— Mogę ci jakoś pomóc? — szepnął Piotrek do jej ucha.
,,Możesz mnie na przykład pocałować?" pomyślała od razu Nene i zastanawiała się, czy powiedzieć to na głos, gdy do pokoju wbiegła mała Tereska i spytała:
— Mamo, tato... Mam złe sny. Mogem z wami spać?
Jej rodzice od razu odsunęli się od siebie. Nene zerwała się z łóżka i wzięła córkę na ręce.
— Oczywiście, skarbie. Położysz się teraz z tatą, a ja umyję twarz i zaraz do was dołączę.
— Znowu mamy kłopoty. — Marzanna usiadła na trawie przy jeziorze. Najwidoczniej boginie nie musiały martwić się o przeziębienia.
— Cóż znowu? — spytała Nene. — Chyba nie możemy być już w gorszej sytuacji.
— Możemy — odparła Dziewanna. — Teraz mamy więcej wrogów.
Tym razem siostry Mikołajczyk spotkały się tylko z boginkami oraz Świetlaną i Żywią. Miały ustalić szczegóły ,,przeprowadzki" Anny na dno jeziora. Nie spodziewały się, że zostanie tu poruszony jakikolwiek inny temat.
— Czy to ma związek z tymi duszami? — Anna aż zazgrzytała zębami.
— Na szczęście, nie. One wróciły tam, skąd przyszły — uspokoiła ją Marzanna. — Ale Jarosławie udało się telepatycznie skontaktować z czarownicami z innych krain... Znaczy, krain spoza Mazur — dopowiedziała. — Jedna z nich, niejaka Luba z Mazowsza, odpowiedziała na jej wezwanie i przybyła tu, by jej pomagać.
— Na szczęście, nie. One wróciły tam, skąd przyszły — uspokoiła ją Marzanna. — Ale Jarosławie udało się telepatycznie skontaktować z czarownicami z innych krain... Znaczy, krain spoza Mazur — dopowiedziała. — Jedna z nich, niejaka Luba z Mazowsza, odpowiedziała na jej wezwanie i przybyła tu, by jej pomagać.
— Myślałam, że ona jest tak potężna, że nie potrzebuje pomocy — przyznała Helena.
— Po użyciu tylu potężnych, nienaturalnych czarów jest osłabiona — wyjaśniła Marzanna. — Luba może nie władać tak silną magią, ale jest w lepszym stanie.
Anna westchnęła. Ta wiadomość nawet tak bardzo jej nie przestraszyła. Chyba już przywykła do tego, że jej życie zawsze będzie naznaczone magią. I że ktoś ciągle ma coś przeciwko niej.
— A ta Luba też ma powód, by nas nie lubić? — Odważyła się tylko zapytać.
— Pewnie ma takie same zdanie co Jara: że jest jedyną strażniczka starej religii i ma prawo wszystkich pouczać. — Machnęła ręką Żywia. — Nie wiem, czemu tak się nią martwicie. I tak mamy przewagę liczebną.
— To prawda — przytaknęła Dziewanna. — Ale nie należy lekceważyć przeciwnika. Dlatego Anna jak najszybciej powinna ukryć się w jeziorze. Czy dwa dni wystarczą wam, by wszyscy w okolicy uwierzyli, że wyjeżdża?
Anna pokiwała głową, chociaż bolało ją serce. Liczyła, że jeszcze przez jakiś czas będzie mogła nacieszyć się rodziną i pożegnać z nimi, zwłaszcza że nie wiedziała, kiedy znowu ich zobaczy i czy w ogóle. Ale rozumiała, że jej obecność narażała jej bliskich, którzy pewnie woleliby ją żywą, ale daleko, niż martwą.
— Dostosuję się do was — obiecała. — Wiem, że sprawiam dużo kłopotów.
— Dziękujemy. Postaramy się ci to wynagrodzić. — Uśmiechnęła się delikatnie Marzanna. — Teraz wyjaśnimy ci, jak bezpiecznie znaleźć się w jeziorze.
Łucja wiedziała, że Anna oczekiwała od niej zaufania i uszanowania jej decyzji, ale w praktyce nie było to takie łatwe. Siostra narobiła tyle bałaganu, wywołała konflikty w wiosce, a teraz znowu znika? Teoretycznie rozumiała, że po ostatnich przygodach Anna nie czuje się dobrze w Wisunach i chce spróbować szczęścia gdzie indziej, ale jakiś wewnętrzny głos mówił Łucji, że prawda jest bardziej skomplikowana.
Dlatego gdy po śniadaniu Anna znowu wymyśliła jakiś pretekst, by wyjść z domu, jej siostra odczekała chwilę i podążyła za nią. Znała Wisuny jak nikt inny, wiedziała, jakie ścieżki obierać, by mieć oko na siostrę, ale bez zwrócenia na siebie uwagi. Anna doszła do domu Nene, co wzbudziło w Łucji smutek. Zawsze to ona była jej najbliższa i nie rozumiała, dlaczego Anna teraz tak lgnie ku Helenie i tylko z nią spędza czas. Dziewczęta jednak nie zniknęły na plebanii a udały się w dalszą drogę. Łucja obawiała się, że Nene zauważy jej obecność znacznie łatwiej niż Anna, dlatego schowała się za krzakami i patrzyła, w którą stronę siostry idą. Jeśli się nie myliła, zmierzały ku jezioru Bełdany.
Odczekała chwilę, by Anna i Nene zniknęły jej z oczu, a potem sama ruszyła ku jezioru. Na brzegu zastała jedynie kilku rybaków. Jeden z nich zwrócił jej uwagę, że nie powinna się tu zapuszczać sama.
— Nie każdy mężczyzna ma honor, a panienka taka ładna...
— Nie wypada mi tego słuchać — ucięła krótko Łucja, chociaż zrobiło jej się trochę słabo. Postanowiła jednak, że nie da się zastraszyć i na pierwszym miejscu postawi dobro Anny.
Była prawie pewna, że jej siostry poszły nad jezioro. Najwidoczniej jednak zaszyły się na jakimś odległym brzegu, gdzie mało kto się zapuszczał. To pasowało do Anny, ona lubiła chodzić swoimi drogami. Rozmowa z rybakiem nieco przestraszyła Łucję, ale szła dalej, dopóki jej oczom nie ukazały się Anna i Nene.
Stały przy jeziorze i... rozmawiały, ale przez większość czasu nie patrzyły na siebie, a w dal. To jeszcze było dość zwyczajne, ale z urywanych słów miała wrażenie, że mówią jeszcze do kogoś innego.
,,Czy one zwariowały?" pomyślała Łucja. Nie mogła już dłużej się chować i czekać. Napięcie za bardzo ją rozsadzało. Wybiegła zza drzewa, gdy Anna mówiła przed siebie:
— Zrobię wszystko, co mówicie.
— Kto mówi? — zawołała Łucja, zanim siostry zdążyły zareagować na jej obecność. — Poza wami nikogo tu nie ma.
— Łusiu! — Nene spojrzała na nią z troską. — Co tu robisz? Wracaj do domu.
— Nie! — zaprotestowała. — Nigdzie nie pójdę, dopóki nie dowiem się, co wy wyprawiacie i dlaczego mówicie... do jeziora!
— Łucjo, prosiłam cię kilka razy, żebyś mi zaufała i nie wypytywała — przypomniała Anna. Jej niebieskie oczy patrzyły tak spokojnie i głęboko, jakby same składały się z wody.
— Wiem... Ale mam dość! Mam dość tego, że uważacie, że jestem taka miła i niewinna, więc można mnie zmusić do wszystkiego, nie potrzeba mi żadnych wyjaśnień... Ja też się martwię i mam emocje!
Od dawna nie czuła w sobie tyle gniewu, żalu, strachu... Tyle uczuć. Od dawna spychała je wszystkie i starała się być tylko spokojem i łagodnością. Ale gdzieś w jej głębi tkwiła lawa.
— Dobrze, nie chcemy się mieszać w wasze konflikty rodzinne. — Usłyszała kobiecy głos. — Chyba ta panienka też potrzebuje wyjaśnień.
Nagle na brzegu zauważyła jeszcze cztery kobiety. Jedna była ciemnowłosa i ubrana w czarną długą suknię, druga ruda i uśmiechnięta, pozostałe miały czarne włosy, w tym jedna mokre, i ubrały się jak za czasów średniowiecza.
— Co... Co tu się dzieje... — Łucji zakręciło się w głowie i musiała złapać się drzewa.
— Macie do niej zaufanie? — Najwyższa czarnowłosa zerknęła na Annę i Nene.
— Zawsze miałyśmy — wydukała Anna. — I chyba... Łucja ma rację. Okłamywałam ją tak długo, a to ona od urodzenia była dla mnie największym wsparciem.
— Zatem dobrze — westchnęła nieznajoma. — Proszę, usiądź. — Wskazała Łucji pieniek drzewa. — To będzie długa historia i może cię bardzo... zaskoczyć.
Łucja usiadła i ,,zamieniła się w słuch". Nieznajoma przedstawiła się jej jako Marzanna i zaczęła opowieść, która z każdą sekundą stawała się coraz bardziej dziwna i niepokojąca.
Nie mogła w to uwierzyć. Oczywiście, zauważała, że wokół Anny dzieją się rzeczy, które trudno wyjaśnić, ale nie mogło to mieć nic wspólnego z magią i słowiańskimi bóstwami, bo takie rzeczy nie istnieją. Jej siostra po prostu została zmanipulowana przez grupę jakichś fanatyków, którzy chcieli odciąć ją od rodziny. Aż dziwne, że Nene, żona pastora, która powinna starać się przybliżać Boga, też dała się na takie coś nabrać.
— Ja... To wszystko bajki! — stwierdziła na końcu. — Anno, nigdzie z nimi nie idź, przecież one cię utopią w tym jeziorze.
— Mogłam się spodziewać. — Helena potrząsnęła głową. — Nie powinnyśmy cię w to wciągać.
— Przecież to jest jakieś szaleństwo! — krzyknęła Łucja. — Jak możesz pozwalać Annie na coś takiego?
Miała wrażenie, że tylko ona myśli tu jak normalny człowiek. Siostry i ich ,,znajome" wpatrywały się w nią z bezbrzeżnym spokojem, jakby to była ich codzienna dyskusja. Anna zawsze trzymała się z boku i lubiła rzeczy wyróżniające się, ale Łucja nie spodziewała się, że da się wciągnąć w jakąś... jakąś sektę.
— Dobrze, chyba jest jedyny sposób, żeby ją przekonać. Trzeba było przejść do tego od razu — ziewnęła ta dziewczyna z mokrymi włosami. Uniosła dłoń w stronę jeziora. Po chwili nad wodą uformowała się duża, błyszcząca bańka. Dziewczyna przesuwała rękę, a bańka podążała za nią. Gdy zgięła pięść, pękła.
— Och... — wykrztusiła Łucja. — Czy ja też szaleję?
— Nie bardziej niż inni — uspokoiła ją ruda kobieta i nachyliła się nad nią. Też wyglądała jak ze średniowiecza w prostej białej sukni przepasanej sznurkiem, ale z jej jasnych oczu biło jakieś ciepło, które przekonywało, że nie byłaby zdolna do uczynienia nikomu krzywdy. — Przemyśl to sobie i wycisz się. Ale pamiętaj, że twoje siostry nigdy nie chciały cię skrzywdzić.
Łucja pokiwała głową. Mogła wierzyć w fanatyczne grupy odnawiające religię Słowian i tłumaczyć tym pewne rzeczy... ale nie umiała przekonać samej siebie, że to, co zobaczyła, było jakąś sztuczką. Drżała i było jej zimno, zwłaszcza że to znaczyło, że pozostałe rzeczy też były prawdą. Klątwa rzucona na Annę, niebezpieczeństwo, które czyhało na jej rodzinę i przyjaciół, moce Czarownicy... Jeśli w to uwierzy, już zawsze będzie się bała o siebie, rodziców, siostry, Luizę, Eryka... Ale może tylko ta gromadka pomaże jej ukoić strach.
— Trochę wam wierzę — odparła. — Ale na razie nie mam siły o tym rozmawiać.
— Będziemy mieli na to dużo czasu — zapewniła Marzanna. — Może nawet nam pomożesz, o ile oczywiście zechcesz.
Łucja nie odpowiadała, bo próbowała układać w głowie różne fakty. To, co usłyszała, było szalone, ale wyjaśniało wcześniejsze zdarzenia. Anna i Eryk nie chcieli już być razem, bo ich miłość stanowiła wynik magii, nie narodziła się samoistnie. Bracia Reszke zniknęli tak nagle, bo byli na dnie jeziora. Może nawet Czarownica prawie zabiła Luizę, bo była córką pastora...
— Łusiu... — Usłyszała głos Anny. — Gniewasz się?
— Nie wiem. — Pokręciła głową Łucja. — Nie wiem, co mam czuć.
Anna przysiadła obok niej i przytuliła ją lekko.
— Mam nadzieję, że kiedyś dasz radę mi wybaczyć.
Dwa dni Anna spędziła na pakowaniu się, praktycznie nie wychodząc z domu. Domyślała się, że większość jej prywatnych rzeczy w jeziorze na nic się nie przyda, ale musiała przynajmniej zachować pozory. Na szczęście, Łucja, chociaż nadal trzymała dystans, przychylała się teraz do jej wersji i pomagała jej rozplanować wszystko tak, by nie budzić podejrzeń.
Po dwóch dniach wstała rano, wzięła walizkę i wyszła przed dom. Czekała na nią Helena.
— Piotrek czeka na nas pod plebanią — skłamała gładko. — Zawiezie Annę na dworzec.
Dzień wcześniej Anna pożegnała się z pozostałymi siostrami. Chciałaby móc zrobić to dłużej i z większą uczuciowością, ale wtedy wszyscy uznaliby to za podejrzane. W końcu w teorii nie wyjeżdżała na zawsze. Wiele rzeczy musiała pozostawić niedopowiedzianych i mieć nadzieję, że kiedyś zdoła nadrobić stracony czas.
— Czy ktoś z nas nie mógłby z wami pojechać? — spytał ojciec. — Nacieszylibyśmy się Anusią.
— Piotrek bardzo się śpieszy, przepraszam, tato — ciągnęła swoją grę Nene. — Anna na pewno napisze do was tak szybko, jak to możliwe.
— Tak, tak — obiecała Anna. Przynajmniej tak mogła zachować więź z rodzicami.
— W takim razie daj się ostatni raz przytulić — poprosił Mikołaj i przygarnął ją do serca. Po chwili dołączyła do nich matka.
,,Miałam naprawdę kochających rodziców. Szkoda, że nie umiałam tego docenić" pomyślała Anna. ,,Myślałam tylko o mojej brzydocie. Wszystko zepsułam. Chciałabym cofnąć czas".
Po jakimś czasie rodzice w końcu ją puścili. Ojciec był zaczerwieniony, a matka miała mokre oczy. Oni chyba też czuli, że wiele miedzy nimi pozostało niewypowiedziane.
,,Boże, wiem, że nie postępuję do końca jak chrześcijanka, ale jeśli istniejesz i jeszcze mnie trochę kochasz, proszę pozwól mi kiedyś się z nimi zobaczyć" pomodliła się w duchu.
— Czasem mnie denerwowałaś. Nawet często. — Małgorzata przerwała jej przemyślenia. — Ale trochę będzie mi ciebie brakować. Z tobą w tej wsi zawsze było ciekawie.
— Jak wieś nasyci się nudą, to wrócę. — Anna mimowolnie się zaśmiała. Chciałaby też kiedyś móc naprawdę zaprzyjaźnić się z Małgosią.
Teraz zerknęła na Łucję. To ona była jej najbliższa, była jej przyjaciółką przez tyle lat, a ona pozwoliła, by ich więź osłabła. Dobrze, że przynajmniej Łusia zdążyła poznać prawdę. Może będą mogły się ukradkiem widywać.
— Będę tęsknić — szepnęła tylko. Nie miała sił na wielkie wyznania i nie uważała też, by miała prawo oczekiwać ich od siostry. — Kocham cię.
Łucja patrzyła na nią przez chwilę, aż w końcu wyciągnęła ręce i przytuliła ją mocno.
— Ja też cię kocham, moja mała siostrzyczko.
Anna odwzajemniła uścisk, pragnąć przyjąć do siebie i zapamiętać całe ciepło i czułość, jakie pochodziło od Łucji.
Witajcie w kolejnym rozdziale :) Dosyć przejściowy, ale ważny. Za to od następnego ruszamy z grubej rury, bo jesteśmy na dnie jeziora ;)
Luba to postać, którą wymyśliłam na poczekaniu, bo ciężko się pisze sceny z Jarą, gdy ta nie ma do kogo mówić XD Mam nadzieję, że wyjdzie równie fajna jak Miłosz.
Mam nadzieję, że się Wam podobało i do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top